środa, 14 lutego 2018

XXIII - Co ukrywa Izela?

– Jakie wieści? – Izela przepytywała Artura, który kursował teraz regularnie, trzy razy dziennie, pomiędzy Domem a Akademią. 
– Hitch wrócił, pojawiła się też jego siostra – streszczał Artur – planują też poszukać księgi, w której ma być teoretycznie opisane w jaki sposób pokonać Światło i Mrok, a poza tym Nareb przesyła gorące pozdrowienia.
Na policzkach blondynki pojawiły się lekkie rumieńce. 
– Odpowiedz mu następnym razem tym samym. – Położyła dłoń na brzuchu. – Możesz przekazać, że Weira gdzieś się zapodziała. I to razem z uczniem. U nas poza tym nic nowego. 
Artur skinął głową, opuszczając pomieszczenie. Zatrzymał się w progu i spojrzał na Izelę.
– Nie chcę się wtrącać, ale powinnaś odpocząć. Jesteś blada – powiedział.
– To tylko niewyspanie – odpowiedziała szybko. – Kiedyś się wyśpię. 
– Wiesz co robisz. – Artur wzruszył ramionami i zamknął za sobą drzwi. 
Izela opadła na krzesełko stojące przy biurku. Miała coraz większe problemy ze skupieniem się. Myślami wracała do Brena, zżerało ją poczucie winy. I nie mogła poradzić nic na to, że nadal stanowczo zbyt dużo razy wspominała niebieskie oczy Nareba. 
Dłoń ponownie powędrowała do brzucha. Chwilę pobłądziła po nim w górę i w dół, a potem dziewczyna sięgnęła do szuflady, by zająć się rozplanowaniem zajęć na kolejne dni. Nacisnęła rysikiem ołówka na kartkę, a on się złamał. Westchnęła. Nie dość, że myśli uciekają tam, gdzie chcą, to jeszcze ma problemy z kontrolowaniem własnej siły. Musi wziąć się w garść. Zbyt wiele od niej zależało. 
– Dlaczego cię tu nie ma? – zapytała, kierując pytanie w przestrzeń.

