Nie miałam pojęcia, czego się teraz
spodziewać. Reakcja Nareba może być dowolna. Może wyciągnąć
świetlisty miecz i mnie zabić. Może przemienić się w zwierzę i
mnie rozszarpać. Może jak Hitch – puścić mnie wolno. Albo
odpowiedzieć na to, co powiedziałam, co właśnie postanowił
zrobić.
– Jak i dlaczego?
– Bo... Odkąd poznałam pierwszego
Kolca, chodzi mi po głowie jedna myśl: wcale aż tak się nie
różnimy. A gdy Mrok powiedziała...
– Rozmawiałaś z Mrok?! –
podniósł głos.
– Tak.. Jestem częścią jej
planu, którego nie zdradzę. Nie zamierzam go realizować, mam swój.
– Jaki?
– Doprowadzić do obalenia ich
rządów. Mówiłam. Najpierw wyjść z ukrycia, potem pokonać
Światło i Mrok. Żyć w świecie ludzi i zapomnieć o szkoleniach.
Zjeść kanapki w świetle słońca, poza naszym terenem. Nie myśleć
o tym, czy nie zaatakuje mnie ktoś z ukrycia. Wyrzucić broń.
– To się nie uda. Nienawiść jest
zakorzeniona w nas od zawsze. Poza tym jak chcesz pokonać wielką
dwójkę?
– Pracujemy nad tym. Zbieramy
wszystkie informacje na ten temat. Nie jesteśmy sami, więcej Cieni
chce wolności i zakończenia nie naszej wojny.
– No dobrze, ale jak Cienie
pokonają Mrok, to Światło was zmiecie i znikniecie. To dość
nieprzemyślane – zabrał z moich dłoni papierosa i się nim
zaciągnął.
– I tu pojawia się powód, dla
którego jesteśmy wśród was. Robimy rekonesans, szukamy sojuszy...
Ludzi, którzy zajmą się u was tym, czym nasi ludzie u nas.
– Zainteresowałaś mnie.
Zgodnie z życzeniem Nareba
postanowiliśmy nie wracać do Akademii. Misja się udała –
przekazaliśmy, co mamy przekazać, a opiekun ostatniego roku obiecał
wybadać sytuacje. Opowiedziałam mu o naszych technikach rozpoznania
i ustaliliśmy, że za trzy dni, wieczorem, spotkam się z nim sam na
sam w barze, w którym dziś siedzieliśmy, a wtedy zdamy
sprawozdania z tego, jak wygląda sytuacja. Obiecał, że nie będzie
nic utrudniał, a to ogromny plus. Miałam nadzieję, że można mu
zaufać... Inaczej będzie ciężko. Wiedział, że nie zdradzę mu
tajemnic Cieni i każda z ras ma zająć się własną kwestią. Na
razie mieliśmy rozpoznać sytuację.
Na pożegnanie Hitch do mnie
pomachał, Nareb jedynie skinął głową a Umef nie był w stanie
reagować na nic, gdyż razem z Samelem wypili znacznie więcej, niż
powinni. Ten drugi zwisał smętnie uwieszony na mnie, zaś
pierwszego trzymała pozostała dwójka.
Dobrym omenem było to, że Nareb
wydawał się zachwycony pomysłem pozbycia się Światła na zawsze.
Ich wolność była większa niż nasza, jednak nadal zmuszeni byli
do przebywania głównie we własnym gronie, a tereny „neutralne”
wcale takie nie były. Miz zaatakował mnie bez powodu, Cienie
atakowały Kolce.
Postanowiłam chwilowo zająć się
nieco bardziej przyziemnym problemem, mianowicie miejscem noclegowym
dla mnie i Samela. Nie mógł w tym stanie prowadzić, byłoby to
samobójstwo. Ja nie miałam pojęcia jak uruchomić auto, zatem...
Nie było szans na powrót do naszych. Przypomniałam sobie, że miał
pieniądze. Hitch pytał wcześniej Nareba, czy nie mądrzej byłoby
zostawić na noc Umefa w wynajętym pokoju. Choć oni tego nie
zrobili, by mogliśmy. Zostawiłam Samela przy fontannie, by uzyskać
nieco więcej mobilności i ruszyłam na rekonesans. W jednym z
opustoszałych już lokali wisiał neonowy napis „Noclegi”.
Wróciłam po Samela. Leżał na brzegu fontanny, na plechach, ręką
zastawiając swoją twarz.
– Masz pieniądze? – zapytałam
go, ale równie dobrze mogłam rozmawiać z rzeźbą, ławką czy
wodą. Zero reakcji.
Westchnęłam. Muszę sama sprawdzić.
