tag:blogger.com,1999:blog-8449426321501869712024-03-13T19:07:13.329-07:00Ona cienia nie miała. Jego cień miał kolce.Weira należy do rasy Cieni, które odkąd tylko powstały walczą Kolcami: rasą Dzieci Światła. Wszystko się zmienia, kiedy poznaje Kolca, który całkowicie nie odpowiadał jej wyobrażeniom o tych bestiach...
Wejdź do świata, który może istnieje obok nas ;)Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.comBlogger29125tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-58375797670528780132018-06-28T14:03:00.000-07:002018-06-28T14:03:39.509-07:00Oficjalne oświadczenie dla czytelników <div style="text-align: center;">
To opowiadanie jeszcze żyje. Wiem, była długa przerwa, bardzo długa. Wiele się dzieje, nie mam czasu napisać rozdziału, chcę jeszcze przeczytać sobie, co dokładnie się wydarzyło (skleroza, heh)... Ale poczyniłam kroki w kierunku reaktywacji: zamówiłam szablon i przysięgam! Gdy tylko pokonam pracę magisterską dodam nowe rozdziały! Nie jeden, a dwa, sprężę się!</div>
<div style="text-align: center;">
Póki co pozostaje mi jedynie przeprosić za moje fatalne zachowanie.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Wybaczcie.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-2046934486383371472018-02-14T01:03:00.002-08:002018-03-24T08:14:42.532-07:00XXIII - Co ukrywa Izela?<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jakie wieści? – Izela przepytywała Artura, który kursował teraz regularnie, trzy razy dziennie, pomiędzy Domem a Akademią. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch wrócił, pojawiła się też jego siostra – streszczał Artur – planują też poszukać księgi, w której ma być teoretycznie opisane w jaki sposób pokonać Światło i Mrok, a poza tym Nareb przesyła gorące pozdrowienia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Na policzkach blondynki pojawiły się lekkie rumieńce. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Odpowiedz mu następnym razem tym samym. – Położyła dłoń na brzuchu. – Możesz przekazać, że Weira gdzieś się zapodziała. I to razem z uczniem. U nas poza tym nic nowego. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Artur skinął głową, opuszczając pomieszczenie. Zatrzymał się w progu i spojrzał na Izelę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie chcę się wtrącać, ale powinnaś odpocząć. Jesteś blada – powiedział.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– To tylko niewyspanie – odpowiedziała szybko. – Kiedyś się wyśpię. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Wiesz co robisz. – Artur wzruszył ramionami i zamknął za sobą drzwi. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Izela opadła na krzesełko stojące przy biurku. Miała coraz większe problemy ze skupieniem się. Myślami wracała do Brena, zżerało ją poczucie winy. I nie mogła poradzić nic na to, że nadal stanowczo zbyt dużo razy wspominała niebieskie oczy Nareba. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Dłoń ponownie powędrowała do brzucha. Chwilę pobłądziła po nim w górę i w dół, a potem dziewczyna sięgnęła do szuflady, by zająć się rozplanowaniem zajęć na kolejne dni. Nacisnęła rysikiem ołówka na kartkę, a on się złamał. Westchnęła. Nie dość, że myśli uciekają tam, gdzie chcą, to jeszcze ma problemy z kontrolowaniem własnej siły. Musi wziąć się w garść. Zbyt wiele od niej zależało. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego cię tu nie ma? – zapytała, kierując pytanie w przestrzeń.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>W drodze powrotnej z bagien Miz znów bawił się transformacją, biegając wśród drzew, a ja czułam się lekka jak nigdy dotąd. Mięśnie napinały się, krok był sprężysty – bycie Cieniem to coś niesamowitego. Z błogością przywoływałam smugi ciemności między palcami, pozwalałam im gładzić swoją skórę; to było cudowne. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałam pozbyć się pierwiastków Wielkiej Dwójki w naszych rasach – kochałam być Dzieckiem Mroku. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Powiem ci, że narobiłaś niezłego bałaganu – stwierdził Miz, zrównując ze mną krok. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– O czym mówisz? – zdziwiłam się, nie rozumiejąc do czego zmierza. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Rozpoczęłaś krucjatę przeciwko tym, którzy nas stworzyli – mówił, wyliczając na palcach – a wcześniej nasze walki miały miejsce tylko, kiedy któraś z ras pojawiała się tam, gdzie nie powinna. Owszem, ja mam swoje odchyły, bo was nienawidzę do szpiku kości, ale przyznaj sama... – Zaśmiał się niepokojąco. – Odkąd zaczęłaś tę swoją dziwną kampanię jest tylko gorzej. Cienie i Kolce już nie walczą ze sobą, bo chcą, ale dlatego, że muszą. Rozpoczął się masowy powrót zmarłych, co wcale nie jest wspaniałą sprawą. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Wydawało mi się, że lubisz Glenę – przerwałam mu. – Czyżbym się myliła?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Oj, wiadomo, że zdarzają się niewielkie plusy całej sytuacji. – Przewrócił oczami. – Ale pomyśl o tym z szerszej perspektywy, to zrozumiesz o co mi chodzi. Wcześniej zdarzały się związki międzygatunkowe. To chyba trafne określenie. Ja jestem dowodem na jeden z nich – urwał. – Nie były może najlepszym pomysłem, ale przyznaj: sama doprowadziłaś do tego, czego chciałaś uniknąć. Czy to nie ironiczne? – Zmusił mnie to zatrzymania się, stając przede mną. – Gdybyś nie wypowiedziała oficjalnej wojny, wszystko byłoby normalnie. Każdy z nas kocha być tym, kim jest. Po co to zmieniać?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie będę nawet komentować tego, co mówisz. Wybijaliśmy się nawzajem i ty uważasz, że... – Czułam jak krew zaczyna buzować w moich żyłach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– A możesz nie pyskować chwilę? Serio, byłaś o wiele ciekawsza, gdy milczałaś. – Uniósł palec do góry. – Wzięłaś się za coś, czego nikt z nas nie rozumie. Stworzyłaś coś, z czego nie da się wybrnąć. Sądzisz, że w jakiejś książce będzie podany przepis opisujący antidotum na coś, czego nigdy nie powinno być? – Wskazał na mnie. – Mogłaś nie działać pochopnie. A teraz wybacz, ale zmykam do swoich. Pewnie trafisz do Domu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Zostawił mnie w środku lasu. Stałam dłuższą chwilę analizując to, co Mizar właśnie do mnie powiedział. A najgorsze w tym wszystkim było to, że miał całkowitą rację.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Usłyszałam cichy szelest. Rozejrzałam się dookoła, jednak nikogo nie zauważyłam. Być może był to spadający liść, albo Miz postanowił wrócić, by zafundować mi kolejną przemowę. O obie te rzeczy nie dbałam. Im szybciej znajdę się w Domu, tym lepiej. Zamiast znów podróżować z Wilkiem wybiorę się ponownie do wieży z kimś innym. Zabiorę na przykład Kaska, skoro i tak pewnie wie, co kombinuję. Przez chwilę pomyślałam o Izeli, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Ostatnio nie była zainteresowana współpracą ze mną. I w sumie jej się nie dziwiłam. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Kolejny dźwięk usłyszałam znacznie bliżej siebie. Złamana gałązka. Mizar poruszał się raczej bezszelestnie. Moje brwi powędrowały ku sobie a ja przystanęłam, nasłuchując. Starałam się zlokalizować kierunek, z którego pochodziły dźwięki. Kiedy liść spadł na moje ramię wyciągnęłam instynktownie saksę. Gdy ją chowałam sama nazwałam siebie śmieszną. Przecież jestem w lesie. Żyją tu różne stworzenia. Mogą wydawać dźwięki. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Mimo to czułam się obserwowana. Ktoś lub coś szło za mną i się zbliżało. Starało się być niezauważone. W pewnej chwili usłyszałam brzęknięcie, a w następnej poczułam ostry ból w ramieniu. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Cześć, Mentorko. – Kasek uśmiechał się, przekręcając swoją skasę w moim ciele. – Chyba nie sądziłaś, ze odpuszczę?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Tym prostym ciosem unieruchomił mi prawą rękę na dłuższy czas. Sama go tego uczyłam: </span>„<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Przetnij ścięgna. Nim się zregenerują, będziesz mieć sporo czasu.</span>”<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Ale nigdy nie zauważyłam, by Kasek tak dobrze potrafił się skradać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Lewą ręką sięgnęłam po nóż, czego się spodziewał. Oczywiście. Znał moje chwyty, przekazywałam mu je. Ostrze nie zagłębiło się między jego żebrami, a napotkało na saksę. W następnej chwili zdążył wyprowadzić cios w mój brzuch, ale udało mi się odskoczyć. Nie dość szybko, cięcie trafiło mnie w biodro. Nie wiedząc, co mam zrobić, by wyrwać się z kaskady ciosów, jakimi mnie zasypywał, a które ledwo odparowywałam nożem, postawiłam wszystko na jedną kartę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Wbiłam piętę w jego stopę, przez co zyskałam chwilę na oddalenie się od niego. Że też nie spodziewał się tej prostej sztuczki. Ostatnio również zadziałała. Lewa ręka nie była tak precyzyjna jak prawa, ale musiałam działać szybko. Wyrzuciłam w jego kierunku nóż, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że uda mu się zrobić unik. To dawało mi jednak możliwość wyjęcia saksy, a zawsze lepiej mieć dłuższe ostrze. Wyrzuciłam w jego stronę wiązkę mroku, która odepchnęła go. Wiadomo, gdyby był Kolcem, zyskałby jakieś obrażenia. Jedynie impet uderzenia był atutem. Podziękowałam w myślach Brenowi za pierścień – gdyby nie on, moc byłaby zbyt mała, by zdziałać cokolwiek. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Miz! – krzyknęłam desperacko, gdy Kasek zaczął zadawać kolejne, na szczęście rytmiczne ciosy. Nie nauczył się jeszcze wykonywać nieprzewidzianych wypadów. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Szczęk stali musiał nieść się daleko po lesie. Czy Wilk ruszy mi na pomoc? Musiał słyszeć co się dzieje. I dlaczego Kasek rzucił się na mnie? Nie był to trening. Walczył, by zabić. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Czarna sylwetka pojawiła się w momencie, gdy ręka odmawiała już posłuszeństwa. Zablokowała cios, którego za nie miałabym szans zatrzymać, a skończyłby się zapewne gdzieś w mojej krtani. Mój wybawiciel był sprawny, a coś w jego ruchach wydawało się znajome... Odepchnął mnie, gdyż Kasek nadal uparcie starał się dokończyć dzieło. Przewracając się uderzyłam głową w wystający z ziemi korzeń, co lekko mnie zamroczyło. Mimo to czułam ogromną ulgę. Zapach upewnił mnie w moich podejrzeniach. Na pomoc przybył Samel.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Walka była w pewnym stopniu zabawna. Stwierdziłam to, gdy obserwowałam, już w pozycji stojącej jej przebieg, uznałam że moja pomoc będzie zbyteczna. Nie chowałam saksy, wolałam mieć ją w pogotowiu, bo nigdy nic nie wiadomo, ale pojedynek tej dwójki wyglądał jak zabawa kota z upolowaną myszą. Samel wykonywał niewiele, za to niezwykle precyzyjnych ruchów. Wydawał się wręcz znudzony. Walczył jedną ręką, drugą trzymając za plecami, jego stopy nawet nie zmieniały pozycji. Kasek za to wymachiwał saksą i nożem próbując coraz to innych uderzeń, które za każdym razem zostawały odepchnięte. W końcu starszy Cień chyba stracił cierpliwość, gdyż zakończył walkę cięciem w brzuch – zbyt płytkim, by było śmiertelne, ale na tyle głębokim, by mój uczeń długo nie mógł się pozbierać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nic ci nie jest – podeszłam do Samela, przykładając dłoń do jego twarzy. Nagle wszystko, co tak strasznie mnie gnębiło przed jego wyjazdem straciło znaczenie. Miałam ochotę go przytulać, całować...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie można powiedzieć tego samego o tobie. – Jego dłoń wylądowała na mojej, chwilę tam pozostając. – Dałabyś się zabić temu pajacowi? – Skinął głową w kierunku Kaska, który zwijał się z bólu kilka kroków od nas. – Co się z tobą dzieje?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Zaskoczył mnie – mruknęłam kompletnie rozkojarzona. Odsunął moją dłoń od swojej twarzy. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro... – zaczął, ale nagle rozmyślił się, uderzając w inny ton. – Zabierzmy go do Domu, zaatakował nie bez powodu. A tobie przyda się chyba kilka szwów.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Szwów? – powtórzyłam za nim bezmyślne, a on uśmiechnął się do mnie krzywo.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Na to tutaj. – Dotknął palcem rozcięcia na moim ramieniu. – I tutaj. – Tym razem opuszek musnął biodro. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Gdzie byłeś? Co się stało? Szukali cię...– mówiłam, ale mnie uciszył. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Pogadamy później. Będzie na to czas. Poza tym bardziej mnie interesuje to, co ty wyrabiasz w środku lasu z Mizarem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Samel w okamgnieniu uderzył rękojeścią skaksy w głowę Kaska, który natychmiast znieruchomiał. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Sztuczka De – wyjaśnił. – Myślę, że możesz opowiedzieć mi o swojej nowej przyjaźni z Wilkiem w drodze do Domu. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnęłam się. Samel był taki, jak być powinien. Nie dbał o to, że coś mnie boli. Nie był zbyt miły. Nie wytrzymałam i rzuciłam się w jego ramiona.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Wróciłeś! – Łzy napłynęły mi do oczu i zaczęły wsiąkać w jego bluzę. – Na prawdę wróciłeś!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jak widać. A teraz, Weiro, mogłabyś być tak miła i przestać plamić mnie swoją krwią? – Jego głos wcale nie brzmiał oskarżycielsko. – Że już nie wspomnę o smarkaniu w rękaw... – Po tych słowach pocałował mnie w czubek głowy, a następnie od siebie odsunął. – Opanuj się, proszę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Samel niósł nieprzytomnego Kaska na ramionach, nie wyglądając przy tym na najszczęśliwszego na świecie. Domyślałam się, że bezwładne ciało większego od niego Cienia może być uciążliwe w transporcie, co zapewne powodowało u niego nieszczęśliwy wyraz twarzy. Moja bezwładna ręka obijała się o zranione biodro, gdy szłam tuż za nimi, wpatrując się w plecy Samela. I nadal nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Już opowiedziałam o całej sprawie z bagnami, streściłam wydarzenia, które miały miejsce podczas nieobecności chłopaka oraz wspomniałam o naszym sposobie na komunikację. Kiedy poprosiłam go o opowiedzenie, co też przez ten czas robił, zbył mnie, mówiąc, że opowie później, gdyż aktualnie jest mu zbyt ciężko. Zgodziłam się na to i zadowoliłam wpatrywaniem w jego plecy. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– A o co chodzi z Mizarem? – rzucił do mnie niedbale. – Czyżby Hitch nie był wystarczająco ciekawy?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Uśmiech spłynął z mojej twarzy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch zaginął. Zaraz po Impulsie. Miz szukał ze mną Pierwszego Domu, bo mam podejrzenia, że możemy tam znaleźć coś, co pomoże nam zakończyć kwestię Wielkiej Dwójki raz na zawsze – wyjaśniłam, choć na usta cisnęło mi się pytane, co z Aylą. Dlaczego nie było jej z Samelem?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Zostaw Wilka w spokoju. – Zatrzymał się i zrzucił z ramienia Kaska. – Ręka się regeneruje? – zmienił temat. Poruszał ramionami, by je rozluźnić. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Chyba tak ..– Zerknęłam pobieżnie na ranę. – Chwilę to potrwa, poszły ścięgna. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dasz radę donieść tego tu – zapytał, wskazując głową na nieprzytomnego Cienia – do Domu? Nie chcę się tam pokazywać. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego? – Kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dlatego, że nikt nie powinien wiedzieć, że tu jestem. Obserwuję was z ukrycia, ale staram się pozostać niezauważonym... Ten tu jest już chyba niegroźny, jednak wolałbym, by zamknąć go w celi. I tym razem nie wypuszczaj. – Uśmiechnął się krzywo. – Kilku Kolców kręci się koło Domu, wyglądają na jednych ze, jak to określiłaś, zmartwychwstałych. Nie wiedzą, że ja obserwuję ich. I dobre, że De też nie wie. Nie ufam Mentorom. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Przez ten cały czas byłeś tuż obok? – Nie mogłam nie być zdziwiona. – Dlaczego nie powiedziałeś? Myślałam, że nie żyjesz! Mimo, że wybrałeś Ayle...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Wybrałem Ayle? – Samel zamrugał kilkukrotnie. – Nagle zaczęłaś mnie unikać, to ty wybrałaś Hitcha! – zdenerwował się. – A ja i tak jak głupi patrzyłem jak śpisz, nie umiałem nie przebywać obok ciebie...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Obok mnie? – przerwałam mu. – W lasku... Wtedy, kiedy mieliśmy ćwiczenia...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, to byłem ja. – Uniósł dłoń w moim kierunku, by dotknął końcówek moich włosów. – Mogłaś się domyślić. Kto inny mógłby rozłożyć cię na łopatki? – Wypuścił z dłoni kosmyk, by pstryknąć palcem w mój nos. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie przesadzałabym z tymi łopatkami – mruknęłam, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Zbierajmy się. Zanieś go i zwracajcie uwagę na to, co dzieje się wokół Domu. Będę w pobliżu. Ja pójdę z tobą następnym razem w teren – wypowiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Podniesienie bezwładnego Kaska nie wchodziło w rachubę. Musiał liczyć się z kolejnymi obrażeniami, gdy sprawną, lewą ręką ciągnęłam go przez ostatni odcinek drogi do naszej siedziby. Zresztą, co to miało do rzeczy? Próbował mnie zabić. Tym razem nie przedostawałam się do wnętrza przez tunele – było to zbyt ryzykowne, choć Samel rozbroił Kaska i zabrał jego oręż ze sobą. Wolałam wybrać drogę, na której ktoś będzie mógł zainterweniować w razie jego ocknięcia. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Kiedy tylko znalazłam się za bramą główną, wzbudziłam zainteresowanie. Kilkoro młodych Cieni od razu podbiegło, zadając wiele pytań. Poleciłam im zaniesienie Kaska do celi, sama zaś ruszyłam bezpośrednio do Izeli. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Kasek próbował mnie zabić – powiedziałam od progu. – Trzeba go przesłuchać. Masz pomysł, kto mógłby się tego podjąć?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Blondynka taksowała wzrokiem moje ramię. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego tego nie zszyłaś? – nie odpowiedziała na moje pytanie. – Może się źle zrosnąć...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Przez chwilę maskę obojętności przebijała dawna, troskliwa Izela. Nie trwało to długo, jednak wystarczyło, żeby dać mi odwagę na zadanie kolejnego pytania.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Izelo... Chyba wiemy, gdzie znajduje się rozwiązanie naszych problemów... Czy chcesz wyruszyć tam ze mną?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna przygryzła dolną wargę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem, Weiro. Nie mogę zostawić Domu bez opieki. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Na pewno nic się nie stanie, a jest szansa na to, że wszystkie problemy zostaną rozwiązane... – namawiałam ją.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. – Pokręciła energicznie głową. – Nie wyjdę na zewnątrz. Zajmę się Kaskiem. Tyle mogę obiecać. Opowiesz mi o tym coś więcej? Chcę wiedzieć o wszystkim, co się teraz dzieje. To kwestia dobra ogółu, nad którym czuwam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Maska obojętności powróciła na twarz blondynki. Tyle w kwestii odzyskania Izeli. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mogę na razie nic powiedzieć. Tak właściwie to na razie niewiele wiem... – wbiłam wzrok w podłogę, na której zaczęła zbierać się niewielka kałuża ze spływającej z wolna z rany krwi. – Bardzo mi ciebie brakuje, Iz. Naprawię to wszystko. Obiecuję.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Odwróciłam się na pięcie, wychodząc z pomieszczenia. Nie wiem, czy bardziej ciążyło mi bezwładne ramię czy tajemnice, które znów miałam przed światem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Załatane – oznajmił jeden z sanitariuszy. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Rana zadana przez Kaska nie była zanieczyszczona, widać dbał o broń. Chociaż tyle, nie potrzebowałam infekcji spowalniającej proces gojenia. Wymagała za to założenia kilku szwów, co przyjęłam z niezadowoleniem. Nauczyłam się już, że im więcej łatania, tym dłuższe wracanie do dawnej sprawności. Teoretycznie nie potrzebowałam całkowicie sprawnego ramienia do tego, co zamierzaliśmy zrobić; wystarczy, żebym była w stanie się wspinać. Tak przynajmniej mi się wydawało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Kiedy odzyskam władzę w ręce? – zapytałam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem dokładnie – zastanowił się Cień. – Wydaje mi się, że za dwa dni powinnaś móc już jej używać do lekkich czynności, jednak nie liczyłbym na szybki powrót do pełnej sprawności szybciej niż za tydzień, dwa. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Nie potrzebuję na razie pełnej sprawności, będzie ze mną Samel i Mizar. Powinniśmy sobie poradzić. Tracenie czasu nie ma większego sensu. Mogę zająć się kompletowaniem rzeczy, które mogłyby się przydać do wejścia do środka wieży. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Byłam na siebie zła, bo uświadomiłam sobie, że zostawiłam plecak na bagnach. Musiałam znaleźć teraz kolejny. Gdzie my właściwie przechowujemy takie rzeczy?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Znalezienie plecaka nie było aż tak trudne jak zorganizowanie długiej liny. Nie miałam pojęcia, jak wysoka jest wieża ani co spotka nas w środku – być może będziemy potrzebować dużo więcej lin. Gdybym poszła zapytać o nie Izeli, na pewno wskazałaby właściwe miejsce, tylko wiązałoby się to z wyjaśnieniem, po co dokładnie ich potrzebuję. Musiałam polegać na sobie. Albo...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Mam dla ciebie zadanie – powiedziałam do dziewczyny, która wcześniej zajęła się zdobyciem barwników. Znów zapomniałam, jak miała na imię. – Potrzebujemy dużo liny na ćwiczenia. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Tak jest, Mentorko! – Jej oczy rozbłysły. – Gdzie mam ją dostarczyć?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Przynieś do naszej sali. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Lina będzie. Jeden problem z głowy. Zajęłam się kompletowaniem reszty ekwipunku. Przez niesprawne ramię przewiesiłam plecak i wrzuciłam do niego latarki. Po krótkim namyśle poszłam do skrzydła szpitalnego, by zabrać również opatrunki. Nigdy nic nie wiadomo. Kiedy uznałam, że mam już wszystko, co mogłoby się przydać, wybrałam się do Artura. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jakieś nowe wieści? – zapytałam, uśmiechając się do niego. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jak na razie nic, co mogłoby cię zainteresować, jak sądzę. – Mężczyzna doskonale wiedział, ze pytam głównie o Hitcha. – Masz coś do przekazania Narebowi? </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Już miałam odpowiedzieć, że nie, ale wtedy coś wpadło mi do głowy. Właściwie dlaczego nie wzbogacić naszej grupy o Orła? Ufałam Narebowi, a na bagnach nie działał Przymus. Podejrzewam, że Miz byłby zadowolony z obecności jednego ze swoich, zwłaszcza, że jeszcze niczego nie wie o Samelu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Właściwie to poczekaj chwilę. – Uniosłam dłoń, nakazując mu pozostanie w miejscu. – Podasz mu do rąk własnych wiadomość ode mnie. Zaraz ją przyniosę. Tylko sprawa jest najwyższej tajności! – Zastrzegłam, kierując się do gabinetu Izeli. O tej porze na pewno jej już tam nie będzie. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Podeszłam do biurka i poszukałam kartki. Ołówek leżał na blacie, więc wzięłam go w lewą dłoń. Nigdy nie używała jej do pisania, toteż tekst, jaki nabazgrałam był ledwie czytelny. Złożyłam wiadomość nieporadnie i wróciłam do Artura. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Najwyższa tajność – podkreśliłam ponownie, a on skinął głową. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"><span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Tej nocy spałam niespokojnie. Mimo, że czułam się zmęczona, a ramię dawało się we znaki, myślałam o Samelu. Gdzie on teraz śpi? Czy jest mu ciepło? I jak zareaguje Nareb na moją wiadomość?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Bladym świtem poddałam się, rezygnując z kolejnych prób zaśnięcia. Nadal musiałam czekać na liny, co uniemożliwiło mi wyruszenie już teraz. Za to mogłam zająć się poszukaniem Mizara. Musiałam poinformować go, że istnieje szansa dołączenia Nareba do naszej wyprawy i by o wskazanej przeze mnie porze był w miejscu wyznaczonym na spotkanie. Ja nie mogłam poprowadzić Kolca. Po raz kolejny jako sposób na wyjście wybrałam tunele – nie potrzebowałam niepożądanych świadków. Nauczona doświadczeniem kilkukrotnie kluczyłam wokół wejścia, by uniknąć powtórki z tego, co zafundował mi Kasek. Kiedy byłam pewna, że nikt mnie nie obserwuje, zniknęłam w podziemiach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Krążyłam po lesie – tak, to chyba odpowiednie słowo. Próbowałam poruszać ramieniem, jednak nie byłam w stanie wykrzesać z niego więcej niż drobne, nieskoordynowane drgnięcia. Ostry ból przechodził już w mrowienie, ale o zadowalającym stadium powrotu do zdrowia informowało dopiero swędzenie. Jeszcze zanim wyruszę muszę dowiedzieć się, dlaczego Kasek mnie zaatakował... </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Mizar się nie pojawiał. Zaczęłam się niepokoić, że tym razem nie będę miała tyle szczęścia. Aczkolwiek mówił przecież o tym, że pomieszkuje w obozie Cieni... Czy cokolwiek stało na przeszkodzie, bym tam trafiła? Była tam Glena. Mogłabym przy okazji ją poznać, jak zasugerował Miz. Ogarnęła mnie złość na samą siebie – dlaczego nie zwróciłam uwagi, z której strony przybył Wilk? Byłby to jakikolwiek punkt odniesienia... Pozostawało mi jedynie przeszukiwanie lasu na oślep (o ile obozowisko znajduje się faktycznie w lesie, jak podejrzewałam) i liczenie na to, że nie wpadnę na kogoś, kto mnie zaatakuje W aktualnym stanie walka byłaby dla mnie z góry przegrana. Jedyne pocieszenie stanowiła wiedza, iż Samel najprawdopodobniej jest gdzieś w pobliżu, jak mówił. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– To nie twoje terytorium. – Usłyszałam, gdy zza krzaków wyszedł Mizar. – Jesteś niebezpiecznie blisko. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Szukałam obozowiska – potwierdziłam jego niewypowiedziane oskarżenie. – Nasza kolejna wyprawa odbędzie się w większym składzie – dodałam szybko, nim zdążył wygłosić jakąś kąśliwą uwagę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– No oczywiście! – Przewrócił oczami. – Weira i jej radosna ekipa znów w akcji. Po co nam więcej Cieni?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Wezwałam Nareba. – Sprawną dłoń zacisnęłam w pięść. – Byłoby dobrze, gdybyś poprowadził go ze Zdrajcy na bagna. Ruszylibyśmy dwoma różnymi ścieżkami, by uniknął jatki. A na miejscu przydałaby się współpraca...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Co ci się stało z ręką? – wtrącił pytanie. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Drobny pojedynek... – odparłam wymijająco. Nie musiałam się przecież tłumaczyć Mizarowi. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Miałem już cię wystawić, ale przyznam szczerze, że oglądanie twojej wspinaczki będzie wybornym przedstawieniem! – Wyszczerzył wilcze kły w uśmiechu. – Niech Nareb czeka w Raweni, przy barze, powiedzmy o trzynastej. Zgarnę go. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Mizar nie był zainteresowany moją odpowiedzią. Widać to był rozkaz. Kłapnął na mnie zębami, spokojnie ruszając w swoją stronę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Spisałaś się świetnie – pochwaliłam dziewczynę, gdy przyszła poinformować mnie o dostarczeniu lin we wskazane miejsce. – Nie będę dziś obecna na ćwiczeniach, poprowadzisz je za mnie. – Szybko wyjaśniłam jej istotę zadania na dzisiaj. Najracjonalniejszym z wytłumaczeń dla liny było ćwiczenie wspinaczki. Choć tego dnia nie miałam prowadzić zajęć, planowałam uczestniczyć w nich, tylko w innym miejscu. Ja również poćwiczę wspinanie się. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, Mentorko. – Nie dyskutowała. Nie podważała decyzji. Nie była Kaskiem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Pomyślałam, że to być może ostatni raz, gdy jestem w Domu. Liczyłam przecież na to, że uda się nam rozwiązać problem raz na zawsze, a nie ważne, w jaki sposób sprawy się potoczą, nie chcę wracać do mojego miejsca zamieszkania. Prowadzenie zajęć nie było dla mnie. Nie miałam tu też nikogo, odkąd Bren umarł a Izela mnie odrzuciła. Musiałam przyznać się przed samą sobą, że nawet gdybyśmy zrezygnowali ze szkoleń nowych wojowników i spróbowali zacząć żyć razem z ludźmi, nie odnalazłabym się w tym. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Poradzisz sobie – powiedziałam, nieco nieobecna, bardziej do siebie jak do dziewczyny. Potem zebrałam plecach, przewiesiłam przez ramię zwiniętą linę i zniknęłam w tunelach. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Artur przybył do Akademii wcześniej niż zwykle. Miał do przekazania tylko jedna wiadomość i była ona dla niego niezwykle enigmatyczna. Musiał poczekać chwilę na Orła, który nie spodziewał się wcześniejszej wizyty. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Weira kazała powiedzieć: „Zdrajca trzynasta”. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dziękuję, Arturze. Możesz jej przekazać, że będziemy, choć nie wiem, czy odpowiedź ma jakiekolwiek znaczenie. – Orzeł mrugnął, uśmiechając się do mężczyzny. – Doskonale wie, że będziemy – uściślił. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Artur odpowiedział uśmiechem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem, czy powinienem to mówić.... – powiedział po chwili wahania. – Izela źle wygląda. Chyba czas zacząć się o nią martwić. Od wielu dni nie wychodzi na dwór, a jeśli już zdarzy jej się opuścić budynek to tylko w nocy i na chwilę. Nie znam się na waszych rasach, jednak to chyba niepokojące...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Nareb poczuł dreszcz, przypominający wyładowanie elektryczne, biegnący przez całe ciało. Izela być może i jest chora, jednak z opowieści wiedział, że jest jeden stan, w którym kobiety Cienie nie powinny wychodzić na światło dzienne. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– To wszystko, Arturze. – Orzeł odprawił mężczyznę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Musi znaleźć sposób, by porozmawiać z Izelą twarzą w twarz. I to jak najszybciej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Zziajana grupa Kolców dotarła do wieży tuż po nas. Razem z Samelem czekaliśmy na nich, by rozpocząć wyprawę. Poczyniliśmy co prawda pewne kroki, związane z wejściem do wieży: przywiązaliśmy linę do pobliskiego drzewa, by na pewno nie spadła w dół pod naszym ciężarem. Konstrukcji z kamienia lepiej było nie ufać. Co prawda zużyliśmy przez to znacznie więcej sznura niż planowaliśmy, jednak był to w naszym mniemaniu niezbędny zabieg.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mówiłaś, że będzie taki tłok. – Samel nie wyglądał na zachwyconego, kiedy wraz z Mizem przybyli Nareb, Parsa i Hitch. – I po co nam Kot? – Zmrużył jasne oczy, obrzucając tego ostatniego lodowatym spojrzeniem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Ja natomiast miałam na ten temat zupełnie inne spojrzenie. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch! – zawołałam, dobiegając do chłopaka. – Kiedy powróciłeś? Dlaczego nic o tym nie wiem? – Zaatakowałam nowo przybyłych pytaniami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Delikatnie. – Parsa stanowczo zablokował mi drogę, gdy zbliżyłam się do Hitcha. – Stracił dużo krwi, ale uparł się, że musi tu przyjść. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Dopiero teraz zauważyłam obandażowany kikut w miejscu, w którym powinna być dłoń Hitcha. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie będę o tym opowiadał. Potraktujcie mnie jako zabezpieczenie – mruknął, unikając kontaktu wzrokowego ze mną. – Teraz nie nadaję się już do niczego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jakby cokolwiek się zmieniło! – prychnął Samel, a Miz uśmiechnął się na te słowa. Czyżby ta dwójka nawiązała nić porozumienia?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Też uważam, że mamy tłok. – Mizar zmienił temat. – Ale i tak się cieszę z przewagi Dzieci Światła. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, nie traćmy czasu – zarządził Nareb. – Kto schodzi pierwszy? – zapytał, choć sam już podszedł do ściany. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ja. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Samel spojrzał wyzywająco na Orła, który wzruszył w odpowiedzi ramionami. Cień chwycił w zęby koniec liny i rozpoczął płynną wspinaczkę w górę. Musiałam przyznać, że był w tym o wiele zgrabniejszy ode mnie. Widać jemu utrata mroku nie przeszkadzała w zachowaniu gracji. Mizar najwyraźniej był tego samego zdania, gdyż ironiczny uśmieszek wpływał na jego usta za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Gdy Cień znalazł się już na szczycie, zrzucił linę do wnętrza wieży. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Mam nadzieję, że nikt mnie nie odetnie – zawołał do nas.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Miz nabrał powietrza w płuca, ale to Nareb odpowiedział.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, ręczę za to. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Samel skinął głową. Choć jego niechęć wobec Kolców, nawet niewspomagana przez Przymus była widoczna, chyba tak samo jak ja szanował Orła. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Gdy tylko straciliśmy Cienia z oczu, Parsa rozpoczął swoją wspinaczkę. Usiadł okrakiem, jak ja dzień wcześniej i nasłuchiwał sprawozdania Samela. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Mówi, że śmierdzi wilgocią – przekazywał Lew. – A teraz, że się boi, bo ciemno!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Słowa sprzeciwu dotarły echem do naszych uszu, a Parsa uśmiechnął się szeroko. Atmosfera uległa rozluźnieniu. Potrzebowaliśmy magicznego wpływu Lwa. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>W miarę jak Samel się zagłębiał, chłopak musiał coraz uważniej nasłuchiwać. W końcu jednak padł komunikat:</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Samel osiągnął dno.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Wywołało to nieco obłąkańczy chichot u Miza i krzywy uśmieszek u Nareba. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>W końcu nadeszła moja kolej. Nareb niemal wciągnął mnie na górę, gdyż nie umiałam poradzić sobie tylko z jedną ręką. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał, gdy siedziałam na szczycie naprzeciw niego. – Jest nas wystarczająco dużo, a ty... – urwał. Nie chciał powiedzieć, że będę bezużyteczna. – Jesteś niedysponowana. Może zostałabyś z Hitchem?...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Mam dość cholernej bierności – wycedziłam, próbując oplątać linę wokół pasa. Jedną ręką mogłam ją poluźniać, a zagwarantowałaby stabilność. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Daj, pomogę – zaproponował, choć nie wyglądał na przekonanego. – Na pewno sobie poradzisz? – zapytał, gdy sznur dwukrotnie mnie opasał, a ja niemalże zwisałam z muru. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Przekonamy się. – Uśmiechnęłam się do niego, po czym zaczęłam zsuwać się w ciemność.</span></div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-29739033379406884732018-02-09T03:15:00.002-08:002018-02-12T07:39:52.791-08:00XXII - Droga na dno<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Powinniśmy dopracować formy pochówku – stwierdził Nareb, kiedy bezceremonialnie wykreślił imię Umefa ze spisu Kolców. – Artur opowiadał, że ludzie celebrują takie wydarzenia na wiele sposobów: niektórzy podchodzą do sprawy radośnie, gdyż dusza człowieka poszła do Nieba, inni płaczą z rozpaczy... A u nas? Każda śmierć to przekreślona linia. – Zamknął gruby zeszyt.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Mówisz tak tylko dlatego, że zginął ktoś nam bliski. – Parsa, który powoli wracał do siebie w wyniku zbawiennego działania porcji światła ofiarowanego mu przez Orła, westchnął. – Bądźmy racjonalni, obchodzenie w jakikolwiek sposób śmierci jednego z Dzieci Światła jest nieracjonalne, zważywszy na naszą umieralność. Myślę, że wykreślenie z listy to najracjonalniejsze, co mogliśmy zrobić, zważywszy na to, że nie zostaje po nas nic.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– To okropne. – Nareb nie podzielał zdania przyjaciela. – Ciekawy jestem, czy u Cieni odbywa się to w taki sam sposób. Albo przynajmniej podobny.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Rozmowę przerwało pojawienie się Artura, który przyszedł najszybciej jak to było możliwe. Nareb opowiedział mu o najświeższych rewelacjach odnośnie zaginionych, co mężczyzna przyjął z właściwą sobie obojętnością. Jako informację zwrotną przekazał to, co Weira i Izela, przy czym głównie ta druga, kazały mu przekazać: zmarli wrócili.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Do nas jeszcze nie dotarli. I dobrze. – Lew opadł na krzesło.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Gdy się zjawią, poinformujemy was najszybciej, jak to będzie możliwe – zapewnił Orzeł.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Mam dziwne wrażenie, że szykuje się coś wielkiego... – powiedział Parsa, gdy tylko informator opuścił pomieszczenie. – Czuję to jakoś tak pod skórą.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Mówisz o powrocie umarłych? – Nareb spojrzał na przyjaciela.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Wydaje mi się, że to coś, co się szykuje, nie jest niczym, czego moglibyśmy się spodziewać...</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Kasek długo szukał Weiry. Pytanie o nią napotkanych Cieni sprawiało jedynie, że kluczył bezsensownie po korytarzach, spotykając się ze sprzecznymi informacjami. Na tej podstawie wywnioskował, że jego Mentorka zdecydowanie nie znajduje się w sprecyzowanym miejscu, a przemieszcza się i to dość szybko. Nie mógł tak po prostu przestać jej szukać, ona coś kombinowała. Coś, czego Kasek koniecznie chciał się dowiedzieć. Musiał zacząć myśleć jak Weira.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Gdzie mogła się wałęsać? Nie słyszał o tym, by opuszczała Dom, jednak wnioskując z opowieści, jakie słyszał o dziewczynie, była ona nieobliczalna. Już jako zwykła adeptka chadzała swoimi drogami, a była przecież obserwowana. Teraz, gdy nikt jej nie kontrolował, mogła zrobić dosłownie wszystko. Zważywszy na to, że zaginął ten jej Kotek.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Kasek nigdy nie popierał sojuszu z Kolcami. Uważał, że cała ta kampania z cyklu „bądźmy wolni” nijak się ma do istoty ich istnienia. W końcu od zawsze ciemność zwalczała jasność, czyż nie? Czy woda próbuje dogadać się z ogniem, by on jej nie odparowywał, a on z nią, by go nie gasiła? Nie. Postępowanie Weiry to coś wbrew naturze. Zapragnął być jak najbliżej dziewczyny, by trzymać rękę na pulsie i móc zainterweniować, gdyby jakimś cudem jej chory plan mógł się powieść. Bo tak, w mniemaniu Kaska wszystkiemu winna była Weira. </span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">W końcu dostrzegł dziewczynę. Wyglądała na wystraszoną, kiedy przemykała korytarzem, najpewniej kierując się do tuneli. Chciała opuścić Dom i to niezauważona. Kasek nie pozwoli na samotną eskapadę.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Widziałam, że czas nagli. Pojawienie się zmarłych nie wróżyło niczego dobrego. Jeśli chciałam zapobiec niespodziankom, musiałam działać już teraz. Doczepiłam natrętnej myśli, która nie opuszczała mojej głowy: trzeba znaleźć dawną świątynię. Być może był to błędny trop, ale czy mogłam w jakikolwiek inny sposób zrobić coś, co nie byłoby moim dotychczasowym biernym uczeniem nowego pokolenia żołnierzy?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Początkowo chciałam wsiąść na motocykl, który stał się moim ulubionym środkiem transportu, jednak domyślałam się, że może nie okazać się szczególnie praktyczny, gdy dotrę do celu. O ile dotrę do celu – poprawiłam się. Moje notatki wrzuciłam co plecaka, uzbroiłam się po zęby i spakowałam wszystko, co mogłoby okazać się przydatne: zapasową broń.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Na palec wsunęłam pierścień od Brena, który wypożyczył mi, kiedy ruszałam na samotną misję przeciw Mizarowi. Nigdy nie zdążyłam go zwrócić, a coś, co zbiera energię mogłoby się przydać, gdybym wpadła przypadkiem na jednego z Kolców. Choć dotąd udawało mi się tego uniknąć, wiedziałam, że w przypadku wpadnięcia na Dziecko Światła będę musiała zabić. Przymus mi to nakaże, a ja się nie poddam. Moje życie nagle okazało się dla mnie choć trochę ważne.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Wybrałam wyjście po cichu: dzięki temu uniknęłam niepożądanego towarzystwa. O ile ktokolwiek mógłby zechcieć pójść ze mną na poszukiwania czegoś, co jest jedynie legendą. Nie mogłam już liczyć na Izelę, nie wiedziałam co z Samelem ani z Hitchem, choć tego drugiego i tak bym ze sobą nie zabrała. Nie wyobrażałam sobie tego drugiego podczas bitwy. Zresztą coś, co zamierzałam zrobić zakrawało na szaleństwo.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Pierwszym punktem na mojej liście było odnalezienie Miza. Byłam w stanie znieść jego obecność, poza tym – choć nasze stosunki mocno odbiegały od przyjaznych – okazał się sojusznikiem. I był dobrym wojownikiem. Do dziś nosiła blizny, które zafundował mi w opuszczonym domu. Moja ręka bezwiednie powędrowała do brzucha. Czy właśnie wtedy zapragnęłam żyć?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Przeczucie mówiło mi, że to nie ja odnajdę Wilka, a on znajdzie mnie. Tak jak poprzednim razem. Musiałam jedynie pokręcić się po okolicy. Kolce mają dobry węch, powinien mnie wyczuć.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Wchodzisz na złe terytorium. – Słowa zostały wypowiedziane warkliwym głosem.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Uśmiechnęłam się do siebie, po czym odwróciłam się ku Mizarowi. Jak zwykle pojawił się od tyłu, tropił mnie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Czy ty mnie obserwujesz? – zapytałam, przechylając głowę w bok.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Staliśmy sami w środku lasu. I po raz pierwszy nie chciałam chcieć go zabić. Uczucie rozdrażnienia zaczęło we mnie narastać, więc usilnie je zwalczałam.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Weszłaś na mój teren. – wzruszył ramionami, powracając do całkowicie ludzkiej formy. – A wnioskując po slalomach, jakie robiłaś po lesie, chciałaś zostać zauważona.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Masz rację. – Pokiwałam twierdząco głową. – Najłatwiej znaleźć Wilka w lesie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Gratuluję dedukcji. – przewrócił oczami. – Czego chcesz?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Szukam dawnej Pierwszego Domu, tego, który według mnie zapadł się pod ziemię. Być może tam znajdziemy jakieś przydatne informacje.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Przydatne informacje – przedrzeźniał mnie. – Jakie to informacje mogą być w opuszczonym miejscu? I to jeszcze podziemnym – dodał, wzdychając.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Sądzę, że całkiem istotne. Księga Mroku. – Teraz moja irytacja nie wynikała już jedynie z tego, że było w nim światło.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– I zamierzasz poszukać nowej lektury? – Zaśmiał się ironicznie. – Jaka jest w tym moja rola?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Podejrzewam, że mogą w niej być istotne informacje na temat pozbycia się Mrok i Światła. Księgi zostały spisane za czasów Pierwszych Cieni, a oni mieli świeższe informacje, jak mniemam.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Miz patrzył na mnie badawczo.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Sądzisz, że Pierwsze Cienie znały sposób na pozbycie się Wielkiej Dwójki? – zapytał w końcu.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Mam taką nadzieję. Jeśli nie oni, to kto?