W drodze powrotnej z bagien Miz znów bawił się transformacją, biegając wśród drzew, a ja czułam się lekka jak nigdy dotąd. Mięśnie napinały się, krok był sprężysty – bycie Cieniem to coś niesamowitego. Z błogością przywoływałam smugi ciemności między palcami, pozwalałam im gładzić swoją skórę; to było cudowne. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałam pozbyć się pierwiastków Wielkiej Dwójki w naszych rasach – kochałam być Dzieckiem Mroku. 
– Powiem ci, że narobiłaś niezłego bałaganu – stwierdził Miz, zrównując ze mną krok. 
– O czym mówisz? – zdziwiłam się, nie rozumiejąc do czego zmierza. 
– Rozpoczęłaś krucjatę przeciwko tym, którzy nas stworzyli – mówił, wyliczając na palcach – a wcześniej nasze walki miały miejsce tylko, kiedy któraś z ras pojawiała się tam, gdzie nie powinna. Owszem, ja mam swoje odchyły, bo was nienawidzę do szpiku kości, ale przyznaj sama... – Zaśmiał się niepokojąco. – Odkąd zaczęłaś tę swoją dziwną kampanię jest tylko gorzej. Cienie i Kolce już nie walczą ze sobą, bo chcą, ale dlatego, że muszą. Rozpoczął się masowy powrót zmarłych, co wcale nie jest wspaniałą sprawą. 
– Wydawało mi się, że lubisz Glenę – przerwałam mu. – Czyżbym się myliła?
– Oj, wiadomo, że zdarzają się niewielkie plusy całej sytuacji. – Przewrócił oczami. – Ale pomyśl o tym z szerszej perspektywy, to zrozumiesz o co mi chodzi. Wcześniej zdarzały się związki międzygatunkowe. To chyba trafne określenie. Ja jestem dowodem na jeden z nich – urwał. – Nie były może najlepszym pomysłem, ale przyznaj: sama doprowadziłaś do tego, czego chciałaś uniknąć. Czy to nie ironiczne? – Zmusił mnie to zatrzymania się, stając przede mną. – Gdybyś nie wypowiedziała oficjalnej wojny, wszystko byłoby normalnie. Każdy z nas kocha być tym, kim jest. Po co to zmieniać?
– Nie będę nawet komentować tego, co mówisz. Wybijaliśmy się nawzajem i ty uważasz, że... – Czułam jak krew zaczyna buzować w moich żyłach.
– A możesz nie pyskować chwilę? Serio, byłaś o wiele ciekawsza, gdy milczałaś. – Uniósł palec do góry. – Wzięłaś się za coś, czego nikt z nas nie rozumie. Stworzyłaś coś, z czego nie da się wybrnąć. Sądzisz, że w jakiejś książce będzie podany przepis opisujący antidotum na coś, czego nigdy nie powinno być? – Wskazał na mnie. – Mogłaś nie działać pochopnie. A teraz wybacz, ale zmykam do swoich. Pewnie trafisz do Domu.
Zostawił mnie w środku lasu. Stałam dłuższą chwilę analizując to, co Mizar właśnie do mnie powiedział. A najgorsze w tym wszystkim było to, że miał całkowitą rację.
Usłyszałam cichy szelest. Rozejrzałam się dookoła, jednak nikogo nie zauważyłam. Być może był to spadający liść, albo Miz postanowił wrócić, by zafundować mi kolejną przemowę. O obie te rzeczy nie dbałam. Im szybciej znajdę się w Domu, tym lepiej. Zamiast znów podróżować z Wilkiem wybiorę się ponownie do wieży z kimś innym. Zabiorę na przykład Kaska, skoro i tak pewnie wie, co kombinuję. Przez chwilę pomyślałam o Izeli, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Ostatnio nie była zainteresowana współpracą ze mną. I w sumie jej się nie dziwiłam. 
Kolejny dźwięk usłyszałam znacznie bliżej siebie. Złamana gałązka. Mizar poruszał się raczej bezszelestnie. Moje brwi powędrowały ku sobie a ja przystanęłam, nasłuchując. Starałam się zlokalizować kierunek, z którego pochodziły dźwięki. Kiedy liść spadł na moje ramię wyciągnęłam instynktownie saksę. Gdy ją chowałam sama nazwałam siebie śmieszną. Przecież jestem w lesie. Żyją tu różne stworzenia. Mogą wydawać dźwięki. 
Mimo to czułam się obserwowana. Ktoś lub coś szło za mną i się zbliżało. Starało się być niezauważone. W pewnej chwili usłyszałam brzęknięcie, a w następnej poczułam ostry ból w ramieniu. 
– Cześć, Mentorko. – Kasek uśmiechał się, przekręcając swoją skasę w moim ciele. – Chyba nie sądziłaś, ze odpuszczę?
Tym prostym ciosem unieruchomił mi prawą rękę na dłuższy czas. Sama go tego uczyłam: Przetnij ścięgna. Nim się zregenerują, będziesz mieć sporo czasu. Ale nigdy nie zauważyłam, by Kasek tak dobrze potrafił się skradać.
Lewą ręką sięgnęłam po nóż, czego się spodziewał. Oczywiście. Znał moje chwyty, przekazywałam mu je. Ostrze nie zagłębiło się między jego żebrami, a napotkało na saksę. W następnej chwili zdążył wyprowadzić cios w mój brzuch, ale udało mi się odskoczyć. Nie dość szybko, cięcie trafiło mnie w biodro. Nie wiedząc, co mam zrobić, by wyrwać się z kaskady ciosów, jakimi mnie zasypywał, a które ledwo odparowywałam nożem, postawiłam wszystko na jedną kartę. 
Wbiłam piętę w jego stopę, przez co zyskałam chwilę na oddalenie się od niego. Że też nie spodziewał się tej prostej sztuczki. Ostatnio również zadziałała. Lewa ręka nie była tak precyzyjna jak prawa, ale musiałam działać szybko. Wyrzuciłam w jego kierunku nóż, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że uda mu się zrobić unik. To dawało mi jednak możliwość wyjęcia saksy, a zawsze lepiej mieć dłuższe ostrze. Wyrzuciłam w jego stronę wiązkę mroku, która odepchnęła go. Wiadomo, gdyby był Kolcem, zyskałby jakieś obrażenia. Jedynie impet uderzenia był atutem. Podziękowałam w myślach Brenowi za pierścień – gdyby nie on, moc byłaby zbyt mała, by zdziałać cokolwiek. 
– Miz! – krzyknęłam desperacko, gdy Kasek zaczął zadawać kolejne, na szczęście rytmiczne ciosy. Nie nauczył się jeszcze wykonywać nieprzewidzianych wypadów. 
Szczęk stali musiał nieść się daleko po lesie. Czy Wilk ruszy mi na pomoc? Musiał słyszeć co się dzieje. I dlaczego Kasek rzucił się na mnie? Nie był to trening. Walczył, by zabić. 
Czarna sylwetka pojawiła się w momencie, gdy ręka odmawiała już posłuszeństwa. Zablokowała cios, którego za nie miałabym szans zatrzymać, a skończyłby się zapewne gdzieś w mojej krtani. Mój wybawiciel był sprawny, a coś w jego ruchach wydawało się znajome... Odepchnął mnie, gdyż Kasek nadal uparcie starał się dokończyć dzieło. Przewracając się uderzyłam głową w wystający z ziemi korzeń, co lekko mnie zamroczyło.  Mimo to czułam ogromną ulgę. Zapach upewnił mnie w moich podejrzeniach. Na pomoc przybył Samel.