Czułam się dziwnie niezręcznie,
gdy tak dotykałam „zwłoki” wybitnego Cienia, w poszukiwaniu
pieniędzy. Znalazłam portfel, była w nim gotówka. Z braku
lepszych pomysłów, zrzuciłam śpiącego do fontanny. Lodowata woda
do obudziła, a co zadowalające – otrzeźwiła.
– Chora jesteś?! – krzyknął,
podrywając się na równe nogi, ociekając wodą.
– Próbowałam inaczej. Chodźmy
spać.
Pieniędzy starczyło na jeden pokój,
co nie było szczególnym problemem. Samel od razu wszedł pod
prysznic, a ja usiadłam na brzegu łóżka, ukrywając twarz w
dłoniach. Świat wirował, w ustach miałam sucho, wciąż czułam
smak papierosa. Okropne. Zrozumiałam, dlaczego tak pognał do
łazienki – sama chętnie oddałabym się we władanie ciepłych
strumieni. A co ważniejsze, napiłabym się wody.
Minęło dobrze ponad pół godziny,
gdy wyszedł. Ubrania miał w rękach, na biodrach zawiązany
ręcznik. Poinformował mnie, że w łazience jest drugi.
– Zmiana warty – dodał,
uśmiechając się przy tym.
Weszłam do łazienki. Lustro
naprzeciwko poinformowało mnie, że wyglądam jak półtora
nieszczęścia. Postanowiłam nie utrzymywać z nim już kontaktu
wzrokowego i oddałam się rozkoszy ciepłego prysznica.
Idąc za przykładem Samela,owinęłam
się ręcznikiem. Uświadomiłam sobie, że nasza nieobecność na
pewno została już zauważona i zapewne Izela będzie próbowała
ratować mi skórę, bo nie ma szans, by trzymała się planu zmowy
milczenia. Położyłam ubrania na podłodze, gdyż wszystkie inne
powierzchnie płaskie pozajmowane były przez mokrą odzież mojego
towarzysza. Leżał na łóżku i nie spał.
– Zgaś światło – polecił –
A potem opowiedz mi, co się tam dokładnie stało.
Po wypytaniu mnie o każdy szczegół,
westchnął. Wydawał się niezadowolony.
– Co zrobiłam nie tak?
– Wydaje mi się, że mogą na nas
polować.
– Niby dlaczego?
– Jesteś okropnie naiwna –
usiadł – Ludzie nie zawsze mówią prawdę, a co więcej ci
powiem: zazwyczaj rzadko ją mówią. Jesteś na pierwszym roku.
Muszę cię podszkolić. Póki co byłaś przygotowywana do walki, na
ostatnich dwóch latach jest psychologia. Typowe przystosowanie do
interakcji z wrogiem, podstawy szukania sojuszy u ludzi...
Zdecydowanie ci się to przyda.
Było mi niedobrze. Nie chciałam
myśleć.
– Nie dzisiaj. Nie umiem myśleć
– No to walcz.
Rzucił się na mnie, dusząc mnie.
Jego uścisk był jak ze stali, a ruch tak błyskawiczny, że mój
lekko otępiały umysł nawet nie zarejestrował, co się dzieje.
Pozwoliłam mu się wyłączyć, by ciało reagowało instynktownie.
Wspomogłam się ciemnością, która wśliznęła się pod dłonie
Samela i je oderwała od mojej szyi.
– Dobry ruch – docenił, ale ja
już w rzuciłam się na podłogę w poszukiwaniu sztyletu.
W ułamku sekundy przydepnął moją
rękę.
– Nie nie, moja panienko. Bez
zabawek.
Chwycił moje włosy i podciągnął
mnie za nie do góry, jak szmacianą lalkę. Wymierzyłam mu cios w
szczękę, po czym korzystając z tego, że mnie podniósł, kopnęłam
w żebra. Wolną ręką chwycił mnie, unieruchamiając ręce, nogą
zaś podciął moje nogi i runęliśmy na ziemię. Ugryzłam go w
ramię, bo tylko tam sięgnęłam, on uderzył głową w mój nos.
Poczułam, że zaraz pewnie poleci z niego krew. Przywołałam
ciemność, by mnie uwolniła, jednak on już wiedział, co się
święci i sam zaczął się nią bronić.
– Gdybym był Kolcem, pewnie już
byś nie żyła – zadrwił ze mnie, po czym wgryzł się w moją
szyję.
Syknęłam, starając się siłą go
ze mnie zrzucić, oswobodzić choć jedną rękę...
Nagle jego ugryzienie zmieniło się
w coś innego. Znacznie delikatniejszego. Ucisk zelżał, mogłam się
wydostać, ale byłam jak sparaliżowana.
– Co... Co ty robisz? –
zapytałam, a on zaczął się podnosić.