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Nie mogłam uwierzyć w to, że Mizar zgodził się wyruszyć ze mną. Poprosił mnie, bym chwilę poczekała. Chciał poinformować swoje obozy o tym, że pozostają chwilowo bez łącznika i muszą opracować jakąś metodę przekazywania informacji w razie potrzeby. No i naturalnie nie mógł odejść, nie pożegnawszy się z Gleną. To, że mój były wróg pozostawał w relacji z moją własną matką było dla mnie nadal dziwną rzeczą.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Kiedy zjawił się z powrotem oznajmił, że chce dowiedzieć się, co odkryłam. Dałam mu do przeczytania notatki, co skomentował przewróceniem oczami. Mimo to przeczytał je uważnie, kilkukrotnie krytykując mnie za niestaranne pismo lub złą konstrukcję zdań. Zignorowałam uwagi.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Masz może jakiś pomysł, gdzie rozpocząć poszukiwania? – zapytał, gdy zakończył czytanie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Zaczęłabym od odnalezienia mokradeł. Skoro było to miejsce dla nas ważne, powinnam to wyczuć. – Spojrzałam na niego. – Powinniśmy to wyczuć – poprawiłam się.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie jestem żadnym cholernym Cieniem – warknął, a jego oczy zrobiły się wilcze. – Mam tak mało z waszego cholernego gatunku w sobie, że wolę to ignorować.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Fakt jest faktem Miz. Zwiedziłeś sporo terenu, może masz jakiś pomysł, gdzie to może być?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Obserwowałam, jak w zwierzęcych tęczówkach gonią się naprzemiennie smugi ciemności i jasne plamki. Szczęka wydłużała się, to zaś znów stawała się ludzka, a między jego palcami przewijały się drobne niteczki mroku. Serce zabiło mi szybciej. On był przerażający, a ja go pokonałam... Czyżby po śmierci stał się jeszcze silniejszy?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nienawidzę cię. – Kłapnął zębami. – Wiem, gdzie jest podmokłe miejsce z dziwną aurą. Ale jedna rzecz mi nie pasuje.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Tak? – dopytałam.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– To miejsce... Jego lokalizacja tworzy trójkąt z Akademią i Domem. I to tam pojawili się Zmartwychwstali... – urwał. – Nie wszyscy. Większość. Ci, którzy umarli najwcześniej.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Myślę, że nie bez powodu Cienie pojawiły się w konkretnym miejscu. To wcale nie musi oznaczać lokalizacji pierwszego Domu, być może to miejsce większej bitwy...</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Mizar przerwał mi kłapnięciem szczęki tuż przed moją twarzą.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie tylko Cienie. Dzieci Światła też. Umarli w różnym czasie – Miz zamachał ogonem, który wyrósł mu sama nie wiem kiedy.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Skąd wiesz? O tym, że zmarli w różnym czasie?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Bo z nimi rozmawiałem, idiotko. – Ponownie przyjął ludzką postać.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Chodźmy tam. – upakowałam do plecaka notatki, choć w tej chwili nie miały one zbyt dużej wartości.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Miz szedł kilka kroków przede mną, dzięki czemu irytacja, jaką we mnie wywoływał była nieco mniejsza. Domyślałam się, że on czuje to samo, choć skąd mogę wiedzieć co czuje ktoś, w kim kłębi się nienawiść do swoich dwóch natur? Widziałam tylko, że nie mógł powstrzymać drobnych przemian postaci. Nie rozmawialiśmy. Nie mieliśmy o czym. Przyzwyczaiłam się do cichego marszu po ściółce, gdy nagle się zatrzymał.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Czujesz to? – warknął, unosząc głowę. Węszył.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Co? – Rozejrzałam się dookoła. Wszystko wyglądało spokojnie, nie odczuwałam niczego niepokojącego.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Mamy towarzystwo. Wyczułem to dopiero teraz. Powiew wiatru zdradził intruza.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Odruchowo położyłam dłonie na rękojeściach saksy o noża do rzucania. Ktokolwiek za nami podążał, na pewno nie robił to z przyjaznych pobudek.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Cień czy Kolec? – zapytałam, chociaż znałam odpowiedź. Gdyby był to Kolec, wyczuwałabym to.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Wolałem cię, gdy nie klepałaś tyle ozorem – westchnął z irytacją. – Sprawdź to – rozkazał, wskazując mi kierunek, w którym powinnam się udać.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Starając się kryć za drzewami podążyłam za wskazówką. Miałam nadzieję, że zabieg ten ma jakikolwiek sens, gdyż intruz nie miał nas na widoku a podążał jedynie za śladami. W przeciwnym razie utwierdziłabym Miza w przekonaniu o moim braku inteligencji. Przemykałam między pniami starając się być bezszelestną. Wtapiałam się w migotliwe cienie, ciesząc się, że słońce już zachodzi. Umiałam być niewidzialna.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Ktoś, kto nas śledził zdecydowanie nie spodziewał się, że zawrócimy. Stąpał ostrożnie, jednak dało się usłyszeć trzask łamanych pod butami gałązek. Amator. Kierując się na słuch zbliżałam się do tropiciela lekkim łukiem. Jeśli faktycznie obserwuje ślady, nie zauważy mnie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Dostrzegłam go. Poczułam mieszaninę ulgi i złości. Czemu Kasek nie był w Domu?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Co tu robisz? – zawołałam, wychodząc zza pnia. Zaszłam go od tyłu, przez co osiągnęłam element zaskoczenia. Drgnął.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Ja... – urwał, spoglądając na broń w moich dłoniach. – Nie planujesz chyba mnie zabić, Weiro? – zapytał.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie, oczywiście, że nie – zapewniłam, a oręż znalazł się na swoim miejscu. – Wracaj w tej chwili do Domu. To rozkaz.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Tam nie ma nic dla mnie. – Uśmiechnął się krzywo. – Obiecałaś mi wyjaśnienia. Szukasz tego miejsca, prawda?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie twoja sprawa, Kasek. – Zamknęłam oczy. – Po prostu stąd idź. I nikomu nie mów o tym, że tu jestem.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Tym bardziej nie pójdę. Powinnaś zabrać swojego najlepszego ucznia na tajną misję – stwierdził.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie, nie powinnam. Jeśli odkryję, że dalej mnie śledzisz...</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Was. Śledzę was – poprawił mnie z tryumfalną miną.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie ważne. Jeśli to zauważę, możesz być pewny, że nie wyjdziesz z tego cało.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Groźna Weira – stwierdził. – Gwarantuję ci, że mnie nie zauważysz.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Uśmiechnęłam się. Znam te sztuczki.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Będę uważniejsza. Wracaj do Domu w tej chwili.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Zostawiłam go stojącego samotnie między drzewami. Być może będzie szedł dalej za nami. Wtedy to Miz wyjdzie mu na spotkanie, a walka z Wilkiem skutecznie uświadomi mu, że nadal jest tylko adeptem. Tak samo jak i ja.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Mój uczeń. Odesłałam go – wyjaśniłam Mizarowi, gdy wróciłam do miejsca w którym czekał.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Następnym razem to ja się z nim spotkam. – W głosie pobrzmiewała groźna nuta.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Powstrzymałam się od komentarza. Właśnie na to liczyłam.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Ruszyliśmy dalej, a Miz co jakiś czas cofał się nieco pod postacią wilka, by upewnić się, że Kasek za nami nie podąża. Nie natrafił na jego zapach, mimo to nadal spowalniał podróż. Brnęliśmy w coraz gęstszy las.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Hitch po raz kolejny starał się wyswobodzić łapę z więzów. Korzystał z okazji, gdy nikt nie poświęcał mu nadmiaru uwagi. Więzy były mocne i skomplikowane, musiał przyznać, iż krępująca go osoba wykonała kawał dobrej roboty. Starał się podciąć sznur pazurem, jednak było to niezwykle trudne. Kocie pazury są ostre, jednak drobne. Efekty prób były niewystarczające.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Coraz bardziej tracił wiarę w to, że kiedykolwiek się uwolni. Bau przychodził do niego w przypadkowym momentach, starając się wyciągnąć jakieś informacje. Stosował przy tym różnego rodzaju chwyty psychologiczne, na co Hitch na szczęście był odporny. Nigdy nie należał do osób, którymi targają emocje, co było w tej sytuacji ogromnym atutem w ręku słabego Kolca. Jedynym jasnym punktem w całej sytuacji okazała się Eres. Kot nie powiedziałby, że odczuwa wobec niej jakiekolwiek uczucia. Nie była jak Parsa – nie znał jej. Ich więzy krwi nie stanowiły dla niego czegoś ważnego. W końcu przecież każde Dziecko Światła było ze sobą w jakiś sposób spokrewnione. Eres był po prostu miła. Nie traktowała go wrogo, przynosiła pożywienie, a dodatkowo Hitch podejrzewał, że próbuje porozmawiać z nim na osobności. Niestety zawsze, gdy się pojawiała, natychmiast dołączał do nich Bau. Nie ufał Pumie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Zrezygnowany Kot schował pazur, próbując rozwiązać węzeł przy pomocy zębów i wolnej dłoni. Nawet nie zdawał sobie strawy z tego, jak trudno wykonywać czynności manualne bez jednej ręki. Zdecydowanie przydałaby się druga, wtedy supeł by ustąpił.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– To się nie uda.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Słowa Eres zaskoczyły Hitcha. Ona jako jedyna z całej bandy, jak określał w myślach Bau i jego ludzi, potrafiła być cicha. W końcu była z kotowatych.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Bau zna się na węzłach. Pewnie to przez to, że sam się zaplątuje. – Uniosła kącik ust.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nigdy czegoś takiego nie widziałem. W ogóle węża, który zawiązał się w węzeł – Hitch zaniechał czynności. – Porcja żywieniowa? – zgadywał.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Puma pokręciła powoli głową, a potem do uszu Kota dobiegł dźwięk wysuwanego ostrza. Pomyślał, że to ironiczne, że zginie z ręki własnej, martwej siostry.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Spokojnie, zrobimy to cicho i szybko. – Przykucnęła koło brata, spoglądając na niego żółtymi oczami.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Hitch zamknął oczy. Niech zrobi co musi. Przynajmniej niewola się skończy. Poczuł piekący ból w łapie, następnie szarpnięcie za kark. Puma postawiła go do pionu, a on otworzył oczy. </span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– A teraz biegniemy. Jak najdalej.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Obydwoje przybrali zwierzęce postaci, ruszając co sił w łapach do szaleńczej ucieczki. Hitch utykał, choć starał się nie poddawać bólowi. Brakowało mu końcówki łapy. Krwawił i jedynym jego problemem było to, że łatwo będzie ich wytropić.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Ranna kończyna w końcu wygrała. Kot upadł, co Eres zauważyła niemalże od razu.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Musimy uciec – mruknęła, gdy powróciła do ludzkiej formy. Wzięła brata w ramiona. On nie miał już dość siły, by się przemienić. Okaleczona łapa prowadziła nieuchronnie do wykrwawienia, a świat przed oczami Hitcha, choć i tak pogrążony w mroku nocy, stawał się coraz ciemniejszy, by w końcu zniknąć całkowicie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Eres nie miała czasu na zastanawianie się nad kolejnymi krokami. Serce Kota biło coraz wolniej, obwieszczając jego bliski koniec. Kolec był osłabiony już przed amputacją, a wykrwawianie się nie sprzyjało poprawie jego stanu. Biegła, jakby gonił ją sam diabeł. Prawdopodobnie ścigał ją Wąż. Instynktownie kierowała się do Akademii, nie wiedząc, jak zostanie tam przyjęta. Długo nie było jej wśród żywych, wiele mogło się zmienić. Gdy dobiegła do bramy głównej, jej płuca płonęły. Miała wrażenie, że każdy oddech może być tym ostatnim, a klatka piersiowa zaraz eksploduje.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Pomocy! – krzyknęła, kiedy okazało się, że brama jest zamknięta. –On zaraz umrze! – Druga część wypowiedzi zakwiliła między świszczącymi, desperackimi próbami walki o natlenienie organizmu.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Położyła bezwładne ciało brata na trawie. Zerwała rękaw koszuli, przeklinając samą siebie za to, że nie pomyślała wcześniej o pierwszej pomocy. Rozszarpała materiał, by ucisnąć ranę. Kikut wyglądał przerażająco, ale nie mogła inaczej wyswobodzić brata. Bau miał swoje sposoby na krępowanie, lina była czymś utwardzona. Słyszała, jak mówił, że jedyną możliwością ucieczki dla Hitcha będzie usunięcie swojej kończyny. Chwalił się tym przy każdej okazji.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Opaska uciskowa na niewiele się zdała. Krew w łapy i tak nie wypływała już tak intensywnie, pewnie powoli kończyły się jej zasoby.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Do diabła, czy ktoś mnie słyszy! – krzyknęła znowu, rozglądając się dookoła. Dłoń przyciskała do ciała Kota, sącząc w nie energię. Ktoś otworzył drzwi Akademii. Ona tymczasem obserwowała zbliżający się pościg. Bau wyruszył za nimi sam.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Blask światła, który wydobył się z otwartych drzwi zatrzymał go. Wąż zaklął. Obserwował, jak jego pobratymcy, ci zdrajcy gatunku wpuszczają Eres z Kotem w dłoniach do budynku.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Hitch, nie przesadzaj. Wyliżesz się z tego, jak zawsze. – Parsa szturchnął Kota, który blady leżał na łóżku w swoim pokoju w Akademii. Poza nimi w pomieszczeniu znajdował się również Nareb i Eres, uważnie obserwowana przez Orła.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Siostra tych dwóch? – dopytywał dziewczynę. – Nie znałem cię.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Dawne dzieje. Jestem od was sporo starsza. – Puma zacisnęła ponownie wargi. – Uwolniłam go od Bau. Nie uważasz, że gdyby nie był moim bratem podpadałabym temu gadowi?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie rozumiem, dlaczego w ogóle tam byłaś. Mogłaś wrócić do Akademii. – Blondyn nie wydawał się przekonany.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Co z Hitchem? – Eres puściła zarzut mimo uszu, dołączając do Parsy.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Teoretycznie powinno być źle, ale ten Kot ma wprost fenomenalną zdolność przeżycia. – Lew po raz pierwszy spojrzał na siostrę. – Wybacz, ale dziwnie się czuję z tym, że tu jesteś. Jakoś... Przyzwyczaiłem się do faktu twojej... hm. Nie wiem jak to nazwać.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Tego, że nie żyję. – Puma przyłożyła palce do przegubu Hitcha. Wyczuwała puls.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Chyba tak. – Lew przymrużył oczy. – Spokojnie, on przeżyje. Widywałem go w cięższym, choć może bardziej kompletnym stanie. Dlaczego stracił dłoń?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Słowa Parsy dotarły do świadomości Hitcha. Spróbował otworzyć oczy, jednak powieki wydawały się ołowiane.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Dłoń? – wychrypiał cicho.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Mówiłem, że się wyliże? – Parsa uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiły się radosne ogniki. – Witaj wśród żywych!</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie mam dłoni... – Cieżki powieki w końcu ustąpiły.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Jakoś to będzie. – Lew nie przejmował się szczególne kalectwem. – Jesteś cholernym szczęściarzem. Chyba wszystkie zdolności poszły ci w regenerację. – Klepnął brata w ramię. – Nie zdziwiłbym się, gdyby ta twoja dłoń w jakiś tajemniczy sposób sama odrosła, naprawdę!</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Hitch nie był tego samego zdania.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Gdy słońce zaczęło powoli wkraczać na niebo, by oświetlić świat, wkroczyliśmy na wyjątkowo nieprzyjemny rejon. Stopy grzęzły w błocie, zapadając się z każdym krokiem. Każde uniesienie nogi powodowało mlaśnięcie i wymagało użycia siły. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest jakiś plan Mizara. Choć czy zadałby sobie tyle trudu, by zwyczajnie mnie wykończyć?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Nad zastoiskami wody unosiły się opary. Wisiały nieruchomo, zapewne przez to, że bagno otaczała ciasna ściana z drzew i krzewów. Przedarcie się przez nie należało do męczących zadań. Niemal co krok wplątywałam się w cierniste gałęzie; nie wszystkie pozwalały się zerwać, niektóre wymagały użycia noża. Mizar nie narzekał na nie, gdyż sprytnie manipulował kształtem ciała, prześlizgując się przez niewielkie prześwity. Nie byłam tak zwinna jak on.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Posuwaliśmy się powoli do przodu, mijając kolejne kłęby pary, zanurzając się w mętnej wodzie niemal do pasa. Gdy przystawałam, by otrzeć pot oraz krew z drobnych rozcięć, miękkie podłoże wciągało moje stopy w głąb. Walczyłam o utrzymanie równowagi, co pochłonęło mnie do tego stopnia, że przez dłuższy czas nie docierała do mnie jedna rzecz.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Musimy znaleźć źródło – powiedział Miz.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Udało mi się znaleźć kępę roślinności, która wyglądała w miarę stabilnie. Weszłam na nią.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Źródło? – zapytałam, a wtedy rozpoznałam nowy bodziec. Energia. Mrowiące, bombardujące skórę wyładowania, na przemian chłodzące i rozgrzewające. Słabe ukłucia.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Możemy się rozdzielić – zasugerował Mizar. – Będzie szybciej. W jakimś miejscu musi być źródło.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Tak. Też na to wpadłam. Co więcej, zauważyłam kolejną nietypową rzecz. Ciągła irytacja, jaką odczuwałam zniknęła. Miz również wydawał się spokojniejszy... Nawet nie wyglądał na szalonego.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie wiem, czy tego szukaliśmy, ale jedno jest pewne: to miejsce ma ogromne znaczenie. – Wyciągnęłam przed siebie dłoń. Spróbowałam wykrzesać z siebie wiązkę mroku, ale nic się nie stało. – Spróbuj przemienić się w wilka! – zawołałam w stronę Miza, który brnął już dalej w bagnie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie mogę. Nie uprzedziłem? – parsknął. – Tutaj jesteśmy zwykłymi ludźmi. Postaraj się nie utopić – zaśmiał się, a potem kłąb pary wodnej ukrył go przed moim wzrokiem.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">To by wyjaśniało, dlaczego wędrówka przez bagno była tak męcząca. Błoto to zapewne zwykłe błoto, a ja po prostu straciłam siłę. I też dlatego pewnie drobne rozcięcia jeszcze nie zniknęły.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Zsunęłam z ramion plecak. Nie potrzebowałam dodatkowego obciążenia. Odłożyłam go na kępkę roślinności, po czym znów wkroczyłam w bagno. Ruszyłam przed siebie, oddychając coraz ciężej. Pod względem fizycznym Mrok była dla nas łaskawa. Nasza ludzka część nie nadawała się w teren.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">W miarę jak zbliżałam się do punktu, z którego wydobywała się energia odczuwałam ją coraz silniej. Teraz nie tylko skóra mrowiła, oddziaływanie przeszło również na narządy wewnętrzne. Co dziwne, choć było to nienaturalne, wraz nasileniem mocy czułam się coraz spokojniejsza. Jakby to miejsce było właściwe dla mnie, jakbym właśnie jego szukała przez całe życie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Z mgły zaczął wyłaniać się zarys czegoś o kształcie przypominającym budynek. Nie był on duży, przypominał niską wieżę. Z lewej strony słyszałam mlaśnięcia błota, które informowały mnie o tym, że Miz również dotarł do tego miejsca.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Oboje brnęliśmy do celu, a gdy zatrzymaliśmy się przed budowlą, zatrzymaliśmy się.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Budynek się zapadł. – Czułam, że całe przedsięwzięcie okaże się fiaskiem.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Pewnie bagno jest wszędzie. Ciekawe jak wysoka była ta wieża. – Mizar dotknął dłonią kamiennej ściany. – Poszukajmy jakiegoś okna i sprawdźmy, czy uda nam się dostać do środka.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Rozpoczęliśmy powolną wędrówkę wokół budowli. Nie udało nam się odnaleźć otworu okiennego. Wieża zdawała się być nie do zdobycia. Spojrzałam w górę. Dach, który najpewniej kiedyś tam się znajdował musiał już dawno spaść i zatopić się w bagnie. A może po prostu w miarę upływu czasu przestał istnieć?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Spróbuję się wspiąć – postanowiłam, badając ścianę palcami. – Nawet bez siły ciemności powinnam dać radę się utrzymać.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Miz mruknął coś o Cieniościerwie, a następnie zaczął szukać stabilnego podłoża. Widać i jego zmęczyła nieustająca walka z wsysaniem.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Udało mi się znaleźć pierwszy punkt zaczepienia. Zaprawa łącząca kamienie była krucha, ustępowała pod naciskiem palców. Przemknęło mi przez myśl, że w aktualnym stanie stanowi pułapkę. W każdej chwili mogła się zawalić... Nie. Nie powinnam zaprzątać sobie tym głowy. Stopą szukałam punktu podparcia. Wcisnęłam but pomiędzy kamienie, i podciągnęłam się w górę. Mech, który porastał ścianę był śliski, co powodowało, że podczas wspinaczki kilkukrotnie niemal spadłam, ale ostatecznie dotarłam na szczyt. Usiadłam na murze i przechyliłam się ostrożnie, by zajrzeć do środka.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Wszechobecna mgłą była i tutaj. W dodatku, pomimo iż dzień już nastał, nad nami rozciągał się las, być może nie gęsty, ale za to z bujnymi koronami. Wynikową czynników okazało się to, że nie widziałam dna. Mogłam zaobserwować niewiele więcej niż z zewnątrz: gołe ściany rozpływające się w ciemności i mgle.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nic nie widać – zawołałam do Mizara.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Nie musisz się tak wydzierać, jestem kilka metrów pod tobą – odpowiedział z przekąsem. – Muszę sam się fatygować czy sama wpadniesz na to, jak sprawdzić czy jest sucho?</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Dam sobie radę. – Skrzywiłam się. Nawet bez oddziaływania naszych przeciwnych mocy był denerwujący.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Zaczęłam poruszać pojedyncze kamienie, licząc na to, że któryś z nich jest na tyle obluzowany, bym mogła go oderwać i zrzucić w dół. Niestety – trzymały zadziwiająco mocno. Postanowiłam wyskrobać nożem zaprawę, co powinno pomóc. Chwilę trwało, nim udało mi się oswobodzić element. Zepchnęłam go w głąb wieży.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Do moich uszu dotarło stuknięcie – zdecydowanie nie było tam wody.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Jest sucho! – Tym razem użyłam mniejszej mocy głosu. – Trzeba tam będzie jakoś zejść.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">– Bez liny się nie obejdzie. – Stwierdził Miz. – Złaź. Wrócimy tu przygotowani. Dobrze by było dowiedzieć się, co jest na dnie wieży.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Odwróciłam się, by rozpocząć drogę w dół, a wtedy, przez ułamek sekundy w ciemności coś pojaśniało. A może tylko mi się zdawało? W końcu nie co dzień byłam człowiekiem.</span></div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-69958453940754134292017-12-19T04:31:00.002-08:002017-12-19T04:31:58.447-08:00XXI - Ktoś mnie prześladuje<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Moi uczniowie czekali na mnie z niepocieszonymi minami. Czuli się pewnie przemęczeni, ale czy wojownik może sobie na to pozwolić? Gdy trwa wojna, nikt nie ma czasu na odpoczynek. Kosztować może to życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziś ma przeżyć tylko kilka osób. Nie godzę się na to, by ćwiczenia przypominały zabawę. Zrozumiano? – Czekałam na reakcję.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam barwniki – odezwała się ciemnoblond dziewczyna. – Jak Mentorka kazała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Położyła przede mną dwa słowiczki wypełnione białą, czerwoną i niebieską farbą w proszku. Podziękowałam jej, po czym wyciągnęłam ze składziku opaski na oczy. Pamiętałam jeszcze, jaką trudność sprawiało mi nauczenie się poruszania, gdy byłam pozbawiona zmysłu wzorku. Dzięki temu wyostrzały się inne zmysły, ułatwiało to walkę w ciemnościach oraz gdy przypadkiem ktoś z naszych nie trafił Mrokiem we wroga, a sprzymierzeńca. Co prawda Reala zaczęła te treningi ze mną, gdy byłam wystarczająco dobra, ale jeśli chciałam zniknąć...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Każdy z was ma założyć na oczy opaskę. Nauczcie się poruszać na ślepo. – Rozdawałam każdemu z osobna rekwizyty. – To nie jest łatwe, ale do nauczenia. Przeprowadźcie walki w parach na ślepo, zasada jest taka sama jak zawsze: jesteście swoimi wrogami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ćwiczenia się rozpoczęły. Obserwowanie niepewnych ruchów wpadających na siebie co rusz Cieni było dość zabawne. Wyglądało to, jakby po raz pierwszy musieli poruszać się samodzielnie. Postanowiłam dać im dwie godziny na oswojenie się z nową sytuacją. W tym czasie przysiadłam nad mapami, które ze sobą przyniosłam, by przeanalizować wszelkie wzmianki na temat Księgi Światła, jakie udało mi się znaleźć. Musiałam choć odrobinę uściślić teren poszukiwań, gdyż fizycznie niemożliwym byłoby przeszukiwanie na ślepo całego globu. Wiedziałam, że obie nasze rasy wyruszyły z tego regionu. Niewiele oddziałów Cieni na stałe zamieszkiwało inne okolice, zwykle było to związane jedynie z poszczególnymi zapotrzebowaniami. Mieliśmy swoja małą siedzibę na każdym kontynencie i w wielu krajach, z czego ta w Japonii działała najprężniej ze wszystkich. Właściwie nigdy nie dociekałam, dlaczego. Po prostu tak było. Moimi dwoma typami do sprawdzenia był właśnie japoński Dom oraz nasza okolica. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W podręcznikach mówiono, że Dom, który teraz zamieszkują Cienie został wybudowany, kiedy pierwsza lokalizacja okazała się zbyt niestabilna, a mury zaczęły się zapadać pod siebie. Nikt dzisiaj już nie pamiętał, z jakiego powodu, aczkolwiek domniemano, iż teren był podmokły i zwiększył się poziom wód podziemnych, zmieniając przy tym właściwości techniczne podłoża. Nigdy nie mieliśmy dobrych naukowców, więc nie było możliwości do zweryfikowania trafności tezy. Wiadomo za to było na pewno, że budynek współczesnego Domu to zaadaptowany na własne potrzeby, zmodyfikowany stary klasztor. Dostaliśmy go za darmo, przekonując duchownych o swej boskości. Kłamstwo popłaciło, a w średniowieczu podobno mogło przejść wszystko. Im dalej w przeszłość tym mocniejsze były Cienie, bo krew Mroku coraz bardziej się rozrzedzała, a praktykowana przez nas religia miała coraz mniejsze zainteresowanie. Gdyby kiedykolwiek przed wydarzeniami z amuletami ktoś wspomniał mi o obrzędach z użyciem krwi wielkiej dwójki, uznałabym go za kogoś niespełna rozumu. A jednak: w religii Cieni coś było. Nie bez powodu ci mocniej wierzący zwykle byli silniejsi od pozostałych. Być może chodziło o medytację, poziom skupienia oraz brak rozpraszania. To by wyjaśniało, dlaczego mi udawało się robić „więcej”... Choć może lepiej tłumaczy to zwiększona zawartości Mroku we mnie samej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z biblioteki wzięłam kilka map, na których zaczęłam oznaczać tereny wilgotne oraz uznawane za miejsca dobre do medytacji. Przy tych drugich przydałaby się Izela. Moje notatki odnośnie sfery duchowej zawsze były niekompletne, gdyż interesowała mnie jedynie walka. Kilka miejsc odpowiadało profilowi miejsca, w którym mógł w przeszłości znajdować się Pierwszy Dom. Podczas swoich dwudniowych studiów nad starymi pismami w bibliotece, którym poświęciłam większość uwagi podczas dwóch dni po napisaniu listu do Hitcha doszłam do wniosku, że miejsce powinno być owiane mistycyzmem oraz podmokłe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To ćwiczenie jest bezsensowne. – Głos Kaska, który rozległ się tuż nad moją głową zaskoczył mnie całkowicie. Chłopak trzymał w ręce opaskę i wpatrywał się we mnie opierając o kij ćwiczebny. – Mam dość lania innych. Może pomogę ci w tym czymś, co teraz robisz? – Uniósł brew, wskazując ruchem głowy na rozłożoną przede mną mapę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Miałeś ćwiczyć. – Zaczęłam zbierać pośpiesznie notatki z podłogi, by przypadkiem nie zrozumiał, co właściwie chcę zrobić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wolę ćwiczyć z tobą. – Schylił się, podnosząc jedną z kartek. – Podmokły i święty? – Obie brwi powędrowały ku górze. – O co chodzi?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie musisz wiedzieć o wszystkim! – Zerwałam się z ziemi, wyrywając notatkę z jego dłoni. Papier naderwał się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro, w obliczu zaistniałych okoliczności wolałbym jednak mieć pełny obraz sytuacji. – Odrzucił na ziemię zarówno kij, jak i opaskę, próbując uszczknąć coś z mojego pliku papieru. Udało mu się wydobyć zapis o zapadnięciu się Pierwszego Domu. – Po co ci to... – Spojrzał na mnie, unosząc kartkę ponad głowę i czytając dalej. Sprytne. Nie mogłam po nią sięgnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z całej siły nadepnęłam na jego stopę, przez co pochylił się, a ja wyszarpnęłam skrawek papieru.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chcesz znaleźć... – Sapnął, rozcierając obolałe miejsce. – Lokalizację Pierwszego Domu. Ale po co? On już nie istnieje! </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nasza rozmowa nie pozostała niezauważona przez uczniów. Ich ruchy zwolniły, każdy chciał coś usłyszeć. Niedobrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ciszej. – Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. – Później... – szepnęłam, licząc na to, że po ćwiczeniach uda mi się go zbyć. Wcisnęłam notatki byle jak do torby, w której wcześniej je przyniosłam. Minęła już ponad godzina treningu. – Stop! – krzyknęłam do uczniów. – Wychodzimy w teren!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kasek uśmiechnął się krzywo, zawierając w tym grymasie obietnicę, że nie odpuści i zmusi mnie do udzielenia wyjaśnień. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Staliśmy w lasku. Każdy z nas zaopatrzony był w opaskę oraz miecz ćwiczebny. Wyjaśniłam dokładnie, na czym polega ich zadanie. Każdy z uczestników miał nałożyć farbę w proszku na swój kij, w zależności od przydziału: czerwony dla jednej drużyny, niebieski dla drugiej. Jako prowadząca zajęcia miałam brać udział we wszystkim, choć planowałam dać uczniom niewielkie fory. Mój miecz został oznaczony białą farbą. Po przygotowaniu stanęliśmy na środku polanki. Zaczęłam wyjaśniać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ustawimy się plecami do siebie. Każdy ma wykonać dokładnie piętnaści kroków przed siebie, a gra rozpocznie się, gdy postawimy ostatni z nich. Ten, kto przeżyje ma spokój do końca dnia. Pozostali mają jeszcze cztery godziny treningu. – Kasek podpowiedział mi pomysł z nagrodą. Mówił, że dzięki motywacji bardziej przyłożą się do zadania. – Kończymy, gdy rozlegnie się gong. – Ze składziku razem z kaskiem wyciągnęliśmy turniejowy przedmiot, by łatwiej było określić zakończenie. – Załóżcie opaski i rozpoczynam odliczanie. I starajcie się nie zabić swojej drużyny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ustawiliśmy się w okręgu plecami do wewnątrz, nasunęliśmy opaski na oczy. Głośno wymawiałam kolejne liczby, a gdy wypowiedziałam „piętnaście” rozpoczęło się ćwiczenie. Ucieszyłam się, gdy usłyszałam dźwięk pierwszych skrzyżowanych mieczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Sama ruszyłam biegiem ku najbliższemu drzewu, jakie upatrzyłam sobie już wcześniej. Było moim odnośnikiem przestrzeni, reszta była improwizacją. Skrzywiłam się, kiedy wpadłam twarzą w gałąź, o której istnieniu zapomniałam. Wyrwała mi kilka włosów, ale za to ramię wyczuło nierówność kory pnia. Dotarłam do celu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Domyślałam się, że Kasek będzie starał się dopaść właśnie mnie, a nie planowałam dać mu tej satysfakcji. Na zbyt dużo sobie pozwalał. Nie szanował naszej relacji mentor-uczeń, co zaczęło mi już bardzo działać na nerwy. Oparłam plecy o pień i wsłuchiwałam się w odgłosy. Z lewej strony ktoś już rozpoczął konfrontację. Poza dźwiękami skrzyżowanych mieczy ćwiczebnych słyszałam również haczenie o drzewa, odróżniając je po tym, że wiedziałam, jak brzmi kora odrywana od pnia. Na wprost mnie również ktoś się znajdował, jednak chyba nie zauważył mojej obecności. Gdy wyczułam ciepło bijące od niego, gdy po omacku przeszukiwał lasek, pochyliłam się, przez co jego dłoń wybadała jedynie korę za moimi plecami. Cień poszedł dalej. Po chwili za mną rozległo się przekleństwo, gdy osobnik potknął się o coś. Rozpoznałam po głosie Amisa. Prawa strona pozostawała cicha, choć coś mi w niej nie pasowało. Miałam wrażenie, jakby coś zastawiało przestrzeń pomiędzy mną a resztą lasku. Wytężyłam słuch, starając się ukierunkować zmysł na prawą stronę. Na początku nic to nie dawało, a po chwili dało się usłyszeć równomierne dudnienie. Moi uczniowie widocznie przenieśli się w ferworze walki gdzieś dalej, bo dźwięki przez nich wydawane było odległe. Cichy, pulsujący dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy, poza tym nie towarzyszyły mi inne odgłosy. Zaczęłam go rozpoznawać. Bicie serca. Dlaczego nie słyszałam ciężkiego oddechu? Ktoś, kto miał tak szybki puls musiał być zmęczony, a ciężko opanować oddychanie... Starałam się wyczuć zapach. Może on by mi coś podpowiedział. Wietrzyk w lesie wiał jednak z lewej, co uniemożliwiło mi wychwycenie zapachu. Przypadek? Szczęście nowicjusza? A może Kasek nauczył się czegoś więcej? Bo to mógł być tylko on.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wtedy rozległ się cichy świst, na który na szczęście udało mi się zareagować. W ostatniej chwili podtrzymałam uderzenie wycelowane wprost w moją klatkę piersiową. Siła, jaka została włożona przez anonimowego przeciwnika w uderzenie rozeszła się falą odrętwienia po moich kościach. Dobrze... Ten ktoś wie, co robi. Z jakiegoś powodu byłam pewna, że kolejny cios nadejdzie z góry – sama tak bym zrobiła. Idealnie zablokowałam cięcie, od razu wykonując cios kierunku brzucha przeciwnika. Zablokował go, wydając przy tym sapnięcie. Chyba go zaskoczyłam. Domyśliłam się, że to go zdenerwuje. Od razu przesunęłam się wzdłuż pnia, by skryć się za nim, wykorzystując go jako tarczę. Cios nie spadł wcale na korę, jak się spodziewałam, za to przeciwnik podążył za mną. Chyba ktoś mnie nie posłuchał i nie miał na sobie opaski... Kolejny świst uświadomił mi, że cios spadnie na nogi, więc musiałam odskoczyć od pnia. Powiew powietrza owiał moje łydki, kiedy zaatakowałam serią szybkich cięć w tułów. Przeciwnik odparował każde z nich, by samemu spróbować ataku z dołu. Z trudem udało mi się odskoczyć. Musiałam zmienić taktykę. Wróg był wyższy, musiałam wykorzystać swój wzrost. Spróbowałam podcięcia nóg. Moja stopa uderzyła w łydkę, co wywołało chwilowe zachwianie i dało mi możliwość przebicia się przez szczelną obronę przeciwnika. Wykorzystałam to, wyskakując i tnąc z góry. Nie miałam pojęcia w co trafiłam, jednak cios nie odbił się echem skrzyżowanych drewnianych kijów. Mam go. Uśmiechnęłam się do siebie Podobała mi się ta walka. Wtedy zrobił coś, czego się nie spodziewałam: dłoń chwyciła za moje ramię i pchnęła mnie do tyłu. Boleśnie uderzyłam o pień kolejnego drzewa, przygryzając sobie lekko język. Fragmenty kory wbiły się w moje plecy. Gdy wyczułam w ustach słony smak krwi dostałam zastrzyku adrenaliny. Wróg od razu wykonał zamach, celując w wyższe rewiry. W ostatniej chwili schyliłam się, a cios trafił w pień ponad moją głową. Posypała się na mnie kora. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wykorzystałam podparcie za plecami o odepchnęłam się nogą od pnia, nadając impetu uderzeniu, które zamierzałam właśnie wykonać. Było ryzykowne, celowałam czubkiem broni w brzuch. Musiał w porę uskoczyć, gdyż nie napotkałam żadnego oporu. But zaplątał się w korzeń wystający ze ściółki i upadłam. Miałam ułamek sekundy, by podnieść się lub chociaż obrócić, nim on zaatakuje. Wyczułam, że się zbliża, zbyt wolno. Myślał, że wygrał... Udało mi się podciąć jego nogi i teraz on również leżał na mchu, co pozwoliło mi na zebranie się z ziemi. Skoczyłam na równe nogi i wyplułam zebraną w ustach krew. On zdążył się już podnieść i uderzył znowu z góry, co bez problemu odparowałam, wykonując cięcie z boku. Trafiłam go, choć kij zsunął się od razu. Zaledwie draska. Przeżyłby. Choć zabolało, wnioskując po stęknięciu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jego atak zmienił się w prawdziwą furię, zaatakował mnie grad ciosów, który znów przygwoździł mnie do, tym razem innego drzewa, a gdy tylko wzięłam zamach ciężar ciała przeciwnika przybił mnie do pnia. Starałam się zaatakować jego plecy, ale dłoń wyrwała mi kij z ręki i odrzuciła gdzieś daleko. Po rozbrojeniu uniósł mnie w górę, rzucając na ściółkę. Musiałam bronić się przed upadkiem, a gdy tylko upadłam na kolana i oparłam się na dłoniach poczułam, jak delikatny dotyk kija kreśli kreskę farmą na moim karku. Martwa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Od razu sięgnęłam do opaski, by zobaczyć, któż to zrobił takie postępy. Byłam niemal pewna, że to Kasek. Chciałam mu pogratulować. To było coś, walczył jak na Cienia przystało. Nim odwiązałam opaskę usłyszałam oddalające się kroki. Gdy znów widziałam, przeciwnika nie było. Nie ma szans, by ktoś nie przyznał się do tak triumfalnej wygranej. Ruszyłam z powrotem na polanę, wypluwając krew z ust. Proces gojenia już się rozpoczął, jednak zgromadziło się jej tam wystarczająco, by stała się irytująca. Podeszłam do gongu, otrzepując z siebie igliwie i strącając korę z włosów. Zwołałam wszystkich uderzeniem kija ćwiczebnego w metal. Chwilę później przyszli wszyscy. Kasek nie miał na sobie ani jednego śladu farby, bo było zadziwiające, przecież pamiętam, że udało mi się go trafić... Inni byli pobrudzeni, a niektóry – o zgrozo – mieli na sobie plamy w obu kolorach. Dwóch uczniów zginęło nawet kilka razy, sądząc po odniesionych ranach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Uważnie przyglądałam się każdemu z nich, poszukując śladów mojego białego barwnika. Na nikim nie udało mi się niczego znaleźć. Najpewniej Kasek zwyczajnie zmył z siebie ślady uderzeń. Jest nieuczciwy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Martwi zostają, ci którzy przeżyli do Domu. – Zarządziłam, a gdy Kasek ruszył z „żywymi” zatrzymałam go. – Ty zostajesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak sobie życzysz, Mentorko – skłonił się lekko. Włosy miał całe mokre od potu, wyglądał również na zmęczonego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kwadrans przerwy dla trupów, a potem widzimy się na sali.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Poczekałam, aż uczniowie się rozejdą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobra walka. – Postanowiłam zacząć od słów uznania. – Zaskoczyłeś mnie kilkoma rzeczami...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Staram się jak najlepiej cię naśladować. – Uśmiechnął się tym swoim krzywym uśmiechem. Obserwował moją szyję, jakby znajdowało się na niej coś ciekawego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego pozbyłeś się śladów farby?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie oberwałem ani raz. – Zmarszczył czoło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie? – Przesunęłam dłonią po szyi, ściągając z niej proszek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. I na pewno nie ja zrobiłem ten ślad. – Wskazał na dłoń, którą do niego wyciągnęłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mój wzrok spoczął na farbie barwiącej skórę. Nie na niebiesko. Nie na czerwono. Nawet nie na biało. Miałam na niej czarną smugę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zbladłam. Spojrzałam na kij w ręce Kaska. Niebieski.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kasek przejmij zajęcia, zajmij ich czymś, niech poćwiczą cokolwiek – rzuciłam, ruszając w stronę Domu. – Coś jest nie tak, muszę sprawdzić kilka rzeczy w Domu. – Szłam coraz szybciej, nie wiedząc, co właściwie się dzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przyjdę jako skończymy, wisisz mi wyjaśnienia! – krzyknął za mną, a ja uznałam to za zgodę na prowadzenie zajęć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie bawiłam się w pukanie do drzwi, gdy złożyłam Izeli niezapowiedzianą wizytę w pokoju. Otworzyłam je zamaszyście, uderzając przy tym jednego z Mentorów. Łypnął na mnie spode łba. Pokój wypełniały dorosłe Cienie, a blondynka pochylała się nad kartką, na której widniała tabela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co jest? – Spojrzała na mnie zdezorientowana. Wszyscy na mnie patrzyli. Przypomniałam sobie o niedawnym krwawieniu i otarłam wierzchem dłoni usta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– De i reszta już wrócili? – zaczęłam bez wstępów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie ma ich jeszcze... – Izela odłożyła ołówek. – Co się stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy są tu wszyscy Mentorzy? – Rozejrzałam się po pomieszczeniu, czując, że znam już odpowiedź na moje pytanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, są wszyscy. Mamy zebranie od trzech godzin. – Blondynka zmarszczyła brwi. – Brakuje tylko ekipy poszukiwawczej. Dostałam od nich jakieś pół godziny temu raport, że wyruszają dalej, bo odnaleźli samochód, roztrzaskany na drzewie. Nikt w nim nie zginął, ale drzwi od strony pasażera były wyrwane i odrzucone a tapicerka nasiąknięta krwią...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Roztrzaskany samochód? – powtórzyłam, osłupiała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Być może przeżyli. – Podeszła do mnie. – Szukają ich. Dlaczego pytasz o Mentorów?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wyjaśnię wieczorem, zdarzyło się coś dziwnego i staram się ustalić co... – Odwróciłam się na pięcie, kierując do drzwi. – Zdam raport. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zamknęłam za sobą drzwi. Serce mi łomotało. Nikt z aktualnie zamieszkujących Dom nie mógł wykonać tego, co zrobił mój przeciwnik w lesie. Nikt, poza Mentorami. To nie był nikt z nich. Nie mógł być. Rewelacja z odnalezienia wraku samochodu wstrząsnęła mną dodatkowo. Nie znaleźli śladów śmierci. Co nie oznaczało, że przeżyli. Dwa Kolce i dwa Cienie. Sami. Przy Impulsie. Mogłam ruszyć na poszukiwania zamiast De. I z kim walczyłam? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Niemal biegłam do swojego mieszkania. Musiałam podzielić się tym z Arturem, by poinformował Kolce o moim niepokojącym przypuszczeniu: Zmartwychwstali przybyli do Domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch zbierał informacje. Kolce, które powróciły do żywych nie tylko miały plan pozbycia się raz na zawsze wszystkich Cieni ale i były przerażone. Bau wymyślił jakiś zarys planu, ale na dobrą sprawę sam nie miał pomysłu co do realizacji. Hitch potrafiłby odszyfrować mapę. Tak przynajmniej sądził. Nie chciał się do tego przyznać. Eres karmiła go, jednak nie udało jej się go wydostać. Kot chciał opowiedzieć jej, jak mogłaby tego dokonać, opowiedzieć o sojuszu z Cieniami, że uśmiercanie ich jest fatalnym pomysłem, ale nikt nie zrozumiałby jego miauczenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pewnego dnia Bau w końcu wpadł na genialny pomysł. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wyjmijcie go – zarządził, a Hitch domyślił się, że mówi o nim. – Może uda nam się z niego wyciągnąć jakieś informacje. Kto wie, co tam ciekawego poodkrywali w Akademii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kot wyszedł niepewnie z klatki. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa: długi czas bezruchu sprawił, że działały opornie, buntując się przy każdym poruszeniu. Powoli zaczął przyjmować ludzką postać. Eres obserwowała go z zaciekawieniem, a Wąż uśmiechał się pod nosem, gdy dokonywała się bolesna transformacja. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co masz dla nas, Kotku? – zadrwił Bau.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic – mruknął, próbując rozruszać zastane stawy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Coś tam na pewno wiesz – dociekał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Coś wiem. Ale chyba was to nie interesuje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sprawdźmy. – Bau odpalił papierosa i usiadł na kawałku drewna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch wiedział, że jakakolwiek próba ucieczki nie powiodłaby się. Rozpoczął więc opowieść o tym, że odnalazł wzmianki o Księdze Światła. Opowiadał o wszystkim, o czym Bau już wiedział. Musiało go to irytować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic nie wiedzą! – Zaśmiał się w końcu. Jesteśmy o ogromny krok przed nimi. Jak tylko znajdziemy, czego szukamy, to nawet nie pisną i znikną!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak... – Eres pokiwała głową. Coś w spojrzeniu, jakie wwiercała w oczy Hitcha mówiło mu, że ona wie, iż Kot ma więcej do powiedzenia. – To mój brat. Mogę mieć prośbę? – zwróciła się do Bau.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jaką? – syknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pozwólmy mu pozostać w ludzkiej formie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wąż rozważał chwilę ten wariant. Analizował, czy da się utrzymać Kota w jakimś innym więzieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Można go przywiązać... – zasugerowała Puma. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Racja. Nie rozerwie więzów. Zwiążemy go jako kota. Albo utrzyma jedną kończynę w zwierzęcej formie, albo straci dłoń. – Wężowy język wysunął się i schował w ustach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Parsa zatrzymał się przed główną bramą Akademii. Wciąż nie czuł się dobrze, miał wrażenie, że organy wewnętrzne w jego brzuchu stały się kilka razy większe, jakby usiłowały przedrzeć się przez żebra, łamiąc je w miliardy kawałków. Tak duża dawka mroku w ciele Dziecka Światła była ciężka do usunięcia przez organizm... Choć minęło już dużo czasu do przyjęcia trucizny, nadal działała ona w najlepsze. Musiał znaleźć silnego Kolca, który podzieliłby się z nim światłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zwykle lśniący Parsa wyglądał jakby w każdej chwili mógł pożegnać się z życiem: włosy były matowe, skręty pukli oklapnięte, z oczu zniknęły radosne iskierki... Jeszcze nigdy tak nie przypominał Hitcha. Powolny marsz, który kontynuował od wielu dni był dla niego wykańczający. Każdych kilka kroków powodowało zadyszkę, płuca nie chciały współpracować... I jeszcze ten tępy ból w trzewiach... Ale teraz był w domu. Teraz ktoś mu pomoże. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Po krótkiej chwili regeneracji ruszył znów przed siebie. Akademia była w końcu tak blisko...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Brama była zamknięta, choć nigdy dotąd się to nie zdarzało. Na szczęście patrol, który pilnował bezpieczeństwa obiektu wpuścił Parsę. Zaprowadzono go do środka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dzwonek telefonu przeciął monotonną ciszę. Do tej pory zakłócały ją odgłosy kroków, miarowo łamiących gałązki podeszwami butów. Nareb i jego oddział złożony w mniej lub bardziej zaufanych ludzi zatrzymał się. Orzeł odebrał komórkę. Przeprowadził krótką rozmowę, po czym wyjaśnił swoim ludziom, że czas wracać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Tego wieczoru Nareb wszedł do pokoju, w którym leżał Parsa. Lew stracił bardzo wiele energii, a medycy z Akademii twierdzili, że jeszcze dług nie powinien wstawać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak się cieszę, że nic ci nie jest! – zawołał Orzeł, gdy tylko przekroczył próg. Nie dbał nawet o dokładne zamknięcie drzwi, które stuknęły tylko o framugę, by ponownie się uchylić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, zdecydowanie nic mi nie jest – ironizował Parsa, gdy z grymasem bólu na twarzy podciągał się do pozycji siedzącej. – Co z Hitchem? Jak dał sobie radę podczas...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb usiadł na brzegu łóżka przyjaciela, unikając jego wzroku. Wpatrywał się w sobie tylko znany punkt na ścianie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem. – Wziął głęboki wdech. – Jestem tym wszystkim przerażony, nagle wszystko się zawaliło, a ludzie... Wszyscy oczekują ode mnie, że jakoś zapanuję nad tym bałaganem. I to nie tylko nasi. Weira również na mnie liczy. Hitch przepadł po tym cholernym dni, kiedy wszystko wzięło w łeb. Szukaliśmy go, ale nie ma po nim śladu. Obawiam się, że zginął. Był wtedy u Cieni... Gdy to się zaczęło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Parsa potarł dłonią oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch pewnie sobie poradził... Pytanie tylko, gdzie mógłby być. Wiesz, że on zawsze spada na cztery łapy... Kto jeszcze zaginął?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb streścił wydarzenia minionych dni. Lew nie wyglądał na zaskoczonego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Umef nie żyje – powiedział Parsa, gdy Orzeł zakończył opowieść. – Nie jestem przekonany, czy Samel żyje, ale mi udało się uciec, a wtedy... Wtedy błysk rozjaśnił okolicę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ta dziewczyna, Ayla?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ona... Uderzyliśmy w drzewo, a ja wypadłem przez przednią szybę. – Jego ręka wskazała drobne, ledwie widoczne blizny na twarzy. – Umef siedział koło niej, nie ogłuszył go widocznie wypadek. Zaatakował ją, a ja poczułem uderzenie ciemności... Tak jakby ktoś nagle coś we mnie zdusił, okropny przypływ bólu... – Parsa przełknął ślinę. – Samel wydostał się z wraku i próbował dostać się do Umefa, do mnie krzyknął, żebym uciekał... Po wysłuchaniu waszych relacji uświadomiłem sobie, jakie to dziwne. Byłem ledwie żywy, mógł mnie dobić... Uciekłem, a wtedy umarł Umef. Sadzę, że Samel również. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro zabił Kolca... – Nareb przygryzł dolną wargę. – Jest tego jeden plus, choć to okrutne: lepiej dla nas, że Samel nie żyje. Walka z nim nie jest łatwa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co teraz planujemy? – Parsa wpatrywał się w Orła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Teraz poczekamy na ruch Cieni.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-78348504067956117692017-11-04T02:55:00.000-07:002017-11-04T03:04:50.445-07:00XX - Stworzeni, by walczyć<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Artur Ros, czyli mężczyzna, który udzielił mi schronienia podczas mojej ucieczki, gdy zniszczyliśmy amulety, wysłuchał mojej prośby. Zaledwie parę chwili zajęło mu ubranie się i wrzucenie do plecaka najpotrzebniejszych rzeczy. Zastanawiałam się, czy umiem prowadzić motocykl posiadając pasażera, gdy przymocowywał do siedziska swój bagaż. Nie zapytał mnie o co dokładnie go proszę. W chwili, gdy powiedziałam, że jest mi potrzebny po prostu zaczął szykować się do wyjazdu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mógłbym prowadzić? – zapytał, tym samym zakańczając mój dylemat myślowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Skinęłam głową, a potem usadowiłam się za nim. Krzyczałam do jego ucha, kiedy należało skręcić. Jechał szybciej niż ja, co było dla mnie zadziwiające... Przecież ludzie nie regenerowali się tak szybko jak Cienie. Łatwiej tracili życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mimo, że czas naglił, musieliśmy zrobić postój. Paliwa w baku nie było zbyt dużo i w pewnym momencie Artur zarządził tankowanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Podczas napełniania zbiornika benzyną zagadnął do mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na czym miałaby polegać moja pomoc, Weiro? – Moje imię wypowiedział wyraźnie, po raz pierwszy go używając.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bardzo bym chciała, abyś odwiedził Akademię. Tę, o której opowiadałam ci kiedyś. Mam nadzieję, ze jest tam... – zawahałam się chwilę – mój przyjaciel. Boję się, ze coś mu się stało. Ostatnio mieliśmy swego rodzaju nagłą wojnę, a on jest słaby... – Wtedy o czymś sobie przypomniałam. – Znasz go, to kot, którego przygarnęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mężczyzna patrzyła na mnie, jakby oceniał moją poczytalność. Ściągnął brwi ku sobie, kończąc tankowanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Możesz adoptować inne zwierzę... Wiesz, to tylko kot.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pokręciłam głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To jeden z Kolców. Zamienił się w zwierzę po zniszczeniu amuletów. Tym kotem był Hitch. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Artur nie wyglądał na do końca przekonanego, kiedy szedł zapłacić za paliwo. Będę musiała kiedyś zwrócić mu pieniądze, które od niego wzięłam. Chwilę później wrócił do mnie i ponownie ruszyliśmy w trasę. Nie nawigowałam go jednak do Domu, a do Akademii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zatrzymaliśmy się przed budynkiem, który do tej pory wywoływał we mnie dreszcz. Tym, przez który wpadłam na pomysł, przez który wiele osób straciło teraz życie. Wyglądał spokojnie, ale to może było jedynie wrażenie wywołane przez odległość. Wolałam nie kusić losu – zatrzymaliśmy się kilkaset metrów od Akademii. Artur miał teraz za zadanie wejść tam i nie dać się zabić, a potem odnaleźć Nareba i uzyskać od niego interesujące mnie informacje. Miałam nadzieję, że Hitch spokojnie mieszka w swoim dawnym pokoju lub nadal przerzuca książki, poszukując czegoś przydatnego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Czas, w którym mężczyzna nie wracał był torturą. Szczerze powiedziawszy, choć to okrutne, nie dbałam zbytnio o los Artura. Zależało mi na tym, by przyniósł informacje. W moim świecie istotni byli Samel, Hitch i Izela, nieważne jak dziwnie teraz się zachowująca. Byłam taka bierna... Zwykle to ja działałam, gdy inni planowali. A teraz nie mogłam nawet zbliżać się do Kolców, gdyż najpewniej skończyłoby się to jatką, z której nie wyszłabym żywa. Właśnie ta bierność tak bardzo mnie drażniła, powodowała szybszy przepływ krwi, łomotanie serca...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie... Wcale to nie było to... Owszem, chciałam działać, jednak nagła irytacja musiała być spowodowana czymś zupełnie innym. Czymś, co zbliżało się do mnie bardzo szybko. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odwróciłam się za siebie, przywołując w ręce miecz z cieni. Przeszukiwałam okolicę wzrokiem i wtedy go dostrzegłam. Wilk. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zwierzę skoczyło w moim kierunku z szeroko rozwartą paszczą. Rząd ostrych, silnych zębów zalśnił w promieniach zachodzącego już słońca. Jedyne, co mogłam teraz zrobić to zablokować jego szczęki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kierowana instynktem chwyciłam drugą dłonią ostrze miecza, wysuwając go poziomo tak, by szczęki zamknęły się na nim, nie na mnie. Impet zderzenia rzucił nas dwoje na ulicę. Uderzyłam plecami, co zaowocowało zdarciem skóry. Wilk cofnął nieco głowę, przybierając bardziej ludzkie oblicze. Nie zaskoczyło mnie, że właśnie w takich okolicznościach zjawia się Mizar. Powolny uśmiech wpłynął na twarz zaopatrzoną w wilcze zęby, gdy zeskoczył ze mnie. Poderwałam się z ziemi, sięgając po ukryty przy pasku nóż do rzucania. Wycelowałam w Kolca, jednak on zwinne odskoczył. Przybrał już całkowicie ludzką postać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dość tej zabawy – mruknął, wyciągając przed siebie otwartą dłoń w geście „stop”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Sama siebie szokując, nie ruszyłam do kolejnego ataku. Owszem, nadal odczuwałam rozdrażnienie, ale dało się to powstrzymać. Dlaczego więc inni nie potrafili...?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Miz powoli zaczął krążyć wokół mnie. Zachowywał się jak pies, którego kiedyś, gdy byłam jeszcze bardzo mała, mieliśmy w Domu. Zwierzak jakimś cudem pokonał płoty, a kilka dziewczynek postanowiło go nakarmić, bo był strasznie wychudzony. Mentorzy zamknęli go w zagrodzie, w której w dawnych czasach, nim Cienie przesiadły się do samochodów i motocykle, przechowywane były konie. Widziałam tego psa, był zamknięty w małym boksie, chodził w kółko. Usłyszałam wtedy, jak starsza ode mnie dziewczyna używa określenia „Miota się”. Miz w tej chwili właśnie się miotał, choć nie ograniczało go ciasne pomieszczenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czego chcesz ode mnie? – zapytałam w końcu, czując zbyt wielki dyskomfort jego zachowaniem. Nie byłam bezpieczna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ty chciałaś mojej śmierci, ja chciałem twojej śmierci... – Mizar zakończył wędrówkę, stając naprzeciw mnie. – Wygrałaś, choć nie swoimi rękami. Ale to nie jest sprawa do wyjaśniania teraz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Do czego zmierzasz? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Los jest przewroty, Weiro. – Uśmiechnął się. – Wyobraź sobie, że to właśnie ja jestem ci w tej chwili potrzebny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak? – Jego słowa zaskoczyły mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak. Jestem jedynym Kolcem, który może porozmawiać z Cieniem. Zabawne, po raz pierwszy w życiu moje przekleństwo stało się czymś niezwykłym. Bo wiesz, Weiro? Też w części jestem jednym z was. Wraz ze śmiercią przychodzi zrozumienie wielu kwestii. – Zrobił krótką pauzę, badając moją reakcję. Nie chciałam ciągnąć tematu. – Sam bym nie przyszedł do was. Glena to na mnie wymusiła po jatce, jaka miała miejsce w naszym obozie. Miałaś rację, że nasze rasy mogą żyć obok siebie. Możemy nawet nawiązywać bliższe relacje... – odchrząknął, a ja miałam wrażenie, że na jego policzki wpłynął delikatny rumieniec. – Nieważne. Dalej cię nienawidzę. To się nie zmieni, ja nie wybaczam. Ale idea była dobra. Nawet jeśli nie popierałem jej kiedyś, teraz jestem zdania, że nasze wojny nie miały większego sensu. Życie jest za krótkie. A jeśli kogoś mam nienawidzić to dlatego, że tak chcę, a nie z powodu nadnaturalnej siły nakazującej mi mordowanie bliskich osób. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>To, co powiedział było dla mnie czymś niepojętym. Najzacieklej nienawidził Cieni, a teraz... Wyszedł z propozycją pomocy? I jak do tego ma się moja matka?! Jedyne, co byłam w stanie wykrztusić nie należało do moich najbłyskotliwszych wypowiedzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Glena? Moja... Matka?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ta sama. – Jego oblicze stało się łagodniejsze. – Powinnaś ją poznać. Pytała o ciebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy ona... Tęskni za mną? – Przełknęłam ślinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak bym tego nie określił. Jest... Ciekawa. Proponuję ci spotkanie z nią. Mamy swoje obozowisko, jest z nami kilku Cieni. Staramy się trzymać z dala od obozowiska ocalałych Kolców. Wcześniej trzymaliśmy się razem, po zmartwychwstaniu, ale potem nasza liczebność drastycznie się zmniejszyła. Umarli naprawdę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na prawdę...? – Wpatrywałam się tępo w Mizara, uświadamiając sobie, o jak wielu rzeczach nie pomyśleliśmy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, już nie powrócą. Glena zablokowała możliwość odejścia na stałe, gdy cię urodziła. Zniszczenie amuletów zaczęło przełamywać barierę, ale dopiero materializacja dusz odblokowała możliwość prawdziwej śmierci. Strasznie dużo osób zginęło lub zmarło podczas twojego życia, Weiro. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Słowa Mizara pochłonęły mnie całkowicie, przyprawiając niemal o ból głowy. Straciłam czujność i nie usłyszałam kroków Artura. A powinnam. Miz uśmiechnął się ironicznie, gdy drgnęłam po usłyszeniu głosu mężczyzny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zostałem poproszony o zostanie łącznikiem. Nareb kazał przekazać, że już wyrusza z zaufanymi ludźmi na poszukiwanie Hitcha. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, dobrze. Świetnie... – odpowiedziałam, nadal otępiała. Odwróciłam się do Mizara. – Kiedy możecie stawić się w Domu? Ty i Glena?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie pójdziemy tam. Glena nienawidzi tego miejsca. I wolelibyśmy, by nasze istnienie pozostało na razie tajemnicą. Przyjdę po ciebie, gdy nadejdzie czas. Bywaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mizar przyjął postać wilka i odbiegł, pozostawiając mnie z Arturem.<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To był Kolec – zauważył mężczyzna. – Czy nie mówiłaś, że nie możecie koło nich przebywać? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bo nie możemy. To jest ktoś wyjątkowy – odpowiedziałam, a Artur zrozumiał, że nie mam teraz ochoty na rozmowę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Glena przechadzała się niespokojnie pomiędzy prowizorycznymi szałasami, jakie ona i jej grupa Cieni stworzyli po zmaterializowaniu się ponownie w świecie żywych. Ich loka mieszkalne pozostawiały wiele do życzenia; niestabilne konstrukcje zbudowane były na stelażu z suchych, grubszych gałęzi, na których przymocowano drobniejsze patyczki, tworząc w ten sposób dach. Szczeliny uszczelnione były mchem i suchą trawą, co nie dawało niemal żadnej izolacji od zimna – jedynie drobną osłonę przed deszczem i wiatrem. Dodatkowo szałasy ucierpiały przy wybuchu krwawej potyczki, nieuzasadnionej niczym racjonalnym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Gdzie jest Mizar” – zastanawiała się, a splecione ze sobą palce obu dłoni toczyły między sobą przepychanki. W każdej chwili mógł nastąpić atak Kolców, choć teoretycznie obiecywali im, że tego nie zrobią. To Miz stanowił ochronę, jedyną możliwość dogadania się z nimi. Cienie nie dysponowały w tej chwili żadną bronią. Bo zaostrzone patyki czy scyzoryk do broni według Gleny się do niej nie zaliczały. Wilk miał wrócić jak najszybciej się dało. Nie bala się o to, że ktoś w Akademii go zaatakuje. Bała się, że Weira to zrobi. Mówił, że go nienawidziła. I że była dobra w walce. Przydałaby się teraz w ich obozie... Nigdy nie było wiadomo, kiedy Kolce zaatakują. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Coś mignęło między drzewami. Coś szarego. Glena odetchnęła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I jak? – zapytała, kiedy Mizar przyjął ludzką postać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chyba dobrze. – Podszedł do Gleny i przejechał palcem po jej nosie. – Wydawała się zszokowana, ale mam wrażenie, że Dom nie ma na razie żadnych planów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przyłączy się do nas? – Niecierpliwiła się Glena.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To nie jest takie proste, Piękna. Takie sprawy załatwia się delikatnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Delikatnie? – Ciemnowłosa prychnęła jak kotka. – Nie wiemy, kiedy Twoi nas zaatakują. Nie mamy się jak bronić. Zdajesz sobie z tego sprawę?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przywołajcie cieniste miecze. – Miz wzruszył ramionami, kierując się do szałasu. – Weira prawie mnie tym załatwiła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Glena milczała. Odprowadziła chłopaka wzrokiem, analizując jego słowa. „Cieniste miecze”. Opowiadał jej o tym, jednak ona nie miała najmniejszego pomysły na to, w jaki sposób zrobić mrok namacalnym. To była inwencja Weiry, poza zdolnościami Gleny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wróciłam do Domu, by od razu poinformować Izelę o najnowszych odkryciach. Chciałam, by wiedziała o każdym moim kroku, mimo jej dziwnego zachowania. Zastałam ją w jej własnym pokoju. Widać udało się opatrzyć każdego rannego i mogła odpocząć. Chwilę zastanawiałam się, czy nie wrócić do niej później. Spała, wyglądając na wykończoną. Podczas snu jej twarz była taka łagodna... Widziałam w niej dawną Izelę, moją opiekunkę i... przyjaciółkę. Wzięłam głęboki oddech, decydując się jednak na zdanie jak najszybszej relacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izelo! – Dotknęłam jej ramienia, a jej dłoń zacisnęła się na moim przedramieniu nim zdążyłam zareagować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To ty – stwierdziła, opadając ponownie na poduszki. – Co się dzieje? – dodała po chwili. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy kontakt z Kolcami. Ekipa poszukiwawcza wyruszy po Hitcha. Miz wrócił. Wróciła też moja matka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela zerwała się z łóżka jak oparzona. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mrok wróciła?! – krzyknęła, chwytając mnie za ramiona. – Tak szybko?!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie Mrok... – Wyswobodziłam się ze zbyt silnego uścisku jej palców. – Glena. Nie widziałam jej, ale... Mizar mówił o niej. Tylko nie może to wypłynąć dalej, tak prosił. Nie powinnam mówić nawet tobie, ale... Ale wolałabym, żebyś wiedziała. – Badałam jej reakcję. – Zachowasz to w tajemnicy? – Miałam nadzieję, że się zgodzi. Tak jak potrafiła milczeć wcześniej, zanim nastąpił szereg katastrof. Zanim zabrałam jej Brena. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pocierała oczy palcami, rozpoczynając pośpieszną wędrówkę po pokoju. Drgnęłam, gdy zatrzymała się nagle. Powoli odwróciła się ku mnie, a na jej twarzy gościł lekki uśmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A powiedz mi jeszcze: komu mogłabym to powiedzieć? – Uniosła pytająco brew i zaśmiała się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co mam teraz robić? – Pytanie było prośbą o zajęcie mi czasu. O odegnanie choć na chwilę myśli od Samela i Hitcha. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz swoje obowiązki, prawda? Zajmij się szkoleniem swojej grupki. Niewiele osób zostało z nami, ale niech będą chociaż dobrze wyszkolone. Żyj dalej. – Odwróciła się ode mnie i wbiła wzrok w widok za oknem. – Cienie muszą umieć radzić sobie ze stratami. I wiedzieć, że nigdy nie będą żyły spokojnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ruszyłam do drzwi, uważając rozmowę za zakończoną. Wtedy do moich uszu dotarł szept Izeli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cienie nie umieją żyć spokojnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Musiało minąć zaledwie pół godziny, by udało mi się zebrać moją grupę szkoleniową. Ucieszyłam się, gdy odkryłam, że nikt ode mnie nie zginął. Przynajmniej nikt z Cieni. Co do stanu Kolców nie miałam pewności, iż nikt nie ucierpiał. Kasek stał na początku szeregu, wpatrując się we mnie, jakbyśmy mieli jakąś wspólną tajemnicę. Chyba nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że to nic niezwykłego, gdy ktoś ma indywidualne szkolenie. Nawet ja się na takie załapałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W związku z tragicznym obrotem spraw chciałam was prosić o zwiększenie nacisku na skuteczną walkę. Od teraz zajęcia będą odbywały się w różnych miejscach: szkolę was, byście przeżyli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ta sytuacja z Kolcami... Czy to się powtórzy? – Ciemnoblond dziewczyna wyglądała na nieco przestraszoną. Dotąd niewiele się odzywała. Nawet nie zapamiętałam jej imienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mam pojęcia. – Pokręciłam wolno głową. – Miejmy nadzieję, że nie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Będziemy musieli zabijać naszych znajomych? – Zapytał Amis, niewysoki brunet. Jeden ze sprawniejszych w grupie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tylko w obronie własnego życia. – Obserwowałam uczniów, a wewnątrz mnie narastała panika. Nie umiem pocieszać. Nie umiem uspokajać... Tę rozmowę powinna prowadzić Izela. Ona potrafiła takie rzeczy. – Cienie nie mogą być bezbronne. – Miałam nadzieję, że to ukróci dalsze pytania. Nie zawiodłam się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy każdy zaopatrzył się w broń ćwiczebną, wyszliśmy na teren lasku. Zamiast zwykłego wytłumaczenia, co powinni robić, rzuciłam krótko:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wszyscy jesteśmy swoimi wrogami. Brońcie się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Minęła dłuższa chwila, podczas której wszyscy stali skonsternowani. Kasek zrozumiał pierwszy i wyskoczył w moją stronę, atakując mnie drewnianą saksą. Zablokowałam cios imitacją noża do rzucania, a w nasze ślady poszła reszta. Chwilę później walka nabrała rumieńców. Do moich uszu dobiegał dźwięk krzyżujących się broni, a co więcej: zauważyłam, że Cienie zaczęły wykorzystywać teren jako narzędzie obroni. Nie miałam zbyt wiele czasu na ocenianie poszczególnych zachowań, ale w pewnym momencie posypała się na mnie kora. Oznaczało to, iż ktoś uniknął ciosu osłaniając się drzewem. Kasek natomiast próbował na wszystkie sposoby zadać mi cios, co więcej – musiałam się niekiedy nieźle nagimnastykować, by odparować ciosy. Stosowałam technikę defensywną, gdyż moje myśli ciągle uciekały do Samela i Hitcha. Zagryzłam wargę i nagle spadł na mnie cios z góry. Kasek uświadomił sobie w końcu, że jego dużym atutem jest wzrost. Zaskoczona ledwo się obroniłam, jednak siła uderzenia wstrząsnęła moim ciałem, przez co przygryzłam dolną wargę. Słonawy smak krwi. Koniec zabawy. Defensywa przeszła w ofensywę, podskoczył poziom adrenaliny, a Kasek lekko zaniepokojony blokował lawinę ciosów, którymi go zasypywałam. W końcu jego plecy oparły się o drzewo, a ja zablokowałam jego prawą dłoń, przycinając ją do szerokiego pnia, jednocześnie przyciskając nóż do rzucania do jego gardła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Martwy – stwierdziłam,wyswobadzając go. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy zwolniłam ucisk, ciało Kaska przesunęło się do przodu, chwilowo tracąc równowagę. Oddychając ciężko patrzyłam, jak rozciera dłonią gardło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To było mocne. – Wpatrywał się we mnie intensywnie. – Naucz mnie tego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pozostawiłam jego rozkaz bez odzewu, klaszcząc w dłonie. Nie odniosło to żadnego efektu, uczniowie porozchodzili się po lasku. Otarłam dłonią strużkę krwi z kącika ust i krzyknęłam: „Koniec”. Gdy dysząca drużyna stawiła się w całości przed laskiem, zapytałam:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kto zginął?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nikt. – Amis odpowiedział za grupę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ani jeden z was nie zadał śmiertelnego ciosu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kilka osób bąknęło coś co tym, że jednak tego teoretycznie dokonało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A kto dostał cios, którego nie powinien teoretycznie przeżyć? – drążyłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Do tego nie przyznał się nikt. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musicie być uczciwi. Ktoś kogoś zabił. Ktoś zginął. Należy wyciągać z tego wnioski... – zaczynało brakować mi cierpliwości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nikt się nie przyzna – odezwał się w końcu Kasek. – Trzeba wymyślić coś by było wiadomo, kto ginie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam pomysł.... – Ciemnoblond dziewczyna odezwała się, masując nadgarstek. Była dość drobna, ale nie wyglądała na poobijaną. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jaki? – zapytałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Barwmy broń. Gdy ktoś dostanie bronią ćwiczebną w newralgiczny punkt... Będzie ślad. – Wzruszyła ramionami, rumieniąc się przy tym lekko. Wbiła wzrok w czubki swoich butów, jakby żałowała własnego pomysłu. Obserwowałam ją chwilę, po czym uznałam, że pomysł jest dobry. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak zrobimy. Zajmiesz się barwnikiem? – zapytałam, a ona uniosła na chwilę głowę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, Mentorko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Mam pecha” – myślał Hitch, gdy uświadomił sobie, że w klatce, do której go wsadzono, nie będzie w stanie przyjąć ludzkiej postaci. Dodatkowo osoba, która ją niosła wcale nie przejmowała się komfortem więźnia. „To klatka dla zwierząt” – Kot kontynuował posępne przemyślenia. Jego sytuacja nie przedstawiała się wesoło. Bau najpierw dostarczył go do obozu Kolców. Nie tych z Akademii, ale innych, które nie powinny już dawno żyć. Tych, które umarły przed zniszczeniem amuletów. Wąż wcisnął tam Hitcha, który bronił się jak mógł swoimi kocimi pazurkami do ciasnej klatki, a potem odstawił koło ogniska. Sypiące się z niego iskry spadały na sierść, sprawiając, że zaczynała się ona tlić. Wywoływało to serię małych, szybko regenerujących się, jednak niebywale irytujących poparzeń. Hitchowi jednak najbardziej dokuczało to, że nie mógł się przemienić. Postanowił skupić się na czymś innym niż uciążliwych efektach działalności iskier. Pozostawanie w kociej postaci miało jednak swoje zalety. Jego zmysł słuchu pozwalał na leprze rozeznanie się w sytuacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kot? – Zaśmiał się nieznany mu z głosu Kolec. – Myślisz, że to pomoże Światłu się zmaterializować?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To jest Kot, którego ciało Światło już raz opanował – wysyczał Bau. – Nada się więc idealnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jest napisane, że potrzeba silnej, a w dodatku dobrowolnej ofiary. – Upierał się Kolec, podkreślając wyraz „dobrowolnej”. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, a zniszczenie amuletów miało zabić Światło i Mrok. I co? Nie trzeba interpretować dosłownie starych pism. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego ty nie oddasz się w ofierze? – Ten głos Hitch już rozpoznał. To była Eres, starsza siostra jego i Parsy. Pamiętał ją z czasów, kiedy był jeszcze dzieciakiem. Zginęła w wieku szesnastu lat, gdy on sam był zaledwie sześciolatkiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A kto będzie służył Światłu, gdy powróci? – Bau brzmiał na wściekłego. – Puma? Nie jesteś Wilkiem ani nawet Lwem. Jesteś kotkiem, niewiele lepszym od tego tam! – Hitch domyślił się, że mowa o nim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No tak, bo węże są takie groźne... – Eres zaśmiała się perliście. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Węże mają swoje sztuczki. Ja nie zginąłem z ręki ani jednego Cienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Na to Puma nie miała już odpowiedzi. Bau wygrał tę potyczkę słowną. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No dobrze. Więc co zamierzamy zrobić? Gdzie jest ta „Pradawna Świątynia”? – Nieznany Hitchowi Kolec powrócił do rozmowy. Słychać też było dźwięk odpalanej zapalniczki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skąd mam wiedzieć? Mapa jest nieczytelna! – Wąż odkaszlnął. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Więc po cholerę ci tak właściwie ten Kot? – dopytywał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To nie jest „Ten Kot” tylko Hitch! – Eres zaoponowała. – Jest moim bratem, jak by nie było. Może uda się znaleźć lepszy sposób, taki, który umielibyśmy wykonać? – zasugerowała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To zrozum ten archaiczny tekst. – Bau użył tonu definitywnie ucinającego rozmowę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch zobaczył go, gdy zmienił swoje położenie, udając się do szałasu. Ognisko zaczynało przygasać, ale nikt jakoś nie fatygował się, by dołożyć do niego drewna. „Czeka mnie chłodna noc” – pomyślał Hitch, zwijając się w kłębek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Niebo na wschodzie nabierało już jaśniejszych barw, gdy coś wybudziło Kota z niespokojnego snu. Tym czymś okazały się zbliżające kroki. Nie były głośne, wręcz niesłyszalne dla ludzkiego ucha. Szybko zrozumiał, że idzie ktoś z rodziny kotów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hej, Hitch. – Eres uklęknęła przy klatce. – Wyrosłeś, dzieciaku... – W głosie dziewczyny pobrzmiewała nuta nostalgii. Wysunęła w kierunku chłopaka kawałek upieczonego kurczaka, który on, nie mogąc pohamować zwierzęcych odruchów, od razu pochłonął. Później wsunęła między pręcikami plastikową tackę, umieszczając ją obok Hitcha. Następnie przyłożyła do klatki butelkę z wodą, nalewając do naczynia cieczy. Kot od razu skorzystał z okazji nawodnienia organizmu, co Eres przyjęła z uśmiechem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch zamruczał, zadowolony. Im dłużej Kolec przebywał w zwierzęcej formie, tym więcej cech danego zwierzęcia przyjmował. Starsi przestrzegali, by nie przesadzać z transformacją, gdyż jeśli jej czas jest zbyt długi, powrót do ludzkiej postaci może być ciężki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Postaram się jakoś wyciągnąć cię z klatki – obiecała dziewczyna, podnosząc się z ziemi. – Musisz mi opowiedzieć o sobie i Parsie. I o rodzicach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kiedy zostawiła Hitcha znów samego, skulił się, a nim ponownie zasnął zastanawiał się, w jaki sposób przekazać Weirze informację, że Bau ma Księgę Światła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Siedziałam przy stole w kuchni mojego mieszkania. Artur siedział naprzeciwko mnie. Uznałam, że będzie najlepiej, jeśli ze mną zamieszka. Przecież nie znał nikogo innego. Skończyliśmy właśnie kolację, podczas której opowiadał o szczegółach wizyty w Akademii oraz swoich spostrzeżeniach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Podsumowując, jeśli zaistniałaby konieczność prowadzenia wojny, wykorzystajcie ich porywczość. – Podniósł się z krzesła, odnosząc resztki jedzenia do kosza na śmieci. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie tylko oni są „porywczy” – stwierdziłam, krzywiąc się. – Problem polega na tym, że jesteśmy tacy sami. Owszem, różną nas drobnostki... Oni przyjmują zwierzęcą postać, a my nigdy nie przestajemy być ludźmi...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To istotna różnica – przerwał mi, opierając się o blat. – Nie wiem, jak ma funkcjonować wasz sojusz. – Zostawił mnie samą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W tej chwili sama nie widziałam, jak to wszystko naprawić. Przydałby się ktoś, kto mi coś podpowie. Albo jakiś bodziec, nakierowujący na właściwy tok myślenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zniechęcona podniosłam talerz ze stołu, potem zmyłam z niego resztki okruszków. Pomagało mi rozmawianie o problemach. Artur był chętny do rozmowy, ale nie miał pojęcia, jak wszystko u nas działa. Czasem pomaga zwykła rozmowa... </div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie. Wcale nie muszę z nikim NA PAWDĘ rozmawiać! Odłożyłam talerz zbyt energicznie, co zaowocowało głośnym brzękiem. Ruszyłam do sypialni i wyciągnęłam kartkę papieru oraz ołówek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Hitch.</span><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Nigdy nie pisałam listów, ale mówiono nam, jak to się robi. Podobno można w ten sposób przelać nawet skrywane przed sobą samą myśli, więc postanowiłam uczynić Cię adresatem moich przemyśleń. Nie wiem co się z Tobą dzieje. Zniknąłeś. Zniknął też Samel, gdy wyruszył na poszukiwania Księgi Światła. Mam nadzieję, że oboje żyjecie. </span><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Najważniejszym z problemów w Domu jest to, że nie wiemy, jak mamy przeprowadzać interakcje między nami a Akademią. Kontakt jest niemożliwy, sam wiesz, jak to wszystko się nagle pozmieniało... Sam wtedy zaginąłeś. Co więcej powrócił Mizar. I moja matka. Ogólnie wszystko jest dziwnie i nienaturalnie. Przed spotkaniem Miza sądziła, że powinniśmy się jako Cienie obawiać jedynie iteracji z Akademią, a teraz już wiem o istnieniu obozów „Zmartwychwstałych”. Z nimi nigdy nie istniał sojusz. To możne znacznie utrudnić nam życie. </span><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Jeszcze przed chwilą nie wiedziałam, co mam zrobić, ale teraz już mam pewność. Skoro jest Księga Światła, to jest i Księga Mroku. Musi w nich być opisane w jaki sposób powstały nasze rasy! Jeśli dowiemy się, jak coś do nas „dołączono” to powinniśmy odkryć sposób jak to „odłączyć”! </span><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Hitch, znów mi pomogłeś. Wróć do nas. Żyj...</span><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;"><br /></span><span style="font-family: "trebuchet ms" , sans-serif;">Weira</span></blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłam na zapisany moim drobnym, nie do końca czytelnym pismem kawałek papieru. Jeśli to jest dobre rozwiązanie, jak przynajmniej mi się wydaje, to zdecydowanie powinnam przygotować się do jego realizacji. Nie mogę jednak pozostawić uczniów bezbronnych... Jak na razie są na beznadziejnym poziomie. Tydzień to dużo, ale tyle im dam na opanowanie w wystarczającym stopniu obrony, Mentorzy mogą zająć się resztą. Chcieli przecież powrócić na dawne stanowiska. Potem wyruszę sama. Nikomu nie powiem, dokąd.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ciemna sylwetka stała na parapecie sypialni, w której Weira właśnie zgasiła światło. Włosy powiewały, pieszczone lekkim wiatrem, a oczy wpatrywały się w małą postać, okrywającą ciało szczelnie kołdrą. „Śpij spokojnie” - pomyślał podglądacz, po czym zeskoczył na dół.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
_________</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Witam z listopadowym rozdziałem ;) Musiałam go tak dziwnie zakończyć, gdyż zagalopowałam się nieco z pisaniem, a to, w odróżnieniu od "Impulsu" dało się racjonalnie rozdzielić na osobne rozdziały. Mam też dobrą informację dla czytelników: rozdział XXI już jest prawie napisany, nosi tytuł "Ktoś mnie prześladuje" i mam nadzieję, że wprowadzi nieco więcej napięcia ;)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Pozdrawiam wszystkich i dziękuje Frixowi, który podjął się poprawiania błędów od pierwszego rozdziału!</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">A, przy okazji: bardzo chciałam się wam pochwalić, że opowiadanie jest publikowane również w "Przestrzeni jury" i ma już drugi miesiąc swoją rubrykę ;D Kto by pomyślał, Weira w gazecie? </span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "courier new" , "courier" , monospace;">Pozdrawiam wszystkich stałych i okresowo-cyklicznych czytelników!</span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-Rg_l0pr03J4/Wf2QPEULVjI/AAAAAAAABKY/yFwDhQqyL_YA4qEqosylEWnUBXScWwEvQCLcBGAs/s1600/ilustracja4.PNG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="272" data-original-width="300" src="https://1.bp.blogspot.com/-Rg_l0pr03J4/Wf2QPEULVjI/AAAAAAAABKY/yFwDhQqyL_YA4qEqosylEWnUBXScWwEvQCLcBGAs/s1600/ilustracja4.PNG" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-53333054558876655332017-09-29T03:54:00.003-07:002017-09-29T03:54:57.261-07:00Notka informacyjna #3Publikacje na blogu zostają wstrzymane na około miesiąc z racji tego, że mam teraz bardzo dużo na głowie: muszę napisać dwa rozdziały pracy dyplomowej a do tego prowadzić badania. Dla czytelników: nie martwcie się, w listopadzie powracam z nowym rozdziałem dla was. <div>
Sądziłam, że uda mi się wyrobić w terminie, jednak mamy piątek, a ja mam napisaną stronę rozdziału (zwykle to 6-7 stron), notatki w zeszycie i brak czasu na wprowadzenie wydarzeń. </div>
<div>
<br /></div>
<blockquote>
Dla fanów Hitch&Weira - na razie nie poszaleję z romansami. Duet Samel&Weira być może już nigdy nie zaistnieje, ale tego jeszcze nie wiem. Przyznam, że sama lubię go bardziej :D<br />Dla fanów wojny: będzie więcej taktyki, acz zdarz y się i jedna, może dwie akcje. </blockquote>
<br />