Walka była w pewnym stopniu zabawna. Stwierdziłam to, gdy obserwowałam, już w pozycji stojącej jej przebieg, uznałam że moja pomoc będzie zbyteczna. Nie chowałam saksy, wolałam mieć ją w pogotowiu, bo nigdy nic nie wiadomo, ale pojedynek tej dwójki wyglądał jak zabawa kota z upolowaną myszą. Samel wykonywał niewiele, za to niezwykle precyzyjnych ruchów. Wydawał się wręcz znudzony. Walczył jedną ręką, drugą trzymając za plecami, jego stopy nawet nie zmieniały pozycji. Kasek za to wymachiwał saksą i nożem próbując coraz to innych uderzeń, które za każdym razem zostawały odepchnięte. W końcu starszy Cień chyba stracił cierpliwość, gdyż zakończył walkę cięciem w brzuch – zbyt płytkim, by było śmiertelne, ale na tyle głębokim, by mój uczeń długo nie mógł się pozbierać.
– Nic ci nie jest – podeszłam do Samela, przykładając dłoń do jego twarzy. Nagle wszystko, co tak strasznie mnie gnębiło przed jego wyjazdem straciło znaczenie. Miałam ochotę go przytulać, całować...
– Nie można powiedzieć tego samego o tobie. – Jego dłoń wylądowała na mojej, chwilę tam pozostając. – Dałabyś się zabić temu pajacowi? – Skinął głową w kierunku Kaska, który zwijał się z bólu kilka kroków od nas. – Co się z tobą dzieje?
– Zaskoczył mnie – mruknęłam kompletnie rozkojarzona. Odsunął moją dłoń od swojej twarzy. 
– Weiro... – zaczął, ale nagle rozmyślił się, uderzając w inny ton. – Zabierzmy go do Domu, zaatakował nie bez powodu. A tobie przyda się chyba kilka szwów.
– Szwów? – powtórzyłam za nim bezmyślne, a on uśmiechnął się do mnie krzywo.
– Na to tutaj. – Dotknął palcem rozcięcia na moim ramieniu. – I tutaj. – Tym razem opuszek musnął biodro. 
– Gdzie byłeś? Co się stało? Szukali cię...– mówiłam, ale mnie uciszył. 
– Pogadamy później. Będzie na to czas. Poza tym bardziej mnie interesuje to, co ty wyrabiasz w środku lasu z Mizarem. 
Samel w okamgnieniu uderzył rękojeścią skaksy w głowę Kaska, który natychmiast znieruchomiał. 
– Sztuczka De – wyjaśnił. – Myślę, że możesz opowiedzieć mi o swojej nowej przyjaźni z Wilkiem w drodze do Domu. 
Uśmiechnęłam się. Samel był taki, jak być powinien. Nie dbał o to, że coś mnie boli. Nie był zbyt miły. Nie wytrzymałam i rzuciłam się w jego ramiona.
– Wróciłeś! – Łzy napłynęły mi do oczu i zaczęły wsiąkać w jego bluzę. – Na prawdę wróciłeś!
– Jak widać. A teraz, Weiro, mogłabyś być tak miła i przestać plamić mnie swoją krwią? – Jego głos wcale nie brzmiał oskarżycielsko. – Że już nie wspomnę o smarkaniu w rękaw... – Po tych słowach pocałował mnie w czubek głowy, a następnie od siebie odsunął. – Opanuj się, proszę.