Również wstałam i obserwowałam go
zdziwiona, lekko obolała w świetle księżyca.
– Poniosło mnie – odwrócił się
i poszedł do łóżka – Tego nie musisz akurat znosić z mojej
strony.
Poczułam się lekko rozczarowana,
choć w sumie nie wiem dlaczego. Przez chwile było, jak... jakbyśmy
byli Izelą i Brenem. A przecież on mnie nienawidził.
– Nie muszę... – powtórzyłam,
stojąc nadal jak słup – Albo nie powinnam. Przecież jestem
Weirą.
Wstał i podszedł do mnie.
– Tak, jesteś Weirą – patrzył
na mnie badawczo – I w całym tym swoim milczeniu, jesteś cudowna.
Nie myślałam, co robię. Zarzuciłam
mu ręce na szyję i się do niego przytuliłam. Jak Izela do Brena.
Po chwili zawahania on również mnie objął. Jak Bren Izelę.
– Połóżmy się – zaproponował.
Gdy mnie wypuścił z objęć, ręcznik, który przez bójkę się
obluzował, omal ze mnie nie spadł. Przymocowałam go mocniej, po
czym położyłam się na swoim miejscu. Na próbę przysunęłam się
do Samela, a gdy on się nie odsunął, opadłam głowę na jego
piersi i tak zasnęłam.
Obudziłam się i z przerażeniem
odkryłam, że jestem sama, a co więcej – na pewno nie jest już
rano. Zniknęły ubrania Samela, moje za to leżały razem z bronią
i bluzą Hitcha tam, gdzie położyłam je w nocy. Ręcznik w nocy
się ze mnie zsunął, więc owinęłam się kołdrą i zebrałam
ubrania. Choć miałam wrażenie, że to bez sensu, by się ubrać
zamknęłam się w łazience.
Ubrana przeczesałam włosy palcami,
by pozbyć się kołtuna, jaki się z nich stworzył. Co ja bym dała
teraz za tę „magiczną” szczotkę Izeli, którą co rano mnie
rozczesywała. Myślę, że gdyby nie musiała walczyć, czesałaby
ludzi, a oni by za to jej płacili.
Nie wiedziałam, czy powinnam wyjść,
czy czekać na Samela, choć spodziewałam się, że mnie zostawił.
Mogłam zwyczajnie pójść do swojego pokoju i dowiedzieć się co
udało się ustalić naszym buntownikom lub wyruszyć do Mizara,
badając sytuację. Pierwszym krokiem było zdecydowanie opuszczenie
tego pokoju.
Przymocowałam broń, napiłam się
wody z kranu i odnalazłam klucz do pokoju. Kobieta, która mi go
dała, powiedziała, że mam go rano zwrócić. Cóż. Rano nie było,
ale oddam. Otworzyłam drzwi i omal nie wpadłam na Samela.
– Dokąd się wymykasz? –
zapytał, a na jego twarzy zawitał ten pewny siebie uśmiech.
– Nie ma czasu na rozmowy – coś
wywinęło w moim żołądku fikołka. Nie zostawił mnie. Mimowolnie
się uśmiechnęłam.
– Świat nie spłonie, jeśli zjemy
śniadanie.
Dopiero teraz zauważyłam, że
trzyma w ręce reklamówkę, przez którą widać bułki i jakieś
kubeczki.
– Ładna cena za nocleg –
kontynuował, wymijając mnie w progu starczyło mi na aż trzy bułki
i po jogurcie. Śniadanie na pewno dietetyczne!
Co się z nim stało? Obserwowałam
go z ręką na klamce. Położył żywność na łóżku i wyciągnął
bułkę.
– Oczami się nie najesz.
Otrząsnęłam
się i zamknęłam drzwi. W brzuchu mi zaburczało. Ostatnio prawie
nie jadałam. Zamarzył mi się obiad na stołówce. Bułka też
brzmiała nieźle.
Jedliśmy
w milczeniu, bo w sumie nie miałam o czym rozmawiać z Samelem.
Nawet po tej dziwacznej sytuacji z nocy. To pewnie przez alkohol,
normalnie ani on, ani ja się tak nie zachowujemy.
–
Co do psychologii – powiedział w końcu, kończąc jedzenie –
Myślę, że mogę ci o tym poopowiadać w samochodzie – oblizał
kubeczek, z którego spływała kropla jogurtu – Jak będziemy
jechać do Mizara.
–
A po co ty masz do niego jechać? – zdziwiłam się, przełykając.
–
Widziałem twoją cudowną walkę w nocy – uśmiechnął się – I
nie poradzisz sobie sama z Wilkiem. Muszę ci pomóc.