Wyglądajcie najświeższego rozdziału już w listopadzie! Pozdrawiam!Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-30818766138282497802017-09-17T08:07:00.002-07:002018-02-27T12:11:06.258-08:00XIX - Impuls. Część II.<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spodziewałam się wszystkiego. Krzyków, płaczu, histerii, agresji, ale Izela mnie zaskoczyła. Gdy przykuśtykałam do niej z wiadomością o śmierci Brena, ona po prostu skinęła głową. Może nieco pobladła, a ręka zadrżała przy wpisywaniu czegoś na kartkę, jednak nawet na mnie nie spojrzała. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kazał ci powiedzieć, że Nareb jest dobrym wyborem – dodałam.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela odłożyła ołówek i oparła dłonie o biurko. Jej oczy były szkliste. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro, zostaw mnie proszę samą – warknęła.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Opuściłam gabinet, ruszając powoli do swojego mieszkania.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co tam się działo? – Hitch stanął przy moim boku, oferując mi swoje ramię jako wsparcie. Skorzystałam z pomocy bez chwili namysłu. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Szliśmy, milcząc, tak szybko, na ile pozwalało moje roztrzaskane kolano. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zabiłam Brena. – Zimny ton, jaki wydobył się z mojego gardła zaskoczył nawet mnie. – Gdybym nie uwierzyła De, gdybym w ogóle tam nie poszła... On by żył. Zabiłam go, Hitch. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kot nie odpowiedział mi. Po prostu szedł ze mną, a ja czułam, że doskonale rozumie, co dzieje się wewnątrz mnie. Musiał rozumieć, przecież byliśmy do siebie tacy podobni. Oddychałam ciężko, jakbym była zmęczona, choć to musiała być tylko reakcja na wydarzenia sprzed zaledwie paru minut. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy przechodziliśmy pomiędzy budynkiem Domu a moim mieszkaniem, zauważyłam, że Samel, Ayla i reszta grupy delegowanej do poszukiwań zebrała się przy samochodzie, do którego to wpakowywali bagaż. Bren umarł, a życie toczyło się dalej: Izela pracowała, plan musiał zostać wykonany. Nie widziałam nigdzie Mentorów, jednak domyśliłam się, że sprawa została już wyjaśniona, skoro Samel zdecydował się na wyjazd. Parsa pomachał do nas, kiedy zauważył, że przechodzimy. Skinęliśmy do niego głowami na znak pozdrowienia. Słońce świeciło, wiał lekki wiatr. Spokojny, niczym nie różniący się od poprzednich dzień. Jakby nic się nie stało.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteśmy społecznościami przyzwyczajonymi do tego, że nasi najbliżsi odchodzą. – Hitch zdawał się czytać mi w myślach.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To widać – mruknęłam, chcąc znaleźć się jak najszybciej w łóżku, pozwolić zregenerować się ciału. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie znałem go prawie wcale. Jaki był?</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bren był chłopakiem Izeli. To ona powinna odpowiedzieć. Dlaczego to mi przypadło opowiadać o chłopcu, który by żył, gdyby nie moja naiwność?</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Był... Zawsze wiedział, co i jak. Nie żartował często, jednak była w nim iskra, wiesz... takie „coś” – urwałam. – Bren był najlepszym z możliwych partnerów. On i Izela stanowili jedność, po prostu nie umiem sobie wyobrazić, jak to teraz będzie. Izela bez Brena...</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch po prostu mi towarzyszył. Nawet kiedy dotarliśmy do mieszkania, nie skończyłam monologu. Słowa płynęły ze mnie jak wodospad, gdy wspominałam, jak spędzaliśmy we trójkę czas, z jaką wprawą Bren „łatał” mnie po bójce z Mizem w dniu, w którym poznałam się z Hitchem. Bywał gdzieś obok przez znaczną część mojego życia, tak jak Izela. Jego brak był jak śmierć rodzica, tak przynajmniej mi się wydawało. Nie miałam przecież jako takich rodziców, choć Mrok twierdziła, że jestem jej córką. Świat nagle się zmienił, tracąc bardzo mały, niedoceniany element. Przeze mnie.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Rany u Cieni zawsze goiły się szybko, jednak wyczuwałam, że coś jest nie tak: moje skaleczenia zasklepiły się w zadziwiająco szybkim tempie, a rzepka w kolanie zdawała się mniej boleć z każdym ruchem. Przynajmniej takie odnosiłam wrażenie, choć może ból robił się lżejszy wprost proporcjonalnie do ochładzania uczuć. Jakoś łatwiej było się wyłączyć teraz, gdy wyrzuciłam z siebie myśli, a Hitch je wysłuchał. Kojący był jego dotyk – zwykłe położenie dłoni na ramieniu. Nie tłumaczył mnie. On to rozumiał. Drugim czynnikiem pozwalającym mi na odbudowanie szczelnego kokonu chroniącego przed światem był wyjazd Samela. Choć to dość małostkowe w obliczu śmierci Brena, obudzone we mnie emocje nadal szalały w obecności chłopaka. Jednak obowiązki wzywały: należało pójść do Kaska, by rozpocząć jego indywidualne szkolenie.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zastukałam do drzwi, i nim zdążyłam mrugnąć okiem, stanęły przede mną otworem. Zaskoczona tak szybką reakcją wpatrywałam się nieco otępiała w ucznia, aż ten uśmiechnął się, nieznacznie wyjaśniając:</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Widziałem przez okno, że idziesz. – Wzruszył lekko ramionami. – Jak mówiłaś, jestem gotów o każdej porze dnia i nocy!</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Świetnie. – Kiwnęłam głową. – Chodź. – Ruszyłam korytarzem, a za plecami usłyszałam szczęknięcie zamka drzwi oraz kroki Kaska.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izelo, to całkowicie nie do przyjęcia. – Nareb kręcił nosem, kiedy blondynka zarządziła, iż każdy reprezentant Kolców powinien opuścić Dom. Sytuacja z mentorami całkowicie pomieszała szyki, a „Nowy porządek” musiał zostać gruntownie przebudowany. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To tylko na jakiś czas, musimy wymyślić, jak to wszystko rozegrać... – Dziewczyna nie patrzyła na rozmówcę. Wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w blat biurka.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I według ciebie najlepszym rozwiązaniem problemu z mentorami będzie ulegnięcie ich żądaniom? – Orzeł nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, by nieugięta i doskonale zorganizowana dotąd Izela tak łatwo uległa warunkom stawianym przez dorosłe Cienie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To tylko na jakiś czas – wysyczała. – Sytuacja nie była przewidywana, Bren. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nastała kompletna cisza. Ramiona Izeli zatrzęsły się, a dłonie zasnęły w pięści. Paznokcie tak mocno wpijane były w skórę, że aż ją przebiły, rysując na wewnętrznej stronie krótkie, krwawe półksiężyce.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie jestem Brenem, Izelo. – Nareb wypowiedział te słowa cicho, powoli. Wciąż nie pochwycił nawet na chwilę wzroku blondynki. – Na pewno dobrze się trzymasz? – W głosie chłopaka pobrzmiewało powątpiewanie. Jeszcze niecałą godzinę wcześniej Izela zapewniała, że strata Brena jest dla niej bolesna, ale sobie z nią radzi. Nareb wiedział, że musiało zżerać ją poczucie winy przez to, co między nimi się rodziło... Między Kolcem a Cieniem, tak blisko zmarłego, na jego oczach, choć nigdy nie nazwane. Orzeł był niemal pewny, że Bren wiedział o wszystkim, choć był zbyt taktowny – a może za dumny – by przyprzeć dziewczynę do muru i wyjaśnić wszystkie kwestie między nimi, więc czekał, aż sama się przyzna. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle w Narebie zaczęła narastać złość. Jak Izela mogła być tak głupia? Jak mogła tak łatwo zgodzić się z warunkami Mentorów? Gniew przyszedł niczym nagły impuls. Iskra wrogości, wprowadzająca niedopowiedzenia w stan tlenia, by potem, przy najmniejszym podmuchu niezgody, buchnąć płomieniem furii. Orzeł ledwo się powstrzymywał, by nie potrząsnąć dziewczyną, a nawet... by jej nie uderzyć, co zauważył z pewnym przerażeniem. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Poczuł, jak jego usta twardnieją, powoli przemieniając się w dziób. Zakrył je rękoma, wybiegając z gabinetu Izeli. Blondynka wybuchnęła płaczem.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Profesor De zasiadł w zwolnionym dla Mentorów gabinecie. Dorosłe Cienie, które powróciły do Domu, czyli grupka niespełna trzydziestu osób, nadal nie wybrały, gdzie planują zamieszkać. Co więcej, jedynie Reala i Kierel wykazywali jakąkolwiek chęć działania. Pozostali w mniejszym lub większym stopniu wykazywali bierność wobec wydarzeń. De nie był zachwycony takim podejściem, jednak musiał sam przed sobą przyznać, że przesiadywanie w celach mogło osłabić morale jego oddziału. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kiedy wyniosą się stąd Kolce? – Reala wpatrywała się wyczekująco w przywódcę. Ręce miała skrzyżowane na klatce piersiowej, a jej prawa stopa nerwowo stukała w podłogę. – Mam dość ich oddziaływania, wszędzie czuję smród tego bydła! – Zmarszczyła nos, jakby dotarł do niej nieprzyjemny zapach.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musimy chwilę poczekać, przecież się tu zadomowili. – Profesor zamknął oczy, po raz kolejny powtarzając to samo.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A nie możemy po prostu ich... powybijać? – zasugerował Kierel, bawiąc się saksą wydobytą z zasobnego arsenału broni Cieni, który bezzwłocznie odwiedzili byli więźniowie. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>De potarł opuszkami palców skronie. Oby Mrok dała mu wystarczająco dużo cierpliwości, by nie zaatakować Kierela!</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, nie możemy. Zastanów się przez chwilę. Jest nas dwadzieścia osiem osób. Owszem, jesteśmy lepiej wyszkoleni, ale nadal nie poradzimy sobie w walce z kilkoma osobami naraz. – Wbił wściekłe spojrzenie w Cienia. – Jak jesteś samobójcą, to idź. Proszę. Poradzimy sobie i w dwadzieścia siedem osób, więc...</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czujecie to? – Reala weszła mu w słowo. – To... to ukłucie mocy...</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zdecydowana większość Cieni pokiwała głowami, zgadzając się z nią.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Coraz bardziej irytuje mnie obecność Kolców. – Kierel nabrał powietrza głęboko w płuca. – I to uczucie nie jest naturalną nienawiścią... Jest jakby...</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Spotęgowane. – Profesor dokończył za niego. – A skoro my to odczuwamy, to być może dzieciaki też. Chyba Mrok zainterweniowała. – Uśmiechnął się z ulgą. – Nie straciliśmy jej! Ona żyje! – Poderwał się z krzesła, wznosząc wzrok ku górze, po czym padł na kolana. Reszta Cieni poszła w jego ślady, w ciszy ciesząc się z odzyskanego bóstwa.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ayla miała wrażenie, że na tylnym siedzeniu samochodu zrobiło się ciaśniej. Umef, który koło niej siedział, już wcześniej zajmował sporo miejsca, gdyż duży był z niego chłopak. Teraz jednak jakby urósł. Unikała patrzenia na niego, gdyż Niedźwiedź nadal był na nią obrażony o Samela. A przecież był to tylko zwykły flirt! Głupi Kolec od razu roił sobie w głowie, że ona, cudowna Ayla, chciałaby się z nim związać. Jednak jego rozpychanie się naprawdę zaczęło ją drażnić. Z każdą chwilą był coraz bliżej niej, a włosy z jego rąk łaskotały odkryte przez koszulkę na ramiączkach blade ramiona rudowłosej. Że też wcześniej nie zauważyła, jak bardzo był owłosiony! Jakby miał futro... Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej wzdłuż kręgosłupa. Kątem oka zerknęła na Umefa i zobaczyła niedźwiedzią łapę, wydłużony pysk i zwierzęce oczy, dwa ciemne paciorki, wbite w nią nieustępliwie. Tuż pod czarnym, wilgotnym nosem, widziała uchyloną paszczę, a w niej rząd śnieżnobiałych zębów. Przełknęła ślinę, powoli przenosząc wzrok do przodu, gdzie Parsie wyrastała lwia grzywa.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel...? – Głos Ayli brzmiał niepewnie, zabarwiony nutą lęku.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>I wtedy Lew rzucił się na Cienia, który stracił panowanie nad samochodem. Ułamek sekundy później cała czwórka koziołkowała ze stromego zbocza, kaleczona odłamkami szkła, obijana metalem, kończąc szaleńczą podróż na starym dębie. Drzewo nie poddało się impetowi uderzenia, tracąc jedynie trochę kory i obsypując wrak samochodu kilkoma zeschniętymi liśćmi. Na dole wąwozu rozchodził się tylko syk niewiadomego pochodzenia i wycie klaksonu, gdyż zablokowały go żebra Samela.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W Domu i Akademii wybuchła prawdziwa wojna. Kolce, które jeszcze przed kilkoma minutami żyły obok Cieni, nagle zaczęły przybierać zwierzęce formy, atakując przyjaciół. Cienie nie pozostawały dłużne, bombardując uderzeniami Mroku swoich towarzyszy. Podniosła się wrzawa, której nikt nawet nie próbował okiełznać. Rany, jakie rasy sobie zadawały, niekiedy wydawały się wręcz śmiertelne i nie wiadomo, dokąd to wszystko by doprowadziło, gdyby nie ostatni przebłysk zdrowego rozsądku Nareba, biegnącego przez budynek i krzyczącego „odwrót”!</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pierwszy rozbłysk światła od zmarłego Kolca zabrał ze sobą dwóch młodych Cieni. Gdy umarł pierwszy Cień, zginął jeden Kolec, ale trzech zostało poważnie rannych. Nie wszystkim Dzieciom Światła udało się opuścić Dom. Zaledwie dwie trzecie uszły z życiem. Sytuacja w Akademii wyglądała jeszcze gorzej: tam nie znajdował się nikt na tyle rozsądny, by zarządzić odwrót u Cieni. Tylko jedna czwarta Dzieci Mroku opuściła teren Kolców, w niezbyt dobrym stanie doczołgując się do Domu.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bez racjonalnego wyjaśnienia obie rasy straciły wielu ludzi, w ciągu kilku minut, pod wpływem impulsu. Podłogi lepiły się od krwi, a ludzie z okolicy mówili o „anomalii pogodowej”, gdy w nieregularnym tempie z dwóch stron na przemian to się chmurzyło, to pojawiały się rozbłyski światła.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, na dziś wystarczy – zadecydowałam, podpierając się na mieczu ćwiczebnym. Pół dnia spędziłam z Kaskiem w lesie, nie zwracając uwagi na nadchodzącą burzę. Gdyby zaczęło padać, zarządziłabym powrót. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka godzin intensywnego wysiłku fizycznego na miękkiej, leśnej ściółce zmuszającej do zwracania uwagi na wystające korzenie dało się we znaki mojemu nie do końca zregenerowanemu organizmowi, a nie chciałam okazywać słabości uczniowi. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak sobie życzysz! – Kasek skłonił się z cieniem uśmiechu błąkającym się po ustach. Udawał, że trening nie zmęczył go wcale, jednak zauważyłam to, czego ukryć się nie da. Można uspokoić oddech, powstrzymać drżenie mięśni, ale nie da się ukryć pulsujących żyłek. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jutro drugi dzień wolnego dla pozostałych, więc przyjdę po ciebie, gdy nadejdzie czas na trening. – Odgarnęłam włosy z twarzy. – Wykorzystaj ten czas mądrze, odpocznij, zregeneruj się... – Mój wzrok zatrzymał się na pękniętej od uderzenia mieczem ćwiczebnym skórze, z której sączyło się osocze. Dookoła wybarwiał się naprawdę spory siniak, zajmujący niemal połowę ramienia. – Zwróć uwagę na to, nie jestem pewna, czy nie zrobił się jakiś krwiak. Musisz być nieco szybszy, gdy nie jesteś w stanie odparować ciosu. Bywa, że unik to najskuteczniejsza forma obrony.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ja nie uciekam. Zawsze stawiam czoła niedogodnościom. – Tym razem Kasek po raz pierwszy zgubił swój niekiedy ironiczny, czasem niewyraźny lub promienny, jednak zawsze obecny uśmiech. Rozszerzone źrenice wpatrywały się nieustępliwie w moje oczy, o ton ciemniejsze niż zawsze.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wracamy do Domu, w tej chwili! – Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zaczyna galopować. Ruszyłam niemal biegiem w drogę powrotną, gnana najgorszymi przeczuciami. Już kiedyś widziałam gonitwę Cieni w oczach u Mrok. Jeśli ktokolwiek miał w sobie tyle energii ciemności, oznaczać mogło to jedynie to, że Oni wrócili, a co gorsza: zebrali wystarczająco dużo energii, by zrobić coś wielkiego. I właśnie to robili. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Biegnąc, analizowałam pojedyncze zapowiedzi, jakie zignorowałam: nienaturalnie szybkie gojenie ran, wezwanie przesyłane przez De, burza bez deszczu... Burza nadchodząca od strony Domu. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
I wtedy to do mnie dotarło. To wcale nie była burza!</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stanęłam jak wryta. Musiałam zobaczyć, co tam się stało. A jeśli ja i Kasek jesteśmy ostatnimi ocalałymi?</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zostań tu, przypilnuj rzeczy. – Rzuciłam pod jego nogi ćwiczebne miecze. – Jak nie wrócę do pół godziny, uciekaj. Jakby działo się coś podejrzanego, również.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ja nie uciekam... – zaczął Kasek, ale mu przerwałam. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To się schowaj, cokolwiek. Nie mamy broni! – krzyknęłam na niego, po czym pobiegłam do Domu, mając nadzieję, że mój uczeń posiada wystarczająco dużo rozumu, by mnie posłuchać. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Obserwował wydarzenia w milczącym przerażeniu. Nieraz widział już starcia swoich z Cieniami, ale to, co odbywało się w tej chwili, było zwyczajną jatką. Na terenach Akademii nieprzerwanie przebywało więcej Kolców, a ich zmasowany atak przypadł na niewielką grupę Dzieci Mroku, pozostawiając ich bez szans na przeżycie. Cienie broniły się zażarcie, choć nie dało to żadnego efektu przy tak dużej przewadze liczebnej wroga. „Egzekucja” – przemknęło przez głowę Kota, zbyt sparaliżowanego niespodziewanym zwrotem akcji, by wykazać jakąkolwiek reakcję. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dłuższą chwilę zajęło mu odzyskanie zdolności myślenia. Weira. Co z Weirą, czy w Domu dzieje się teraz dokładnie to samo? </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przybrał kocią postać i wyskoczył z drugiego piętra, na którym jeszcze przed chwilą studiował stare manuskrypty. Przemknął wzdłuż ścian, starając się nie rzucać w oczy. Zresztą, nikt nie zwraca uwagi na koty w ferworze walki. Niemal dobiegł już do płotu odgradzającego Akademię od reszty świata, kiedy coś na niego spadło. Silna dłoń przygwoździła za kark Hitcha do ziemi, unieruchamiając żelaznym uściskiem. Z pyszczka Kota wyrwało się żałosne miauknięcie, gdy ta sama ręka podniosła ciało za skórę do góry. Wisząc bezbronnie, stanął oko w oko z gadzimi źrenicami. Pojedyncze łuski lśniły na pozieleniałej twarzy, a spomiędzy warg wysunął się cienki języczek, by zafalować i ukryć się z powrotem w jamie gębowej. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A dokąd to śmiga Kiciuś? – Głos przypominał syczenie. – Przegraliście, a teraz nadejdzie nasza Armia. – Bau zaśmiał się ironicznie. – W końcu i ja popieram „Nowy ład” – zadrwił, ogłuszając Kota.</div>
</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-68462050211658703392017-09-10T09:14:00.003-07:002018-02-27T12:10:41.268-08:00XIX - Impuls. Część I.<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spodziewałam się wszystkiego. Krzyków, płaczu, histerii, agresji, ale Izela mnie zaskoczyła. Gdy przykuśtykałam do niej z wiadomością o śmierci Brena, ona po prostu skinęła głową. Może nieco pobladła, a ręka zadrżała przy wpisywaniu czegoś na kartkę, jednak nawet na mnie nie spojrzała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kazał ci powiedzieć, że Nareb jest dobrym wyborem – dodałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela odłożyła ołówek i oparła dłonie o biurko. Jej oczy były szkliste. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro, zostaw mnie proszę samą – warknęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Opuściłam gabinet, ruszając powoli do swojego mieszkania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co tam się działo? – Hitch stanął przy moim boku, oferując mi swoje ramię jako wsparcie. Skorzystałam z pomocy bez chwili namysłu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Szliśmy, milcząc, tak szybko, na ile pozwalało moje roztrzaskane kolano. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zabiłam Brena. – Zimny ton, jaki wydobył się z mojego gardła zaskoczył nawet mnie. – Gdybym nie uwierzyła De, gdybym w ogóle tam nie poszła... On by żył. Zabiłam go, Hitch. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kot nie odpowiedział mi. Po prostu szedł ze mną, a ja czułam, że doskonale rozumie, co dzieje się wewnątrz mnie. Musiał rozumieć, przecież byliśmy do siebie tacy podobni. Oddychałam ciężko, jakbym była zmęczona, choć to musiała być tylko reakcja na wydarzenia sprzed zaledwie paru minut. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy przechodziliśmy pomiędzy budynkiem Domu a moim mieszkaniem, zauważyłam, że Samel, Ayla i reszta grupy delegowanej do poszukiwań zebrała się przy samochodzie, do którego to wpakowywali bagaż. Bren umarł, a życie toczyło się dalej: Izela pracowała, plan musiał zostać wykonany. Nie widziałam nigdzie Mentorów, jednak domyśliłam się, że sprawa została już wyjaśniona, skoro Samel zdecydował się na wyjazd. Parsa pomachał do nas, kiedy zauważył, że przechodzimy. Skinęliśmy do niego głowami na znak pozdrowienia. Słońce świeciło, wiał lekki wiatr. Spokojny, niczym nie różniący się od poprzednich dzień. Jakby nic się nie stało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteśmy społecznościami przyzwyczajonymi do tego, że nasi najbliżsi odchodzą. – Hitch zdawał się czytać mi w myślach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To widać – mruknęłam, chcąc znaleźć się jak najszybciej w łóżku, pozwolić zregenerować się ciału. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie znałem go prawie wcale. Jaki był?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bren był chłopakiem Izeli. To ona powinna odpowiedzieć. Dlaczego to mi przypadło opowiadać o chłopcu, który by żył, gdyby nie moja naiwność?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Był... Zawsze wiedział, co i jak. Nie żartował często, jednak była w nim iskra, wiesz... takie „coś” – urwałam. – Bren był najlepszym z możliwych partnerów. On i Izela stanowili jedność, po prostu nie umiem sobie wyobrazić, jak to teraz będzie. Izela bez Brena...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch po prostu mi towarzyszył. Nawet kiedy dotarliśmy do mieszkania, nie skończyłam monologu. Słowa płynęły ze mnie jak wodospad, gdy wspominałam, jak spędzaliśmy we trójkę czas, z jaką wprawą Bren „łatał” mnie po bójce z Mizem w dniu, w którym poznałam się z Hitchem. Bywał gdzieś obok przez znaczną część mojego życia, tak jak Izela. Jego brak był jak śmierć rodzica, tak przynajmniej mi się wydawało. Nie miałam przecież jako takich rodziców, choć Mrok twierdziła, że jestem jej córką. Świat nagle się zmienił, tracąc bardzo mały, niedoceniany element. Przeze mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Rany u Cieni zawsze goiły się szybko, jednak wyczuwałam, że coś jest nie tak: moje skaleczenia zasklepiły się w zadziwiająco szybkim tempie, a rzepka w kolanie zdawała się mniej boleć z każdym ruchem. Przynajmniej takie odnosiłam wrażenie, choć może ból robił się lżejszy wprost proporcjonalnie do ochładzania uczuć. Jakoś łatwiej było się wyłączyć teraz, gdy wyrzuciłam z siebie myśli, a Hitch je wysłuchał. Kojący był jego dotyk – zwykłe położenie dłoni na ramieniu. Nie tłumaczył mnie. On to rozumiał. Drugim czynnikiem pozwalającym mi na odbudowanie szczelnego kokonu chroniącego przed światem był wyjazd Samela. Choć to dość małostkowe w obliczu śmierci Brena, obudzone we mnie emocje nadal szalały w obecności chłopaka. Jednak obowiązki wzywały: należało pójść do Kaska, by rozpocząć jego indywidualne szkolenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zastukałam do drzwi, i nim zdążyłam mrugnąć okiem, stanęły przede mną otworem. Zaskoczona tak szybką reakcją wpatrywałam się nieco otępiała w ucznia, aż ten uśmiechnął się, nieznacznie wyjaśniając:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Widziałem przez okno, że idziesz. – Wzruszył lekko ramionami. – Jak mówiłaś, jestem gotów o każdej porze dnia i nocy!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Świetnie. – Kiwnęłam głową. – Chodź. – Ruszyłam korytarzem, a za plecami usłyszałam szczęknięcie zamka drzwi oraz kroki Kaska.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izelo, to całkowicie nie do przyjęcia. – Nareb kręcił nosem, kiedy blondynka zarządziła, iż każdy reprezentant Kolców powinien opuścić Dom. Sytuacja z mentorami całkowicie pomieszała szyki, a „Nowy porządek” musiał zostać gruntownie przebudowany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To tylko na jakiś czas, musimy wymyślić, jak to wszystko rozegrać... – Dziewczyna nie patrzyła na rozmówcę. Wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w blat biurka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I według ciebie najlepszym rozwiązaniem problemu z mentorami będzie ulegnięcie ich żądaniom? – Orzeł nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, by nieugięta i doskonale zorganizowana dotąd Izela tak łatwo uległa warunkom stawianym przez dorosłe Cienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To tylko na jakiś czas – wysyczała. – Sytuacja nie była przewidywana, Bren. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nastała kompletna cisza. Ramiona Izeli zatrzęsły się, a dłonie zasnęły w pięści. Paznokcie tak mocno wpijane były w skórę, że aż ją przebiły, rysując na wewnętrznej stronie krótkie, krwawe półksiężyce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie jestem Brenem, Izelo. – Nareb wypowiedział te słowa cicho, powoli. Wciąż nie pochwycił nawet na chwilę wzroku blondynki. – Na pewno dobrze się trzymasz? – W głosie chłopaka pobrzmiewało powątpiewanie. Jeszcze niecałą godzinę wcześniej Izela zapewniała, że strata Brena jest dla niej bolesna, ale sobie z nią radzi. Nareb wiedział, że musiało zżerać ją poczucie winy przez to, co między nimi się rodziło... Między Kolcem a Cieniem, tak blisko zmarłego, na jego oczach, choć nigdy nie nazwane. Orzeł był niemal pewny, że Bren wiedział o wszystkim, choć był zbyt taktowny – a może za dumny – by przyprzeć dziewczynę do muru i wyjaśnić wszystkie kwestie między nimi, więc czekał, aż sama się przyzna. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle w Narebie zaczęła narastać złość. Jak Izela mogła być tak głupia? Jak mogła tak łatwo zgodzić się z warunkami Mentorów? Gniew przyszedł niczym nagły impuls. Iskra wrogości, wprowadzająca niedopowiedzenia w stan tlenia, by potem, przy najmniejszym podmuchu niezgody, buchnąć płomieniem furii. Orzeł ledwo się powstrzymywał, by nie potrząsnąć dziewczyną, a nawet... by jej nie uderzyć, co zauważył z pewnym przerażeniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Poczuł, jak jego usta twardnieją, powoli przemieniając się w dziób. Zakrył je rękoma, wybiegając z gabinetu Izeli. Blondynka wybuchnęła płaczem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Profesor De zasiadł w zwolnionym dla Mentorów gabinecie. Dorosłe Cienie, które powróciły do Domu, czyli grupka niespełna trzydziestu osób, nadal nie wybrały, gdzie planują zamieszkać. Co więcej, jedynie Reala i Kierel wykazywali jakąkolwiek chęć działania. Pozostali w mniejszym lub większym stopniu wykazywali bierność wobec wydarzeń. De nie był zachwycony takim podejściem, jednak musiał sam przed sobą przyznać, że przesiadywanie w celach mogło osłabić morale jego oddziału. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kiedy wyniosą się stąd Kolce? – Reala wpatrywała się wyczekująco w przywódcę. Ręce miała skrzyżowane na klatce piersiowej, a jej prawa stopa nerwowo stukała w podłogę. – Mam dość ich oddziaływania, wszędzie czuję smród tego bydła! – Zmarszczyła nos, jakby dotarł do niej nieprzyjemny zapach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musimy chwilę poczekać, przecież się tu zadomowili. – Profesor zamknął oczy, po raz kolejny powtarzając to samo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A nie możemy po prostu ich... powybijać? – zasugerował Kierel, bawiąc się saksą wydobytą z zasobnego arsenału broni Cieni, który bezzwłocznie odwiedzili byli więźniowie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>De potarł opuszkami palców skronie. Oby Mrok dała mu wystarczająco dużo cierpliwości, by nie zaatakować Kierela!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, nie możemy. Zastanów się przez chwilę. Jest nas dwadzieścia osiem osób. Owszem, jesteśmy lepiej wyszkoleni, ale nadal nie poradzimy sobie w walce z kilkoma osobami naraz. – Wbił wściekłe spojrzenie w Cienia. – Jak jesteś samobójcą, to idź. Proszę. Poradzimy sobie i w dwadzieścia siedem osób, więc...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czujecie to? – Reala weszła mu w słowo. – To... to ukłucie mocy...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zdecydowana większość Cieni pokiwała głowami, zgadzając się z nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Coraz bardziej irytuje mnie obecność Kolców. – Kierel nabrał powietrza głęboko w płuca. – I to uczucie nie jest naturalną nienawiścią... Jest jakby...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Spotęgowane. – Profesor dokończył za niego. – A skoro my to odczuwamy, to być może dzieciaki też. Chyba Mrok zainterweniowała. – Uśmiechnął się z ulgą. – Nie straciliśmy jej! Ona żyje! – Poderwał się z krzesła, wznosząc wzrok ku górze, po czym padł na kolana. Reszta Cieni poszła w jego ślady, w ciszy ciesząc się z odzyskanego bóstwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ayla miała wrażenie, że na tylnym siedzeniu samochodu zrobiło się ciaśniej. Umef, który koło niej siedział, już wcześniej zajmował sporo miejsca, gdyż duży był z niego chłopak. Teraz jednak jakby urósł. Unikała patrzenia na niego, gdyż Niedźwiedź nadal był na nią obrażony o Samela. A przecież był to tylko zwykły flirt! Głupi Kolec od razu roił sobie w głowie, że ona, cudowna Ayla, chciałaby się z nim związać. Jednak jego rozpychanie się naprawdę zaczęło ją drażnić. Z każdą chwilą był coraz bliżej niej, a włosy z jego rąk łaskotały odkryte przez koszulkę na ramiączkach blade ramiona rudowłosej. Że też wcześniej nie zauważyła, jak bardzo był owłosiony! Jakby miał futro... Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej wzdłuż kręgosłupa. Kątem oka zerknęła na Umefa i zobaczyła niedźwiedzią łapę, wydłużony pysk i zwierzęce oczy, dwa ciemne paciorki, wbite w nią nieustępliwie. Tuż pod czarnym, wilgotnym nosem, widziała uchyloną paszczę, a w niej rząd śnieżnobiałych zębów. Przełknęła ślinę, powoli przenosząc wzrok do przodu, gdzie Parsie wyrastała lwia grzywa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel...? – Głos Ayli brzmiał niepewnie, zabarwiony nutą lęku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>I wtedy Lew rzucił się na Cienia, który stracił panowanie nad samochodem. Ułamek sekundy później cała czwórka koziołkowała ze stromego zbocza, kaleczona odłamkami szkła, obijana metalem, kończąc szaleńczą podróż na starym dębie. Drzewo nie poddało się impetowi uderzenia, tracąc jedynie trochę kory i obsypując wrak samochodu kilkoma zeschniętymi liśćmi. Na dole wąwozu rozchodził się tylko syk niewiadomego pochodzenia i wycie klaksonu, gdyż zablokowały go żebra Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W Domu i Akademii wybuchła prawdziwa wojna. Kolce, które jeszcze przed kilkoma minutami żyły obok Cieni, nagle zaczęły przybierać zwierzęce formy, atakując przyjaciół. Cienie nie pozostawały dłużne, bombardując uderzeniami Mroku swoich towarzyszy. Podniosła się wrzawa, której nikt nawet nie próbował okiełznać. Rany, jakie rasy sobie zadawały, niekiedy wydawały się wręcz śmiertelne i nie wiadomo, dokąd to wszystko by doprowadziło, gdyby nie ostatni przebłysk zdrowego rozsądku Nareba, biegnącego przez budynek i krzyczącego „odwrót”!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pierwszy rozbłysk światła od zmarłego Kolca zabrał ze sobą dwóch młodych Cieni. Gdy umarł pierwszy Cień, zginął jeden Kolec, ale trzech zostało poważnie rannych. Nie wszystkim Dzieciom Światła udało się opuścić Dom. Zaledwie dwie trzecie uszły z życiem. Sytuacja w Akademii wyglądała jeszcze gorzej: tam nie znajdował się nikt na tyle rozsądny, by zarządzić odwrót u Cieni. Tylko jedna czwarta Dzieci Mroku opuściła teren Kolców, w niezbyt dobrym stanie doczołgując się do Domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bez racjonalnego wyjaśnienia obie rasy straciły wielu ludzi, w ciągu kilku minut, pod wpływem impulsu. Podłogi lepiły się od krwi, a ludzie z okolicy mówili o „anomalii pogodowej”, gdy w nieregularnym tempie z dwóch stron na przemian to się chmurzyło, to pojawiały się rozbłyski światła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, na dziś wystarczy – zadecydowałam, podpierając się na mieczu ćwiczebnym. Pół dnia spędziłam z Kaskiem w lesie, nie zwracając uwagi na nadchodzącą burzę. Gdyby zaczęło padać, zarządziłabym powrót. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka godzin intensywnego wysiłku fizycznego na miękkiej, leśnej ściółce zmuszającej do zwracania uwagi na wystające korzenie dało się we znaki mojemu nie do końca zregenerowanemu organizmowi, a nie chciałam okazywać słabości uczniowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak sobie życzysz! – Kasek skłonił się z cieniem uśmiechu błąkającym się po ustach. Udawał, że trening nie zmęczył go wcale, jednak zauważyłam to, czego ukryć się nie da. Można uspokoić oddech, powstrzymać drżenie mięśni, ale nie da się ukryć pulsujących żyłek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jutro drugi dzień wolnego dla pozostałych, więc przyjdę po ciebie, gdy nadejdzie czas na trening. – Odgarnęłam włosy z twarzy. – Wykorzystaj ten czas mądrze, odpocznij, zregeneruj się... – Mój wzrok zatrzymał się na pękniętej od uderzenia mieczem ćwiczebnym skórze, z której sączyło się osocze. Dookoła wybarwiał się naprawdę spory siniak, zajmujący niemal połowę ramienia. – Zwróć uwagę na to, nie jestem pewna, czy nie zrobił się jakiś krwiak. Musisz być nieco szybszy, gdy nie jesteś w stanie odparować ciosu. Bywa, że unik to najskuteczniejsza forma obrony.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ja nie uciekam. Zawsze stawiam czoła niedogodnościom. – Tym razem Kasek po raz pierwszy zgubił swój niekiedy ironiczny, czasem niewyraźny lub promienny, jednak zawsze obecny uśmiech. Rozszerzone źrenice wpatrywały się nieustępliwie w moje oczy, o ton ciemniejsze niż zawsze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wracamy do Domu, w tej chwili! – Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zaczyna galopować. Ruszyłam niemal biegiem w drogę powrotną, gnana najgorszymi przeczuciami. Już kiedyś widziałam gonitwę Cieni w oczach u Mrok. Jeśli ktokolwiek miał w sobie tyle energii ciemności, oznaczać mogło to jedynie to, że Oni wrócili, a co gorsza: zebrali wystarczająco dużo energii, by zrobić coś wielkiego. I właśnie to robili. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Biegnąc, analizowałam pojedyncze zapowiedzi, jakie zignorowałam: nienaturalnie szybkie gojenie ran, wezwanie przesyłane przez De, burza bez deszczu... Burza nadchodząca od strony Domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
I wtedy to do mnie dotarło. To wcale nie była burza!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stanęłam jak wryta. Musiałam zobaczyć, co tam się stało. A jeśli ja i Kasek jesteśmy ostatnimi ocalałymi?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zostań tu, przypilnuj rzeczy. – Rzuciłam pod jego nogi ćwiczebne miecze. – Jak nie wrócę do pół godziny, uciekaj. Jakby działo się coś podejrzanego, również.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ja nie uciekam... – zaczął Kasek, ale mu przerwałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To się schowaj, cokolwiek. Nie mamy broni! – krzyknęłam na niego, po czym pobiegłam do Domu, mając nadzieję, że mój uczeń posiada wystarczająco dużo rozumu, by mnie posłuchać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Obserwował wydarzenia w milczącym przerażeniu. Nieraz widział już starcia swoich z Cieniami, ale to, co odbywało się w tej chwili, było zwyczajną jatką. Na terenach Akademii nieprzerwanie przebywało więcej Kolców, a ich zmasowany atak przypadł na niewielką grupę Dzieci Mroku, pozostawiając ich bez szans na przeżycie. Cienie broniły się zażarcie, choć nie dało to żadnego efektu przy tak dużej przewadze liczebnej wroga. „Egzekucja” – przemknęło przez głowę Kota, zbyt sparaliżowanego niespodziewanym zwrotem akcji, by wykazać jakąkolwiek reakcję. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dłuższą chwilę zajęło mu odzyskanie zdolności myślenia. Weira. Co z Weirą, czy w Domu dzieje się teraz dokładnie to samo? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przybrał kocią postać i wyskoczył z drugiego piętra, na którym jeszcze przed chwilą studiował stare manuskrypty. Przemknął wzdłuż ścian, starając się nie rzucać w oczy. Zresztą, nikt nie zwraca uwagi na koty w ferworze walki. Niemal dobiegł już do płotu odgradzającego Akademię od reszty świata, kiedy coś na niego spadło. Silna dłoń przygwoździła za kark Hitcha do ziemi, unieruchamiając żelaznym uściskiem. Z pyszczka Kota wyrwało się żałosne miauknięcie, gdy ta sama ręka podniosła ciało za skórę do góry. Wisząc bezbronnie, stanął oko w oko z gadzimi źrenicami. Pojedyncze łuski lśniły na pozieleniałej twarzy, a spomiędzy warg wysunął się cienki języczek, by zafalować i ukryć się z powrotem w jamie gębowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A dokąd to śmiga Kiciuś? – Głos przypominał syczenie. – Przegraliście, a teraz nadejdzie nasza Armia. – Bau zaśmiał się ironicznie. – W końcu i ja popieram „Nowy ład” – zadrwił, ogłuszając Kota.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-73298291969943026372017-08-27T13:20:00.001-07:002018-02-27T12:13:13.085-08:00XVIII - Wezwanie z podziemi<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span> – Robicie sobie ze mnie żarty. – Nerwowo tupałam nogą, spoglądając surowo na uczniów. – Wyraźnie kazałam wam skupić się na celności. Dziś jest jeszcze gorzej niż było.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Moja grupa zdawała się nie słyszeć, co do nich mówię. Już brakowało mi pomysłów, w jaki sposób zmusić ich do zwiększonego wysiłku... Jeśli tempo postępów nie wzrośnie, to zdążą mi osiwieć włosy, zanim oni skończą szkolenie. Tego byłam pewna. Ten wczesny poranek nie był w ogóle owocny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Macie dwa dni wolne od treningu. – Odwróciłam się tyłem do grupy. – A na trzeci dzień zrobimy turniej. Najsłabsza trójka dostanie dyżur w kuchni. Teraz proszę o natychmiastowe opuszczenie sali.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Za plecami usłyszałam szmer. Nadal spoglądając przed siebie, dodałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ty, Kasek, zostań. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odczekałam, aż osoby niepożądane opuszczą pomieszczenie. Wtedy spojrzałam na pozostałego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przemyślałam wszystko i chcę zostać twoją mentorką. – Postanowiłam nie bawić się w zbędne wstępy i od razu przejść do rzeczy. – Od jutra zaczniemy prywatne treningi – kontynuowałam, rozpoczynając powolną wędrówkę w kółko, więc bądź przygotowany z samego rana. Przyjdę po ciebie, więc nie musisz martwić się punktualnością. Po prostu bądź w swoim pokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro! – Na twarz chłopaka zaczął wpływać uśmiech. – To zaszczyt...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mentorko. – Uniosłam rękę, nakazując mu milczenie i zatrzymałam się. – Nazywaj mnie tytułem, taka jest odpowiednia relacja między nami. A teraz idź. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kasek skinął głową, po czym ruszył ku wyjściu, odstawiając przy drzwiach wejściowych kij do ćwiczeń. Odprowadziłam go wzrokiem, mając mętlik w głowie. Miałam swojego własnego ucznia, jednak brakowało mi pojęcia, od czego zacząć. Ledwie pamiętałam, jak Reala wprowadzała mnie do świata walki... Byłam wtedy jeszcze dzieckiem, nie zwracałam na to większej uwagi. Teraz przyszło mi stanąć na jej miejscu. Miejscu autorytetu mojej młodości. I choć powinnam za nią tęsknić, odczuwałam potrzebę jak najszybszego skontaktowania się z Profesorem De. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Potrząsnęłam głową, odganiając od siebie myśli. Nadszedł czas, by nieuniknione spotkanie doszło do skutku. Zdecydowanym krokiem skierowałam się do Domu, by zagłębić się w podziemia. Tym razem jednak, znając ich realia, tuż przed wejściem zaopatrzyłam się w latarkę zabraną ze składziku koło stołówki. Kiedy ciemność stała się uciążliwa nawet dla oczu Cienia, które posiadały w sobie mimo wszystko wiele z ludzkich, nacisnęłam włącznik, a przede mną pojawiła się jasna smuga wskazująca mi drogę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dotarcie do celi nie było łatwe. Korytarze zagłębiały się coraz bardziej, przecinały, znaki wyryte w chodniku zdawały mi się coraz mniej czytelne i raz nawet pomyliłam tunel, dochodząc do ślepego zaułka. Wiele czasu minęło, a niemal cała motywacja zdążyła ze mnie wyparować, nim odnalazłam zabezpieczone ciemnością drzwi. Cienie przeplatały się ze sobą niczym sznurówki w butach. Zabawne, że nasz nowy „zarząd” uznał, iż najlepiej przed wyjściem Mentorów zabezpieczyć się Mrokiem, który oni sami w sobie nosili... Uniosłam wolną od latarki dłoń, przyzywając smugi ciemności do siebie. Nie byłam pewna, jak zareagują na mnie uwięzieni tam, za tymi drzwiami Mentorzy, więc energię wchłonęłam do siebie. Tak na wszelki wypadek, gdybym musiała stoczyć bitwę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pozbawione pajęczyny cieni drzwi łatwo ustąpiły, kiedy nacisnęłam klamkę i je popchnęłam. Spodziewałam się usłyszeć skrzypnięcie, jednak ruszyły bezszelestnie, ukazując mi rząd okratowanych pomieszczeń. Przełknęłam ślinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Powoli szłam wzdłuż cel, oświetlając latarką ich wnętrze. Nikogo w nich nie było. W miarę jak zagłębiałam się w korytarz coraz głębiej, narastał we mnie niepokój. Skoro trzymali tu mentorów, to dlaczego nie widziałam ani jednego więźnia? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tutaj – rozległ się głos nad moją głową. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Drgnęłam, a następnie spojrzałam w górę. Lochy w Domu były piętrowe, a Mentorzy ulokowani zostali na drugim poziomie. Snop światła latarki oświetlił twarz Kierela. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ciebie jeszcze tu nie widzieliśmy. Czyżby skończył się sojusz z Kolcami? – Uśmiechnął się ironicznie. Na jego twarzy widać było zarost, co należało do nietypowej rzeczy u Cieni. To Dzieci Światła pozwalały sobie na nieokiełznany, zwierzęcy wygląd. Policzki i brody Dzieci Nocy musiały być gładkie – to drobny detal podkreślający naszą „wyższość” nad wrogiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie chciałam wdawać się w dyskusję z Kierelem. Wsunęłam latarkę pod bluzkę, by uwolnić obie ręce. Podskoczyłam, chwytając wystające kamienie i wspinając się na drugi poziom. Podciągnęłam się i już po chwili stałam twarzą w twarz z dawnym wspaniałym Cieniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeśli postanowiłaś wrócić do Reali, to jest nieco dalej. – Mentor wysunął chudą dłoń zza krat, wskazując kierunek, z którego przyszłam. – Ciekawe, co stało się tam, na górze, że zeszłaś do nas zamiast Izeli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic się nie stało. – Westchnęłam. Widok wychudłego ciała wywołał we mnie mieszane uczucia. Dlaczego trzymano ich w takich warunkach? Kiedy Mrok więziła Miza, zadbała o jego wyżywienie, po prostu ograniczyła wolność... Nie podejrzewałam Cieni o okrutność. Widać jednak się przeliczyłam. – Głodzą was? – zapytałam, nim zdążyłam się powstrzymać. Więźniowie nie byli moją działką, nie miałam prawa wchodzić w kompetencje zarządowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Karmią, raz dziennie. Jak psy. Przecież wiesz o tym, dziewczyno bez duszy – wysyczał, zaciskając zęby. – Dbacie o to, żebyśmy nie mieli siły wydostać się stąd... Taktyczne. Czegoś was nauczyliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jad w jego głosie zaskoczył mnie. Mentorzy zawsze byli oschli i wymagający, nigdy jednak nie okazywali nam nienawiści. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że otaczał mnie smród niemytych ciał i fekaliów. Cienie nie polegały na zmyśle węchu. On był domeną Kolców, my słuchaliśmy, patrzyliśmy. Nigdy nie węszyliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gdzie Profesor De? – zapytałam, starając się ignorować nieprzyjemne dławienie w gardle. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na samym końcu, z dala od nas. Samel się go boi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Skinęłam głową, zagłębiając się w korytarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ostatnia cela była bardzo oddalona. Najbardziej, jak się dało, szczerze powiedziawszy. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że nikogo w niej nie ma, jedynie nadgryzione lekko rdzą pręty i rozpadający się siennik. Co więcej, nie słyszałam w niej nawet oddechu. W kącie leżał skulony kształt, niemal stapiając się z kamieniem na ścianie i podłodze. Skierowałam snop światła właśnie na niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Profesor De? – Sama słyszałam, jak niepewnie zabrzmiało to pytanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kształt lekko się poruszył. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zgaś to – zajęczał Cień. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Posłuchałam go bezzwłocznie. Sądząc po brzmieniu głosu i pozycji, De był na wykończeniu. Nawet sztuczne światło mogło być dla niego bolesne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Profesorze, co się dzieje? – Moje pytanie było chyba bezsensowne. On umierał. Dotarło do mnie, że w jego celi nie zauważyłam nawet śladu po jedzeniu Chcieli go zagłodzić!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jedyna posłuchałaś wołania. – W całkowitej ciemności głos wydawał się upiorny. – Teraz już trochę na to za późno... scalam się z ciemnością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przebiegł mi po plecach dreszcz, a na przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Tu się działo coś niewybaczalnego: Cień miał zabić Cienia! </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mogę jakoś pomóc? – Opadłam na wilgotne kamienie podłogi, chwytając jedną ręką za pręt celi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Niczego już nie da się zrobić. – Szept brzmiał niemal nierealnie. – Moje ciało stało się w połowie ciemnością, nie da się go nakarmić... </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Śmierć Profesora była czymś, czego nigdy nie byłam sobie w stanie wyobrazić. W dodatku śmierć głodowa... której po części sama jestem winna. Oddałam go w ręce Samela. Czy on naprawdę mógł być takim potworem? Mentorów trzeba było unieszkodliwić, nie mordować! Umierała jego ludzka część...</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy przypomniały mi się rurki, które mi podłączono w szpitalu po walce z Mizem. Może w ten sposób uda się go odżywić?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Profesor nie umrze – powiedziałam, podnosząc się z podłogi. Sama nie byłam pewna, czy uda mi się mu pomóc, ale... trzeba było spróbować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zeskoczyłam poziom niżej, lądując boleśnie na kolanie. Wilgotne kamienie były śliskie, a ja nie uwzględniłam tego podczas skoku. Kolano uderzyło o nierówność z chrzęstem. Domyśliłam się, że wywołała go pękająca rzepka, a intensywny ból potwierdził moje przypuszczenie. Nie było to czas na roztkliwianie się nad sobą. Ignorując uraz, ruszyłam jak najszybciej do wyjścia, oświetlając drogę latarką. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy udało mi się wydostać znów na zewnątrz, skierowałam się do gabinetu Izeli, mając nadzieję, że tam ją znajdę. Za drzwiami zobaczyłam Brena. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co z twoim kolanem? – zapytał, patrząc na mnie zaskoczony. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bren, pamiętasz te rurki, które mi podłączyli w szpitalu? Te, co naprawiają ciało? – Zignorowałam jego pytanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kroplówka. Tak jakoś się to nazywało... – Uniósł brwi, a na jego czole pojawiła się zmarszczka. – Dlaczego o to pytasz? Co się dzieje?