Samel niósł nieprzytomnego Kaska na ramionach, nie wyglądając przy tym na najszczęśliwszego na świecie. Domyślałam się, że bezwładne ciało większego od niego Cienia może być uciążliwe w transporcie, co zapewne powodowało u niego nieszczęśliwy wyraz twarzy. Moja bezwładna ręka obijała się o zranione biodro, gdy szłam tuż za nimi, wpatrując się w plecy Samela.  I nadal nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Już opowiedziałam o całej sprawie z bagnami, streściłam wydarzenia, które miały miejsce podczas nieobecności chłopaka oraz wspomniałam o naszym sposobie na komunikację. Kiedy poprosiłam go o opowiedzenie, co też przez ten czas robił, zbył mnie, mówiąc, że opowie później, gdyż aktualnie jest mu zbyt ciężko. Zgodziłam się na to i zadowoliłam wpatrywaniem w jego plecy. 
– A o co chodzi z Mizarem? – rzucił do mnie niedbale. – Czyżby Hitch nie był wystarczająco ciekawy?
Uśmiech spłynął z mojej twarzy.
– Hitch zaginął. Zaraz po Impulsie. Miz szukał ze mną Pierwszego Domu, bo mam podejrzenia, że możemy tam znaleźć coś, co pomoże nam zakończyć kwestię Wielkiej Dwójki raz na zawsze – wyjaśniłam, choć na usta cisnęło mi się pytane, co z Aylą. Dlaczego nie było jej z Samelem?
– Zostaw Wilka w spokoju. – Zatrzymał się i zrzucił z ramienia Kaska. – Ręka się regeneruje? – zmienił temat. Poruszał ramionami, by je rozluźnić. 
– Chyba tak ..– Zerknęłam pobieżnie na ranę. – Chwilę to potrwa, poszły ścięgna. 
– Dasz radę donieść tego tu – zapytał, wskazując głową na nieprzytomnego Cienia – do Domu? Nie chcę się tam pokazywać. 
– Dlaczego? – Kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi.
– Dlatego, że nikt nie powinien wiedzieć, że tu jestem. Obserwuję was z ukrycia, ale staram się pozostać niezauważonym... Ten tu jest już chyba niegroźny, jednak wolałbym, by zamknąć go w celi. I tym razem nie wypuszczaj. – Uśmiechnął się krzywo. – Kilku Kolców kręci się koło Domu, wyglądają na jednych ze, jak to określiłaś, zmartwychwstałych. Nie wiedzą, że ja obserwuję ich. I dobre, że De też nie wie. Nie ufam Mentorom. 
– Przez ten cały czas byłeś tuż obok? – Nie mogłam nie być zdziwiona. – Dlaczego nie powiedziałeś? Myślałam, że nie żyjesz! Mimo, że wybrałeś Ayle...
– Wybrałem Ayle? – Samel zamrugał kilkukrotnie. – Nagle zaczęłaś mnie unikać, to ty wybrałaś Hitcha! – zdenerwował się. – A ja i tak jak głupi patrzyłem jak śpisz, nie umiałem nie przebywać obok ciebie...
– Obok mnie? – przerwałam mu. – W lasku... Wtedy, kiedy mieliśmy ćwiczenia...
– Tak, to byłem ja. – Uniósł dłoń w moim kierunku, by dotknął końcówek moich włosów. – Mogłaś się domyślić. Kto inny mógłby rozłożyć cię na łopatki? – Wypuścił z dłoni kosmyk, by pstryknąć palcem w mój nos. 
– Nie przesadzałabym z tymi łopatkami – mruknęłam, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
– Zbierajmy się. Zanieś go i zwracajcie uwagę na to, co dzieje się wokół Domu. Będę w pobliżu. Ja pójdę z tobą następnym razem w teren – wypowiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu. 

Podniesienie bezwładnego Kaska nie wchodziło w rachubę. Musiał liczyć się z kolejnymi obrażeniami, gdy sprawną, lewą ręką ciągnęłam go przez ostatni odcinek drogi do naszej siedziby. Zresztą, co to miało do rzeczy? Próbował mnie zabić. Tym razem nie przedostawałam się do wnętrza przez tunele – było to zbyt ryzykowne, choć Samel rozbroił Kaska i zabrał jego oręż ze sobą. Wolałam wybrać drogę, na której ktoś będzie mógł zainterweniować w razie jego ocknięcia. 
Kiedy tylko znalazłam się za bramą główną, wzbudziłam zainteresowanie. Kilkoro młodych Cieni od razu podbiegło, zadając wiele pytań. Poleciłam im zaniesienie Kaska do celi, sama zaś ruszyłam bezpośrednio do Izeli. 
– Kasek próbował mnie zabić – powiedziałam od progu. – Trzeba go przesłuchać. Masz pomysł, kto mógłby się tego podjąć?
Blondynka taksowała wzrokiem moje ramię. 
– Dlaczego tego nie zszyłaś? – nie odpowiedziała na moje pytanie. – Może się źle zrosnąć...
Przez chwilę maskę obojętności przebijała dawna, troskliwa Izela. Nie trwało to długo, jednak wystarczyło, żeby dać mi odwagę na zadanie kolejnego pytania.
– Izelo... Chyba wiemy, gdzie znajduje się rozwiązanie naszych problemów... Czy chcesz wyruszyć tam ze mną?
Dziewczyna przygryzła dolną wargę. 
– Nie wiem, Weiro. Nie mogę zostawić Domu bez opieki. 
– Na pewno nic się nie stanie, a jest szansa na to, że wszystkie problemy zostaną rozwiązane... – namawiałam ją.
– Nie. – Pokręciła energicznie głową. – Nie wyjdę na zewnątrz. Zajmę się Kaskiem. Tyle mogę obiecać. Opowiesz mi o tym coś więcej? Chcę wiedzieć o wszystkim, co się teraz dzieje. To kwestia dobra ogółu, nad którym czuwam.
Maska obojętności powróciła na twarz blondynki. Tyle w kwestii odzyskania Izeli. 
– Nie mogę na razie nic powiedzieć. Tak właściwie to na razie niewiele wiem... – wbiłam wzrok w podłogę, na której zaczęła zbierać się niewielka kałuża ze spływającej z wolna z rany krwi. – Bardzo mi ciebie brakuje, Iz. Naprawię to wszystko. Obiecuję.
Odwróciłam się na pięcie, wychodząc z pomieszczenia. Nie wiem, czy bardziej ciążyło mi bezwładne ramię czy tajemnice, które znów miałam przed światem. 