–
Od kiedy to dbasz o to, co się ze mną stanie? – uniosłam brwi.
–
Odkąd zauważyłem, że masz mózg, Młoda. Przestałaś być dla
mnie machającą sztyletami laleczką. O laleczki nie dbam.
–
Czemu mówisz do mnie Młoda? – już drugi raz użył w stosunku do
mnie tego określenia.
–
To Stara, jak wolisz – wrzucił pusty kubek do reklamówki.
–
Mam na imię Weira.
–
Wiem, Młoda – poczochrał dłonią moje włosy, pozostawiając w
nich okruszki.
Samel
wyglądał dobrze za kółkiem. Wydawał się też jakiś mniej
spięty, niż zazwyczaj. A usta mi się nie zamykały. Tłumaczył
mi, dlaczego ludzie kłamią, w jaki sposób rozpoznać, że ktoś
jest w relacji uczuciowej z kimś innym i jak to wykorzystać.
–
A jak rozpoznać, że z kimś możesz nawiązać... Hm... Relację
uczuciową? – zapytałam, a on zaparkował na poboczu.
–
O co ty mnie właściwie pytasz? – spojrzał na mnie – Bo jeśli
chodzi o tematy „skąd się biorą dzieci”...
–
Nie o to... To wiem. Uczą nas o tym, pamiętasz? Chodzi mi o to, jak
poznać, że możesz być z kimś parą.
Postukał
palcami w kierownicę, patrząc się przed siebie.
–
Gdybyś się tego dowiedziała, daj mi znać. Jak żyję nie
spotkałem się z nikim, kto by to wiedział. Tak po prostu... Jest.
Zauważyłam,
że chwycił mocniej kierownicę. Jego kostki zbielały.
–
Dlaczego stoimy? – rozejrzałam się.
–
Dalej nie pojedziemy. Brakło benzyny.
Mrok
trzymała Mizara w niewielkim domku w lesie. Otoczyła silnym murem z
cieni podwórko, by Wilk nie uciekł. Gdy podeszliśmy do cienistej
zapory, wybiegł z domku.
–
Ty! Przysięgam, zabiję cię! – krzyknął na mnie. Uwięziony nie
był już taki groźny. Szaleństwo było teraz u niego dużo
bardziej widoczne...
–
Nie będziemy się zabijać, Miz – powiedziałam. Czułam się o
wiele silniejsza z Samelem obok. Jakbym mogła dokonać wszystkiego.
Przywołałam
do siebie miecz z Mroku. Oczy Mizara otworzyły się szeroko.
–
Jak widzisz jesteśmy dość dozbrojeni – Samel spojrzał na Kolca
z wyższością – Więc może porozmawiamy jak CYWILIZOWANI ludzie
– dodał, widząc, jak twarz Miza się wydłuża i przechodzi w
wilczy pysk.
Metamorfoza
się nie cofnęła, jednak nie trwała, co oznaczało, że być może
słowa mojego towarzysza trafiły do Kolca.
–
Zamieniam się w słuch.
Samel
skinął ręką, dając mi znak, bym zaczęła mówić.
–
Mam dla ciebie propozycję. Walka jeden na jeden. Do unieruchomienia.
Wszystkie chwyty dozwolone – powiedziałam, podchodząc do
falującego cienia. Był przyjemnie chłodny – Wygrany może
zażądać od przegranego czegokolwiek, co musi zostać wykonane. Dla
pewności, zwiążemy się klątwą.
–
Nie rób tego – syknął Samel – Nie jesteś w ogóle na to
gotowa! Ja to załatwię...
Zignorowałam
go. Wpatrywałam się w oczy Mizara. Wilczy pysk zaczął się
wsuwać, przez co jego twarz odzyskała ludzki wygląd.
–
Zrobisz wszystko? – jego głos niepokojąco przypominał warczenie.
–
I ty też zrobisz wszystko – powiedziałam spokojnie.
–
Cieniu, nałóż na nas klątwę.
Samel
nie był zachwycony, gdy wypowiadał słowa uniwersalnej klątwy.
Wiedział, że gdy przegram, stanę się narzędziem w rękach Miza,
a co za tym idzie, będzie prawdopodobnie musiał mnie zabić.
Oczywistym byłoby, że Wilk zażyczyłby sobie czegoś, co byłoby
okrutne nie tylko dla mnie, ale i dla niezamieszanych sprawę.
Związana klątwą przekroczyłam zaporę, stając twarzą w twarz z
Mizarem. Ostatnio nasza walka wyglądała dość żałośnie –
zwyczajnie wygrał. Był pewny siebie. Mrok nie odebrała jego
miecza, co oznaczało, że będę musiała przywołać mój cienisty
oręż. Dzień nie należało do najbardziej słonecznych a
otaczające drzewa dawały wystarczająco dużo cienia, by było co
przywoływać.