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Potrzebuję kroplówki. Teraz. Jak najszybciej! – Nie udało mi się utrzymać już prostej postawy. Ból kolana zmusił mnie do wsparcia się o ścianę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak złapał mnie, ratując przed upadkiem na podłogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zajmę się tym. I ktoś zaraz do ciebie przyjdzie. – Podniósł mnie, uważając na uszkodzoną nogę i posadził na fotelu w gabinecie Izeli. Potem wybiegł z pomieszczenia, zostawiając uchylone drzwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy nie spodziewałam się, jak bardzo bolesny może być tak drobny uraz. Wyciągnęłam zza paska nóż do rzucania, rozpoczynając proces rozcinania spodni. Wolałam to niż próbę zdjęcia ich. Musiałam zobaczyć, co mi jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kolano było spuchnięte, fioletowe i zdecydowanie nie wyglądało dobrze. Będzie się regenerować co najmniej dobę. Opadłam na fotel, zamykając oczy. Jeszcze tylko uratuję De i zajmę się opatrunkiem. Oby tylko Bren się pospieszył! Wsłuchiwałam się w tykanie zegara, który nieustępliwie odliczał kolejne minuty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie wiem, ile czasu minęło, gdy pomieszczenia ktoś wszedł. Wyczułam obecność, a nie usłyszałam, co oznaczać mogło tylko jedno: osobnik należał do Cieni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co zrobiłaś? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel. Ze wszystkich istniejących na wielkim świecie istot Bren musiał ściągnąć akurat jego. W ułamku sekundy otworzyłam oczy i podciągnęłam się na fotelu. On nie będzie oglądał mojego bólu, oj nie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie twoja sprawa. – Starałam się wyglądać na pewną siebie, choć kolano pulsowało. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Poniekąd moja, mam się tobą zająć. – Wzruszył ramionami, wbijając wzrok w uszkodzoną nogę. – Nie sądzę, by to wymagało kroplówki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Podszedł do mnie i przykucnął obok fotela, delikatnie przykładając palce do opuchlizny. Nie reagowałam, bo nie miałam pojęcia, w jaki sposób powinnam to zrobić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Minie dzień i po bólu. Skoro jednak robisz z tego taką scenę, opatrzę to. – Przewrócił oczami, kierując się ku wyjściu z gabinetu. Najpewniej szedł po apteczkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tymczasem do pokoju wpadł Bren. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś szybki – zauważyłam z ulgą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Teraz nietrudno się tam dostać. Zamroczyłem personel i oto mam! – Uniósł zwycięskim gestem woreczek z płynem i rurkę zakończoną igłą. – Mam ci to podłączyć? – zapytał, zbliżając się do mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mi. – Energicznie pokręciłam głową. – Ktoś inny potrzebuje. Pomóż mi dostać się do podziemi, do Mentorów...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bren się wyprostował. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego tam?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Profesor De umiera. Głodzili go. – Podniosłam się z fotela i zauważyłam, że na kolanie pojawił się krwiak. Bez chwili namysłu, zaciskając zęby, rozcięłam go, by odzyskać choć część mobilności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiesz, co robisz? – upewnił się, lekko krzywiąc się na widok ściekającej krwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odpowiedziałam kiwnięciem głowy. Bren pozwolił mi wesprzeć się na swoim ramieniu i razem ruszyliśmy na ratunek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Szybciej jest dostać się do miejsca, którego lokalizację znasz. Droga do celi De nie była tak długa, jak ją zapamiętałam. Miałam nadzieję, że nie spóźniliśmy się. Tym razem nie porwałam się na wskakiwanie na drugi poziom, wyręczył mnie w tym Bren. Dotarł do celi Profesora, przywołał go do siebie, chcąc udzielić mu pomocy. Niczego nie widziałam, De nadal miał światłowstręt. Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk rozrywanej tkanki i zduszony jęk. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bren?! – zawołałam w ciemność. Nie odpowiedział. Usłyszałam za to dziwny zgrzyt. – BREN! – Rzuciłam się do wspinaczki na wyższy poziom i z trudem mi się to udało. Po tym zabiegu nie nie mogłam jednak zebrać się w sobie, by wstać. Dłoń napotkała na lepki płyn, w nozdrza uderzył zapach krwi. Włączyłam latarkę, świecąc nią w stronę celi Profesora De. A raczej w stronę całkowicie zdrowego, będącego w kwiecie sił, stojącego z naciągniętą złowieszczo rurką od kroplówki Mentora.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel słyszał, że ktoś szedł pospiesznie korytarzem, co nie było w gruncie rzeczy niczym nietypowym w ciągu dnia w Domu. Niósł ze sobą bandaż elastyczny, w myślach uznając, że Weira zapewne chciała jedynie zwrócić na siebie uwagę, wymagając intensywnej pomocy medycznej przy lekkim stłuczeniu. Gabinet był zamknięty, jednak zanim do niego wszedł, coś nietypowego zwróciło jego uwagę – szlak z plamek krwi prowadzący w stronę oddalających się kroków. Domyślił się, że nie ma sensu odwiedzać gabinetu, jednak zapobiegawczo do niego zajrzał. Koło fotela znajdowała się niewielka kałuża czerwonego płynu. Zamknął drzwi, wyczuwając, że coś jest nie tak. Podążając krwawym tropem, dotarł do ukrytego wejścia do podziemi. To nie wróżyło nic dobrego. Palce zacisnęły się na bandażu, gdy wchodził w ciemność. Żałował, że nie zabrał ze sobą latarki, jednak musiał zadowolić się słabym światłem docierającym z otwartego przejścia. Liczył się z faktem, iż przy najbliższym zakręcie pożegna się i z tym udogodnieniem. Ślady prowadziły wzdłuż doskonale mu znanej ścieżki: tej, którą pokonał kilka razy, a o której starał się zapomnieć; więzienia Mentorów. Niepokój narastał. Krwawy szlak prowadził z gabinetu czy do gabinetu? Ruszył biegiem tunelem, bojąc się, co tam zastanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Drzwi były zamknięte, co boleśnie uświadomił sobie, wpadając na nie. Otarł strużkę krwi, która rozpoczęła wędrówkę w dół twarzy z rozcięcia w skroni i zaklął cicho. Odnalazł po omacku klamkę, by zobaczyć odblask światła w głębi Samotni. Kierował się w jego kierunku, rejestrując odgłosy walki. Przywołał miecz z cieni, dostrzegając sylwetkę dziewczyny – Weiry i znacznie od niej większego mężczyzny. Profesora De. Nigdy nie mógłby zapomnieć, jak on wygląda. Kiedyś stanowił przecież ogromną część jego życia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Weira ewidentnie nie prowadziła w tej walce, utykała, przyjęła postawę defensywną, broniąc się nożem do rzucania, Profesor natomiast nic nie robił sobie z jej orężu, uderzał pięściami, kopał, a ona przyjmowała zdecydowanie zbyt dużo ciosów. W chwili gdy Samel dostał się na drugi poziom, De popchnął dziewczynę, a ta uderzyła głową w ścianę. Osunęła się po niej bez świadomości. Wtedy jej miejsce zajął Cień, zasłaniając bezwładną Weirę przed ostatecznym ciosem Mentora.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zejdź mi z drogi, jeśli ci życie miłe. – W słabej poświacie porzuconej latarki, której światło odbijało się do jasnoszarych kamieni, oczy Profesora się zwęziły.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak się wydostałeś? – Samel zignorował pogróżkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Oboje stali naprzeciw siebie, dysząc. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Głupie dziewczę dało się nabrać. Zabawne, jak jej ułomność potrafi zniekształcać postrzeganie rzeczywistości! – Z warg otoczonych długim zarostem wydobył się ponury śmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel zamachnął się mieczem, jednak De odsunął się, a cały impet uderzenia wylądował na odgiętych prętach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nigdy nie będziesz w stanie mnie zranić, Samelu. Ja nauczyłem cię wszystkiego, co umiesz. Może i macie inną broń. Imponującą. Tyle, że technika nadal jest ta sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sięgnął do prętów, wyginając jeden z nich. W miejscu, które naruszył pręt miecz, stal pękła. – Jesteście mało inteligentni – kontynuował. – Zamykać Cienie w najciemniejszym możliwym miejscu! To nas tylko wzmacnia, światło nie ma możliwości osłabienia, a magazynowana siła rośnie. Sam to wymyśliłeś? Myślałeś, że w ramach kary zamykamy Cienie w ciemności? – Profesor nie mógł powstrzymać śmiechu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przecież... – Samel był zdezorientowany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Łatwo coś komuś wmówić. Samotnia jest na powierzchni, w świetle słońca. To... – urwał, zataczając wolną ręką koło. – ...to jest więzienie dla Kolców. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co zamierzasz? – Chłopak poczuł, jak motywacja go opuszcza.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Uwolnię Mentorów i wprowadzimy dawny ład. Nie godzimy się na życie w zamknięciu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nas jest więcej. Jak tylko wyjdziecie, zostaniecie pokonani.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I dlatego wystąpimy z propozycją. Nie będziemy spoufalać się z Kolcami, ale odzyskamy dawne stanowiska. I mieszkania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Coś mi tu nie pasuje. – Samel pozostał nieufny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Oferujemy naukę, która się przyda, jak tylko wszystko wróci do normy. Obudzicie się, Kolce też, a wtedy poleje się wiele krwi. Im mniej naszej, tym lepiej. Jedyny warunek jest taki, że do Domu nie ma wstępu ani jeden z NICH. – Profesor De splunął. – Jeśli dasz nam tę gwarancję, możesz być pewny, że nikt więcej nie ucierpi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel opuścił miecz. Może w propozycji Mentora było coś sensownego? Nowe rządy w Domu wcale nie różniły się tak od dawnych. Jedyną nowością były wszechobecne Dzieci Światła. Esencją celu życiowego Cieni była walka, zakorzeniona głęboko we krwi. Próbowali żyć w pokoju, zając się czymś innym, mimo to bardzo szybko wrócili do kolejnych treningów. Dopiero wtedy mogli być sobą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zgoda. – Słowa padły z ust Samela, zanim zdążył się zastanowić, czy faktycznie chce je wypowiedzieć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Profesor De uśmiechnął się triumfalnie, mijając chłopaka, który od razu przykucnął przy Weirze. Sprawdził, czy puls jest wyczuwalny, ale najwyraźniej jedynie straciła przytomność. Mentor zajął się wypuszczaniem pozostałych więźniów. Samel podniósł dziewczynę, a wtedy jego wzrok wychwycił niepokojącą rzecz. W celi, niemal idealnie na środku, leżało bezwładne ciało Brena, broczące krwią. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Uderzenie w policzek przywołało mnie do przytomności. Pierwszym, co zobaczyłam, była twarz Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co tu robisz? – zapytałam, a mój głos nie brzmiał tak pewnie, jakbym tego chciała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wychodzę z Profesorem. Musimy spotkać się z Izelą i Narebem – zakomunikował, ale widziałam, że nie o to mu wyłącznie chodzi. – Sprawdź, co z nim. – Skinął głową w kierunku celi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Obolała ostałam ustawiona na podłodze. Walcząc z zawrotami głowy, ruszyłam we wskazanym kierunku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bren leżał w kałuży... Nie, to zbyt małe słowo: stawie krwi, jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała ledwo zauważalnie. Korzystając z wszechobecnej ciemności, zaczęłam przesyłać mu energię do regeneracji. Tak duża utrata krwi to nic łatwego do zregenerowania. Przydałaby się pomoc ludzi... Najważniejsze w tej chwili było zasklepienie ogromnej rany na jego szyi. Przy szybkich oględzinach w słabym świetle stwierdziłam, że ma rozciętą tętnicę szyjną. Rana była poszarpana – zapewne zadana igłą, którą sam tu przyniósł. Na moje życzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy krwotok ustał, zebrałam w sobie pozostałe siły i przewiesiłam ramię Brena przez szyję. Musiałam go dowlec do wyjścia, tam ktoś zabierze go do szpitala. I wszystko będzie dobrze. Ludzie naprawią jego ciało, a on znów będzie żartował. Nim zdążyłam przejść kilka kroków, poczułam, jak ciężar ciała chłopaka zmniejsza się. Zaniepokoiło mnie to, szybciej prowadziłam go do wyjścia z tuneli, z każdą sekundą i uderzeniem serca lżejszego. Zostało kilka kroków, zaledwie dwa, trzy stopnie, gdy jego ciało stało się bardziej wiotkie, przechodziło w stan eteryczny... I wtedy zrozumiałam. Bren jęknął niemal niesłyszalnie, kiedy kładłam go na schodach, by pozwolić mu odejść. Leżał na wznak, z twarzą zwróconą ku górze. Jego zwykle roziskrzone oczy uchyliły się szeroko, badając otoczenie; były całkiem matowe. Cienie opuszczały pojedynczymi smugami ciało chłopaka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Siedziałam na stopniu koło niego, podtrzymując jego głowę, by twarda podłoga nie sprawiała mu dyskomfortu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Po raz pierwszy... dotknęłaś mnie bez przymusu. – Na poszarzałe wargi wpłynął ostatni, niewyraźny uśmiech. – Pilnuj Izeli, powiedz jej... – Przymknął oczy i zamilkł na dłuższą chwilę. Myślałam już, że nie żyje, gdy ponownie otworzył oczy i dokończył myśl. – Powiedz, że Nareb to dobry wybór.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przekażę jej wszystko. Bren... Dziękuję, że byłeś obok, nieczęsto zdarza się ktoś, na kogo można liczyć... – Przełknęłam ślinę, nie mając pojęcia, co można powiedzieć umierającemu przyjacielowi. Instynktownie chciałam odciągnąć jego myśli od tego, co nieuniknione.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ty otwórz oczy. – Natężenie głosu było tak niskie, że nie byłam pewna, czy to powiedział, czy sama sobie to wyobraziłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bren umarł cicho i spokojnie. Smugi cienia wydostawały się z jego ciała, umykając powoli w głąb tunelu, wnikając w ściany, muskając moją skórę, aż w moich dłoniach nie pozostało nic. Jedynie ubrania, jakie chłopak miał na sobie, świadczyły o tym, iż istniał kiedyś Cień, chłopak Izeli, który wiedział wszystko o wszystkim. </div>
<div style="text-align: justify;">
Siedząc samotnie na schodach, w świetle sączącym się przez otwarte wejściowe drzwi, oparłam głowę o chłodny kamień na ścianie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Żegnaj, Brenie – szepnęłam, wpatrując się w przestrzeń. – Może jeszcze kiedyś się spotkamy.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-25086922598847210692017-08-24T12:01:00.000-07:002018-02-27T12:14:54.823-08:00XVII - Kocie ścieżki<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Trening przebiegał jak zawsze – intensywnie fizyczny, z naciskiem na kreatywność w walce. Męczyłam uczniów do nieprzytomności, gdyż zauważyłam, że to daje najlepsze efekty, ponadto wiedziałam to z doświadczenia. Reala była dla mnie zbyt miękka, tylko moja dyscyplina wywindowała mnie na przeskoczenie roku. Gdybym miała więcej szczęścia i pod swoje skrzydła wziąłby mnie Profesor De, miałabym szansę uzyskać poziom Samela. Dziś to już bez znaczenia, zbyt wiele się zmieniło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jest trochę lepiej – powiedziałam, kiedy zakończyłam trening – choć to dalej za mało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kasek uśmiechnął się pod nosem, patrząc na mnie zaczepnie. Wiedział, że jest moim pupilkiem, jedynym, z którym wiązałam jakiekolwiek większe nadzieje. Robił ogromne postępy w przyjemnie krótkim czasie. Liczył na pochwałę i postawienie za wzór, jednak to nie od niego zależało. W moim odczuciu wywyższanie kogoś czy pochwały nie były wskazane: osoba chwalona popadała w samozachwyt, a jej motywacja, by się wybić ponad przeciętną, opadała. </div>
<div style="text-align: justify;">
Adepci ruszyli ociężale w kierunku budynków mieszkalnych, ale Kasek został. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie idziesz? – Przechyliłam głowę, obserwując go.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. – Odpowiedź była taka, jak lubiłam, zwięzła, na temat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zatem czego potrzebujesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak otworzył usta, by po chwili je zamknąć. Krótką chwilę milczał, zapewne bijąc się z myślami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chciałbym... – Przymrużył oczy. – ...indywidualne treningi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stłumiłam chęć radosnego westchnięcia. Miałam nadzieję, że nie zaprzepaści swojego talentu, będzie rozwijał go intensywniej, pracował ciężej, jak niegdyś ja. Dodatkowym plusem było zostanie prawdziwą mentorką, mogącą chwalić się swoim wybitnym uczniem. Nie wiedziałam tylko jeszcze, komu mam się tym chwalić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hm – udałam zastanowienie – to wiązałoby się z poświęceniem ci większej ilości czasu... Nie wiem, czy już kwalifikujesz się do indywidualnego toku nauczania...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeśli nie masz czasu, mogę zapytać o to Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny prąd, a następnie zalała mnie fala gorących emocji: wściekłości, upokorzenia, tęsknoty...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samela? – powiedziałam, nim się opanowałam. Wokół mnie zaczęła narastać chmura cieni, a ja nie przejmowałam się nią całkowicie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tylko... jeśli nie masz czasu. – W jego głosie pobrzmiewał niepokój. – Naturalnie pytam najpierw Wielką Weirę, bo jesteś moim pierwszym wyborem...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wzburzenie zaczęło powoli opadać, choć nadal miałam mu za złe wspomnienie Samela. Uwolniłam cienie, ciągle kipiąc wewnętrznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Muszę to przemyśleć. Przegadać. Jutro się dowiesz. – Nie czekałam na jego odpowiedź. Zaklinałam jedynie w duchu los, by nie poszedł ze swoją prośbą do najważniejszego dla mnie Cienia. Opuściłam salę, pozostawiając Kaska samego ze sobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Tego dnia nie skierowałam się do razu do Izeli, by zdała mi raport odnośnie sytuacji, ale wybrałam się do Brena, który zwykle wiedział wszystko. Weszłam do jego gabinetu, decydując się jedynie na krótkie zapukanie i nieoczekiwanie na zaproszenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O, co cię do mnie sprowadza? – zainteresował się, wychylając nos zza Księgi Światła, jak nazwaliśmy „Kroniki Jasności”. Wyglądał na... samotnego. Między palcami obracał coś czerwonego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ty zawsze wszystko wiesz. – Podeszłam do biurka, po czym wsparłam dłonie na blacie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bardzo mi miło, że tak uważasz. – Uśmiechnął się, jednak oczy nadal miał smutne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiesz, co z Profesorem De?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bren uniósł zdziwiony brwi, zaciskając tajemniczy przedmiot w dłoni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Z De? A czego ty od niego chcesz? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Potrzebuję z nim porozmawiać. Po prostu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel zajął się powracającymi mentorami...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mogłam się tego domyślić. W końcu sama odesłałam do niego De. Dlaczego zawsze najbardziej potrzebne okazują się osoby, o których istnieniu próbujemy zapomnieć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czyli muszę do niego iść. – Przełknęłam gorzką pigułkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Burknęłam podziękowanie, ruszając w stronę wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Są w najsamotniejszym miejscu w Domu – powiedział cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zatrzymałam się i spojrzałam na niego pytająco.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Są tajemnice, których nie mogę zdradzać, więc nie mogę bardziej pomóc. – Uśmiechnął się do mnie, tym razem z iskrą w oku. – Na szczęście, łap! – Rzucił do mnie czerwony przedmiot. Chwyciłam w dłonie szklaną kuleczkę. Odpowiedziałam Brenowi uniesieniem kącików ust. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszyłam do podziemi, na poszukiwanie Samotni, kierując się do najbliższego z ukrytych wejść znakami na podłodze. Kiedy zatrzymałam się przed ścianą, w której to znikał szlak, nabrałam głębiej powietrza w płuca. Czy dobrze robiłam, decydując się na rozmowę z De? Myśli toczyły ze sobą walkę. Mimo iż Profesor pozostawał w niewoli, dalej był dorosłym, niebezpiecznym Cieniem, stawianym za wzór bohatera. Odczuwałam niepewność, gdyż reakcja De mogła być różna. Warto było jednak spróbować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Otworzyłam drzwi, które nie były już tak ukrywane. Skoro swobodnie mogliśmy wychodzić, jaki sens miało ukrywanie ich? Pchnęłam drewno, mrużąc lekko oczy, gdy do uszu dotarł nieprzyjemny odgłos skrzypnięcia. Krokiem wyrażającym znacznie więcej pewności siebie niż sama miałam w sercu, wsunęłam się w ciemny korytarz, by w plątaninie tuneli odszukać więzienie. Zdołałam pokonać zaledwie kilka metrów, kiedy ciężkie drzwi zatrzasnęły się za mną, odcinając ostatecznie dopływ światła. Oczy lada chwila przyzwyczaiły się do ciemności. W końcu jestem Cieniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszyłam dalej, tymczasowo obierając trasę dotykiem dłoni na wilgotnych ścianach. Chyba porastał je mech, gdyż miejscami były bardziej miękkie, o delikatniejszej fakturze. Wsłuchiwałam się w dźwięki, jakie dostarczał uszom korytarz: krople wody z rzadka uderzające o podłogę, echo moich własnych kroków rozchodzące się w ciemności... Wzrok oswajał się z brakiem światła, zaczęłam widzieć – co prawda niewyraźnie – ściany, zakręty, rozgałęzienia. Stanęłam na środku skrzyżowania. W którą stronę powinnam iść? Możliwości były aż trzy. W myślach przywołałam ogólny plan Domu. Skoro podziemia są już pod nim, a do Samotni odsyłano nieposłuszne Cienie, więzienie nie mogło znajdować się daleko od domu. Weszłam tu drzwiami we wschodnim skrzydle, zatem nie było najmniejszego sensu skręcać w prawo. Ta droga prowadziła zapewne poza interesujący mnie teren. Korytarz na wprost lub ten w lewo: obydwa mogły prowadzić do szukanego miejsca. Nie miałam aż tyle czasu, by wybrać zły kierunek. Rozsądniej było na chłodno przeanalizować, co wiem i z pewnym stopniem pewności obrać kierunek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Samotnia znajdowała się głęboko. Tak głęboko, że nie dochodziły do niej dźwięki z góry. Wsłuchałam się w ciszę. Nadal słychać było oznaki życia. Trzeba zejść niżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bezmyślnie obracałam w palcach kuleczkę tak, jak wcześniej robił to Bren, spoglądając to w lewo, to na wprost. W pewnym momencie wymknęła mi się z dłoni, spadając na kamienną podłogę. Hałas, jaki przy tym powstał, niemal mnie ogłuszył, dodatkowo pobudził serce do aktywniejszego działania. W tej chwili nie było mowy, żebym przeszła niezauważona... jeśli tylko ktoś inny również znajdował się w tych tunelach. Schyliłam się po kulkę niemal natychmiast, jednak powstrzymałam się przed podniesieniem jej. Czerwony przedmiot zwrócił moją uwagę na coś innego – na posadzce znajdowały się wyryte małe symbole. Napisy. Pochyliłam się, zapominając o nadal turlającej się kulce, zmierzającej niespiesznie „lewym” korytarzem. Korytarzem opisanym jako „Samotnia”. Nie umiałam powstrzymać uśmiechu, to było tak proste! Mentorzy, pewni swej pozycji i autorytetu, postanowili podpisać podłogi w sekretnych tunelach. Co najzabawniejsze, gdyby nie kuleczka, nie zauważyłabym drogowskazów. Przechodząc koło czerwonego przedmiotu, podniosłam go, przerywając jego nieśpieszną, samotną wędrówkę po nierównej podłodze.</div>
<div style="text-align: justify;">
W myślach podziękowałam Brenowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tunel schodził powoli w dół. To był dobry znak – zagłębiałam się w podziemia. Szłam tak minutę, może dwie, gdy po ścianach przebiegła smuga światła. Latarka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span> – Kto tam jest? – Usłyszałam głos, którego nie udało mi się od razu zidentyfikować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przylgnęłam do kamiennego pionu, przywołując wiązki mroku, by mnie zasłoniły przed niepożądanym zauważeniem. Zamarłam. Teoretycznie nie robiłam nic złego: miałam status mentorki. Tylko nie wiem, co odpowiedziałabym na pytanie, w jakim celu się tu znalazłam. Sama tego nie wiedziałam. Wiodła mnie intuicja. </div>
<div style="text-align: justify;">
Serce łomotało mi tak bardzo, że miałam wrażenie, iż powoduje sporą ilość hałasu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span> – Halo! – Głos odezwał się ponownie. Tym razem rozpoznałam go. Nareb. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span> – Nikogo tu nie ma, spokojnie. Czemu miałby być? – Tym razem od razu wpadłam na to, kim jest drugi osobnik. Izela. Dlaczego przyszła tu z Kolcem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kroki zbliżały się do mnie nieubłaganie. Powstrzymałam odruch oddychania, skupiając się na przyzwaniu jeszcze większej ilości cieni ze świadomością, że nic innego nie może już mnie ukryć przed „przyłapaniem”. W myślach już tworzyłam usprawiedliwienia, gdy nagle skręcili. Zadziwiająca akustyka: musieli znaleźć się na skrzyżowaniu, a ja to odczułam, jakby byli niemal za mną. Już miałam ruszyć dalej w swoją stronę, ale odwaga i zdecydowanie opuściły mnie. Najciszej jak potrafiłam, rozpoczęłam wędrówkę w drogę powrotną. Innym razem udam się do Profesora. Gdy zrozumiem właściwie, dlaczego odczuwam tak silną potrzebę zobaczenia się z nim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wróciwszy do mieszkania, zauważyłam kilka niepokojących rzeczy. Po pierwsze – zostawiłam drzwi zamknięte, a teraz były one otwarte. Po drugie – tuż pod nimi widniały ślady zaschniętego błota. Jakby ktoś otrzepał buty tuż przed wejściem do mieszkania. Zmarszczyłam czoło. Popchnęłam uchylone drzwi, ostrożnie zaglądając przez nie. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie zaatakuje z zaskoczenia. Choć tak właściwie... Chciałam, aby ktoś to zrobił. Potrzebowałam prawdziwej walki, by wyładować negatywne emocje. Rozczarowałam się, widząc wychodzącego z kuchni Hitcha. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span> – Jesteś – zauważył, jakby znajdowanie się w moim mieszkaniu było czymś naturalnym. Nawet gdy odzyskał swą ludzką postać. – Pogrzebałem z Parsą w zbiorach bibliotecznych. Chciałem na coś się przydać, wiesz, w tej całej kampanii zabezpieczającej przed powrotem Wielkiej Dwójki...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Uśmiechnęłam się lekko. Któż by się spodziewał, że z niego aż taka gaduła? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span> – To miło, Hitch – powiedziałam, przechylając głowę. – Znajdujesz dla siebie nowe miejsce? – Moje pytanie zdecydowanie nie zabrzmiało jak pytanie. Chłopak skinął głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span> – Tak. I szczerze: zdecydowanie wolę być statycznym „Przeszukiwaczem” książek niż beznadziejnym wojownikiem. W szperaniu po bibliotece mam szansę być naprawdę dobrym. – Nieokreślony grymas przebiegł przez jego twarz. – Ale nie po to tu jestem. Dogrzebaliśmy się do takiej wzmianki... – Sięgnął do kieszeni, wyjmując zapisaną ołówkiem kartkę. – Chciałem, żebyś to ty dowiedziała się pierwsza. Zanim... No wiesz, przekażemy to Narebowi. Ostatnio stał się jakiś dziwny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ruszyłam w stronę pokoju, a mijając Hitcha, wyjęłam kartkę z jego dłoni. Podążył za mną i usiedliśmy na fotelach. Rozwinęłam papier, spoglądając na okrągłe literki wyglądające niemal jak drukowane. Zerknęłam na Kota. Czyżby to było jego pismo? Przeczytałam notatkę. Traktowała o „Księdze Światła”, a konkretnie mapie w niej zawartej. Podobno prowadziła do dawnej Świątyni Jasności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Znam tę pozycję. Bren nad nią siedzi. Po co mamy szukać jakiejś zapomnianej budowli? – zapytałam, zerkając bez wyrazu na Hitcha.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Otóż… nie znasz tej książki – powiedział powoli, badając moją reakcję.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Znam. Korzystaliśmy z niej, gdy ty... Cóż. Byłeś opętany – przypomniałam, oddając mu kartkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy „Kroniki Jasności”, a to zupełnie co innego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No dobrze, a po co nam druga książka?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Na usta Hitcha wkradł się lekki, niemal niezauważalny uśmieszek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gdyż, jeśli znajdziemy „Księgę”, będziemy mieć mapę. Gdy zaś zlokalizujemy Świątynię... Tam jest najlepszy punkt do zrobienia czegoś ze Światłem i Mrokiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przez chwilę analizowałam jego słowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ale co ty chcesz właściwie z nimi zrobić? – zapytałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cóż… świątynie to miejsca skupienia mocy, czyż nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przytaknęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Uważamy, że może przydać się – urwał, szukając odpowiedniego słowa – taki magazyn energii. – Wbił we mnie spojrzenie jasnych oczu. Czekał na moją reakcję, wydając się podekscytowany odkryciem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Idźcie z tym do Nareba. Niech razem z Izelą uznają, co powinniśmy z tym zrobić – odpowiedziałam po dłuższej chwili. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak podniósł się z fotela, kierując do drzwi. Wstałam tuż za nim. Zatrzymał się w progu drzwi i zawahał przez chwilę. Chciał mi coś powiedzieć, wyczuwałam to. Musiał się bić z myślami, sądząc po czasie milczenia. Uniosłam brew.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro, tak sobie myślałem... Wiem, że to z Samelem skończyło się niedawno, ale... – urwał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ale...? – zachęciłam go.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy nie chciałabyś spędzić czasu tak tylko we dwójkę? Mam wrażenie, że coś... – Przełknął ślinę. Na policzki zapewne wpłynąłby mu rumieniec, gdyby nie był Hitchem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mówisz o tym porozumieniu, jakie między nami się narodziło przy fontannie? – Oparłam się bokiem o ścianę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak. – Odetchnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch, nie trzeba się umawiać z kimś, kogo widziało się pod prysznicem. – Posłałam mu lekki uśmiech. – Jeśli kiedykolwiek poczujesz potrzebę spędzania ze mną czasu, po prostu do mnie przyjdź. Nie trzeba niczego udziwniać, jak by to określiła Izela, konwenansami. To, co dzieje się dookoła, jest wystarczająco dziwne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Racja. – Uśmiechnął się, wychodząc na zewnątrz. – Do zobaczenia, Weiro.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela i Nareb musieli dość szybko opuścić tunele pod Domem, gdyż nie minęło zbyt dużo czasu, gdy czyjaś pięść załomotała do drzwi mojego pokoju. Zdążyłam zaledwie wziąć prysznic i przebić pęcherze od miecza, które podeszły limfą podczas prowadzenia zajęć z grupą. Nacisnęłam klamkę, spodziewając się zobaczyć tam blondynkę, z którą to mieszkałam latami w jednym pokoju. Instynkt mnie nie zawiódł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro, jak bardzo lubisz być mentorką? – zapytała, mijając mnie w progu i wchodząc do mieszkania. Rozejrzała się dookoła i ostatecznie na miejsce rozmowy wybrała kuchnię. Usiadła przy stole, wyciągając spod pachy teczkę, której dotąd nie zauważyłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przyjemnie zaskoczyło mnie to, że nie zaczęła od swoich zwyczajowych długich wstępów, a od razu przeszła do konkretów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bywały w moim życiu lepsze rzeczy, ale nawet podoba mi się nowe zajęcie. – Wzruszyłam ramionami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Fenomenalnie! – Klasnęła. – Chciałam załatwić to sama, tylko wiesz: stałam się teraz samozwańczym przywódcą i nie mogę ot tak zostawić tu wszystkiego samego. – Zamachała dłońmi, wskazując na ogrom odpowiedzialności, jaki na niej spoczął. – Pomyślałam, że byłoby idealnie, gdybyś wraz z innymi ruszyła na poszukiwanie tej książki, co to ją Parsa z Hitchem odkryli. Ustalili już, że niemal na pewno nie ma jej w zasobach Akademii, więc trzeba szukać jakiejś starszej siedziby Kolców. W tym pomoże już „Kronika”. Jest w niej wzmianka, że co ważniejsze woluminy nie zostały przeniesione do nowego miejsca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czyli zostawili je w zapomnianym miejscu? – Przewróciłam oczami. – Genialne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chciałam zauważyć, że niby ma istnieć analogiczna książka u nas, a my nawet nie mamy o niej wzmianki, więc nie krytykuj Dzieci Światła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze. – Uniosłam ręce w poddańczym geście.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przyniosłam ci do wglądu informacje. – Rozpoczęła rozkładanie na stole papierów. – Chciałabym, byś najlepiej teraz się z nimi zapoznała. Reszta zgodziła się ruszyć na poszukiwania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zdefiniuj resztę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Parsa, Ayla, Samel i Umef – wyliczyła Izela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No to sobie doskonale dadzą radę! – powiedziałam ze sztucznym entuzjazmem. – Nie jestem tam potrzebna, wolę poświęcić czas na prywatne lekcje dla Kaska. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro... – Ton blondynki zmienił się na cieplejszy. Taki, jakim kiedyś zwracała się do mnie zawsze: pobrzmiewała w nim troska. – Co się stało między tobą a Samelem? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Długo by opowiadać. Wskoczyłam chwilowo na miejsce Ayli, tyle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela przyglądała mi się uważnie, próbując odgadnąć, jakie emocje mi towarzyszą. Jednak ja skutecznie je ukrywałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie rozumiem, dlaczego tak nagle wszystko się rozpadło – powiedziała w końcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ja nie rozumiem, dlaczego spędzasz tyle czasu z Narebem. Już dawno nie widziałam cię z Brenem. – Oparłam dłonie o blat stołu, pochylając się nad Izelą. Z niewyjaśnionego powodu odczuwałam potrzebę zrobienia jej przykrości, a zarzucenie jej zaniedbywanie chłopaka wydawało mi się do tego odpowiednie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nikt tego nie rozumie – szepnęła, unikając skrzyżowania spojrzeń. Szybko zaczęła zbierać papiery i upychać je w teczkę. Poderwała się z krzesła, kierując do drzwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wybieram się w teren, mogę przyjąć obowiązki tu, w Domu – rzuciłam do niej na odchodnym, chcąc zakończyć wszelkie wątki naszej zdecydowanie niezbyt uroczej pogawędki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zapamiętam. Postaraj się ogarnąć, Weiro. Stałaś się wroga, a my swoich wrogów już mamy i nie chcemy, by ich przybywało. – Zatrzasnęła za sobą drzwi, pozostawiając mnie w pustym mieszkaniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Objęłam się rękami, uświadamiając sobie, że udało mi się osiągnąć najwyższy z możliwych poziomów samotności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co mam ze sobą zabrać? – Ayla rzucała się w panice po swoim pokoju, wpychając do torebki niezliczoną ilość niekiedy wręcz absurdalnych przedmiotów. – Samel, poradź! – Rzuciła koszulką w półleżącego na łóżku w jej pokoju chłopaka. Wyrwał się z zamyślenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Broń. Weź broń. I żywność – poradził, przecierając twarz dłońmi. Sam nie rozumiał, dlaczego zgodził się na towarzyszenie Ayli. Z drugiej jednak strony misja odnalezienia „Księgi” była dobrym pretekstem, by utrzeć nosa Weirze. Pozwoli rudowłosej nieco się pokleić. Niech mała brunetka wie, co poczuł, widząc Hitcha w jej mieszkaniu. Oko za oko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ale nie wiem, czy mam brać więcej niż trzy pary skarpetek – poskarżyła się, robiąc nadąsaną minę. – Wiesz, że nigdy nie brałam w takim czymś udziału. Powinieneś być bardziej pomocny!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Jak ja z nią wytrzymywałem?”, przemknęło chłopakowi przez myśl.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weź ile chcesz, pamiętaj, że musisz wszystko nosić ciągle ze sobą, więc ogranicz ilość zbędnych rzeczy. – Podparł się na łokciu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziękuję. – Uśmiechnęła się Ayla, rzucając się na łóżko obok Cienia. Przysunęła do niego twarz. – W końcu mamy czas pobyć troszkę razem... – wymruczała, przejeżdżając palcem po nosie chłopaka. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Naśladując jej ton, Samel przejechał dłonią po owalu jej twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O, tak. Razem z Parsą i Umefem... </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wszystko psujesz! – Ayla zerwała się na równe nogi, stając nad chłopakiem i podpierając się pod boki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeszcze tupnij dla efektu – zasugerował Cień, czemu towarzyszył śmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Rudowłosa zmrużyła oczy. Samel żartował z nią. To dobry znak. Chyba zaczęła go odzyskiwać. Powstrzymała triumfalny uśmiech. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jakiż to cięty język! – Przeczesała powoli dłonią swoje włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak zawsze. – Chłopak wzruszył ramionami, nagle tracąc zainteresowanie dziewczyną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak łatwo mi się nie wywiniesz! – Usiadła ponownie na łóżku. – Za dogadywanie mi należy ci się kara...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel rzucił w jej stronę pytające spojrzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Żądam w ramach zadośćuczynienia zabrania mnie nad wodę. Chcę popływać – zadecydowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, tylko szybko się spakuj. Jutro już nie będzie czasu na takie bzdury.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Bzdurą to jest ta twoja chwilowa fascynacja tym dziwadłem” – pomyślała Ayla, zdumiewająco szybko kończąc pakowanie. Jednak podjęcie decyzji nie było aż tak trudne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odstawiwszy spakowany plecak, oznajmiła chłopakowi swą gotowość do wyruszenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Uczucie osamotnienia nie towarzyszyło mi szczególnie długo. Musiałam przejść w tryb aktywności, toteż postanowiłam poinformować Kaska, iż ma być gotowy na treningi indywidualne już z samego rana. Opuściłam mieszkanie, nie zadając sobie nawet trudu, by zamykać drzwi. Skoro Kotu to nie przeszkadzało, to zapewne nikt nie miał problemu z naruszaniem mojej przestrzeni. Nie miałam niczego do ukrycia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zbliżałam się już do Domu, gdy zauważyłam Hitcha. Stał przy Parsie, który zaciągał się papierosem z taką lubością, jakby zaznawał największej przyjemności na świecie. Zboczyłam z obranej ścieżki, chcąc się z nimi przywitać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O, kogóż to widzę! – Lew ruszył w moją stronę, by przywitać mnie kumpelskim klepnięciem w ramię. – Dokąd to się wybierasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wskazałam palcem budynek Domu. Parsa wyglądał normalnie – już nie miał problemów z opanowaniem przemiany w zwierzę, co znaczyło, że Kolce wróciły do dawnej siły. Zapewne to samo spotkało dawnych mentorów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A musisz? Dawno nigdzie nie wyskakiwaliśmy. Myślałem o jakimś piwku czy coś... – Lew spojrzał na mnie pytająco. – Tęsknię za wolnością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Domyślam się. – Pokiwałam głową. – Mogę iść.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteśmy – zagrzmiał za mną głos Umefa. Kiedy odwróciłam się, zauważyłam, że jest z nim Nareb, Bren i Izela. Blondynka uśmiechała się niezręcznie, gdy chłopak obejmował ją ramieniem. Orzeł wydawał się lekko rozdrażniony, natomiast Niedźwiedź jako jedyny z przybyłych emanował dobrym nastrojem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak mi się piwa chce! – zawołał, wymijając nas. Zmierzał w stronę Raweni, a my podążyliśmy za nim. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz chyba tyci problem z procentami, Misiu. – Parsa przydepnął niedopałek nogą, komentując wypowiedź Umefa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cierpię na zniszczenie światopoglądu – burknął Niedźwiedź. – Miałem nadzieję na fajne babeczki dzięki tej przyjaźni z Cieniami i co? Niby ładne, ale nadal całkowicie niedostępne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic dziwnego, skoro mówisz o nich „babeczki”! – Izela zaśmiała się, naśladując ton Umefa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Taa... A ja sądzę, że chodzi o uprzedzenia rasowe. Podobają wam się Cienie i nic na to nie poradzimy. – Rozłożył ręce w geście bezradności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wcale tak nie jest! – zaprotestowała Izela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powiedziało dziewczę, co chodzi z Cieniem. – Parsa przewrócił oczami. – Wiesz, Miśku, gdybym pomieszkał nieco w Domu, na pewno wiele dziewcząt by dla mnie straciło głowę. Wiesz, ten mój urok! – Odrzucił włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przestałam śledzić tok tej rozmowy. Nie interesowały mnie tego typu tematy. Zwolniłam nieco, by zyskać dystans z towarzyszami. Hitch poszedł w moje ślady. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Coś się dzieje? – zapytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, wszystko w porządku. Ekipa poszukiwawcza wyrusza w teren. Gratuluję, znalazłeś coś interesującego. – Spojrzałam na Kota.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie doceniłaś mnie. – Szturchnął mnie lekko w ramię. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I to powód, żebyś mnie bił? – Przechyliłam lekko głowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch się zaniepokoił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie chciałem cię krzywdzić...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Roześmiałam się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Żartowałam, spokojnie! </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chwilę milczeliśmy, jednak nie była to uciążliwa cisza. Odnosiłam wrażenie, jakby pomiędzy mną a Kotem odnawiała się ta subtelna więź, która łączyła nas na samym początku znajomości. Nasza rozmowa nie należała do najambitniejszych, to fakt. Miała za to inną cudowną cechę: była naturalna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Już w połowie drogi zorientowaliśmy się z Hitchem, że nie dotrzemy do Raweni. Nasz krok był coraz wolniejszy, znajomi znajdowali się coraz dalej, a my nie spieszyliśmy się. Ostatecznie położyliśmy się w trawie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Lubię gwiazdy – stwierdził Hitch, opierając głowę na ramionach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego? – Wpatrywałam się w jasne punkty na ciemnym niebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Są taką stałą. Ludzie umierają, przyjaźnie się kończą, romanse rozpadają... A gwiazdy są. Może nie zawsze w tym samym miejscu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– …ale zawsze możliwe do odnalezienia – dokończyłam za niego. – Hitch... Jak to jest być kotem? – zapytałam nagle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Cisza poinformowała mnie, że zastanawia się nad odpowiedzią. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie umiem tego określić... – odezwał się w końcu. – Transformacja lekko boli, ale to ból do zniesienia. Coś jak zakwasy po zbyt wyczerpującym treningu. A potem jest się... no, kotem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Teraz wiem już wszystko! – Roześmiałam się i wyciągnęłam ręce ponad głowę, rozkładając się w przyjemnie chłodnej trawie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie da się odpowiedzieć na to pytanie – upierał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na każde pytanie da się odpowiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A jak to jest być Cieniem? – Uniósł się do pozycji siedzącej. Ciężar ciała oparł na lewej ręce, górując nade mną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Skierowałam na niego wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mrocznie. – Przygryzłam wargę, szukając uzupełnienia odpowiedzi. – Trochę jak nosić w sobie noc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Noc jest chłodna i nieprzenikniona. Łatwiej się ukryć w ciemnościach. – Hitch pokiwał głową na znak, że zrozumiał, co mam na myśli. – Bycie Kolcem jest całkiem inne. Masz w sobie żar słońca, wszystko jest intensywne. Ale za nic nie umiem określić, jak to jest być kotem. Jestem mniejszy i wysuwam pazury. Ot, cała różnica.