– Załatane – oznajmił jeden z sanitariuszy. 
Rana zadana przez Kaska nie była zanieczyszczona, widać dbał o broń. Chociaż tyle, nie potrzebowałam infekcji spowalniającej proces gojenia. Wymagała za to założenia kilku szwów, co przyjęłam z niezadowoleniem. Nauczyłam się już, że im więcej łatania, tym dłuższe wracanie do dawnej sprawności. Teoretycznie nie potrzebowałam całkowicie sprawnego ramienia do tego, co zamierzaliśmy zrobić; wystarczy, żebym była w stanie się wspinać. Tak przynajmniej mi się wydawało.
– Kiedy odzyskam władzę w ręce? – zapytałam.
– Nie wiem dokładnie – zastanowił się Cień. – Wydaje mi się, że za dwa dni powinnaś móc już jej używać do lekkich czynności, jednak nie liczyłbym na szybki powrót do pełnej sprawności szybciej niż za tydzień, dwa. 
Nie potrzebuję na razie pełnej sprawności, będzie ze mną Samel i Mizar. Powinniśmy sobie poradzić. Tracenie czasu nie ma większego sensu. Mogę zająć się kompletowaniem rzeczy, które mogłyby się przydać do wejścia do środka wieży. 
Byłam na siebie zła, bo uświadomiłam sobie, że zostawiłam plecak na bagnach. Musiałam znaleźć teraz kolejny. Gdzie my właściwie przechowujemy takie rzeczy?
Znalezienie plecaka nie było aż tak trudne jak zorganizowanie długiej liny. Nie miałam pojęcia, jak wysoka jest wieża ani co spotka nas w środku – być może będziemy potrzebować dużo więcej lin. Gdybym poszła zapytać o nie Izeli, na pewno wskazałaby właściwe miejsce, tylko wiązałoby się to z wyjaśnieniem, po co dokładnie ich potrzebuję. Musiałam polegać na sobie. Albo...

– Mam dla ciebie zadanie – powiedziałam do dziewczyny, która wcześniej zajęła się zdobyciem barwników. Znów zapomniałam, jak miała na imię. – Potrzebujemy dużo liny na ćwiczenia. 
– Tak jest, Mentorko! – Jej oczy rozbłysły. – Gdzie mam ją dostarczyć?
– Przynieś do naszej sali. 

Lina będzie. Jeden problem z głowy. Zajęłam się kompletowaniem reszty ekwipunku. Przez niesprawne ramię przewiesiłam plecak i wrzuciłam do niego latarki. Po krótkim namyśle poszłam do skrzydła szpitalnego, by zabrać również opatrunki. Nigdy nic nie wiadomo. Kiedy uznałam, że mam już wszystko, co mogłoby się przydać, wybrałam się do Artura. 
– Jakieś nowe wieści? – zapytałam, uśmiechając się do niego. 
– Jak na razie nic, co mogłoby cię zainteresować, jak sądzę. – Mężczyzna doskonale wiedział, ze pytam głównie o Hitcha. – Masz coś do przekazania Narebowi? 
Już miałam odpowiedzieć, że nie, ale wtedy coś wpadło mi do głowy. Właściwie dlaczego nie wzbogacić naszej grupy o Orła? Ufałam Narebowi, a na bagnach nie działał Przymus. Podejrzewam, że Miz byłby zadowolony z obecności jednego ze swoich, zwłaszcza, że jeszcze niczego nie wie o Samelu.
– Właściwie to poczekaj chwilę. – Uniosłam dłoń, nakazując mu pozostanie w miejscu. – Podasz mu do rąk własnych wiadomość ode mnie. Zaraz ją przyniosę. Tylko sprawa jest najwyższej tajności! – Zastrzegłam, kierując się do gabinetu Izeli. O tej porze na pewno jej już tam nie będzie. 
Podeszłam do biurka i poszukałam kartki. Ołówek leżał na blacie, więc wzięłam go w lewą dłoń. Nigdy nie używała jej do pisania, toteż tekst, jaki nabazgrałam był ledwie czytelny. Złożyłam wiadomość nieporadnie i wróciłam do Artura. 
– Najwyższa tajność – podkreśliłam ponownie, a on skinął głową. 
Tej nocy spałam niespokojnie. Mimo, że czułam się zmęczona, a ramię dawało się we znaki, myślałam o Samelu. Gdzie on teraz śpi? Czy jest mu ciepło? I jak zareaguje Nareb na moją wiadomość?
Bladym świtem poddałam się, rezygnując z kolejnych prób zaśnięcia. Nadal musiałam czekać na liny, co uniemożliwiło mi wyruszenie już teraz. Za to mogłam zająć się poszukaniem Mizara. Musiałam poinformować go, że istnieje szansa dołączenia Nareba do naszej wyprawy i by o wskazanej przeze mnie porze był w miejscu wyznaczonym na spotkanie. Ja nie mogłam poprowadzić Kolca. Po raz kolejny jako sposób na wyjście wybrałam tunele – nie potrzebowałam niepożądanych świadków. Nauczona doświadczeniem kilkukrotnie kluczyłam wokół wejścia, by uniknąć powtórki z tego, co zafundował mi Kasek. Kiedy byłam pewna, że nikt mnie nie obserwuje, zniknęłam w podziemiach.