–
Wszystkie chwyty dozwolone – powtórzył i wyciągnął miecz,
jaśniejąc światłem.
–
Wszystkie – zmaterializowałam mroczne ostrze.
Mizar
rzucił się na mnie z taką siłą, że zablokowanie uderzenia
wywołało drętwienie w ręce. Uderzał szybko i zapalczywie, nie
dając mi szansy na przypuszczenie ataku. Odsuwałam się krok za
krokiem w tył a moja broń stawała się coraz słabsza. W końcu
zaczęłam pobierać mrok z zapory, przez co pole do popisu
doskonałej szermierki Wilka poszerzyło się.
Musiałam
odejść dalej od niego, by móc w końcu wykonać zamach, by
przestać tylko blokować jego uderzenia...
Podcięłam
jego nogi smugą cienia, co na chwilę wybiło go z rytmu i dało mi
szansę na uskoczenie w tył. Przygiął nogi, które nie wiem nawet
kiedy stały się wilcze, szykując się do skoku i ataku z
powietrza. Logika podpowiadała mi, że nie odeprę tego uderzenia.
Szybko przywołałam tarczę z cienia. Cios został zablokowany,
jednak iskry z miecza poparzyły moją szyję. Syknęłam. Miz
wyszczerzył kły. Przy kolejnym sieknięciu przykucnęłam i
uderzyłam z łydki, co wywołało wycie. Wierzgnął nogą,
wybijając mój miecz z dłoni. Poleciał gdzieś daleko, jednak nie
dotknął ziemi, dematerializując się. Nie było czasu na
przywołanie go od nowa, w przykucnięciu wyciągnęłam z buta saksę
i dałam nura między jego nogami, wbijając ją w udo, szybko
dobyłam sztylet, jednak on już zdążył sieknąć ostrzem moje
plecy. Rana nie była głęboka, za to bolesna. Zaśmierdziało moją
przypaloną skórą. Nie miałam czasu na analizowanie, podniosłam
się z ziemi z lekkim zachwianiem. Kolejny cios już miał spaść na
moją głowę, gdy uniosłam dłoń i cienie złapały ostrze w
locie, znikając po chwili. Rzuciłam sztyletem, który zostawił
jedynie rysę na ramieniu Mizara. Szybko oślepiłam go Mrokiem i
kopniakiem wytrąciłam jego miecz z dłoni. Nie miałam już oręża,
którym mogłabym walczyć ze świetlistym ostrzem, chciałam
sprowokować go do walki wręcz. Rzuciłam się w jego stronę,
kopiąc z całej siły w klatkę piersiową. Na chwilę stracił
oddech, jednak szybko zaczął zmieniać się w wilka i machać
pazurami, które cięły moje przedramiona, gdy osłaniałam twarz.
Bombardowałam go oślepieniami, co nie dawało niczego, gdyż i tak
polegał na zwierzęcych instynktach. Z całej siły uderzyłam piętą
o wilczą łapę, po czym ruszyłam w stronę domku. „Piwnica” –
uznałam. Tam było ciemno, jego energia nie będzie się odnawiała,
bo tam nie ma światła, za to ja wiele zyskam. Wpadłam do chaty i z
bijącym jak szalone sercem uświadomiłam sobie, że nie ma tu
piwnicy. Koło małego piecyka leżał pogrzebacz. Chwyciłam go w
ostatniej chwili, by z go użyć. Miz już skakał na mnie z
rozdziawioną paszczą. Kły lśniły w świetle sączącym się
przez okna. Zamachnęłam się, uderzyłam, a cios zmienił
trajektorię lotu Mizara. Uszkodził też moje ramię, w którym coś
niepokojąco chrupnęło. Zabierając ze sobą moją nową broń
wyskoczyłam przez okno domu. Pocięta odłamkami szkła, stanęłam
w cieniu rzucanym przez chatkę. Wilk nie podążył za mną.
Słyszałam jedynie szum drzew, śpiew ptaków, łomotanie mojego
serca i swój własny ciężki oddech. Rozejrzałam się. Samel stał
bez ruchu, to rozcapierzając to ściskając palce w pięść. Nie
próbował mi pomagać. Wiedział, że wtedy klątwa by mnie zabiła.
Ani śladu Miza. Trzymałam pogrzebacz w gotowości, obserwując
ziejącą jamę, która kiedyś była oknem.
Wtem
spadła na mnie gruba sieć rybacka, wraz z nią przygniótł mnie
ciężar znacznie bardziej już ludzkiego Mizara.
–
No to papa, Cieniu – zawarczał do mnie.