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Westchnęłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tęskniłam za tobą. Choć sama o tym nie widziałam. – Usiadłam, odwzorowując pozycję Hitcha, tyle że w lustrzanym odbiciu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Za mną się nie tęskni. O mnie się zapomina.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Na twarzy chłopaka wcale nie było widać ani krzty smutku. Powiedział to w taki sposób, jakby informował, iż do obiadu wypił herbatę. Bez emocji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nieprawda! – Błyskawicznie odwróciłam się i klęknęłam przed nim, zmuszając go, by patrzył wprost w moje oczy. – Może nie mówiłam o tym, ale nie zapomniałam cię! – „Tak do końca”, dokończyłam w myślach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A co możesz pamiętać? – Zaśmiał się gorzko. – Nie robię w życiu nic, co zasługiwałoby na zapisanie we wspomnieniach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pamiętam, jak obroniłeś mnie przed Mizem. Jak odradzałeś mi zaatakowanie go. Naszą rozmowę w twoim pokoju. Jak dotknąłeś mojej twarzy. – Gdy wypowiadałam wspomnienia na głos, każde z nich pojawiało się barwnym obrazem w mojej głowie. Zamrowiło mi w żołądku, gdy uświadomiłam sobie, jak blisko siebie się znajdowaliśmy. Zerwałam kontakt wzrokowy, patrząc znów w niebo. – Ty też lubisz łączyć gwiazdy w rysunki? – zmieniłam temat, zaniepokojona własną reakcją.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak. – Hitch przysunął się do mnie, wskazując palcem jasne punkty. – Czasem nawet w napisy. Teraz tam – mówił, przesuwając dłoń – czytam, że powinienem przestać się bać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bać? – powtórzyłam, odwracając ku niemu twarz. Byliśmy stanowczo zbyt blisko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A... czego konkretnie? – drążyłam temat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Urocza para, prawda? – To zdecydowanie nie był głos Hitcha. Należał za to do całkowicie przemoczonej, rudej, nieznośnie ładnej dziewczyny Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Przepiękna. – Cień zacisnął usta w wąską linię. Z niego również spływała woda. Domyśliłam się, że byli nad pobliskim stawem. Że też musieliśmy na nich wpaść... czy raczej oni na nas. Ayla patrzyła na mnie z satysfakcją, a Samel objął ją w talii, ciągnąc w stronę drogi. Mnie z zaskoczenia sparaliżowało, nie byłam w stanie powiedzieć czegokolwiek. Para zatrzymała się, po czym dziewczyna złożyła pocałunek na ustach chłopaka, a on go odwzajemnił i ruszyli dalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch pomachał mi dłonią przed twarzą, gdyż nie mogłam oderwać wzroku od odchodzących. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro? – Jego głos brzmiał niepewnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odtajałam, gdy tylko Samel zniknął za drzewami. Odwróciłam się do Kota, chwyciłam go za koszulę i przyciągnęłam bliżej do siebie. W odwecie za to, jak zachował się Cień, musiałam zrobić to samo. Pocałowałam Hitcha. Choć na początku był bierny, w ostatniej chwili zareagował na zetknięcie ust. Przeprosiłam go, następnie zerwałam się na równe nogi i pobiegłam w głąb lasu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A mówiłam, żebyś się nią nie przejmował? – Ayla wtulała się w Samela, gdy zbliżali się do Domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie przejmuję się. – Głos chłopaka był zimny, suchy. Ręka obejmująca dziewczynę zdawała się mu kawałkiem drewna, całkowicie nie pasowała do jej talii. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy to oznacza, że do siebie wróciliśmy? – Rudowłosa nie zauważała odrętwienia Cienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, Ayla. Wróciliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dobiegłam do brzegu jeziora. Zatrzymałam się przy jednym z pni rosnących tuż przy lustrze wody drzew. Oddychałam ciężko, z trudem łapiąc oddech, choć bieg wcale mnie nie zmęczył. Byłam znów Cieniem w pełnym wymiarze, wspomaganym przez noc. Koło mnie przysiadł kot, powoli zmieniając się na powrót w Hitcha.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy ja aż tak fatalnie całuję? – Jego mina wyrażała niepokój. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, nie... – Potrząsnęłam głową. – Nie zdążyłeś mnie nawet pocałować. – Uśmiech, który przywdziałam na twarz, musiał być tak nieprzekonujący, jak sądziłam, bo Kot pokręcił głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mówmy już o tym. Powinnaś ochłonąć, przejdźmy się. – Wyciągnął dłoń w moją stronę. Była dość drobna jak na chłopaka, niemal trzykrotnie mniejsza od tej Umefa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Niepewnie wysunęłam ku niemu palce, a Hitch zamknął je w uścisku. Odciągnął mnie od drzewa, uważając, by nie wrzucić mnie przy tym do wody. Szliśmy wolno, okrążyliśmy staw kilkukrotnie, Kot mówił do mnie o różnych rzeczach, a ze mnie emocje w końcu wyparowały i noc znów stała się miła. To on zadecydował, że czas wracać do Domu, a ja zaproponowałam, by został u mnie na noc. Zajął miejsce obok mnie, leżąc od strony ściany, zupełnie jak w czasach, gdy sądziłam, że jest najzwyklejszym czworonogiem. Nie puścił mojej dłoni, dopóki nie zasnęłam. Gdy otworzyłam oczy, już go nie było.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zwierzęcej natury nie sposób jest w sobie zdusić. Kot na zawsze pozostaje kotem, niezależnie od tego, w jakim stopniu jest udomowiony, Hitch otworzył okno, a następnie, przyjąwszy zwierzęcą postać, po gzymsie przedostał się na dach budynku. W poświacie księżyca, na tle nocnego nieba stała postać. Jej postura nie była szczególnie duża, jednak nawet przy zbyt słabym jak dla oka Kolca świetle widać było, iż mięśnie miała doskonale rozwinięte od wysiłku fizycznego. Osoba ta ubrała się w dopasowaną koszulkę z krótkim rękawem oraz być może zbyt obcisłe w nogawkach dżinsowe spodnie. Blond włosy zaczesane były do tyłu, lśniąc w świetle księżyca. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czekający na dachu wyrzucił spalonego jedynie do połowy papierosa, rozdeptując go podeszwą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wydurniaj się, Kiciuś. Mów mi co i jak! – zażądał blondyn.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch już po chwili wyprostował się w całkowicie ludzkiej postaci. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Szukamy „Księgi Światła”, to tak chyba z najważniejszych rzeczy. A co innych informacji...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kot zdał szczegółowy raport ze wszystkiego, co tego dnia udało mu się ustalić. Chciał być jak najlepszym informatorem, a co jak co – zapamiętywać to on zawsze umiał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Blondyn pokiwał głową na znak, że wie już wszystko, co mogłoby go zainteresować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tu masz zadania na najbliższy tydzień. Nie mogę tak często się tu pokazywać, więc dzienne raporty składać mi będziesz pod zapisanym adresem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A kiedy będę mógł zacząć żyć własnym życiem? – zapytał, gdy blondyn odwrócił się, by zeskoczyć z bloku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wtedy, kiedy wszystko będzie tak, jak być powinno. – Postać zeskoczyła w dół, zostawiając Hitcha w świetle wschodzącego słońca.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-85426514717719543742017-08-08T04:50:00.001-07:002017-08-09T06:31:36.415-07:00INFROMACJA!<div style="text-align: center;">
W związku z tym, że zgłosiłam bloga do oceny, nie mogę aż do jej uzyskania zmieniać czegokolwiek na blogu. Nowy rozdział pojawi się w dniu opublikowania oceny!</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Za utrudnienia przepraszam. ;(<br />
<br />
_______<br />
<br />
A jednak nie ;D Zobaczcie komentarze ;D Dzięki za info, KDO :D</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-3663418873982192762017-08-01T06:32:00.000-07:002018-02-27T12:17:25.729-08:00XVI - Mentorka<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch?! – Gdybym miała coś w rękach, zdecydowanie bym to upuściła. Zamiast tego przeszedł mnie dreszcz ni to przerażenia, ni radości. Niemal cała gorycz, jaką wywoływał we mnie Samel, ulotniła się. Prawie, bo drzazga gdzieś w środku tkwiła nadal.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira? – odpowiedział. Miałam wrażenie, że to był w jego wykonaniu żart. Za plecami usłyszałam, jak Cień zbiega po klatce schodowej. Poczułam przymus, żeby go dogonić, domyśliłam się, jak to może wyglądać... Utajniłam obecność Hitcha, musiałam to wytłumaczyć! </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel! – zawołałam za nim, odwracając się, by go dogonić. Może Ayla kłamała, może zbyt – sama nie wierzę, że to mówię – emocjonalnie zareagowałam? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zbiegłam ze schodów, zeskakując po kilka stopni. Dogoniłam go już prawie przy wyjściu głównym. Nie zatrzymał się, dopóki nie stanęłam przed nim, blokując przejście. Nie miałam pewności, jak jest z nim i Aylą, ale i tak nie mogłam pozwolić na to, by pomyślał, że moje zachowanie spowodowane było obecnością Kota.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przepuść mnie – zażądał – nie zmuszaj mnie do użycia siły.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie planowałam tego... Nie wiedziałam...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Że przyjdę? – przerwał mi. – Cóż, byłoby to dziwne, biorąc pod uwagę, jak wystawiłeś mnie. Skąd miałbym wiedzieć, gdzie szukać? – Zaśmiał się gorzko. – Nagroda pocieszenia, ładnie to ujęłaś. Jednak Kiciuś ponad wszystko!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zamrugałam, czując, jakby ktoś uderzył mnie mocno w głowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kiciuś? – powtórzyłam. – Wiesz, idź sobie do Ayli... – Odsunęłam się, wypuszczając go. Nie ruszył się z miejsca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Naprawdę sądziłem... Byłem przekonany – szepnął, następnie pokręcił głową z rezygnacją. – Myślałem... Tak, pójdę do Ayli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyminął mnie, uważając, by mnie nie dotknąć. Zamknęłam oczy i nabrałam głęboko powietrza. Postanowiłam, że nie będę znowu płakać. Były bowiem ważniejsze rzeczy do zrobienia, nie czas na dramaty. Prawda jest taka, że nigdy nie nadawałam się do miłości. Postanowiłam wrócić na górę i dowiedzieć się, skąd wziął się w moim mieszkaniu Hitch.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stał dokładnie w tym samym miejscu, w jakim go zostawiłam. Miałam wrażenie, iż nawet nie drgnął. Uśmiechnął się niewyraźnie, coś na kształt grymasu, jaki kiedyś sama przywoływałam na usta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cześć – powiedziałam, nie mogąc wymyślić niczego mądrzejszego. Ciężko było stwierdzić, w jakim stopniu znałam Hitcha, a w jakim miałam wątpliwą przyjemność obcować ze Światłem w jego ciele.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cześć – odpowiedział, zamykając za mną drzwi. – Nie lubię przeciągów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Usiedliśmy naprzeciw siebie przy stole jadalnym. Jak miałam z nim rozmawiać? Kiedyś sądziłam, że coś do niego czuję, a potem uświadomiłam sobie, jak niewielka emocja to była. Nawet nie zapłakałam za nim. Nie czułam pustki, gdy zniknął bez wieści. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ty... Ehm. Byłeś tym kotem, którego przygarnęłam?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, nie będę już potrzebował kuwety – potaknął wolno. – Ale mleko lubię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam na niego badawczo. Czy on znów zażartował? Czy taki był właśnie brat Parsy? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze. – Wyprostowałam się na krześle. – Ustalmy, kiedy byłeś sobą, a kiedy już nie. – Splotłam dłonie na blacie. – Fakty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gdy spotkałem cię w Raweni, byłem sobą – zaczął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Odwiedziny u ciebie w pokoju?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pierwsze? W większości ja. Światło zaczął się do mnie... dobierać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Walka z Mentorami? – dopytywałam uparcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powiedzmy, że pół na pół. Potem, gdy oberwałem, straciłem całkowicie świadomość. Ocknąłem się jako najzwyklejszy kot, całkowicie niedawno. Zastanawiałem się nawet, dlaczego się mną opiekujesz, jednak nie umiałem nic powiedzieć... Nie dało się odwrócić transformacji – zmieszał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mhm. – Pokiwałam głową. Teraz wszystko zaczynało mieć sens. – Zatem to ty jesteś Hitchem, którego polubiłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Oby – westchnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chociaż i tak mam wrażenie, jakbyś był ciut zbyt otwarty... – Wbiłam w niego badawcze spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odchrząknął, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O co chodzi? – Zainteresowałam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiesz... Ciężko nie być swobodnym przy kimś, kogo widziało się pod prysznicem i z kim spało się przez długi czas...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przez dłuższą chwilę milczałam. No tak, Hitch był przy każdym moim wywodzie na temat tego, jak bardzo Samel mnie zranił, wypłakiwałam w jego futerko żale leżące mi na sercu. Między innymi to, że przeze mnie zginął Mizar, zachodzenie w głowę, jak radzi sobie Izela i inne Cienie, nawet słuchał o wyobrażeniach na temat losów Nareba, Umefa i Parsy. Wyładowywałam przy nim frustrację z powodu Ayli, opowiadałam, jak wspaniały dla Iz jest Bren...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach. Przez ten cały czas słowem nie wspomniałam o nim. Nie zastanawiałam się, co go spotkało, gdy Światło opuścił jego ciało, jak to zniósł, gdzie był... a przecież na początku byłam przekonana, że jest dla mnie ważny. Przerażające, że tak szybko zapomniałam o chłopcu, który był taki jak ja, gdy w moim życiu Samel zyskał na znaczeniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzenie mu w oczy przerosło moje możliwości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ja... muszę gdzieś iść – wydukałam, słysząc drżenie we własnym głosie. Fala wyrzutów sumienia była nie do pokonania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Też bym poszedł – odpowiedział cicho. – Obawiam się tylko reakcji na mnie. W końcu przez pewien czas byłem Światłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Miał rację. Przez swoje przeżycia w tej historii grał rolę zdecydowanie negatywną. Kot stał się podejrzany, choć zło go opuściło. Nie było w nim gorącego blasku. W każdym razie na pewno nie więcej niż w standardowym Kolcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zaprowadzę cię do Parsy – zdecydowałam. – Potem zajmę się tym, czym powinnam. – „Cokolwiek to ma być”, dodałam w myślach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odprowadziłam Hitcha do brata. Z miłym zaskoczeniem zauważyłam, że Parsa miał już w sobie zdecydowanie więcej z człowieka niż ze zwierzęcia. Co prawda nadal posiadał nastroszoną grzywę, nie do końca panując nad przemianą, ale siedział nie w klatce, a na ławce, trzymając w dłoni zaopatrzonej w długie, ciemne, lwie pazury do połowy spalonego papierosa. Smużka dymu unosiła się zakrętami ku górze, a on wyglądał na zmęczonego. Gdy zobaczył brata, rzucił niedopałek na ziemię, biegnąc w naszą stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch, to ty! – Chwycił w objęcia brata, który zachwiał się, kiedy Lew uderzył w niego ciężarem. – Myślałem, że przepadłeś, wszyscy zaczęli wracać, a ciebie nie było... – Odsunął od siebie Kota na nieznaczną odległość, przyglądając mu się. – Ale jesteś już Hitchem, nie Światłem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zapytany wzruszył ramionami i przytaknął. Parsa roześmiał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I to jest mój brat!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zrobiło mi się trochę lżej na sercu, gdy obserwowałam, jak bardzo są szczęśliwi. Mnie nigdy nie spotka braterska miłość, z dwóch powodów: nie mogłam być niczyim bratem z uwagi na płeć oraz, co istotniejsze, nie miałam rodzeństwa. Z poczuciem dobrze wykonanego zadania wycofałam się, nie przeszkadzając w rodzinnej sielance. </div>
<div style="text-align: justify;">
Księżyc wisiał na niebie, dając niewiele światła swoim wąskim sierpem. Niebawem miał zniknąć z nieba, by kolejnej nocy rozpocząć ponowny proces przybierania na objętości. Choć wiedziałam, że tak naprawdę była to gra świateł i cienia, lubiłam wyobrażać sobie, jakoby miał faktycznie znikać i powoli się odradzać. Bywały takie noce, podczas których Izela wymykała się na spotkanie z Brenem, a ja zostawałam całkowicie sama, a srebrzysta tarcza zajmowała mój wzrok przed zaśnięciem. Snując się bez celu, obserwowałam światła Raweni. Jakie łatwe było życie, nim po raz pierwszy w niej zawitałam. Nie nudziłam się sama ze sobą, każdy dzień miał swój harmonogram, a myśl – uzasadnienie. Logicznie, chłodno oceniałam sytuacje, nie mówiłam wiele. I nikt nie miał do mnie o nic pretensji. Owszem, zdarzały się docinki, jednak czy mogły mnie dotknąć? Teraz miałyby taką moc, bo popełniłam ogromny błąd, sądząc, że mogę być taka jak inni. </div>
<div style="text-align: justify;">
Otrząsnęłam się z bezowocnych przemyśleń, podejmując ważną decyzję. Nim zdążyłam zmienić zdanie, ruszyłam biegiem do Domu, licząc na to, iż uda mi się złapać Izelę w gabinecie. Pamiętając nietakt Ayli, nie chciałam nachodzić jej w pokoju. Kto wie, co wyczynia w nim z Brenem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z lekką zadyszką zatrzymałam się przed siedzibą Iz. Spod drzwi sączyło się światło ginące w mroku. W pokoju zdecydowanie ktoś był. Zza drewna usłyszałam chichot dziewczyny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przestań!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Męski pomruk odpowiedział jej coś zbyt cicho, bym to zrozumiała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś nienormalny. – Atak śmiechu ponownie dobiegł do moich uszu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Widać była zajęta. Uśmiechnęłam się na wyobrażenie, jak wygłupiają się z Brenem na koniec ciężkiego dnia. No nic, postanowiłam na nich przed ich pokojem. Zasługiwali na chwilę intymności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ruszyłam korytarzem ku pokojom mieszkalnym, przyspieszając nieco, gdy mijałam gabinet Samela, spod drzwi którego również widoczne było oświetlenie. Nie mogłam z nim rozmawiać. Najlepsza technika, jaką mogłam zastosować w zaistniałej sytuacji, to całkowita izolacja. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dotarłam pod pokój, który niegdyś zamieszkiwałam. Ze zdziwieniem zauważyłam, iż w nim również świeci się światło. Rano było wyłączone, może Bren go nie wyłączył, gdy wychodził do Izeli?</div>
<div style="text-align: justify;">
Cień przysłonił na chwilę jasną smugę. Ktoś był w pokoju. Zdecydowanie. Upewniłam się, że stoję pod odpowiednim numerem drzwi, choć byłam przekonana o swojej nieomylności w tej kwestii. Zaniepokoiłam się. Kto mógł szperać w tym pokoju? Skoro lokatorzy byli w gabinecie...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nacisnęłam klamkę i mocno pchnęłam, wpadając do pomieszczenia, a gwoli ścisłości – na Brena. Zamortyzował impet mojego uderzenia, stojąc zaskoczony, owinięty jedynie w ręcznik wokół bioder.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira? Nie umiesz pukać? – Ciężko było zdefiniować, czy jest zdenerwowany, czy tylko zaskoczony. – Czekaj, coś się stało? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odsunęłam się od niego błyskawicznie, zawstydzona. Patrzył na mnie wyczekująco, a ja rozpoczęłam proces wycofywania z pokoju. Naprawdę nie chciałam oglądać chłopaka Izeli AŻ TAK szczegółowo, a co więcej podejrzewałam, iż blondynka nie byłaby tym zachwycona. Nie wiedząc, jak wyjaśnić swoje zachowanie – najpierw chciałam dowiedzieć się, z kim Iz była w gabinecie – zaczęłam się plątać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chciałam... dostać swoją grupę. Mogę... ten... nauczyć młodsze roczniki czegoś o walce! – Mogłam przecież przekazać swój pomysł Brenowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Całkiem dobry pomysł. – Jego spojrzenie nadal było czujne. – Martwi mnie jednak twój system przekazywania informacji. Na pewno wszystko dobrze? – upewnił się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stojąc już za framugą, potaknęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cóż, mogę przekazać ci moją grupę, prowadzę z nimi zajęcia z walki w terenie, a jak wiesz... jestem raczej pacyfistą. – Zaśmiał się. Czy on w ogóle nie dostrzegał niezręczności sytuacji? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wbiłam wzrok w klamkę, marząc o tym, bym mogła jedynie siłą umysłu zatrzasnąć drzwi i odejść jak najdalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Świetnie! – wykrzesałam z siebie odrobinę entuzjazmu. Nawet dla mnie brzmiał on sztucznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wspaniale, rano, punktualnie o ósmej, będą na ciebie czekać w sali ćwiczeń – poinstruował mnie. – Naucz ich czegokolwiek, są beznadziejni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Będę na pewno – przytaknęłam, wykonując krok w stronę wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hala trzecia! – zawołał, wychylając się za mną, gdy pospiesznie opuszczałam budynek dziewcząt. </div>
<div style="text-align: justify;">
Najszybszym możliwym tempem, jakie zaklasyfikowane mogło być jeszcze do kategorii „chód”, zmierzałam do mieszkania. Pokonawszy schody, zamknęłam za sobą drzwi i swoim dawnym zwyczajem zsunęłam się z nich, siadając na podłodze. Zegar wiszący na ścianie majaczył w ciemności. Po chwili wpatrywania się w niego zwątpiłam w możliwości wzroku, wstałam i zapaliłam światło. Była już prawie jedenasta, z kim Izela spędzała czas tak późno?</div>
<div style="text-align: justify;">
Snując możliwe teorie, wzięłam prysznic, a następnie ułożyłam się na zakurzonych meblach, przykrywając się kocem znalezionym wewnątrz wersalki. Poranek będzie ciężki. Ziewnęłam, szukając bezmyślnie futerka Kota. </div>
<div style="text-align: justify;">
„Już go tutaj nie będzie”, uświadomiłam sobie, po czym skuliłam się, opuszczona przez świat, którego i tak nie rozumiałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Cienie mają wrodzoną zdolność planowania ilości godzin do przespania. Coś w rodzaju własnego, biologicznie wbudowanego budzika. Zapewne wiązało się to z tym, że czuliśmy się gorzej, kiedy wschodziło słońce – nasza rasa wolała noce, jednak ze względów na konieczność zachowywania po zmroku względnej ciszy, by Dom nie został zlokalizowany przez niechcianych gości, zmuszeni byliśmy do prowadzenia dziennego trybu życia. Wraz z pierwszymi promieniami, które smagały moją twarz, otworzyłam oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wstałam, kierując się do łazienki. Zegar wskazywał piątą pięćdziesiąt. Miałam ponad dwie godziny na znalezienie czegoś do jedzenia, ubranie się i wymyślenie, jak mam poprowadzić zajęcia dla grupy Cieni. A może nawet i Kolców – nie wiedziałam, nad kim pracował Bren. </div>
<div style="text-align: justify;">
Poranne czynności nie zajęły mi zbyt wiele czasu. Po przemyciu twarzy i przeczesaniu szczotką włosów zanurkowałam w kartonie z ubraniami, wyciągając wygodne, miękkie spodnie oraz koszulkę, którą wcześniej lubiłam zakładać na własne treningi. Ubrana skierowałam się do stołówki, starając się zanotować w głowie, by przynieść nieco jedzenia do lodówki, skoro już ją miałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kiedy wychodziłam, już najedzona, ze stołówki, usłyszałam podniesione głosy. Dźwięki dochodziły z dworu, a skoro i tak miałam tam iść, postanowiłam to sprawdzić. Zatrzymałam się, skonsternowana. Na środku dziedzińca stał Profesor De. Nie widziałam innych mentorów, co było zastanawiające. Że też nie pomyśleliśmy o tym wcześniej... Skoro Kolce wracały do swych zwierzęcych ciał, a nawet ponownie się uczłowieczały, dlaczego Cienie nie miały wrócić do życia? </div>
<div style="text-align: justify;">
Grupka najstarszych adeptów stała w bezpiecznej odległości od przybyłego, wyglądającego na niezwykle słabego. Cała siła, jaka niegdyś emanowała z tego legendarnego wręcz wojownika, wyparowała, pozostawiając wątłe, blade ciało, mające ewidentnie problem z utrzymaniem własnego ciężaru. Nie tylko ja odniosłam wrażenie, iż nie czas na walkę, to byłoby niehonorowe. De unosił ramiona w poddańczym geście, chwiejąc się. Sylwetka nie miała ostrości... Wyglądał jak zdjęcie, przy którego wykonaniu komuś zadrżała ręka. Bez wątpienia był to jednak nasz Profesor.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cicho, acz dość prędko podeszłam do zgromadzonych Cieni. Krzyki pod adresem dorosłego ucichły na chwilę wcześniej, nie wyglądał on na skorego do rozmów, a tym bardziej utarczek słownych. Oceniając powierzchownie jego stan, zdecydowałam się podejść bliżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie będziecie już tu rządzić – oznajmiłam, patrząc na niego z determinacją.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Potrzebuję odpoczynku, niczego więcej... – Głos zdawał się pochodzić z innego wymiaru. Z tej odległości zauważyłam, że niewyraźność konturów pochodziła z tego, iż w ciało wnikały, to zaś wypływały drobniutkie nitki cieni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Odejdziesz, gdy to zaoferujemy? – Ciężko było skupić wzrok na drgających punktach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Milczał. Chwiejny obraz rozmazał się nieco bardziej, po czym kontury wróciły na miejsce, czyniąc go znacznie wyraźniejszym niż początkowo. Wracał do siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mam dokąd – odpowiedział w końcu. Brzmiał jak ktoś, kto stracił wszystko. Tak w gruncie rzeczy przecież było. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To nie nasz problem. Żyjemy teraz razem z Kolcami. – Nadal emanowałam wrogością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy to ważne? Mogę wam pomóc, mogę... Cokolwiek zechcecie, przyjmę zwierzchnictwo kogokolwiek z was. – Milczał przez chwilę, jakby prowadząc wewnętrzną kłótnię. – Nawet twoje, Weiro. Pozwólcie wrócić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z trudem opanowałam chęć zaśmiania się. Sytuacja była naprawdę komiczna. Tragikomiczna. Już miałam wziąć problem Profesora De na siebie, gdy doznałam olśnienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Niech ktoś zaprowadzi go, proszę, do Samela. – Odwróciłam się do obserwujących nas Cieni. Miałam przejąć zajęcia Brena i na tym powinnam się teraz skupić, w imię zasady, że gdy się chce zrobić coś dobrze, należy oddać się temu całkowicie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Niemal punktualnie o godzinie ósmej przekroczyłam próg hali numer trzy, gdzie czekała na mnie drużyna złożona z dziesięciu Cieni, odzianych w luźne, dresowe ubrania, z przewiązanymi w pasie czarnymi szarfami oraz równej ilości Kolców, z tym że ich analogiczne ubranie przepasane było białą taśmą. Podział rasowy został utrzymany – musiało tak być, gdyż przechodziliśmy różne treningi. Obecnie stawialiśmy na skuteczną walkę, zatem pobierane nauki musiały być uzupełniane o techniki dawnego wroga. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dwadzieścia par zdziwionych oczu wpatrywało się we mnie, zaprzestając rozmów między sobą. Czekali, aż coś powiem, wyjaśnię. Nabrałam powietrza w płuca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przejmuję stanowisko Brena. Jestem Weira, nauczę was wszystkiego, co sama kiedyś przyswoiłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie mam pojęcia, jakiej reakcji można było oczekiwać, ale całkowite milczenie, całkowite zignorowanie nie mieściło się w moim wachlarzu scenariuszy. Musiałam kontynuować, by nie stracić całkowicie chęci do robienia czegoś w życiu. Rozpoczęłam powolną wędrówkę z jednego końca sali na drugi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie będzie teorii. Tylko praktyka. I nie sekwencje ruchów. Idziemy na żywioł. – Przystanęłam, spoglądając na podopiecznych. – Niech każdy weźmie ze składziku po mieczu ćwiczebnym. – Wskazałam ręką małe drzwi nieopodal wejścia. Miałam na myśli tępe kije, jakich używałam na pierwszych ćwiczeniach. – Nauczcie się je trzymać, odnajdźcie punkt ciężkości... poczujcie, jakby były częścią was. Potem każdy z was zmierzy się ze mną. Muszę ustalić, z kim i nad czym mam popracować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pojedynki z adeptami były przerażającym doznaniem. Większość z nich nie trwała dłużej niż kilka sekund do całkowitego rozbrojenia, cięcia zachowywały ten sam schemat, który każdy przewidziałby niemal natychmiast. U Kolców sprawa prezentowała się nieco lepiej – oni przynajmniej nawykli do walki jedną ręką, gdyż szkoleni byli w walce mieczem. Nasze marne imitacje sztyletów, saks, czy cokolwiek tam miały sobą reprezentować, były dla nich odrobinę zbyt krótkie, jednak pracą nadgarstka sprawiali, iż trudniej było wytrącić broń z ręki przeciwnika. Przynajmniej kij nie wypadał im od razu po sparowaniu uderzenia. Mimo najszczerszych chęci nie mogłam zaliczyć poziomu reprezentowanego przez moich uczniów nawet za przyzwoity. Co więcej, po kilku intensywniejszych ruchach zaczynali ciężko oddychać. Bren musiał ich rozpieszczać... a jeśli mieli kiedykolwiek przeżyć jakąś walkę, powinni być o wiele lepsi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ile godzin dziennie ćwiczyliście? – Zrezygnowana oparłam dłoń na biodrze. Większość z adeptów była ode mnie wyższa, więc spoglądali na mnie z góry.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dwie godziny. I godzina teorii – odpowiedział jasnowłosy Cień, który, jak na poziom reszty, okazał się całkiem sprawnym wojownikiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A przez resztę dnia? – dopytałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czas wolny. – Uśmiechnął się lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zdjęłam rękę z biodra i ukryłam twarz w dłoni. Jak można było nazwać to „coś” szkoleniem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zwiększam czas treningu do ośmiu godzin na dobę – zadecydowałam. – Nie ma ustalonych ram czasowych. Liczcie się z tym, że w każdej chwili mogę zwołać zbiórkę. W takim przypadku macie pół godziny na zebranie się tu całą grupą, co do jednego. Jasne?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Cisza na hali musiała wystarczyć mi za odpowiedź. Wyrzuciłam na ziemię ćwiczebny miecz i opuściłam salę. Jeszcze tego popołudnia zebrałam uczniów w lasku, każąc im walczyć ze sobą w terenie. Nie byli zachwyceni, kilka osób nawet burczało coś w niezadowoleniu, ale szybko im uświadomiłam, jak intensywnie można sobie wyczulić słuch, gdy tylko ktoś osiągnie odpowiedni stan skupienia. Nie lubili mnie, ale zyskali do mnie szacunek. A co najważniejsze – byli posłuszni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejne dni mijały mi na spontanicznych szkoleniach adeptów, czasem wyciągałam ich z łóżek o świcie, niekiedy w środku nocy – termin zawsze był dla nich zaskoczeniem. W końcu każde szemranie ucichło, pogodzili się z nowym systemem. Jedynym pewnym czasem bez treningu były lekcje teorii z Izelą – wtedy nie ingerowałam, załatwiając dla Iz różne sprawy poza terenem Domu, przy czym głównie w Akademii. Znów byłam sobą. Powróciło uczucie stabilności – jeśli nie brałam udziału w treningach, udzielałam lekcji prywatnych co zdolniejszym uczniom, szkoląc ich na dowódców oddziałów. Wolne chwile rozdzielałam pomiędzy obowiązki z góry – Izelę oraz sen, podczas którego rozcięcia i siniaki szybko się goiły. Kontakty towarzyskie ograniczyłam do zera. Gdzieś w całym cyklu dnia i nocy zauważyłam, że wróciły dorosłe Cienie, jednak nie spotykałam ich na swojej drodze. Znaczyło to, że ktoś się tym zajmuje, więc nie wnikałam w nic więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Po kilku tygodniach moi uczniowie zaczęli robić postępy, w szczególności jasnowłosy Cień, jaki zaszczycił mnie odpowiedzią na moje pytania pierwszego dnia. Miał na imię Kasek, choć wolałam na niego mówić Biały. Miał zadatki na świetnego wojownika, stał się zatem moim oczkiem w głowie i to on odczuwał największą presję na robienie postępów. Z dumą zauważałam, że nawet w wolnych chwilach uparcie ćwiczy ciosy, jak niegdyś ja. Zaczęłam rozumieć, jakie to wspaniałe uczucie być mentorem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Światło wrócił z kolejnej wyprawy do fizycznego świata, zdając siostrze relację z poczynań Kolców i Cieni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Rosną w siłę – stwierdził, oddając energię Mrok. – Ta twoja córka, Weira, szkoli całkiem dobrze rokujący oddział. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cieni? Mówisz o armii Cieni?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Raczej o oddziale, mieszanym. Wygląda, jakby świetnie się dogadywali, brak jakichś zatargów, czegokolwiek... – Skrzywił się. – ...a już miałem nadzieję, że nasza krew zadziała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powinna działać. Może wystarczy bodziec? – zamyśliła się dziewczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy nie weźmie to od nas zbyt wiele energii? – zapytał brat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nienawiść jest już w nich. Trzeba ją aktywować. – W jej oczach przelały się smugi ciemności. – Z Pierwszymi nigdy nie było problemów. Myślę, że przez ten cały czas gen odpowiedzialny za walkę uległ uśpieniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Możesz mieć rację. Co proponujesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sugeruję impuls.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-83361655523477588522017-07-16T06:00:00.000-07:002018-02-27T12:19:02.997-08:00XV - Nagroda pocieszenia<div style="text-align: justify;">
<i>Przedsionek wymiaru astralnego</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mrok niecierpliwie krążyła po wymiarze astralnym. Pod przysięgą udzieliła Światłu część swojej energii życiowej, by bez pomocy amuletu zdołał przejąć na chwilę ciało jakiegoś niższego stworzenia. Do tej pory opętywanie przychodziło łatwo – talizmany, utworzone przez nich tuż po wygnaniu, skrywały w sobie sporą część ich mocy, dostępną jedynie dla twórców. Teraz energia z nich rozpłynęła się po całym świecie, a ponowne zebranie jej nie było łatwe. Na pojedynczych, krótkich eskapadach poza wymiar niematerialny rodzeństwo łapało drobiny energii, która wpasowywała się miejsca, jakie wcześniej zajmowała. Dzięki temu zyskali dość siły, by móc wysłać jednego z nich na zwiad, co porabiają ich dzieci. Światło miał wprawę w opętywaniu zwierząt, a wygnanie na chwilę ich duszy było o wiele łatwiejsze niż dokonanie tego samego na znacznie silniejszej, ludzkiej samoświadomości. Zawsze istniała niewielka niepewność, iż brat nie wróci już do niej wcale, a pozyskaną moc wykorzysta przeciw niej. Przysięgał jednak, a zarówno dla niego, jak i Mrok, przysięgi były święte, niemożliwe do złamania, kłócące się z istotą ucieleśnienia czystej ciemności i jasności. Mimo to niemal szalała z niepewności – od zbyt długiego czasu nie mieli wglądu w poczynania stworzonych przez siebie ras. Dziewczyna domyślała się, iż im mocniej sama rośnie w siłę, tym intensywniej w Cieniach rozkwita zasiane ziarno ciemności. Doceniając spryt potomków, oceniła, że najprawdopodobniej zauważyli zmiany w sobie. Można było mieć tylko nadzieję, iż nie zrozumieli jeszcze, na czym polegał ich błąd. </div>
<div style="text-align: justify;">
Biorąc pod uwagę aktualnie kiepską kondycję Wielkiej Dwójki, powrót do wymiaru fizycznego mógłby zostać udaremniony. Nie należałoby to do najłatwiejszych zadań, ale całkowicie możliwych. Dopóki nie odzyskają pełni energii z amuletów, są zagrożeni. W miarę rośnięcia w siłę mogli się coraz lepiej bronić. Wraz z ich potęgą rosła moc Kolców i Cieni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Całość zabawy polegała na wychwyceniu cząstek energii, nim ktoś (na przykład taka zdradziecka córka jak Weira) zrozumie, co poszło nie tak. Plan był dobry – zanurzenie amuletów unicestwiłoby na zawsze wymiar fizyczny rodzeństwa. Jednak polanie amuletów krwią rozpierzchło jedynie jasność i ciemność na przestrzeni całego globu. Jeśli któraś z ras wpadnie na przechwytywanie energii – jak w przypadku odkrycia nowego sposobu absorpcji cieni – nigdy nie osiągną mocy niezbędnej do przejęcia jakiegoś ciała na stałe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W końcu Światło pojawił się koło siostry.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Oddaj – powiedziała, od razu wyciągając do niego dłoń. Przekazał dziewczynie wypożyczoną energię. – I jak?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zablokowanie przez nas energii na Ziemi uwięziło dusze poległych, które nie zdążyły przejść dalej. Obawiam się, że zaczną się materializować i wracać do ciał już niebawem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mrok wpatrywała się w brata, zaciskając wargi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak moglibyśmy do nich przeniknąć? Tak, by nas nie zauważyli?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam jeden pomysł, który może ci się nie spodobać. Wymaga jeszcze szlifów, jednak ma szansę powodzenia...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dom Cieni, poranek</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Otworzyłam oczy, by zobaczyć znajome okno. Do uszu dochodziło ciche pochrapywanie Izeli, która „delegowała” Brena na tę jedną noc, byśmy mogły omówić „babskie sprawy”. Dziś miałam wziąć moje rzeczy, spakowane podczas nieobecności do pudła i ustawione na szafie, potem przenieść je do innego pokoju, by zamieszkać z Samelem. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Izela jako współlokatorka na pewno byłaby cudowna, tylko... nie była nim. Z całym szacunkiem dla niej, wolałam oglądać poranek obok wyjątkowego cienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zsunęłam stopy z łóżka, idąc do łazienki. Starałam się być możliwie cicho – widziałam, jak bardzo moja dawna współlokatorka była zmęczona. Nowe obowiązki, które spadły na nią niespodziewanie, przytłaczały dotąd przyjazną i empatyczną dziewczynę. Zmieniła się bardzo: stała się silna, odpowiedzialna. Czułam, że można jej ufać. Zauważyłam też jej oddalenie się od Brena. Wcześniej zdawali się być nierozłączni – tam, gdzie pojawiała się Iz, zaraz zjawiał się chłopak, a gdy tylko odległość między nimi umożliwiała interakcję, musieli się dotykać, choćby hacząc ze sobą małe palce dłoni czy stykając się kostkami. Od powrotu jeszcze nie spotkałam Brena. Nie miałam pojęcia, co właściwie robi, bo blondynka nawet nie wspomniała o nim. Wiedziałam tylko, że dzielił z nią mój dawny pokój.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Prysznic i śniadanie później szłam z kartonem rzeczy osobistych przez korytarz budynków mieszkalnych. Zastanawiałam się, dlaczego nie zajmowaliśmy budynków zamieszkanych ongiś przez dorosłe Cienie, w których podobno do dyspozycji była nie tylko łazienka i sypialnia, ale i więcej pomieszczeń. Byłoby to znacznie wygodniejsze. Być może nikt nie wybierał się tam, bo nie znaliśmy życia w odizolowanych od siebie lokacjach. Może Samel zechce mieć trochę więcej przestrzeni i zajmiemy jedno z wolnych mieszkań?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszłam już z niegdysiejszego damskiego budynku i kierowałam się ku zabudowaniom przeznaczonym dla płci męskiej, gdy dogoniła mnie Ayla.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira! – krzyczała za mną – Czekaj!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie miałam ochoty na rozmowę z rudowłosą dziewczyną, której od zawsze nie lubiłam, a teraz wręcz nienawidziłam, jednakże przystanęłam. Zatrzymała się przy mnie. Wyglądała, jakby dopiero co zerwała się z łóżka. Miała na sobie koszulkę sięgającą niemal do połowy ud. U mnie sięgałaby pewnie aż przed kolana – przemknęło mi przez myśl. Mimo iż Ayla była raczej drobnej budowy, i tak przewyższała mnie o pół głowy. Samel nie musiał się pochylać, by ją pocałować – pomyślałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak? – zapytałam, siląc się na przyjazny ton.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pewnie już wiesz o Samelu, ale chciałam cię przeprosić – zaczęła, wwiercając we mnie wzrok. – Musisz zrozumieć, że nie chciałam, by tak to wszystko wyszło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Do czego zmierzała? Chciała mnie przeprosić za to, jak akcentowała przynależność Samela do niej?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiedziałam, że tak intensywnie zareaguje na nasze rozstanie. – Pokręciła głową z troską. – Miałam nadzieję, wręcz widziałam w myślach, jak godzi się z tym faktem...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jakim faktem? – Moje serce zadrżało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nikt nie opowiedział ci, jak się stoczył? – Uniosła brwi. – Nie mówił o tym, że nie udzielał się wcale w naszych próbach wdrożenia nas w świat ludzi?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Szczerze powiedziawszy, to nie – powiedziałam zgodnie z prawdą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No tak, jesteś tu od wczoraj. – Otwartą dłonią uderzyła w czoło. – Jeśli chcesz, opowiem ci wszystko, co działo się z Samelem po naszym rozstaniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odstawiłam pudło na ziemię, obserwując ją z zainteresowaniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A co się działo? – zapytałam. Słyszałam, że mój głos zadrżał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pozwolisz, że usiądę. – Nim zdążyłam odpowiedzieć, usiadła na moim kartonie. Papierowe brzegi lekko się odkształciły. – Samel stał się najgorszą możliwą wersją siebie. Ale od początku. – Odgarnęła włosy z twarzy. – Wszystko zaczęło się, gdy wyszliśmy ze szpitala. Wiesz, tego dnia, którego zniknęłaś. Przybyliśmy do Domu, a on myślał, że między nami wszystko jest dobrze. Mimo tego, że jego stan był fatalny, zdecydowałam się zrealizować to, czego pragnęłam od dawna. Opowiedziałam mu o tym, jak podczas jego nieobecności moje uczucia straciły na sile, jak zrozumiałam, że to, co między nami kiedyś było, umarło bezpowrotnie... – Westchnęła. – Chłopak się załamał. Wyjechał, rzucając jako pretekst odnalezienie ciebie. Szybko wrócił, zaczął pić. Nie dało się z nim nic zrobić. Po prostu opadł na dno, jeśli wiesz, o co chodzi. – Spojrzała na mnie, szukając potwierdzenia, iż rozumiem, co ma na myśli. Skinęłam głową. – Naprawdę chciałam, by jednak nie popadł w stan całkowicie nieużyteczny. Przecież wiesz, jakie ma możliwości... – zrobiła pauzę, podczas której zagryzła wargi. – Nie umiałam znowu z nim być. Nawet świadomość zbawienności powrotu do niego nie umiała mnie przekonać do życia w kłamstwie. – Uśmiechnęła się do mnie delikatnie. – Cieszę się, że stałaś się jego nagrodą pocieszenia! – Zerwała się z pudła, obejmując mnie. A w mojej głowie rozbrzmiewało jedynie echo jej słów: „Jego nagroda pocieszenia”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ayla podziękowała mi za rozmowę, następnie zakomunikowała, iż udaje się na śniadanie, jakby mnie interesowało to w choćby małym stopniu. Podniosłam z ziemi karton, uznając poprzedni cel mej wędrówki za skończenie głupi. Skierowałam się w stronę opustoszałych mieszkań dla dorosłych Cieni. Po drodze dołączył do mnie mój zwierzak. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cześć, Kocie. – Uśmiechnęłam się do niego niewyraźnie. – Ty nie jesteś moją nagrodą pocieszenia. Jesteś moim głównym wyborem – powiedziałam, a on szedł ze mną krok w krok ku naszemu nowemu miejscu na świecie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wybrałam dla siebie mieszkanie na najwyższym piętrze budynku – czwartym. Miałam z niego widok na niemal cały nasz teren. Budynki dla adeptów miały zaledwie jedno piętro, zatem nie zastawiały niczego. Postawiłam pudło na stole w kuchni, która to była pierwszym pomieszczeniem, jakie odwiedziłam. Nie wiedziałam, co znajduje się za pozostałymi drzwiami – te jedne okazały się otwarte. Ruszyłam na rekonesans, by zapoznać się z nowym otoczeniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moje lokum miało trzy pokoje: pierwszy z nich był salonem, znalazłam w nim regał z książkami o przeróżnej tematyce, sofę, dwa fotele, ławę, telewizor z odtwarzaczem płyt oraz całkowicie uschnięte kwiaty doniczkowe; drugi uznałam za sypialnię – zaopatrzoną w podwójne łóżko i sporych gabarytów szafę na ubrania; trzeci zdefiniowałam jako pokój dziecinny. Porozrzucane w nim były zabawki, a pod ścianą stała kołyska. Nikt z nas nie dorastał z rodziną. W wieku kilku lat zostaliśmy zabierani do dormitorium dla młodocianych Cieni, tam trwaliśmy do końca szkolenia. Ja spędziłam w nim całe życie, gdyż nie miałam ani jednego żyjącego rodzica. Przynajmniej oficjalnie. Pokój dziecinny zamknęłam, postanawiając nigdy go nie otwierać. Nadeszła pora na obejrzenie łazienki. Była większa niż ta przy moim dawnym pokoju, jednak nie tak duża, jak ta w domu mężczyzny, u którego spędziłam ostatni kwartał. Ale miała wannę, do której się przyzwyczaiłam. Długie kąpiele były zdecydowanie uzależniające. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wróciłam do salonu, w którym został Kot. Usiadłam na kanapie, a on w ułamku sekundy wylądował na moich kolanach, mrucząc zadowolony.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To nasze miejsce na ziemi. – Wtuliłam się w futerko. – Nie jakaś nagroda pocieszenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pierwsza łza spłynęła po policzku, wsiąkając w sierść.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Słońce znajdowało się już wysoko na niebie, gdy nadszedł czas opuścić mieszkanie. Zostawiłam uchylone drzwi, by Kot mógł zadecydować, czy woli zostać, czy też pójść na dwór. Ja miałam umówione spotkanie z Iz i Narebem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stawiłam się długo przed czasem – nie lubiłam się spóźniać. Przycupnęłam przed gabinetem Izeli, czekając na resztę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb przyszedł pierwszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Widzę, że też masz obsesję. – Zaśmiał się, siadając koło mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Obsesję? – zdziwiłam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Punktualności. Też zawsze jestem przed czasem, a potem czekam. Miło, że choć raz ktoś przyszedł przede mną. – W jego oczach lśniły radosne ogniki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie miałam co robić. – Wzruszyłam ramionami. – Masz pomysł, co powinniśmy zrobić z powracającą Wielką Dwójką?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb wyciągnął paczkę papierosów, wysuwając jednego ku mnie. Odmówiłam, nie miałam ochoty na smak dymu. Wsunął jednego do ust i podpalił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co z nimi zrobić, nie wiem – odpowiedział po wypuszczeniu z ust kłębu dymu. – Mam jednak teorię na temat tego, dlaczego nie odeszli. Dowiodę jej prawdziwości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odsunęłam się lekko do niego, by móc swobodnie na niego spojrzeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jaką? – dociekałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ach, poczekajmy na Izelę. – Machnął ręką. – Nie będę się powtarzał. Ty mi lepiej powiedz, czy Samel faktycznie znów jest Samelowaty?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samelowaty? – zdziwiłam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiesz, gdy „pokonaliśmy”... – Nakreślił w powietrzu znak cudzysłowu. – ...Wielką Dwójkę, zmienił się całkowicie. Najpierw zniknął, szukając ciebie, potem stał się stałym bywalcem baru, a dopiero przed kilkoma dniami zaczął znowu działać jak należy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jeśli w głębi serca miałam jakąkolwiek nadzieję, że Ayla kłamała, teraz zostałam brutalnie uświadomiona o prawdziwości jej słów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chyba znów jest sobą – powiedziałam, ukrywając twarz w dłoniach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To fenomenalnie! Teraz na pewno nam się przyda.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, spokojnie. – Zaśmiałam się. – Pocieszyłam go.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, potrzebował tego. – wypuścił dym z ust. – A jest nam niezbędny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteście, to dobrze – zawołała Izela z końca korytarza. Stukot jej butów stał się dla nas słyszalny. Nareb zgasił o ścianę papierosa, po czym oboje wstaliśmy, czekając, aż otworzy drzwi gabinetu. – Myślałam nad tym cały czas, ale chyba w końcu mam plan.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Świetnie! – ucieszył się chłopak. Weszliśmy do pomieszczenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Najważniejsze jest ustalenie, dlaczego nie zniszczyliśmy Światła i Mroku – powiedziała, zajmując swoje miejsce za biurkiem. Odsunęła stos książek jedną ręką, drugą zaś wysunęła szufladkę. Wyjęła z niej kartkę papieru i ołówek. – Sądzę, że coś zrobiliśmy nie tak. Jakieś niedopatrzenie. Wiecie, wszystko w ich przypadku jest zdefiniowane do końca. Jakaś część ich jestestwa ocalała. Gdy ustalimy przyczynę, będziemy wiedzieli, jak temu zapobiec. Wyślemy oddziały do zwalczania pozostałości Wielkiej Dwójki, a gdy tego dokonamy w końcu będziemy wolni. Tak naprawdę. – Uśmiechnęła się, pewna swojego bliżej niesprecyzowanego planu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak zamierzasz to zorganizować? – zapytałam, stając obok niej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy wystarczająco doświadczonych Cieni i Kolców, którzy z łatwością prowadzą szkolenia. Każdy z nich weźmie pod swoje skrzydła oddział, który będzie zobowiązany wyszkolić do czynności, jakie będziemy musieli wykonać. Jako przywódców typuję was, Samela i Umefa. Niewykluczone również, że Parsa wróci do swej poprzedniej postaci, co kwalifikowałoby go na kolejnego mentora – wypisała wymienione imiona na kartce. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam teorię, dlaczego nasza misja się nie powiodła – odezwał się Nareb, siedzący na krześle naprzeciw Izeli. – Odia kazała nam zanurzyć amulety w krwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przecież to zrobiliśmy – wtrąciłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Otóż nie, Kociaro. – Uniósł kącik ust w półuśmiechu. – Zrobiliśmy to „prawie” – zaakcentował ostatni wyraz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przywołałam w pamięci moment, w którym niszczyliśmy amulety.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie zanurzyliśmy ich. Polaliśmy je – uświadomiłam sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy rozwiązanie. Co mogło się stać, że Światło i Mrok nie zniknęli na dobre?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I na tym powinniśmy się skupić. – Nareb skinął, uśmiechając się lekko do Izeli. – Mamy sformowany problem. Znajdźmy rozwiązanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Iz westchnęła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przeczuwam w kościach kolejne godziny poświęcone na wertowaniu starych tomiszczy. Zajmę się zasobami Cieni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pomogę ci. – Kolcec skrzyżował nogi, przyjmując wygodniejszą pozycję. – Wyślemy Umefa do Akademii, niech przejrzy księgozbiór.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pójdę z nim – zaoferowałam się. – Chcę się przydać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela i Nareb zgodzili się ze mną. Ruszyłam na poszukiwanie Umefa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zastukałam do drzwi, a gdy usłyszałam zaproszenie, weszłam do pomieszczenia. Niedźwiedź siedział, a raczej leżał na łóżku, podrzucając znaną mi już kulkę z papieru i taśmy klejącej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira, dawno się nie widzieliśmy. – Złapał prowizoryczną piłkę, siadając.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zwiedzałam – zbyłam go. – Mamy udać się do Akademii, by poszukać pewnej rzeczy w książkach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Naprawdę? – jęknął. – Nie chcesz iść z Samelem? On lubi takie rzeczy... </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przydałby się jednak Kolec – upierałam się przy swoim. – Wiesz, lepiej znasz waszą rasę niż którykolwiek Cień. To ułatwi sprawę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jutro – powiedział, kładąc się z powrotem na łóżku – bo na dziś mam już plany.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No to je zmień. To pilna kwestia. – Oparłam dłonie o biodra. – Za kwadrans chcę cię widzieć przed budynkiem. Inaczej przestanę być miła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Umef prychnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ledwo wróciła i już się szarogęsi. Typowa baba.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel stał się znowu Samelem. To była wspaniała rzecz, zdecydowanie. Odzyskał szacunek, no, może z małym uszczerbkiem, gdyż jego nowa paczka Kolców przytykała mu iście morskimi tekstami w stylu „witamy na pokładzie” czy – gdy wydawał polecenie – „aj-aj, Kapitanie!”. Jednak rudowłosa wiedziała, że już niedługo znów stanie się najbardziej podziwianym z Cieni. Ona będzie wtedy znowu stała u jego boku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nadszedł najwyższy czas na zakończenie epizodu z Niedźwiedziem. Romans bawił ją, gdyż był egzotyczny. Tylko czy najpiękniejsza ze swej rasy powinna umawiać się z topornym, ociężałym mężczyzną? Poza tym Ayla od zawsze nie tolerowała inności. Bycie Kolcem zdecydowanie zaliczało się do rzeczy, które nie są do przeskoczenia przy doborze partnera na zawsze. Dodatkowo taki związek nie miał racji bytu w momencie, gdy moce zaczęły wracać... Na dniach zapewne znów wybuchnie wojna, a choć prezentowała się świetnie przy postawnym Umefie, to nie chciała spędzać życia u boku, nazwijmy rzecz po imieniu, zwierzęcia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy rano zauważyła Weirę, w jej głowie zrodził się już ambitny plan. Wiedziała, iż ta mała dziwaczka jest niepewna siebie, co stanowiło idealny wprost podkład pod zasianie ziarna nieufności. Po tym, gdy ciemnooka zniknęła na długi czas, a Samel powoli wracał do siebie, Ayla wierzyła szczerze, że opamięta się i wróci do niej. W końcu tak było od zawsze, czyż nie? Każdy to wiedział, byli dla siebie stworzeni, przypisani odgórnie przez przeznaczenie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna musiała działać szybko. Zaślepiony Cień nie umiał ocenić odpowiednio sytuacji, przejrzeć na oczy, zobaczyć, jak gigantyczny popełnił błąd. Jeśli Weira ponownie się wyniesie, chłopak wróci do Ayli. Wiadomo, faceci tak mają. Czasem potrzebują odmiany. Ona to rozumiała, sama czasem lubiła poflirtować z kimś innym, choć kobiety są stalsze w uczuciach. </div>
<div style="text-align: justify;">
Postawiła na obserwację. Smarkula już wiedziała, jak wyglądało rozstanie najbardziej znanej pary Cieni, choć wersja jej przedstawiona odbiegała od prawdy. Rudowłosa przemyślała dokładnie, jak przedstawić opowieść, by słowa mieszkańców Domu utwierdzały brunetkę w przekonaniu, że nie znaczyła dla Samela więcej niż przygodna znajomość. Bo przecież tak właśnie było.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pozostało teraz doprowadzić do tego, by Cień uświadomił sobie, jak bardzo Weira jest dla niego niewłaściwa. Ideałem byłoby wplątać ją w coś, czego on by nie pochwalał. Tylko co?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Szła korytarzami, poszukując obiektu obserwacji. Dziewczyna jakby rozpłynęła się. Dopiero po południu, gdy Ayla niemal się poddała, zauważyła dziewczynę stukającą do drzwi Umefa. Ciekawe, co ona knuła. Rudowłosa przysunęła się bliżej uchylonych drzwi, by podsłuchać, o czym jej eks-chłopak i Dziwaczka rozmawiają. Mieli iść do biblioteki w Akademii, szukać jakiegoś czegoś, co zdecydowanie nie interesowało zielonookiej. Ważne, że ta dwójka coś miała robić razem... Chyba dałoby się to ładnie wykorzystać... Czas na wybadanie, ile o tych poczynaniach Samel wie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna niemal biegła do pokoju zajmowanego przez swojego byłego chłopaka. Zapewne tam był, słyszała pogłoski, iż Weira ma się do niego wprowadzić. Miała zrobić to już rano, jednak Ayli udało się jej przeszkodzić. Chłopak zapewne nadal na nią czekał, nieświadomy zmiany sytuacji. Przechodząc przez dziedziniec między budynkami, usłyszała coś ciekawego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Może Weira robi mądrze – mówił pierwszoroczny z drugiego cyklu – szkoda marnować takie ładnie mieszkania...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gadanie, serio tam się wprowadziła? Oni tam mieli luksusy! – odpowiedział jego kolega. W związku z jego luźnym ubraniem nie była w stanie ocenić jego statusu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ta, serio – żachnął się. – Podobno nawet przygarnęła kota.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tego tam, co o nim mówili, że Światło w nim pomieszkiwał?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To chyba zwykły sierściuch... Zresztą nie wiem, idziemy po zajęciach pooglądać mieszkania. Może coś dla siebie wybierzemy. Słyszałeś o nowych treningach...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ayla dalej nie słuchała. Zatem jej rywalka znalazła lokum w mieszkaniach dorosłych Cieni? Ta wiedza na razie nie jest użyteczna. Dziewczyna musiała jeszcze przemyśleć, jak ją wykorzystać, a do bystrych nie należała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Drzwi aż zadrżały pod wpływem gorączkowego łomotania. Samel, siedzący dotąd jak na szpilkach, zerwał się, by otworzyć gościowi. Płeć przybyszki się zgadzała, jednak nic innego nie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Muszę ci coś powiedzieć. – r</div>
<div style="text-align: justify;">
Rudowłosa miała oczy szeroko otwarte, wyglądała, jakby niosła ze sobą ważne nowinki. Znał ten wyraz. Zaraz zapewne dowie się czegoś całkowicie nieinteresującego o jednej z jej koleżanek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak? – Uniósł brew. Włosy odrosły mu już trochę. Szczerze, to Ayli nie podobał się jego łysy wariant.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira umawia się z kimś – wyrzuciła z siebie, po czym zagryzła wargi – ściślej mówiąc, gdzieś go wyciągnęła, tak dla jasności – dodała po chwili. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak oparł się zrezygnowany o framugę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Po co mącisz? Naprawdę chcesz mi wcisnąć, że najbardziej wyizolowana dziewczyna, jaką kiedykolwiek spotkałem, nagle stała się fanką randek? – Westchnął, po czym chciał zamknąć drzwi, jednak dziewczyna zablokowała je stopą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie chcesz, to mi nie wierz – powiedziała znacznie niższym niż zwykle tonem. – Tylko potem nie licz na wypłakiwanie się na ramieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie zamierzam, spokojnie. – Uśmiechnął się ironicznie. – Poza tym dziś Weira wprowadza się do mnie. Nie sądzę, by to sprzyjało romansom z innymi. Odpuść sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ayla roześmiała się perliście, odrzucając głowę do tyłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zapewne też dlatego zajęła mieszkanie. – Jej głos był lodowaty. Wyciągnęła nogę spomiędzy drzwi a framugi, odchodząc ku wyjściu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Brwi Samela ściągnęły się ku sobie. Czy jego była dziewczyna sądziła, że w to uwierzy? Postanowił mimo wszystko odszukać Weirę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie chciał wyjść na maniaka, więc od razu porzucił pomysł rozpytywania o brunetkę. Poczekał do wieczora, a gdy nadal nie pojawiła się w pokoju, ruszył w teren. Zastukał do pokoju Izeli, nikt nie odpowiedział. Tam na pewno jej nie było. Czyli już nie spędzała czasu z przyjaciółką, jak podejrzewał do tej pory. Dziwne. Miała zaraz po przebudzeniu przenieść swoje rzeczy do niego. Tymczasem było dobrze po piętnastej, a jej nigdzie nie było widać. Przeszedł się po obiekcie, obserwując, jak Nareb krzyczy na podopiecznych, a Izela biega z kolejnymi książkami, wymijając go z uprzejmym uśmiechem, by zniknąć w gabinecie. Odwiedził nawet podziemne korytarze, choć sam pomysł, jakoby miała tam być, wydawał się idiotyzmem. W końcu zobaczył dziewczynę, gdy weszła na teren Domu. Szła w towarzystwie Umefa, który wyglądał na zdecydowanie znudzonego. Skinęła mu na pożegnanie, po czym... Skierowała się do mieszkań dorosłych Cieni. </div>
<div style="text-align: justify;">
Samel ruszył za nią, dostosowując tempo kroków do niej. Idąc w równej odległości, zastanawiał się, co miała na celu, przenosząc się do całkowicie innego lokum, nie informując go o tym w ogóle. Zawsze informowała, co planuje robić, to się nie kleiło. Należało teraz ustalić, co jest nie tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
Istotnie, dziewczyna weszła do jednego z piętrowych budynków. Cień podążał za nią. Może chciała, by zamieszkali tutaj i to miała być niespodzianka? Dogonił ją na ostatnim piętrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego tutaj? – zawołał za nią, a ona się odwróciła zaskoczona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie interesują mnie nagrody pocieszenia – powiedziała matowo, gdy zobaczyła, że to on. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O czym ty mówisz? – zdziwił się, przyglądając dziewczynie uważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Doskonale wiesz. – Pchnęła drzwi, które uderzyły z hukiem w ścianę. Obsypało się trochę tynku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy chyba szum informacyjny... – Ruszył za nią i zatrzymał się wpół kroku. Osłupiał, potem przez jego twarz przebiegł cień zranienia, a na samym końcu oczy przyjęły nienawistny wyraz. Za drzwiami stał nikt inny, jak Hitch.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-83773980015696593022017-07-01T13:26:00.001-07:002018-02-27T12:20:54.827-08:00XIV - Omeny<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Umarłem piętnaście lat temu, choć lekarze mieli na ten temat zupełnie inne zdanie. Wypadek z medycznego punktu widzenia pozbawił mnie tylko nogi, społeczeństwo zaś widziało we mnie wdowca. Straciłem sens życia i wszelkie pozytywne odczucia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miałem dwadzieścia pięć lat, moja żona rok mniej, nasza córeczka skończyła zaledwie roczek, gdy postanowiliśmy wyjechać na pierwsze wakacje jako pełnowymiarowa rodzina. Jedna kobieta mojego życia trzymała drugą w ramionach, pokazując jej mijane rzeczy przez okno. Mała śmiała się, gdy widziała krowy, mucząc przy tym radośnie, szeroko otwartymi oczami pochłaniała widok majestatycznych, ośnieżonych szczytów w oddali. Czasami marudziła, gdy przy drodze nie znajdowało się nic zajmującego. Teraz wiem, że nie powinienem obserwować tych wszystkich grymasów jej twarzy, tylko patrzeć na drogę. Wtedy zauważyłbym na pewno, że nierozważny, pijany kierowca wyjeżdża bez uprzedniego rozejrzenia się, czy nie stwarza zagrożenia. Zdążyłbym wyhamować, uniknąć kolizji, która pozbawiła życia dwie istoty, które kochałem najbardziej na świecie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Orzeczono, że jestem niepełnosprawnym, przydzielono mi rentę. Przyjaciele próbowali wyciągnąć mnie z marazmu, w jaki popadłem, mówili „teraz są w lepszym świecie”, „kiedyś będzie lżej”. Minęło piętnaście lat, a życie nie zmieniło się ani trochę. Wiecznie skrzywiona mina przyprawiła zmarszczek na twarzy, oczy ciągle wyrażały ból. Tkwiłem w za dużym dla jednej osoby domu, przesiadując w dziecinnym pokoju, tuląc ubranka, z których już dawno wywietrzał zapach mojej córeczki. Uparcie kładłem się po swojej stronie łóżka, marząc o tym, iż gdy otworzę oczy, zobaczę żonę, jak śpi wtulona w poduszkę, z lekko rozchylonymi ustami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przez swoją traumę zostałem artystą. Nie mogąc chodzić, zacząłem działać rękami. Delikatną formą ukojenia stała się dla mnie muzyka. Sięgnąłem po gitarę, na której żona grywała małej kołysanki dla Maleńkiej. Szukałem śladów jej palców na strunach, z czasem nabywając coraz większej wprawy. Grałem wiele godzin dziennie, początkowo palce buntowały się przeciw torturom fundowanym im regularnie: skóra pękała, niejednokrotnie czyniąc struny lepkimi od krwi. Potem zaakceptowały swój los, stwardniały, zaczęły nawet pewniej błądzić po gryfie, wydobywając w końcu upragnione dźwięki. Ćwiczyłem często w ogrodzie, a okoliczni ludzie przystawali, by mnie posłuchać. Mówili, że w mojej muzyce jest wiele pięknego smutku. Właściciel jedynego w mieścinie lokalu zapragnął, bym koncertował u niego. Zgodziłem się na to, nie biorąc opłaty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Grywanie codziennie od godziny dziewiętnastej do dwudziestej drugiej zajmowało czas, co pozwalało mi na chwilę zajęcia myśli czymś innym. Trzeba było pamiętać, na której strunie położyć palec, którą szarpnąć mocniej, a którą delikatniej. Dorobiłem się nawet grupki stałych słuchaczy. Tego wieczora dołączyła do nich dziewczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Siedziała w kącie, jej oczy były podkrążone. Zdawała się rozumieć moją muzykę. Gdy skończyłem grać, lokal powoli zaczął pustoszeć. Ona też wstała i wyszła. Spakowałem gitarę do pokrowca, a następnie sam skierowałem się do wyjścia. Dziewczyna stała koło motocykla, wpatrując się uparcie najprawdopodobniej w szybkościomierz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W nocy bywa tu niebezpiecznie – powiedziałem do niej, przystając na chwilę. Nie była stąd, nie musiała wiedzieć, że gdy na niebie pojawia się księżyc, a miasteczko idzie spać, nikt przyjemny nie kręci się po okolicy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie boję się ciemności – odparła, nie patrząc na mnie. Coś w jej zachowaniu wydało mi się dziwnie znajome. Przypominało mi mnie, ziejącą pustkę gdzieś w środku, niedającą się niczym zapełnić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Banie się nie ma tu nic do rzeczy. – Zbliżyłem się do niej. – Uwierz mi, lepiej pójdź w ślady wszystkich... Idź spać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mam gdzie. Poza tym nie dbam o sen.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Westchnąłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie masz gdzie spać? Czy po prostu uwielbiasz „życie na krawędzi”?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W końcu na mnie spojrzała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I jedno, i drugie. – Wzruszyła lekko ramionami. – Nie jestem stąd, niedługo już mnie tu nie będzie. – Kopnęła motocykl.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Uciekłaś z domu? – spróbowałem wybadać sytuację.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skąd wiesz o Domie? – Drgnęła, a jej dłoń skierowała się ku rękojeści noża, który właśnie w tym momencie dostrzegłem. Wyraz „dom” wypowiedziała w ten sposób, jakby była to nazwa własna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Każdy ma jakiś dom. – Odsunąłem się od niej nieznacznie, na odległość jednego przeskoku na kulach. – Czy ty go nie masz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Miałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Możesz przenocować u mnie. Jestem kaleką, nic ci nie grozi – powiedziałem, uważnie obserwując, co zrobi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie boję się – powtórzyła, tym razem z większym naciskiem. Postanowiłem nie odzywać się, aż sama przemyśli moją propozycję. – Chyba... skorzystam z oferty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Całą drogę pchała przed sobą motocykl, dostosowując się do mojego ślimaczego tempa. Nie rozmawialiśmy. Postanowiłem, że ułożę ją w salonie. Zaproponowałem jej skorzystanie z łazienki i kolację. Niczego nie odmówiła. Gdy rankiem szedłem do kuchni, by napić się kawy, jeszcze spała. Obudziła się nagle, zrywając się z łóżka, wypowiadając na głos krótkie „nie”. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zapraszam na śniadanie – powiedziałem do niej, na co zareagowała wzdrygnięciem się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziękuję. – Wygrzebała się spod koca, następnie cichutko podążyła do kuchni. Gdy przeżuwała kanapkę z serem, moja ciekawość wzięła górę nad kulturą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co się stało? – zapytałem, siląc się na miękki ton, którego nie używałem od piętnastu lat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odłożyła kanapkę, przełykając kęs. Widziałem, że bije się z myślami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czasami „wygadanie się” jest najlepszą metodą na znalezienie rozwiązania – zachęciłem ją.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>I wtedy z jej ust wydobył się potok słów. Opowiedziała o tym, że kiedyś nie była człowiekiem, opisała każde wspomnienie, jakie ciążyło jej na duszy, pokazując przy tym wiele blizn. Niektóre musiały być naprawdę bolesne. Choć historia brzmiała nieprawdopodobnie, nie wyglądała na kogoś, kto kłamie. Zresztą, po co kłamać przypadkowemu człowiekowi na swojej drodze?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Więc uciekłaś od swoich z powodu chłopaka? Pomimo tego, że byłaś bohaterką? – Uniosłem brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mogłabym tego wszystkiego znieść. – Wsunęła palce między włosy, opierając się o blat stołu łokciami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziecko, jak ty mało wiesz o życiu. – Pokręciłem zrezygnowany głową. – Nie będę prawił ci morałów, sam tego nie lubię. Może sama kiedyś dojdziesz do tego, że szczenięca miłość nie jest czymś, za co warto stracić wszystko. Tymczasem możesz się u mnie zatrzymać. Ten dom jest spokojny, mieszkam w nim sam. Możesz pomieszkać kilka dni, nic się nie stanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spoglądała na mnie spod zbyt długiej grzywki. Odpowiedź nadeszła bardzo szybko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziękuję. Obiecuję odwdzięczyć się za okazaną pomoc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Kilka dni” zmieniło się w ponad trzy miesiące. Musiałem w końcu przyznać przed sobą, że zaczęła stanowić bardzo ważną część mojego życia. Entuzjastycznie podchodziła do najzwyklejszych rzeczy – oglądania telewizji, porannych gazet, obsługi odkurzacza. Dotąd znała tylko miotłę. Wieczorami graliśmy w gry planszowe, niekiedy karciane. Również było to dla niej nowością. W drugim miesiącu jej pobytu u mnie znalazła w lesie kota, czy raczej to on ją znalazł, jak to określiła. Zachowała go. Pewnego dnia jednak coś się zmieniło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czuję w sobie... – powiedziała mi przy obiedzie – ...że to wraca. – Spojrzała na mnie, trochę wystraszona. – Robię się silniejsza. Lepiej widzę w ciemnościach. Słońce zaczyna być irytujące, drobne ranki znikają coraz szybciej... – Dla potwierdzenia swoich słów przygryzła swój palec. Zalśniła na nim kropla szkarłatnej krwi. Kilka minut później po rance nie było śladu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co to oznacza? – zapytałem, czując niepokój.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chyba to, że na mnie czas – powiedziała to w sposób niepozostawiający pola dla dyskusji. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi. Dziewczyna, która nigdy nie ujawniła mi swojego imienia, poprosiła mnie o ostatnią przysługę. – Potrzebuję pełnego baku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wiedząc, że jakiś etap mojego życia właśnie się kończy, pokuśtykałem za nią na stację benzynową. Kot siedział spokojnie w jej plecaku, wystawiając jedynie głowę. Miałem wrażenie, że na jego pysku maluje się triumfalny wyraz. Podziękowała mi, nawet obdarowała pierwszym uśmiechem, po czym odjechała, rzucając na odchodnym, że kiedyś wróci i wynagrodzi moje dobro. Dla mnie to ona była najlepszym, co spotkało mnie od piętnastu lat. A teraz zniknęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel wstał z łóżka. Może „wstał” było zbyt dużym słowem – zwlekł się, prezentując sobą obraz nędzy i rozpaczy. Poprawił opaskę na oku, po czym skierował się do kuchni w Domu. Bezwiednie dotknął oka, które ostatnimi dniami pulsowało, a co więcej – lekko swędziało. „Narząd nieużywany zanika” – pomyślał posępnie, trąc gałkę przez materiał przepaski. W połowie korytarza dopadła go Izela, wciągając do zajmowanego przez siebie i Brena pokoju. Tego, w którym kiedyś mieszkała Weira.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na łóżkach siedziało kilka osób poza lokatorami: Nareb, Ayla i Umef. Ostatnia dwójka siedziała dziwnie blisko siebie. Samel doszedł do wniosku, iż coś mu umknęło. Po krótkiej analizie doszedł jednak do wniosku, że ma to kompletnie gdzieś.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zaprzestań tego procederu. – Nareb rozpoczął tyradę, na której Cień nie miał ochoty się skupiać. Dołączyli do niego inni, a ostateczne zdanie padło z ust Ayli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz się do czegoś w końcu przydać! – krzyknęła zirytowana.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mam motywacji do życia, jakbyście nie zauważyli, a w dodatku jestem pieprzonym kaleką! – Po tych słowach zerwał z twarzy opaskę, otwierając oko. Światło uderzające w źrenicę ukłuło, powodując łzawienie. Ze zdumieniem odkrył, iż widzi na nie, jedynie obraz jest nieostry – Nareb...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co? – Przywódca wyglądał na mocno zirytowanego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mógłbyś sięgnąć po swój miecz? – zapytał powoli Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jest w zbrojowni. Nie używamy takich rzeczy, pamiętasz? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zależałoby mi jednak, byś wziął go do ręki – upierał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kolec wymienił z zebranymi spojrzenia wyrażające zdziwienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze – zgodził się – ale potem masz się ogarnąć. Czy to jasne?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zbrojownia wyglądała inaczej niż tak, jak Samel ją pamiętał. Broń pokryta była kurzem, nikt już jej nie pucował, bo i po co? Nie było wrogów, nie miało to więc sensu. Ostrza mogły się tępić do woli. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nareb sięgnął po pierwszy z brzegu miecz należący kiedyś do któregoś z Kolców.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Proszę. Trzymam go. I co w związku z tym? – rzucił zaczepnie do Samela. – Chcesz może poćwiczyć fechtunek, czy o co ci chodzi?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Cień spojrzał przelotnie na ostrze, po czym zgasił światło w pomieszczeniu. Miecz lekko świecił. Nareb skierował na niego swój wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O to, Orle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kolec obserwował jarzący się, jakby dopiero rozbłyskający blask. Oboje doskonale wiedzieli, co to może oznaczać. I żadnemu się to nie podobało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic nikomu nie mów. Nie siejmy paniki – zadecydował Nareb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cokolwiek rozkażesz, przywódco. – Samel skłonił się lekko z ironicznym uśmiechem na twarzy. Zaczął przypominać dawnego siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Lew siedział na swoim wybiegu, machając ogonem. Opiekunowie zauważyli w nim pewną zmianę podczas karmienia – zamiast rzucić się na pokarm, jak miał to w zwyczaju, leniwie podszedł do opiekunów, mrucząc cicho. W jego oczach pojawiły się bystre iskierki, świadczące o inteligencji. Ich wyraz był znajomy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Parsa? Czy to ty? – zapytał jeden z opiekunów, dawny kolega Parsy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Glena ze zdziwieniem zatrzymała się na drzewie. Jej jestestwo przecież przenikało przez wszystko, a teraz nie była w stanie pokonać całej grubości pnia. Częściowo wtopiła się w korę, jednak POCZUŁA opór. Instynktownie odsunęła się od rośliny, przywołując Miza. Gdy Wilk znalazł się obok niej, wyjaśniła, w czym rzecz. Chłopak również nie rozumiał, jak to możliwe, że coś staje im na drodze. Im więcej czasu mijało, tym bardziej namacalny stawał się świat. Para dusz zaczęła odczuwać różnice temperatury, wilgoć rosy, nawet podmuchy wiatru. Czy to oznaczało, że wracają do wymiaru fizycznego?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Miz, co to oznacza? – zapytała, spoglądając mu w oczy. Byli już niemal całkiem zmaterializowani, jednak wciąż brakowało czegoś do pełni cielesności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To oznacza, że twojej córce jednak nie udało się to, co zamierzała. – Na jego usta wpłynął grymas: ni to triumfalny uśmiech, ni konsternacja. – A jeśli mam rację, to będzie miała poważne kłopoty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Choć dla Gleny Weira pozostawała pojęciem na granicy poczucia obowiązku z obojętnością, to poczuła, że sprawa nie jest niczym, co można by zignorować. Dwie już-nie-dusze, korzystając z ostatków swojej niematerialności, zaczęły kierować się w stronę Domu. Lepiej być na miejscu, gdy to wszystko wybuchnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Myśl o spotkaniu z dawnymi przyjaciółmi napawała mnie swoistym przerażeniem. Kot umieszczony w plecaku dodawał mi nieco otuchy, jednak doszłam do wniosku, że ucieczka jest o wiele łatwiejsza niż powrót. Podświadomie nie rozwijałam większych prędkości, odwlekając nieuchronne. Zatrzymywałam się na długie postoje, podczas których kontemplowałam cokolwiek, co było w zasięgu wzroku. Kot, którego nazywałam po prostu Kotem, owijał mi ogon wokół nóg, łasząc się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Minął kwartał, odkąd porzuciłam Dom. Nikt nie wiedział, dlaczego wyjechałam. Gorzka myśl nawiedziła mój umysł – być może nikt nawet się nad tym nie zastanawiał. Sama przed sobą musiałam się przyznać, że moje pobudki były śmieszne, gdyby przyrównać je do przeżyć mężczyzny, który przygarnął mnie na całe trzy miesiące pod swój dach. Po około stu dniach nieobecności pamiętałam doskonale, gdzie znajduje się wejście do sieci podziemnych korytarzy, jednak odkryłam, że niebieski płot, odgradzający wcześniej Cienie od reszty świata, zniknął. Droga stała otworem. Podjechałam pod sam budynek, parkując nieopodal głównego wejścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet najwolniejsza jazda prowadzi do celu – chcąc nie chcąc zatrzymałam się pod Domem, mając nadzieję, że znajdę tu Izelę. Musiałam powiedzieć jej, że coś się dzieje. Coś niedobrego. Zeszłam z motocykla, wypuszczając Kota z plecaka. Miauknął i zamachał niezadowolony ogonem. Chyba przerwałam mu drzemkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wchodząc do budynku, zauważyłam, jak wiele się zmieniło. Minęłam kilka osób, jednak było ich stanowczo zbyt mało, nawet jak na zdziesiątkowane szeregi Cieni. Co więcej, napotkałam kilku Kolców. Ich cienie miały ledwie widocznie zarysy cierni wokół siebie, czego jeszcze najwidoczniej sobie nie uświadomili. W pierwszej kolejności postanowiłam odszukać Izelę. Zapytałam przechodzącą dziewczynę, czy nie wie, gdzie mogę znaleźć blondynkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mentorka Izela? W swoim gabinecie, dziś jest piątek, więc nie prowadzi zajęć – odpowiedziała zapytana, po czym ruszyła dalej w swoją stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Mentorka Izela”. Czy to nie o zlikwidowanie tego systemu walczyliśmy? Poczułam zalążek gniewu. Ruszyłam w stronę dawnych – choć teraz znów działających – gabinetów mentorów. Nie miałam pojęcia, który z nich wybrała dla siebie Izela, postanowiłam więc zacząć sprawdzanie od pierwszego na mojej drodze. To był błąd.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stuknęłam w drzwi, otwierając je niemal w tym samym czasie. Za masywnym biurkiem, należącym wcześniej do Profesora De, siedział Samel, a przed nim znajdował się plik papierów. Zerwał się z krzesła, patrząc na mnie, jakby zobaczył co najmniej zjawę. Prąd przebiegł przez całe moje ciało. Samel wyglądał niemal jak przed wypadkiem, jedynie długość włosów zdradzała, iż to, co pamiętałam, było prawdą. Zresztą nic dziwnego – dla niego przecież miał to być okres triumfu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira – rzucił moje imię zachrypniętym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przepraszam, nie te drzwi. – Odwróciłam się na pięcie, chcąc opuścić pomieszczenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czekaj! – zawołał, rzucając się w pogoń za mną. W głowie zaświtała mi myśl, by zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i uciekać, jednak nie przyszłam tutaj dla rozrywki. Miałam coś do zrobienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dopadł mnie w okamgnieniu, chwytając za ramiona. Starałam się zrzucić z siebie jego ręce, ale on przyparł mnie do ściany, trzymając w żelaznym uścisku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co się stało, dlaczego zniknęłaś? – mówił szybko, pochylając się tak, by jego oczy znajdowały się na wysokości moich. Starałam się uniknąć kontaktu wzrokowego, tylko stało się to dla mnie zbyt trudne. Jego prawe oko miało mętną źrenicę. Na czole pojawiło się kilka bruzd, jakby ciągle chodził strapiony.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Szukałam miejsca dla siebie – odpowiedziałam wolno, a mój oddech przyspieszył.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tu jest twoje miejsce – dostosował tempo głosu do mojego. Niemal słyszałam bicie jego serca. Nie mogłam znieść jego spojrzenia. Zdawało mi się, że faktycznie przejął się moim odejściem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. – Głos mi się załamał. – Nienawidzę go. Tej samotności, tego, że niby kogoś mam, a tak naprawdę nie mam nikogo...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz mnie – szepnął niemal niesłyszalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ty masz Aylę. – Nie chciałam użyć w głosie takiej ilości jadu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro, to nie tak...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Widziałam, jak ją przytulasz, wychodząc ze szpitala! – Musiałam to z siebie wyrzucić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Patrzył na mnie, nic nie rozumiejąc. Po chwili jednak najwyraźniej zrozumiał, o co mi chodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś skończoną idiotką. – Zdjął jedną dłoń z mojego ramienia, obejmując mnie nią w talii. – Nie spodziewałem się tego po tobie, aczkolwiek muszę stwierdzić, że zbyt szybko dajesz się porwać emocjom. Zbyt szybko wnioskujesz. – Druga ręka poszła w ślad za pierwszą, powodując, że przez ciało przechodziły rozkoszne dreszcze. Drżałam, nie potrafiłam tego opanować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Niespodziewanie Samel podniósł mnie i bezceremonialnie wniósł z powrotem do gabinetu, zamykając za nami drzwi stopą. Posadził mnie na biurku, stanął blisko mnie,</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie uświadomisz sobie, że nigdy nie czułem do nikogo tego, co do ciebie – zadecydował.</div>
<div style="text-align: justify;">