Krążyłam po lesie – tak, to chyba odpowiednie słowo. Próbowałam poruszać ramieniem, jednak nie byłam w stanie wykrzesać z niego więcej niż drobne, nieskoordynowane drgnięcia. Ostry ból przechodził już w mrowienie, ale o zadowalającym stadium powrotu do zdrowia informowało dopiero swędzenie. Jeszcze zanim wyruszę muszę dowiedzieć się, dlaczego Kasek mnie zaatakował... 
Mizar się nie pojawiał. Zaczęłam się niepokoić, że tym razem nie będę miała tyle szczęścia. Aczkolwiek mówił przecież o tym, że pomieszkuje w obozie Cieni... Czy cokolwiek stało na przeszkodzie, bym tam trafiła? Była tam Glena. Mogłabym przy okazji ją poznać, jak zasugerował Miz. Ogarnęła mnie złość na samą siebie – dlaczego nie zwróciłam uwagi, z której strony przybył Wilk? Byłby to jakikolwiek punkt odniesienia... Pozostawało mi jedynie przeszukiwanie lasu na oślep (o ile obozowisko znajduje się faktycznie w lesie, jak podejrzewałam) i liczenie na to, że nie wpadnę na kogoś, kto mnie zaatakuje W aktualnym stanie walka byłaby dla mnie z góry przegrana. Jedyne pocieszenie stanowiła wiedza, iż Samel najprawdopodobniej jest gdzieś w pobliżu, jak mówił. 
– To nie twoje terytorium. – Usłyszałam, gdy zza krzaków wyszedł Mizar. – Jesteś niebezpiecznie blisko. 
– Szukałam obozowiska – potwierdziłam jego niewypowiedziane oskarżenie. – Nasza kolejna wyprawa odbędzie się w większym składzie – dodałam szybko, nim zdążył wygłosić jakąś kąśliwą uwagę. 
– No oczywiście! – Przewrócił oczami. – Weira i jej radosna ekipa znów w akcji. Po co nam więcej Cieni?
– Wezwałam Nareba. – Sprawną dłoń zacisnęłam w pięść. – Byłoby dobrze, gdybyś poprowadził go ze Zdrajcy na bagna. Ruszylibyśmy dwoma różnymi ścieżkami, by uniknął jatki. A na miejscu przydałaby się współpraca...
– Co ci się stało z ręką? – wtrącił pytanie. 
– Drobny pojedynek... – odparłam wymijająco. Nie musiałam się przecież tłumaczyć Mizarowi. 
– Miałem już cię wystawić, ale przyznam szczerze, że oglądanie twojej wspinaczki będzie wybornym przedstawieniem! – Wyszczerzył wilcze kły w uśmiechu. – Niech Nareb czeka w Raweni, przy barze, powiedzmy o trzynastej. Zgarnę go. 
Mizar nie był zainteresowany moją odpowiedzią. Widać to był rozkaz. Kłapnął na mnie zębami, spokojnie ruszając w swoją stronę. 

– Spisałaś się świetnie – pochwaliłam dziewczynę, gdy przyszła poinformować mnie o dostarczeniu lin we wskazane miejsce. – Nie będę dziś obecna na ćwiczeniach, poprowadzisz je za mnie. – Szybko wyjaśniłam jej istotę zadania na dzisiaj. Najracjonalniejszym z wytłumaczeń dla liny było ćwiczenie wspinaczki. Choć tego dnia nie miałam prowadzić zajęć, planowałam uczestniczyć w nich, tylko w innym miejscu. Ja również poćwiczę wspinanie się. 
– Tak, Mentorko. – Nie dyskutowała. Nie podważała decyzji. Nie była Kaskiem. 
Pomyślałam, że to być może ostatni raz, gdy jestem w Domu. Liczyłam przecież na to, że uda się nam rozwiązać problem raz na zawsze, a nie ważne, w jaki sposób sprawy się potoczą, nie chcę wracać do mojego miejsca zamieszkania. Prowadzenie zajęć nie było dla mnie. Nie miałam tu też nikogo, odkąd Bren umarł a Izela mnie odrzuciła. Musiałam przyznać się przed samą sobą, że nawet gdybyśmy zrezygnowali ze szkoleń nowych wojowników i spróbowali zacząć żyć razem z ludźmi, nie odnalazłabym się w tym. 
– Poradzisz sobie – powiedziałam, nieco nieobecna, bardziej do siebie jak do dziewczyny. Potem zebrałam plecach, przewiesiłam przez ramię zwiniętą linę i zniknęłam w tunelach. 