Leżałam
na ziemi, z całkowicie skrępowanym ciałem. Pogrzebacz wypadł mi z
prawej dłoni podczas upadku, leżał gdzieś niedaleko, całkiem
niepotrzebny. Ręka utknęła pod plecami, lewa zaś przysunięta do
boku, była równie nieprzydatna, co narzędzie, które straciłam.
Mizar zaczął naciągać sieć, która była wystarczająco ostra,
by porozcinać moje tkanki. Czułam, jak wrzyna się w skórę, coraz
głębiej, aż w końcu jej warstwy po kolei pękały, pozwalając
wnikać morderczym splotom coraz głębiej w moje ciało. Pewnie
zatrzymałyby się dopiero na kości, gdybym podwiniętą pod plecy
ręką nie przywołała ostrza, które przebiło moje plecy, potem
podążyło przez brzuch, by ostatecznie przebić się tuż pod
żebrami Mizara.
Dom
Cieni, 4 lata wcześniej
–
Masz piętnaście lat i jesteś niezwykły – Profesor De uśmiechał
się – Miłe zaskoczenie. Nie mieliśmy tak dobrego Cienia w swoich
szeregach od bardzo dawna.
Samel
schował sztylet w pochwę, a drugą ręką przejechał po mokrych od
potu włosach, by przykleić niesforne kosmyki do pozostałych.
–
W nagrodę masz wolny dzień. Cała środa jest twoja – De wyszedł
przed salę treningową, odpalając papierosa tuż przed wyjściem.
–
Dziękuję! – ucieszył się Samel, zastanawiając się, co
właściwie ma robić, gdy pozostali zajmować się będą swoimi
codziennymi czynnościami. Wziął z ławki butelkę wody, upił
kilka łyków a resztę wylał na czerwoną od wysiłku twarz. Marzył
o prysznicu. I czymś do zjedzenia.
Pożegnał
swojego mentora, po czym ruszył do swojego pokoju. Już wcześniej
uzyskał przywilej mieszkania samemu, za liczne osiągnięcia i
wybitny postęp w nauce.
Wszedłszy
do pokoju zrzucił z siebie pas z orężem, po czym poszedł pod
prysznic.
Popołudnia
w Domu były w okresie letnim dość leniwe. Po skończonych
zajęciach nikomu nie chciało się szaleć, zwłaszcza, że słońce
osłabiało każdego z nich. Większość ludzi raczej siadywała
gdzieś pod osłoną drzew, rozmawiając z przyjaciółmi lub
powtarzając wiadomości na zaliczenia. Sporadycznie zdarzał się
ktoś, kto ostrzył swój ulubiony sztylet lub polerował noże do
rzucania. Jakby lśniący wygląd podnosił skuteczność...
Samel
miał wielu znajomych. Mógł dosiąść się do któregokolwiek z
nich, był przecież legendą. Tego dnia wybrał sobie grupkę
dziewcząt, swoich rówieśniczek, które znajdowały się na niższym
roku.
–
Cześć, dziewczęta – uśmiechnął się do nich zawadiacko –
Jak mija dzień?
–
Uroczo. Ale polepszył się o sto procent, odkąd zaszczyciłeś nas
swoją obecnością! – zaśmiała się rudowłosa Ayla. Samel
uważał, że nadawała by się na jego dziewczynę, gdyby była choć
odrobinę bardziej bardziej ambitna. Kiedy on zdobywał najlepsze
stopnie, przebiegając galopem cykl kształcenia, ona była rok do
tyłu względem innych. Ognista, zielonooka dziewczyna mogła być
najpiękniejszym Cieniem w historii, a przynajmniej była najbardziej
uroczym stworzeniem, które Samel zobaczył.
–
Uwodzisz – zamruczał do niej. Przez chwile zastanawiał się, co
by było, gdyby jednak zdecydował się na coś więcej w stosunku do
niej. Czy Profesor De by to poparł? Mawiał, że by stać się kimś
wyjątkowym, trzeba otaczać się ludźmi o największych
możliwościach. Cóż. Ayla miała piękny wygląd, choć było to
raczej śliczne opakowanie z otchłanią intelektualnego
rozczarowania w środku.
A
jednak, ta niezbyt bystra dziewczyna pojawiała się przerażająco
często w myślach przyszłego przywódcy Cieni, jak lubił o sobie
myśleć, czyniąc w nich bałagan. Jak można celować nożem, gdy
ponad celem pojawia się fala rudych loków?
–
Nie mniej, niż ty – zaśmiał się. Jej koleżanki nie miały
znaczenia. Ayla była jak lep na muchy, tylko, że Samel miał tego
świadomość, dlatego nie łapał się w pułapkę.