Artur przybył do Akademii wcześniej niż zwykle. Miał do przekazania tylko jedna wiadomość i była ona dla niego niezwykle enigmatyczna. Musiał poczekać chwilę na Orła, który nie spodziewał się wcześniejszej wizyty. 
– Weira kazała powiedzieć: „Zdrajca trzynasta”. 
– Dziękuję, Arturze. Możesz jej przekazać, że będziemy, choć nie wiem, czy odpowiedź ma jakiekolwiek znaczenie. – Orzeł mrugnął, uśmiechając się do mężczyzny. – Doskonale wie, że będziemy – uściślił. 
Artur odpowiedział uśmiechem. 
– Nie wiem, czy powinienem to mówić.... – powiedział po chwili wahania. – Izela źle wygląda. Chyba czas zacząć się o nią martwić. Od wielu dni nie wychodzi na dwór, a jeśli już zdarzy jej się opuścić budynek to tylko w nocy i na chwilę. Nie znam się na waszych rasach, jednak to chyba niepokojące...
Nareb poczuł dreszcz, przypominający wyładowanie elektryczne, biegnący przez całe ciało. Izela być może i jest chora, jednak z opowieści wiedział, że jest jeden stan, w którym kobiety Cienie nie powinny wychodzić na światło dzienne. 
– To wszystko, Arturze. – Orzeł odprawił mężczyznę. 
Musi znaleźć sposób, by porozmawiać z Izelą twarzą w twarz. I to jak najszybciej.

Zziajana grupa Kolców dotarła do wieży tuż po nas. Razem z Samelem czekaliśmy na nich, by rozpocząć wyprawę. Poczyniliśmy co prawda pewne kroki, związane z wejściem do wieży: przywiązaliśmy linę do pobliskiego drzewa, by na pewno nie spadła w dół pod naszym ciężarem. Konstrukcji z kamienia lepiej było nie ufać. Co prawda zużyliśmy przez to znacznie więcej sznura niż planowaliśmy, jednak był to w naszym mniemaniu niezbędny zabieg.
– Nie mówiłaś, że będzie taki tłok. – Samel nie wyglądał na zachwyconego, kiedy wraz z Mizem przybyli Nareb, Parsa i Hitch. – I po co nam Kot? – Zmrużył jasne oczy, obrzucając tego ostatniego lodowatym spojrzeniem. 
Ja natomiast miałam na ten temat zupełnie inne spojrzenie. 
– Hitch! – zawołałam, dobiegając do chłopaka. – Kiedy powróciłeś? Dlaczego nic o tym nie wiem? – Zaatakowałam nowo przybyłych pytaniami.
– Delikatnie. – Parsa stanowczo zablokował mi drogę, gdy zbliżyłam się do Hitcha. – Stracił dużo krwi, ale uparł się, że musi tu przyjść. 
Dopiero teraz zauważyłam obandażowany kikut w miejscu, w którym powinna być dłoń Hitcha. 
– Nie będę o tym opowiadał. Potraktujcie mnie jako zabezpieczenie – mruknął, unikając kontaktu wzrokowego ze mną. – Teraz nie nadaję się już do niczego.
– Jakby cokolwiek się zmieniło! – prychnął Samel, a Miz uśmiechnął się na te słowa. Czyżby ta dwójka nawiązała nić porozumienia?
– Też uważam, że mamy tłok. – Mizar zmienił temat. – Ale i tak się cieszę z przewagi Dzieci Światła. 
– Dobrze, nie traćmy czasu – zarządził Nareb. – Kto schodzi pierwszy? – zapytał, choć sam już podszedł do ściany. 
– Ja. 
Samel spojrzał wyzywająco na Orła, który wzruszył w odpowiedzi ramionami. Cień chwycił w zęby koniec liny i rozpoczął płynną wspinaczkę w górę. Musiałam przyznać, że był w tym o wiele zgrabniejszy ode mnie. Widać jemu utrata mroku nie przeszkadzała w zachowaniu gracji. Mizar najwyraźniej był tego samego zdania, gdyż ironiczny uśmieszek wpływał na jego usta za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały. 
Gdy Cień znalazł się już na szczycie, zrzucił linę do wnętrza wieży. 
– Mam nadzieję, że nikt mnie nie odetnie – zawołał do nas.
Miz nabrał powietrza w płuca, ale to Nareb odpowiedział.
– Nie, ręczę za to. 
Samel skinął głową. Choć jego niechęć wobec Kolców, nawet niewspomagana przez Przymus była widoczna, chyba tak samo jak ja szanował Orła. 
Gdy tylko straciliśmy Cienia z oczu, Parsa rozpoczął swoją wspinaczkę. Usiadł okrakiem, jak ja dzień wcześniej i nasłuchiwał sprawozdania Samela. 
– Mówi, że śmierdzi wilgocią – przekazywał Lew. – A teraz, że się boi, bo ciemno!
Słowa sprzeciwu dotarły echem do naszych uszu, a Parsa uśmiechnął się szeroko.   Atmosfera uległa rozluźnieniu. Potrzebowaliśmy magicznego wpływu Lwa. 
W miarę jak Samel się zagłębiał, chłopak musiał coraz uważniej nasłuchiwać. W końcu jednak padł komunikat:
– Samel osiągnął dno.
Wywołało to nieco obłąkańczy chichot u Miza i krzywy uśmieszek u Nareba. 
W końcu nadeszła moja kolej. Nareb niemal wciągnął mnie na górę, gdyż nie umiałam poradzić sobie tylko z jedną ręką. 
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał, gdy siedziałam na szczycie naprzeciw niego. – Jest nas wystarczająco dużo, a ty... – urwał. Nie chciał powiedzieć, że będę bezużyteczna. – Jesteś niedysponowana. Może zostałabyś z Hitchem?...
– Mam dość cholernej bierności – wycedziłam, próbując oplątać linę wokół pasa. Jedną ręką mogłam ją poluźniać, a zagwarantowałaby stabilność. 
– Daj, pomogę – zaproponował, choć nie wyglądał na przekonanego. – Na pewno sobie poradzisz? – zapytał, gdy sznur dwukrotnie mnie opasał, a ja niemalże zwisałam z muru. 
– Przekonamy się. – Uśmiechnęłam się do niego, po czym zaczęłam zsuwać się w ciemność.

3 komentarze:

  1. Zostawiłaś linka do opowiadania i od razu tutaj zajrzałam. Zeszło mi kilka dni żeby być na bieżąco, bo w końcu miałam te 23 rozdziały do nadrobienia. Na szczęście znalazłam na to czas i nie żałuję!
    Z każdym kolejnym rozdziałem wciągnęłaś mnie w historię. Jest świetna. W pewnym momencie zaczęłam żałować, że nie czytam tego w formie książki tylko przez internet.
    Nie mogę powiedzieć złego słowa o niczym. Super fabuła, każdy bohater i wątek dokładnie dopracowany.
    Oczywiście nie zaskoczę Cię chyba tym, że moją ulubioną postacią została Weira. Ta dziewczyna ma coś w sobie i tyle. Najbardziej właśnie lubię fragmenty pisane z jej perspektywy.
    Artur też skradł moje serce. Na początku zastanawiałam się dlaczego wprowadzasz takiego bohatera, ale okazało się, że był całkiem pomocny. Potem było mi go żal, bo nie miał wesołej przeszłości. Jeszcze później polubiłam go i zaczęłam uważać za takiego przybranego ojca Weiry.
    Raz zobaczyłam też notkę pod rozdziałem czy coś w tym stylu o tych parach Weira&Hitch i Weira&Samel. Przyznam szczerze, że nie mogę się zdecydować, za którym paringiem jestem. Bo mam tak, że jak Weira dogaduje się z jednym, to chcę żeby była z drugim. I takie błędne koło hahaha.
    Mam tyle rzeczy o których chciałabym tu napisać i wymienić, bo w końcu po tych wszystkich rozdziałach mogę się wypowiedzieć. Po prostu będę je wymieniać po kolei.
    Strasznie podoba mi się to, że Kolce posiadają umiejętność zmiany w zwierzęta. Bardzo często bywa to dla nich pomocne.
    Od początku nie podobał mi się Mizar, chociaż lubię takie wredne postacie. Szczególnie jego riposty, których używa. Fajne jest też to, że chłopak jest odmieńcem no bo ma w sobie dwie rasy i logicznie to chyba powinien być pozytywny i jakiś taki normalny, a on jest takim przypałowcem.
    Co do Gleny...To tu mam dopiero problem. Jest dla mnie jedną wielką tajemnicą.
    Najbardziej wkurzają mnie mentorzy. Zawsze pojawiają się wtedy, co nie potrzeba i w ogóle niech zjeżdżają na drzewo ze swoimi starymi ładami, bo teraz panuje rewolucja Weiry!
    O kim tu chciałam jeszcze...Aha Izela. Nie przepadam za nią. Uważam, że jest słabą przyjaciółką i w trakcie rozdziałów przeszła przemianę. Oczywiście złą, bo na początku jeszcze mogłam ją znieść, ale odkąd ma jakieś tam relacje z Narebem (którego lubię, bo jest zawsze pozytywny) to jest dziwna. I w dodatku chyba jeszcze jest w ciąży. Takie mam przypuszczenia, po tym rozdziale.
    Było mi strasznie smutno i żal, jak umarł Bren? Nwm czy dobrze napisałam imię. Moje serce aż płakało, że przed śmiercią musiał być nieszczęśliwy, bo Izela poszła w tango ech
    Na tym zakończę swój wywód. Teraz będę na bieżąco i już nie mogę doczekać się następnego rozdziału!
    N


    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy można się spodziewać rozdziału? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy to na prawdę nie wiem :( mam napisaną 1/3 ale właśnie kończę studia i mam masę rzeczy do poogarniania z magisterką :( Przepraszam!

      Usuń

Każdy komentarz to znak, że to, co piszę Cię zainteresowało :)

Szablon wykonała prudence.