Zaśmiała
się perliście, kładąc dłoń na jego dłoni.
–
Czym ciekawym dziś mnie zaskoczysz? – przechyliła głowę, a
kaskada włosów zakołysała się.
–
Rzucałaś kiedyś wirującym ostrzem?
Choć
Samel spodziewał się, że dziewczyna może mieć trudności z
rzucaniem potrójnym ostrzem, to w najbardziej szalonych i
obraźliwych dla rudowłosej myślach nie przewidywał, iż jakimś
cudem uda jej się wbić je w stopę.
Siedząc
u medyczki Ayla śmiała się, łzawiąc przy tym obficie.
–
Ależ ze mnie niezdara – otarła łzy, patrząc, jak kobieta
sprawnie zszywa ziejące rozcięcie. Ostrze przeszło na wylot,
nadszarpując tkankę swym obrotowym ruchem.
–
Imponująca – gdyby nie była tak pięknym stworzeniem, które
wywoływało w nim opiekuńcze instynkty, zapewne przeszkadzałoby mu
to. Dla niej był w stanie wybaczyć nawet taki ogromny brak
koordynacji ruchowej.
Wyszli
od medyczki. Ayla wspierała się na ramieniu Samela, dowcipkując od
niedoskonałościach mijanych osób.
–
Tak haczykowaty nos – głową wskazała przechodzącą blondynkę,
zniżając głos do szeptu – Pozornie niewinny, dodam, musi być
niezwykle przydatny przy walce z Kolcami.
Samel
wpatrywał się w nią bezmyślnie, gdy kontynuowała.
–
Może go wbić niepostrzeżenie pod żebro – zaśmiała się, już
zdecydowanie nie szeptem – A to stworzenie, jest fascynujące –
tym razem nie siliła się na dyskrecję. Przed nimi korytarzem szła
spocona, ubrudzona krwią, ciemnowłosa trzynastolatka. Jej twarz nie
wyrażała niczego, może delikatną obojętność... Nie,
zdecydowanie była martwa – Przeskoczyła rok i teraz jesteśmy na
wspólnych zajęciach teoretycznych. Zachwycają się jej technikom
walki, mówiąc, że jest konkurencją nawet dla ciebie! –
zastawiła dłonią usta, jakby było to co najmniej herezją.
–
Dla mnie? – Samel obserwował, jak dziewczynka wchodzi do jednego z
pokoi, spokojna, choć rany musiały sprawiać jej ból. Aż dziwne,
że nie poszła najpierw do medyczki. Przecież to byłoby całkowicie
logiczne. Każdy najpierw się „łatał” a potem szedł do
siebie.
–
To mój pokój, dziękuję! – Ayla zatrzymała się przed drzwiami,
całując policzek Cienia, co na chwilę rozproszyło jego myśli
względem tajemniczej ciemnowłosej – Musimy pójść kiedyś na
coś innego niż trening – zaśmiała zielonooka – Póki jeszcze
jesteś najlepszy ze wszystkich – dotknęła wskazującym palcem
jego nosa.
Samel
spojrzał na nią. Coś nie spodobało mu się w tym stwierdzeniu.
Nie, że pomysł spotkania z Aylą sam na sam, ale w stwierdzeniu
„póki jeszcze jesteś najlepszy”.
–
Jutro mam wolny dzień. Profesor De dał mi środę – powiedział,
choć myśl o ciemnowłosej była coraz bardziej natarczywa.
–
Coś czuję, że jutro też mam wolne – Ayla zakręciła loczek na
palcu, opierając się o futrynę drzwi – Przyjdź po mnie koło
dziesiątej. Zjemy razem śniadanie – uśmiechnęła się
zniewalająco.
–
Będę na pewno – puścił do niej oko – Piękna... Powiedz mi
jeszcze jak ona ma na imię – spojrzał wyczekująco w lśniące
oczy.
–
Ona? – zamrugała, zdziwiona dziewczyna, zaprzestając kręcenia
loczka na palcu.
–
Ta, co przeskoczyła rok – uściślił.
–
Weira... Czemu o nią pytasz? – na jej twarzy zagościła
niepewność.
–
Muszę wiedzieć, kto chce odebrać mi pozycję lidera – w
przypływie emocji pocałował usta Ayli, na co ona odpowiedziała z
entuzjazmem, potem zachichotała i wsunęła się do pokoju,
zamykając drzwi.
–
Proszę! – rozległ się głos za drzwiami, nim Samel zastukał
ostatni raz.
Przyszedł
do Profesora De mimo późnej godziny. Nie lubił być niepewny swej
pozycji. Czy, skoro rosła konkurencja, nie powinien zamiast dostawać
wolnego, zwiększyć liczby godzin ćwiczeń, by dystans między nimi
stał się nie do pokonania?
Podzielił
się obawami z De.
–
Słyszałem o uczennicy Reali. Zadziwiająco szybko uczy się walki,
ale tylko walki. Rea podejrzewa, że na zajęcia teoretyczne nie uczy
się wcale albo jedynie jeden raz coś przeczyta, byle tylko zaliczyć
egzaminy. Myślę, że gdyby faktycznie wzięła się za teorię,
mogłaby rosnąć konkurencja dla ciebie – starszy z Cieni usiadł
na skraju biurka, krzyżując ręce na piersi – Czemu się tak
niepokoisz? Jesteś fenomenem na skalę Domu.
–
Chcę być najlepszy. A teoria... Teoria jest nie tak ważna jak
walka, Profesorze.
–
Możesz się jeszcze zdziwić, Samelu – pokręcił głową –
Zobaczysz po zajęciach z psychologii. Zrozumiesz to wtedy. Ale dam
ci radę: nigdy nie lekceważ mocy umysłu i wiedzy. To, co stworzysz
w głowie może zarówno dodać ci skrzydeł jak i je podciąć.
Noc
przed spotkaniem z Aylą Samel poświęcił na studiowanie książek
o obniżaniu morale przeciwnika. Gdy słońce zaczęło wschodzić,
wiedział już, że najskuteczniejszą metodą wyeliminowanie Weiry z
gry, było zastraszenie i zdystansowanie jej do społeczności. Jeśli
nikt nie będzie jej wspierał, jak jego, straci motywacje do
dalszych treningów. Przynajmniej w teorii.
No nieźle... Samel milutki się zrobił. Przez moment myślałam, że mogę go nawet polubić, ale potem znowu coś zaczęło mi w nim przeszkadzać. Nie lubię ludzi, którzy za wszelką cenę chcą być najlepsi.
OdpowiedzUsuńA co do Weiry - dzielna z niej młoda kobieta! Staje się coraz bardziej człowiecza... Chociaż wielu rzeczy dalej nie rozumie, to dość urocze.
Hah, niestety braki w edukacji społecznej Weiry nie pozawalają jej na zrozumienie wielu rzeczy. xD
UsuńWkurzyłam się. Usunął mi się komentarz.
OdpowiedzUsuńNo to ładny pojedynek był między Weirą i Samelem. Niezła zabawa w wampira, Samel. Rozbawiło mnie, że w nocy Weirze spadł ręcznik, hahahah. Samel miał niezły widok. I zabiło mnie to pytanie Weiry, jak zobaczyć, że dwie osoby nadają się na parę. Samel chyba pomyślał, że się w nim zakochała, hihihihihi. Albo przesadzam. Jakby się każdy zastanawiał, czy ktoś z nim flirtuje, to już byśmy zwariowali. ;P
Biedny Mizar. :( I jak to się wszystko skończyło? Umrze teraz, nie?
I może jeszcze miałam coś napisać, ale już nie wiem, co. Na pewno miałam napisać także coś o błędach, ale na razie muszę się zwijać z Internetu. Na szczęście zapisałam sobie błędy w notatniku na telefonie. (;
Witam z powrotem, aby wskazać błędy – i dziwne, że nie widziałam ich w poprzednich rozdziałach. Albo tego rozdziału nie poprawiłaś... albo ja oślepłam, haha. Albo zbyt szybko czytałam i miałam błędy gdzieś (to znaczy, na Europie, hihihi) i ich nie zauważyłam.
OdpowiedzUsuń,,Choć oni tego nie zrobili, by mogliśmy.” My.
,,Idąc za przykładem Samela,owinęłam się ręcznikiem.” Brakuje spacji.
,,– Zgaś światło – polecił – A potem opowiedz mi, co się tam dokładnie stało.” Według mnie po ,,polecił” powinna być kropka. Ewentualnie nie powinno być kolejnego zdania, a ,,a” należało zapisać małą literą.
,,– Jesteś okropnie naiwna – usiadł – Ludzie...“ Po ,,naiwna” kropka, ,,usiadł” dużą literą i po ,,usiadł” kropka. Identyczna sytuacja jest z:
,,– Poniosło mnie – odwrócił się i poszedł do łóżka – Tego nie musisz akurat znosić z mojej strony.“ Po ,,mnie” kropka, ,,odwrócił” wielką literą i kropka po ,,łóżka”. Jest wiele tego typu rzeczy. Obawiam się, że musisz przejrzeć cały rozdział.
,,Nie nie, moja panienko.” Brakuje przecinka.
,,Przez chwile było, jak... jakbyśmy...” Przez chwilę.
,,A usta mi się nie zamykały.” Mu.