A ja nie wytrzymałam. Chwyciłam w pięści jego koszulę i przyciągnęłam do siebie. Poddał się temu, opierając się dłońmi o blat po obu stronach mnie. Nasze usta się zetknęły, a ja czerpałam z tego wprost niewypowiedzianą rozkosz. „Pewnie znów złamie mi serce”, przemknęło mi przez myśl. Zignorowałam to, zarzucając mu ręce na szyję, chcąc jak największą powierzchnią ciała dotykać jego skóry. Mruknął cicho, a jego pocałunki stały się jeszcze intensywniejsze, jedna z dłoni wsunęła się pod moją koszulkę, pieszcząc plecy. Uderzyła mnie fala nieznanego dotąd gorąca. Sięgnęłam do guzików jego koszuli, próbując je rozpiąć, drżące ręce jednak na to nie pozwoliły. Szarpnęłam materiał, a one ustąpiły, spadając ze stukotem na podłogę. Samel na chwilę przestał mnie całować, by niecierpliwie zdjąć ze mnie koszulkę. Rzucił ją gdzieś za biurko, a mnie położył na blacie, napierając na mnie swoim ciężarem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nagle drzwi się otworzyły i rozległ się znajomy głos.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Trzeba będzie zmienić grafik zajęć z łucznictwa... – Ayla urwała, a my odskoczyliśmy od siebie jak porażeni. Samel ukrył mnie za sobą; oboje dyszeliśmy, jakbyśmy przebiegli co najmniej kilka kilometrów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O, mała globtroterka do nas wróciła. – Rudowłosa ani myślała opuścić gabinet.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mogłabyś wyjść? – zapytał Samel między jednym ciężkim oddechem a drugim. – Byliśmy nieco.... zajęci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jakoś musisz przeżyć, potem róbcie, co chcecie. – Wzruszyła ramionami. Ruszyła w stronę biurka, następnie położyła na nim kilka kartek. – Przejrzyj to, jak skończysz. – Uśmiechnęła się drwiąco. Zauważyła moją koszulkę leżącą na podłodze. Jej uwadze nie umknęły oderwane guziki. Zagwizdała. – Ładnie się bawicie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W końcu wyszła, zeskoczyłam z blatu i rzuciłam się po koszulkę. Założyłam ją najszybciej, jak umiałam, a Samel stał, obserwując mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Znowu znikniesz? – zapytał, patrząc na mnie nieco zbyt lśniącymi oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na pewno nie dziś. – Uśmiechnęłam się. Miałam jasny dowód, że Ayla nic dla niego nie znaczy. – A tymczasem muszę znaleźć Izelę... – Mój wzrok powędrował na jego ładnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Miałam wrażenie, że trochę przytył, odkąd ostatni raz go widziałam. Mimo to wyleciało mi z głowy, dlaczego tak właściwie mam znaleźć blondynkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zauważył moje spojrzenie. Podszedł do mnie i delikatnie uniósł moją brodę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Oczy mam wyżej, Mała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie było zaskoczeniem, że Izela zajęła gabinet swojej dawnej mentorki. Po przemyśleniu tej kwestii stało się to dla mnie czymś oczywistym i sama nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego od razu na to nie wpadłam. Ostatecznie nic na tym nie straciłam, a wręcz odzyskałam coś wspaniałego. Samel towarzyszył mi, gdy zastukałam w drzwi. Mając w pamięci, jak niekulturalnie zachowała się Ayla, wolałam nie postawić w tak niezręcznej sytuacji mojej współlokatorki. Zza masywnych drzwi usłyszeliśmy krótkie „proszę”, po czym nacisnęłam klamkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Siedziała przy biurku, obłożona imponującą ilością książek. Precyzyjniej mówiąc, widziałam jedynie czubek jej głowy – jasne włosy upięte w niedbały węzeł na czubku głowy. Wychyliła się zza stosu, sprawdzając, kto ją odwiedził. Jej oczy otworzyły się szerzej, niż to teoretycznie możliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zerwała się z krzesła, niemal podbiegając do mnie i obejmując mnie stanowczo zbyt mocno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wróciłaś! – krzyknęła mi do ucha. – Wiedziałam, że wrócisz! Nikt nie wierzył, w szczególności on. – Domyśliłam się, że miała na myśli Samela. – Ale ja miałam rację. Gdzie zniknęłaś? – Wypuściła mnie mnie z uścisku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Obiecuję ci opowiedzieć wszystko, tylko później – powiedziałam, lekko oszołomiona jej entuzjastyczną reakcją. – Teraz mamy poważniejszy problem. Myślę, że Mrok wróciła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela i Samel wymienili spojrzenia. Nie wyglądali, jakby ich to zdziwiło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Też tak podejrzewamy. – Kiwnęła niespiesznie głową. – Ostrza Kolców znów rozbłyskują, gdy chwycą je w dłoń, urazy leczą się szybciej... nawet nasz Pirat odzyskał wzrok i wrócił do życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pirat? – zdziwiłam się, a blondynka nabrała powietrza w płuca, chcąc udzielić mi wyjaśnienia. Chłopak wszedł jej w słowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na terenie Akademii zauważyli ludzkie cechy w zwierzętach – rzucił szybko. – Dlatego niedawno wznowiliśmy ćwiczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To długa historia. Myślę, że Samel chętnie opowie ci, co działo się u nas w czasie, gdy cię tu nie było. – Izela lekko uniosła kąciki ust. – A ja poczekam, by wieczorem wysłuchać twojej opowieści. Myślę, że kilka innych osób też z chęcią usłyszy, co masz do opowiedzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Musiałam wyglądać na zaskoczoną, bo po chwili ciszy blondynka roześmiała się szczerze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Och, Weiro, nawet zdajesz sobie sprawy, jak ważna jesteś tutaj!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel zamknął drzwi swojego gabinetu, przekręcając klucz w drzwiach, następnie usiadł za biurkiem. Zajęłam krzesło naprzeciw niego, po drugiej stronie blatu, splatając dłonie na kolanach. Przechyliłam głowę, obserwując go uważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O co chodzi z Piratem? – zapytałam w końcu, mając wrażenie, że ta informacja jest dla mnie ważna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak wydawał się co najmniej lekko zawstydzony. Na jego policzkach zawitał blady rumieniec, a źrenice unikały zetknięcia z moimi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Głupia sprawa. – Wzruszył ramionami. – Nie ma o czym opowiadać. Powiedzmy, że zdarzył mi się... hm... niezręczny uraz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Niezręczny uraz? – drążyłam dalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Po zabiegu w szpitalu straciłem wzrok w jednym oku. – Dotknął dłonią prawej powieki. – Nie widziałem na nie całkowicie, było mętne i źrenica nie reagowała na zmiany światła. Ludzie strasznie się gapili, więc zasłoniłem je opaską... I stąd to wszystko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cienie zawsze były wyrozumiałe dla trwałych okaleczeń – zauważyłam. – Nikt nigdy nie gapił się na bliznę po odciętych palcach Kierela...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cienie nigdy nie miały problemów z oczami: albo je miały, albo nie, ale nigdy nie było z nimi czegokolwiek nie tak, dobrze? – zdenerwował się, po czym zmienił temat. – Ważniejszą kwestią jest to, że nie wszystkich Kolców mamy pod kontrolą. Kilka zwierząt uciekło i nie wiadomo, gdzie mogą być. Byłoby lepiej odnaleźć wszystkich, zanim całkiem wrócą do siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kto zaginął? – zapytałam, jakbym znała wszystkich z niegdysiejszej wrogiej nacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bau, co martwi nas najbardziej. On był najzagorzalszym wrogiem Cieni, trzymał się zawsze z Mizarem. Razem tworzyli swoisty nienawistny, morderczy duet. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ktoś jeszcze? – Nie chciałam się przed sobą przyznawać, jednak najbardziej interesowało mnie, co stało się z Hitchem. Nie miałam pojęcia, co stało się z ciałem, które przejął Światło. Przeczuwałam najgorsze, Kot mógł podzielić los Wilka: umrzeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiem, do czego zmierzasz. – Poziom zirytowana Samela wzrósł. – Kiciuś też zaginął. Nareb i reszta zgubili go, gdy wychodzili na spotkanie z nami. Pobrali krew i zostawili go w pokoju. Gdy wrócili, zobaczyli rozbite okno. Karygodne zaniedbanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nikt go później nie widział?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. Zresztą... wszystkie koty wyglądają tak samo. Jedynie Parsa lub Mizar byłby w stanie go rozróżnić, a, jak zapewne zauważyłaś, ani jeden, ani drugi nie jest teraz szczególnie pomocny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pochyliłam się do przodu, przesuwając łokcie bliżej kolan. Zamyśliłam się przez chwilę. Chyba powinnam wysłuchać całości historii... Wciąż nie rozumiałam, dlaczego Parsa stał się prawdziwym lwem, a Nareb nie został orłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Opowiedz mi wszystko po kolei – poprosiłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– By poznać wszystkie szczegóły z pierwszej ręki, powinnaś porozmawiać z osobami, które ciągle trzymały rękę na pulsie. Sugeruję Nareba lub Izelę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ty dlaczego nie możesz mi opowiedzieć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powiedzmy, że przez pewien czas byłem niedysponowany. Chciałbym, żebyśmy zamieszkali razem z pokoju – szybko zmienił temat. – Bren wprowadził się do Izeli i chyba nie byłabyś zachwycona, mieszkając z parą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Rozważę tę opcję. – Uśmiechnęłam się, myśląc o tym, jak cudownie będzie budzić się co rano w objęciach Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W związku z tym, że Izela była zajęta, zapytałam Samela, gdzie znajdę Nareba. Poinformował mnie, iż przesiaduje ostatnimi czasy w zbrojowni, więc skierowałam się tam. Istotnie, zastałam go, gdy nadzorował czyszczenie broni. Czynność wykonywali najmłodsi przedstawiciele ras, a on doglądał procesu, popalając papierosa. „Trochę jak Profesor De” – przemknęło mi przez myśl.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy mnie zauważył, rzucił niedopałek na ziemię, pozdrawiając mnie uniesieniem ręki i dając znak, bym zaczekała w progu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wychodzę na chwilę. Lepiej nie zaniedbujcie pracy, bo wiem, ile czasu zajmuje solidnie wykonana praca. – Jego słowa brzmiały jak rozkaz. Odwrócił się w moją stronę i podszedł do drzwi. – Znalazła się zguba. – Uśmiechnął się na powitanie. – Gdzie zniknęłaś? I... – zreflektował się – ...dobrze cię znów widzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Potrzebowałam zmiany otoczenia. – Wzruszyłam ramionami. – Przyszłam do ciebie, gdyż zostałeś wskazany jako osoba o kompetencjach pozwalających na szczegółowe streszczenie ostatnich miesięcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izela cię przysłała? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No dobrze. Więc od czego mam zacząć? – Przeszedł przez próg, zamykając za sobą drzwi. Ruszyliśmy ku ławce przy Domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Najlepiej od tego, dlaczego Parsa został lwem, a ty nie stałeś się orłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Opowieść Nareba miała sens. Choć treść była szokująca, przedstawił ją w taki sposób, że nawet kilka razy się uśmiechnęłam. Niemal całe trzy miesiące, podczas których mnie nie było, upłynęły spokojnie, ludzie zaczęli mieć aspiracje, aby połączyć się ze społeczeństwem, opuścić nasze dotychczasowe więzienie, jednak wymagało to czasu. Rozpoczęto nawet zwiad na temat zachowań społecznych, tylko że powolny powrót umiejętności Światła i Mroku wywołał niepokój. Wtedy właśnie zarząd, reprezentowany przez Nareba i Izelę, doszedł do wniosku, iż czas wznowić szkolenia. Najbardziej zaawansowani wśród ostałych przedstawicieli obu ras zajęli stanowiska mentorów, dzieląc się z innymi swoją wiedzą. Czyli, krótko mówiąc – system powrócił, z dwoma różnicami: Kolce szkoliły się obok Cieni, a ogrodzenie runęło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Już w pierwszym tygodniu – uściślił Nareb – nie chcieliśmy wychodzić siecią tuneli. W końcu dążyliśmy do rozejścia się po świecie, zatem było wskazane, aby każdy mógł swobodnie wyjść. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Do moich nóg podbiegł Kot, który zawieruszył się zaraz po moim przyjeździe. Nie bałam się, że ucieknie – zawsze wracał. Chodził swoimi ścieżkami. Podniosłam go i położyłam na kolanach. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, jednak nie zapytał o zwierzę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izela powinna niedługo wrócić do siebie – powiedział – wracam do dzieciaków. Gdy zostają długo sami, mają idiotyczne pomysły. – Skrzywił się, wstał z ławki. Poczochrał moje włosy. – Leć na dalsze zwiady, Kociaro. Dobrze mieć cię znowu tutaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odszedł, a ja odprowadziłam go wzrokiem. Kot zamruczał niezadowolony, machnął ogonem, wpatrując się niespokojnie w coś za mną. Odwróciłam się, by zobaczyć zbliżającego się Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izela cię szuka – powiedział, marszcząc brwi, gdy zauważył zwierzę. Cóż, chyba oboje nie przypadli sobie do gustu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Świetnie. – Uśmiechnęłam się, wstając. Zwierzę oparło łapki na moim ramieniu, jakby akcentując swoją przynależność do mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Apetyt na wiedzę zaspokojony?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak. – Spojrzałam na niego z błyskiem w oczach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ja mam chrapkę na coś innego. – Zaśmiał się, składając mi delikatny pocałunek na ustach. Nim zdążyłam go odwzajemnić, Kot zaatakował Samela, rozdzierając pazurkami skórę na jego policzku. Cień syknął. – Oj, nie polubimy się. – Spojrzał na mojego zwierzaka i przyłożył dłoń do krwawiącej rany.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-15607253734764298102017-05-27T15:09:00.000-07:002018-02-27T13:03:31.834-08:00XIII - Nowy rozdział<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ledwie opadł dym, a poczułam, że coś jest nie tak. Coś w moim organizmie chciało wydostać się na zewnątrz, szarpało wnętrzności. Nagłe nudności, zawroty głowy rzuciły mnie na kolana. W uszach dudnił puls, przy czym nigdy nie spodziewałam się, że może być on tak głośny. Cały świat stał się pulsujący. Nie widziałam wyraźnie, ułamek sekundy później już wcale. Każdy oddech przychodził z trudem, coraz większym...</div>
<div style="text-align: justify;">
Dopadła mnie Klątwa. Tak, jak sądziłam. Jedynym pocieszeniem było to, że coś się zmieniło. Nigdy więcej rządów Światła i Mroku. Czyż nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Całe ciało miałam sparaliżowane. Niewidoma i głucha czułam jedynie dotyk – nie czyichś rąk, a krwi płynącej z nosa. Nikt się mną nie zainteresował. Dlaczego?</div>
<div style="text-align: justify;">
Myśl, która pojawiła się nagle, była lodowata – oni przechodzą to samo. To nie Klątwa, przynajmniej nie ta, którą ja się zobowiązałam. To efekt umierania naszych ciał. W połowie byłam Mrokiem. Teraz Cień we mnie umarł, bo nie miał już swojego źródła. Zamiast uwolnić nasze rasy – doprowadziłam do ich eksterminacji. Stałam się mordercą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Umrę ja, Samel, Nareb i inni, Izela już nigdy nie przytuli Brena, a on nigdy jej nie zruga za zbytni entuzjazm. Nigdy. Nigdy...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>I czy było warto, dążyć do tego wszystkiego...?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W moim umyśle pojawiła się jasna plama, czułam ją, wwiercała się w każdą komórkę ciała. A potem zniknęła świadomość.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Coś przyjemnie grzało moją twarz. Usłyszałam ryk lwa. Otworzyłam oczy, w które świeciło słońce. Lekki wietrzyk owiewał moją skórę, a ja próbowałam ustalić, co się właśnie stało. Usiadłam, a w głowie trochę mi zaszumiało. Przede mną stał ogromny kot, w całej swojej okazałości – pokaźna, długa grzywa, piwne tęczówki, masywne łapy, potężne, umięśnione cielsko. Jego pysk był lekko uchylony, jakby się uśmiechał. Coś w jego oczach wydawało się znajome. Spojrzałam na jego cień. Okazało się, że był on najzwyklejszy – brak kolców, co oznaczać mogło tylko to, że zwierzak jest zwyczajnym lwem. Podparłam się na rękach i przysunęłam do niego, wyciągnęłam dłoń, by dotknąć grzywy. Nim palce sięgnęły celu, coś niepokojącego pojawiło się na trawie. Szybko opuściłam głowę, by ustalić, co to jest. Poruszało się, odwzorowując moje ruchy, a zdecydowanie tego nie przywoływałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Mam cień”, dotarło do mnie. Świadomość przywołała lawinę wspomnień i doznań. Rozejrzałam się dookoła. Nareb i Umef leżeli nieruchomo, oddychając miarowo. Spali. Samel sprawiał wrażenie zbyt bladego, nawet jak na Cienia. Spróbowałam się podnieść, jednak nagły ból przeszył moją czaszkę. Lew trącił mnie nosem. Ruszył leniwie w kierunku leżącego, siadając tuż przy jego głowie. Udało mi się podczołgać do chłopaka. Złapałam jego twarz, stanowczo zbyt chłoną jak na panującą wokoło temperaturę. Była nieruchoma, szyja zaś poddawała się bezwładnie moim ruchom.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel? – wychrypiałam. Miał krwawą plamę pod nosem, włosy sklejone krwią, która najpewniej wypłynęła z uszu. Położyłam głowę na jego piersi i zapłakałam. – Nie mogłeś umrzeć, byłeś przecież najsilniejszy z nas wszystkich. – Pociągnęłam nosem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Żołądek ściskała mi stalowa obręcz, a serce jakby coś rozerwało. Lew mruknął, próbując zwrócić na siebie uwagę. Spojrzałam na niego, pogrążona we własnym żalu. W końcu wstał i podszedł do Umefa. Z kieszeni jego luźnych spodni wysunął nosem telefon. Popchnął go w moją stronę. Odwróciłam od niego twarz, obejmując ciało Samela. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejny pomruk wydobył się z gardła ogromnego kota. Pozostałam nim niezainteresowana. W końcu zaryczał, a ja nie mogłam już tego ignorować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Podniosłam się, ciągle roniąc łzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ne teraz, Parsa – chrypnęłam, uznając, że to właśnie on. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Lew nie rezygnował. Łapą starał się nacisnąć jeden z klawiszy telefonu, jednak pazur, którym próbował tego dokonać, ciągle się zsuwał. Obserwowałam go przez chwilę, po czym złapałam za komórkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ten? – Wskazałam mu palcem jeden z guzików. Parsa machnął ogonem. Uznałam to za potwierdzenie. Wcisnęłam przycisk, po czym usłyszałam cichy głosik kobiety informujący, iż dodzwoniłam się na numer alarmowy. Poprosiła, bym powiedziała, co się zdarzyło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel... On... – Przełknęłam ślinę. – Chyba on nie żyje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kobieta zapytała mnie o lokalizację, pod którą ma przyjechać karetka pogotowia, więc podałam instrukcje, jak dojechać do Akademii od Raweni. Nie znałam adresu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ktoś już do was jedzie. – Głos w słuchawce brzmiał formalnie. Potem nastąpiło zakończenie połączenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam zrezygnowana na Parsę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem, czy to coś da. – Pociągnęłam nosem. – Nie znam się na ludzkich możliwościach, jednak wskrzesić kogoś byłoby wbrew naturze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Lew odwrócił się do mnie tyłem, trącając nosem Nareba. Chłopak otworzył oczy i od razu usiadł, zdezorientowany. Zamrugał kilkukrotnie, trzymając się na głowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co, do cholery... – Spojrzał na mnie, potem na mój cień. – Udało się? – Gorączkowo poszukiwał czegoś dłonią. Znalazł miecz, który jednak nie rozjarzył się jasnością. – Co, do cholery... – powtórzył. Spróbował wstać. Zachwiał się przy tym, a jego nogi się plątały. – Co jest, Parsa?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Lew mruknął, ruszając do Umefa. Razem z Narebem szybko go wybudzili. Jego również bolała głowa, co podkreślił serią słów nie uznawanych w żadnym środowisku za cenzuralne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zaraz przyjedzie karetka – powiedziałam, tuląc ciało Samela. To było pewnie tylko wrażenie, wywołane moim własnym pragnieniem, jednak czułam u niego słaby puls.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Parsa, wracaj do ludzkiej postaci. – Nareb wyglądał, jakby było mu niedobrze. – Nie wygłupiaj się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zwierzak pozostał nieruchomy, wpatrując się intensywnie w kolegę. Machnął ogonem z niezadowoleniem. Jego oczy zdawały się mówić „pomyśl”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nareb... – szepnęłam, gdyż głos odmówił mi całkowicie posłuszeństwa. – Sądzę, że on już taki zostanie. – Oddychanie przychodziło mi ciężej niż zazwyczaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Będzie lwem? – Umef zaprzestał narzekań. – Tak całkiem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam cień. Wasze cienie straciły kolce. – Spazm płaczu wstrząsnął mym ciałem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Najlogiczniej z nas wszystkich myślał teraz Nareb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Parsa, spadaj do Akademii. Ludzie nie tolerują lwów na wolności. Schowaj się przed karetką.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pomoc nadjechała po stanowczo zbyt długim czasie. Kolce nas zostawili, idąc na rekonesans do siebie. Chcieli upewnić się, czy nie ma u nich strat w ludziach oraz ile osób potrzebuje opieki medycznej. Położono Samela na nosze, mi pozwolono również wsiąść do samochodu. Pojechaliśmy do znanego mi już szpitala. </div>
<div style="text-align: justify;">
Już w karetce ustalono, że życie chłopaka wisi na włosku, a operacja może okazać się niezbędna. Gdy straciliśmy przytomność, upadł feralnie głową na krawężnik. Nie zauważyłam wcześniej rany na głowie. Zresztą, nigdy nie był to powód do paniki, takie urazy należało jedynie załatać i pozwolić się im wygoić. Gdy moc Mroku nas opuściła – co musiałam w końcu przyznać – staliśmy się tacy jak ludzie. Uczyliśmy się o ich słabościach, długiej regeneracji, ograniczonych możliwościach fizycznych. Teraz byliśmy tacy jak oni. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden z mężczyzn zapytał mnie, czy i mi coś dolega. Zaprzeczyłam, kręcąc głową. Zaczęłam ścierać krew z twarzy rękawem. Łzy ją rozpuszczały.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kiedy dotarliśmy do szpitala, Samela od razu gdzieś wywieziono, a mi wciśnięto w dłonie plik papierów i długopis. Miałam wypełnić dane pacjenta.</div>
<div style="text-align: justify;">
Śledziłam wzrokiem tekst. Na szczęście udało mi się opanować łzawienie oczu, więc widziałam dość wyraźnie, zwłaszcza jak na dzień. Uświadomiłam sobie, że jedyne informacje, jakie były wymagane w formularzu, a ja mogłam je podać to „imię” i „wiek”. Nie mieliśmy nazwiska, adresu i masy innych rzeczy. U nas każdy znał swoją datę urodzenia – jedynie własną – i imiona swoje, rodziców, znajomych. To wystarczało, nie potrzeba było niczego więcej. Nie wnikaliśmy również w szczegółowe informacje o sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wypełniłam tylko dwie linijki. Tyle mogłam. Kobieta w białym ubraniu zabrała ode mnie papiery i spojrzała na mnie krzywo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie możesz wezwać kogoś z jego rodziny? – zasugerowała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam pojęcia, kim są rodzice Samela. Osoby, które nie ukończyły szkolenia, nie przebywały wśród dorosłych Cieni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co z nim będzie? – zapytałam kobietę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Się okaże – zbyła mnie, wracając do swoich zajęć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kiedy skierowałam się do korytarza, którym wieźli Samela, rzuciła do mnie jeszcze numer pokoju i nakazała przed nim czekać, nie robić nic głupiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Minęła godzina, zanim zobaczyłam otwierające się drzwi. Wiem to na pewno, w korytarzu wisiał zegarek, którego uporczywe, równomierne tykanie pogłębiało uczucie pustki, jakie się we mnie pojawiło, gdy tylko zauważyłam, co stało się z Samelem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel? – Wstałam natychmiast, na co moja głowa zareagowała zawrotem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic mu nie będzie – uspokoił mnie mężczyzna w kitlu. – Ukruszył kawałek czaszki, na szczęście nie doszło do zatoru... – Dalszej części wypowiedzi nie zrozumiałam. Cienie miały tylko dwa rodzaje urazów: rany cięte i szarpane. – Za kilka dni będzie zdrów jak ryba. Niebawem się obudzi. Możesz go odwiedzić, gdy zostaniesz już opatrzona – zakończył. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odetchnęłam z ulgą. Chciałam od razu zobaczyć Samela, jednak rozumiałam, w czym rzecz. Postanowiłam pobiec do Domu, by ustalić, co stało się z resztą ludzi. Ganiłam się za to, że dopiero teraz wpadłam na to, by sprawdzić, co z nimi. Przy okazji musiałam się umyć i zmienić ubrania na czyste. Czułam, że w szpitalu trzeba być sterylnym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pozbawiona mocy Mroku bardzo szybko się męczyłam. Nie opuściłam nawet Raweni, gdy moje płuca paliły żywym ogniem. Zatrzymałam się zdyszana, mając wrażenie, że jeszcze kilka kroków i zacznę pluć krwią. Już czułam żelazisty posmak w ustach. W ten sposób nigdy nie dotrę do Domu. Oddychając ciężko, oceniłam pozostałą mi do przebycia odległość. Do Akademii było o wiele bliżej. Oby ktoś z Kolców zechciał mi pomóc...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Znacznie wolniejszym już tempem ustaliłam azymut na siedzibę Kolców, pozwalając nogom na dobranie właściwego dla niech rytmu. Gdy tylko zabudowania zamajaczyły przede mną, zauważyłam, że coś jest nie tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wokół budynków panował istny zwierzyniec. Wszelkie gatunki wydawały z siebie dźwięki, od groźnych ryków po przerażone piski. Gdzieś między tym harmidrem dostrzegłam znajomą dwójkę oraz kilku innych kolców, starających się okiełznać głośną gromadę. Lew zaganiał pomniejsze zwierzęta w kąty, pokazując, kto jest władcą zwierząt. Przemknęłam, lawirując między zwierzakami i krzyknęłam do Nareba:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co tu się dzieje?!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co najmniej połowa naszych została w zwierzęcych formach! – odkrzyknął. – Po co wróciłaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Potrzebuję podwózki, nie zajmie to długo. Nie mam jak dostać się do Domu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Parsa znalazł się koło mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy ruszył w moją stronę. Nareb wymienił z nim porozumiewawcze spojrzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Umiesz jeździć na lwach? – zapytał mnie były Przewodniczący Ostatniego Roku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nigdy nie sprawdzałam. – Pokręciłam głową, gdy wielki kot uniósł nosem moją dłoń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś lekka. Parsa da radę. – Nareb uśmiechnął się, choć w grymasie tym nie było ani odrobiny radości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdyby nie to, że byłam zmuszona do skorzystania z tej nietypowej podwózki, nigdy bym się na to nie zgodziła. Musiałam jednak dowiedzieć się, co u mojej rasy. Przełożyłam jedną nogę przez grzbiet lwa i wsunęłam się na niego. Objęłam jego szyję, a on ruszył biegiem poza teren Akademii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nawigowałam Parsę, odnajdując swoistą radość w jeździe na grzbiecie tak ogromnego zwierzęcia, pomimo niepokoju, który ciągle we mnie tkwił. W przeciwieństwie do sytuacji w Akademii, gdy pokonaliśmy oba płoty – musiałam wskazać Kolcowi dziurę w naszym płocie, co teraz nie miało już znaczenia – na terenie Cieni panowała przerażająca cisza. Miałam złe przeczucia. Szłam wśród milczących budynków, które tak dobrze znałam. Lew podążał za mną bezgłośnie. Moje kroki odbijały się echem – czułam się przerażająco niezdarna i ciężka. Skierowałam się do budynku, w którym mieszkałam. Drzwi były pozamykane, co akurat mnie nie zdziwiło. Krocząc korytarzem, usłyszałam w końcu jakieś głosy. Dochodziły ze stołówki. Gestem dłoni dałam znak Parsie, by zaczekał. Musiałam najpierw sprawdzić, co jest grane, ustalić, czy nic mu nie grozi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wszystkie Cienie stały wystraszone, nie mogąc rozeznać się w sytuacji. Zauważyłam, że nie ma nikogo z dorosłych, a co więcej – ostatni cykl jest mocno przerzedzony.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira! – zawołała Izela, gdy tylko mnie zobaczyła. Przecisnęła się przez tłum, chwytając mnie w ramiona. – Oni zniknęli. – Odsunęła się ode mnie. W jej oczach widziałam mieszaninę ulgi i niepokoju. – Rozpłynęli się, nigdzie ich nie ma. Wszyscy, którzy kiedykolwiek zabili Kolca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To wszyscy, którzy zostali? – Rozejrzałam się po sali. Jeśli tak, to ponad połowa Cieni miała życie na sumieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przeszukaliśmy każdy budynek. – Wbiła wzrok w podłogę. – Wszystkich zebraliśmy tutaj. Próbujemy ustalić, co mamy ze sobą teraz zrobić...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mrok już nie ma – powiedziałam mechanicznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To ona! – zawołała Ayla, przeciskając się przez tłum. – Podobno byłaś z Samelem. Gdzie mój chłopak? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ściągnęłam brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W szpitalu. – Wróciłam do rozmowy z Izelą. – Będziemy musieli zacząć żyć wśród ludzi. Na razie niech każdy wróci do siebie, zajmie się czymś. Tylko się nie rozchodźcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie ma kucharek – poinformowała mnie blondynka. – Będą głodni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To ugotujcie coś. Zapasy chyba nie zniknęły? – To powiedziawszy, wyszłam. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Parsa wszedł za mną do pokoju. Ułożył się na łóżku, rozciągając cielsko i zamykając ślepia. Był to dla mnie surrealistyczny widok. Wzięłam szybki prysznic, wrzucając na siebie pierwsze z brzegu ubrania. Przytwierdziłam pasek ze sztyletami do bioder, uznając go za niezwykle ciężki. Wyszłam z wodą ściekającą z włosów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wróć do Akademii – poprosiłam lwa. – Bardzo dziękuję ci za pomoc, ale nie wiem, jak zareagują na ciebie Cienie, gdyby się tu dostali podczas mojej nieobecności. – Palcami przeczesałam jego grzywę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Parsa stanął przy oknie. Domyśliłam się, że mam mu je otworzyć. Jednym susem wyskoczył na zewnątrz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Choć nie potrafiłam prowadzić samochodu, wiedziałam, że w garażu pod pokojami mentorów znajduje się kilka motorów. Motor umiałam prowadzić. Był tylko jeden maleńki problem – przez płot nie dało się przeprowadzić tak ciężkiej maszyny. Postanowiłam zwrócić się z tym do Brena.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zgodnie z moją prośbą Cienie, które jeszcze się ostały, rozeszły się do swoich pokoi. Słyszałam już wcześniej zamieszanie na korytarzu sugerujące mi, że ludzie posłuchali zalecenia. Chyba stałam się swoistego rodzaju nowym przywódcą. Takim, jakim miał być Samel. I jakim będzie, gdy tylko powróci do nas, czego osobiście dopilnuję. Widząc nieobecność Izeli, postanowiłam sprawdzić, czy jest ona w kuchni. Miałam szczęście – była, Bren również. Po raz pierwszy przeszłam na drugą stronę lady, a moim oczom ukazały się ogromne garnki. Tu również nie było ani jednego „dorosłego” Cienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gotujecie? – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Stanęłam na palcach, zerkając do jednego z garnków.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Próbujemy. – Izela zaśmiała się nerwowo. – Przyszłaś nam pomóc? Nie wybierałaś się gdzieś? – Mieszała uparcie, jakby zawartość naczynia była wrogiem, którego należy zlikwidować. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wybierałam. – Skinęłam głową, po czym usiadłam na końcu blatu. – Czy wiecie może, jak nasi mentorzy opuszczali Dom? Nie sądzę, by wychodzili dziurą w płocie, jak my...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bren uniósł głowę znad ziemniaków, które właśnie obierał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Podziemiami – powiedział, jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. – Mamy przecież pokaźnie rozbudowaną sieć korytarzy podziemnych. Nie wiedziałaś o tym?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela odłożyła łyżkę i oparła dłoń na biodrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skąd miałaby to wiedzieć? – Spojrzała znacząco na chłopaka. – O tym mówią na trzecim roku ostatniego cyklu, kiedy możesz już mieć ćwiczenia terenowe poza Domem, o ile mentor to zasugeruje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Czułam się niedouczona. Ich wiedza już nigdy nie zostanie mi przekazana. Pozostawało mi jedynie zapytać:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak się tam dostać?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bren odłożył obieranego ziemniaka i nóż, po czym wytarł dłonie o spodnie. Na ubraniu zostały białe smugi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Z przyjemnością cię tam zaprowadzę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz tu wracać jak najszybciej! – zagroziła mu Izela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Jak mogłam tego nie zauważyć?”, zastanawiałam się, gdy Bren instruował mnie, że do wyjścia prowadzi szlak na posadzce. Nieco ciemniejsze kamienie wyznaczały trasę, jaką należało przebyć do ukrytych drzwi. To oczywiste, że nikt nie szuka czegoś, co jest w tym stopniu na widoku. Genialne w swojej prostocie! Droga kończyła się przy ścianie obok gabinetu Profesora De.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Teraz najważniejsza rzecz – powiedział, otwierając drzwi gabinetu. – Każdy mentor miał swoje klucze...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na ścianie nie ma zamka – przerwałam mu. – W co więc wsadzić klucz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Klucz nie zawsze musi wyglądać jak klucz. – Uśmiechnął się tajemniczo. Zaczął szperać w biurku, przeszukiwać szuflady, a nawet zaglądać za plakaty. W końcu zerknął pod niewielki dywanik pod fotelem Profesora. – Mam cię. – Zaśmiał się, wyciągając blaszkę wielkości cegły, jednak znacznie cieńszą, z kilkoma wystającymi elementami. – Chodź, Weiro.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyszliśmy z pomieszczenia i zatrzymaliśmy się przed ścianą. Bren wybadał poszczególne elementy zbudowanej z nieotynkowanego kamienia konstrukcji, następnie wyciągnął blaszkę i przysunął ją do wybranego miejsca. Przejechał nią, a ja z zaskoczeniem zauważyłam, że wystające elementy wpasowały się w wyżłobienia. Przycisnął przedmiot do ściany, następnie naparł dłońmi, utrzymując blaszkę wsuniętą i... Kamień ustąpił, odsuwając się ze skrzypieniem. Okazało się, że fragmenty skał przyczepione były do zwyczajnych drzwi, idealnie wkomponowanych w całość. Niewidocznych całkowicie, gdyż w Domu zawsze królował półmrok. Zobaczyłam schody.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bren odsunął się i gestem dłoni zaprosił do środka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kieruj się zawsze w prawo, a trafisz do wyjścia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tylko jak ja mam tu przetransportować motor? – zaniepokoiłam się. Strome schody nie wyglądały zachęcająco.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chcesz stąd wyjechać motorem... – Zamyślił się. – W takim razie pójdę z tobą. Chyba pamiętam jeszcze drogę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Długo trwało, nim znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu. Tego, co prezentowały sobą korytarze, nie można było nazwać plątaniną. To był istny labirynt. Bren kilkukrotnie zdawał się być nieco zagubiony, a ja podążałam za nim, bezsilna jak nigdy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No i jesteśmy! – Silił się na swobodny tom, jednak nie udało mu się ukryć ulgi, która pobrzmiewała w jego słowach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Za drzwiami, przez które przeszliśmy, znajdowało się kilka motocykli. Dwa z nich znałam z nauki jazdy na początku tego roku, więc od razu skierowałam się do pojazdu, jaki na pewno umiałam prowadzić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mnie też zabierzesz na przejażdżkę? – Za nami rozległ się znajomy głos. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Utrata Mroku z organizmu znacznie przytępiła mi zmysły, więc słowa Ayli były dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Ciało przebiegł dreszcz, a serce załomotało szybciej. Bren również wydawał się wystraszony, co – wbrew wszelkiej logice – dodało mi otuchy. Odwróciłam się w stronę rudowłosej, która uśmiechała się ironicznie. Na pewno odczuwała dumę z uzyskania efektu zaskoczenia. Dziwne, że umiała chodzić aż tak cicho. A może to nasze zmysły były aż tak przytłumione.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego miałabym to zrobić? – zapytałam ostrożnie. Nigdy nie ufałam ludziom, a tej personie w szczególności.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hmm... – Uniosła wzrok, wbijając go w sufit. Postukała chwilkę palcami w brodę, po czym wyprostowała się, a jej spojrzenie stało się zimne jak lód. – Może dlatego, że mam prawo dowiedzieć się, co dzieje się z moim chłopakiem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Jej chłopak” – boleśnie oczywista prawda. Poczułam ucisk w żołądku, choć przecież o tym wiedziałam. Samel był z Aylą... każdy o tym wiedział. Nie rozumiałam, jak udało mi się o tym zapomnieć, jak mój umysł mógł pominąć ten ważny fakt i pozwolić sercu, by poczuło coś silnego do nieodpowiedniej osoby? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, masz do tego prawo. – Skinęłam powoli głową, słysząc, że mój głos stał się zupełnie matowy, czując, że do głębi mnie wraca martwica, którą czułam, nim wszystko się zaczęło. To, co nazywałam duszą, ulotniło się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ayla kocim krokiem wyminęła mnie i Brena, który patrzył na mnie badawczo. On nie wiedział. Nikt nie wiedział. A teraz nie było o czym się dowiedzieć. Rudowłosa wybrała dla siebie pojazd, po czym przymierzyła dystans do niego. Uniosła nogę, wsuwając się na siedzisko. Zapytałam Brena, którędy mamy wyjechać, co wyjaśnił mi niedbałym wskazaniem dłonią znacznie większych drzwi. Otworzył bramę, a my wyjechałyśmy z terenu Domu, opuszczając podziemne tunele w lesie przylegającym do Raweni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie chciano nas wpuścić na salę, w której leżał Samel. Kobieta w recepcji zapytała, czy jesteśmy z rodziny, na co obie musiałyśmy odpowiedzieć, iż nie. Ciężko było poradzić sobie w szpitalu, kiedy nie ma się do dyspozycji możliwości, jakie dawała cząstka Mrok. Ostatecznie postanowiłyśmy, że przedostaniemy się tam podstępem. Ayla miała odwrócić uwagę recepcjonistki, ja zaś wejść i ustalić, w której sali znajduje się Samel. Szacowałyśmy, że ktoś na pewno zauważy moją obecność, a ochrona będzie musiała się mną zająć. Tym razem to ja będę odwracała uwagę, a informację o numerze sali, w jakiej leży chłopak rudowłosej, miałam zwyczajnie wykrzyczeć. Był to uczciwy układ, racjonalny. Wdrożenie planu w życie nie należało jednak do najłatwiejszych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Muszę przyznać, że Ayla wspaniale zagadała kobietę, która zaczęła czegoś gorączkowo poszukiwać w stosie papierów. Dziewczyna nachyliła się ponad blatem, obserwując poczynania recepcjonistki. Kolej na mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Możliwie jak najspokojniej podeszłam do wejścia, które pamiętałam z mojego pobytu na leczeniu. Potem, udając osobę, która ma największe prawo być w tym miejscu, ruszyłam korytarzem, zaglądając do kolejnych sal, których drzwi nie były zamknięte. W końcu odnalazłam Samela. Rozpoznałam go od razu pomimo tego, że nie miał na sobie swoich ubrań, a jego głowę zdobiła spora ilość bandażu. Leżał nieruchomo, wpatrując się w sufit. Serce mi zatrzepotało, jednak zdusiłam w sobie wszelkie ciepłe uczucia. Nie miałam prawa, by je mieć. Mimo wszystko przejście obok niego i nie sprawdzenie, jak się czuje, było dla mnie wyczynem niewykonalnym, więc po chwili wahania weszłam do pomieszczenia, w którym leżało jeszcze kilka innych osób. Chłopak uniósł głowę, a ja jego ustach pojawił się słaby uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira... – Jego oczy zabłysły, a on drgnął, co spowodowało zakołysanie się przypiętych do niego rureczek. – Chciałem wyjść, tylko czułem, że przyjdziesz tu z powrotem. – Uniósł się, siadając na łóżku. – Wiesz, co się stało? Udało nam się?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stałam przed jego łóżkiem z zaciśniętymi ustami. Powinnam odpowiedzieć mu wszystko. Wyciągnął do mnie dłoń, a ja odsunęłam się, nim dotknęła mojej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wygraliśmy, teraz nie mamy mocy – oznajmiłam sucho, unikając kontaktu wzrokowego. – Zrobił się bałagan, ale sobie z nim poradzimy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Milczał chwilę. Nie widziałam jego twarzy. Nie chciałam jej widzieć. Wróciłam do skorupy, w której było mi dobrze, teraz nie chciałam, by ją przebił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co jest nie tak? – zapytał cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wszystko jest dobrze. Tak sądzę. Inaczej, ale dobrze. – Kiwałam powoli głową, usilnie wbijając spojrzenie w czubki butów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mówię o wszystkich. Mówię o nas – uściślił. Opuścił stopy na podłogę, zaczął wyjmować igły z ciała, by odzyskać swobodę ruchu. Uniosłam nieco wzrok – strużki krwi spływały z miejsc, w których wcześniej znajdował się metal. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stałam nieruchomo, mój oddech przyspieszył, choć starałam się zrobić wszystko, by się uspokoić. Samel wstał, zbliżył się do mnie, poczułam jego dłoń na moim ramieniu. Łzy zapiekły mnie pod powiekami. To najcięższe pożegnanie w moim życiu, już wtedy to wiedziałam. Zwłaszcza że jeśli pozostanę w Domu, to każdego dnia będę widzieć go z Aylą, jak ją przytula w ten sposób, w który chciałabym, by przytulał mnie, jak jego usta dotykają jej ust, jak uśmiechają się do siebie tajemniczo, tak jak robili to Izela i Bren. Teraz, gdy ćwiczenia nie będą zajmowały mi dni, a noce – regeneracji, nie widziałam dla siebie miejsca wśród swoich.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Twoja dziewczyna tu jest. – Zimno emanujące z mojego głosu nawet mnie poraziło. Nie tak miało to brzmieć. – Zaraz tu będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zostawiłam go, nie patrząc na jego twarz. Niemal wybiegłam, słyszałam, że ruszył za mną, jednak się zatrzymał. Domyślałam się, że spowodowane mogło być to jego stanem zdrowia, ale wolałam samą siebie przekonywać, iż nie chciał za mną iść. Przecież znów będzie z Aylą. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mijając recepcję, rzuciłam do rudowłosej numer pokoju, po czym opuściłam szpital.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie odjechałam daleko. Zatrzymałam się na rozwidleniu drogi. Widziałam z niej jeszcze szpital wystarczająco dobrze, by rozpoznać znajomych ludzi, jednak zbyt daleko, by rozróżniać ich twarze. Zsiadłam z motocykla, parkując go na chodniku. Weszłam na trawnik, usiadłam. Chciałam widzieć, jak wychodzą. Czas był jakby zatrzymany. Słuch wkrótce przyzwyczaił się do odgłosów, jakie słyszałam. Świt zaczął budzić miasteczko do życia. Pierwsze samochody wyjeżdżały na ulicę, czasem ktoś przeszedł koło mnie, rzucając przelotne, niezainteresowane spojrzenie na dziewczynę, która oparła brodę o podwinięte kolana i, z rzadka mrugając, obserwowała budynek szpitala. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Słońce zdążyło już wywołać lekkie pieczenie na moim lewym policzku, który znajdował się po wschodniej stronie, gdy ze szpitala wyszła interesująca mnie dwójka. Ayla trzymała Samela pod rękę, tuląc go do siebie. Na jego głowie nie było bandaża. Domyśliłam się, że go zdjął. Sama bym tak zrobiła. Jego ogolona skóra wywołała we mnie dreszcz. Od zawsze miał dłuższe włosy, chyba je lubił. Czasem trzeba pogodzić się z każdą stratą – w jego przypadku były to włosy, które odrosną. W moim to on, a nie da się wyhodować na nowo Samela... </div>
<div style="text-align: justify;">
Podeszli do zaparkowanego motocykla, ona wsiadła pierwsza, on tuż za nią, obejmując ją w pasie. Odjechali do Domu. Dopiero gdy zniknęli z pola widzenia, wstałam lekko odrętwiała, rozejrzałam się w obie strony. Jedna z dróg prowadziła zgodnie z kierunkiem wydłużonych cieni, wiodąc na zachód. Druga – skierowana ku wschodowi, raziła blaskiem oślepiającego słońca. Świat to coś więcej niż tereny Raweni, Dom i Akademia. Miałam okazję przekonać się, jak tak naprawdę wygląda, zobaczyć miejsca, o jakich słyszałam na zajęciach, a może nawet odnaleźć miejsce dla mnie... Zbyt długo podążałam ścieżką mroku. Skierowałam się ku jasności i ruszyłam przed siebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dom Cieni, trzy miesiące później</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nic nie pozostało takie, jakie było wcześniej. Zniknął każdy Cień, który miał na sumieniu życie Kolca. Każdy Kolec, który zabił Cienia zmienił się w zwierzę. Do takich wniosków doszliśmy po konsultacji z Narebem i Umefem. Zostali tylko tacy jak ja – ludzie z czystym sumieniem. Niektórzy nie mordowali ze względu na brak okazji. Kilkoro po prostu nie chciało tego robić. Kiedyś się z nich śmiałem, teraz rozumiałem, że to oni mieli rację. </div>
<div style="text-align: justify;">
Z uwagi na to, że nie można żyć ze zwierzętami, postanowiliśmy po długich, niemal tygodniowych pertraktacjach przerobić Akademię na zwierzyniec, budując odpowiednie zagrody dla dawnych Kolców, których cała ludzkość wyparła z czasem. Stali się najzwyklejszymi przedstawicielami fauny, co nawet ludzcy przedstawiciele rasy musieli zaakceptować i wprowadzić się do domu. W związku z tym, że potrzebowaliśmy pieniędzy, a ani jeden z nas nie miał pojęcia, skąd dorośli je brali, otworzyliśmy teren Akademii dla ludzi, którzy płacili nam za możliwość pokazania swoim dzieciom dzikich zwierząt. Stroną „prawną” – jak określił to Nareb – zajęły się dzieci Światła. Cienie pozostawały dużo bardziej w tyle, nie będąc tak obyte w ludzkim świecie, do którego to zaczęliśmy nagle przynależeć. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wspólnymi siłami udało nam się stworzyć namiastkę społeczeństwa, w którym każdy miał swoje zadania. O dziwo, funkcjonowało to całkiem nieźle, jednak wiele głosów zaczęło coraz głośniej mówić o przeniknięciu do ludzi i rozpoczęciu życia podobnego do nich. Na to potrzeba było więcej czasu, musieliśmy nauczyć się mechanizmów panujących w Raweni, konwenansów społecznych i systemu, jakim należy kierować się w życiu. Systematycznie zdobywaliśmy informacje, szykując się do wyjścia z naszego „gniazdka”. Nareb kierował wszystkim, był mądrym przywódcą. Ani przez chwilę nie żałowałem, że to nie ja otrzymałem to stanowisko. Zresztą przez większość czasu nie było mnie w Domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Moje dnie zajmowało poszukiwanie Weiry. Gdy wróciłem z Aylą ze szpitala i odkryłem, że jej nie ma, wskoczyłem na motocykl, jeżdżąc bez określonego kierunku i rozpytując ludzi w okolicy o to, czy jej nie widzieli. Na początku usłyszałem od kilku osób, że widzieli ją, i owszem, gdy siedziała na rozdrożu. Nikt nie potrafił mi powiedzieć, dokąd mogła się udać. Przejechałem każdą możliwą drogę, wracając po mniej więcej dwóch miesiącach poszukiwań do Domu. Rozpłynęła się niczym poranna mgła – nigdzie nie pozostał po niej ślad. Izela ciężko to przeżyła, a Bren powiedział, iż być może odnalazła swoją drogę, a nawet swoje miejsce. Dla mnie jej miejsce znajdowało się gdziekolwiek, byle ze mną. Moje miejsce też było koło niej. Ayla dopadła mnie, gdy tylko wróciłem, domagając się wyjaśnień, gdzie zniknąłem. Nie chciałem jej odpowiadać. W ogóle z nią rozmawiać. Kiedy dotarło do niej, że nasza relacja zmieniła się nieodwracalnie, wyraziła się o mnie w niezbyt chlubny sposób, kończąc wypowiedź stwierdzeniem „i tak wstyd się z tobą pokazywać”. Ostatecznie dała mi spokój, a ja... Ja nie miałem celu. Snułem się w okolicach domku ze studnią, gdzie spędziłem z nią tak dużo czasu. Dotykałem materaca, na którym spała, sączyłem przeróżne alkohole w „Zdrajcy”. Szczególnie rozmiłowałem się w rumie, co dało mi pierwszy w życiu przydomek: „Pirat”. Myślę, że czarna przepaska, którą zacząłem nosić po wypadku, gdy to straciłem wzrok w prawym oku, była nie bez znaczenia przy nazwaniu mnie. Życie zaczęło biec gdzieś obok. Myślałem o tym, by pójść w ślad Weiry i być może kiedyś zobaczyć ją jeszcze raz. Izela wybiła mi pomysł z głowy, twierdząc, że miłość mojego życia musi tu pewnego dnia wrócić. Podświadomie czułem, że tego nie zrobi. Stawałem się pijaczyną na utrzymaniu pobratymców, całkowicie nieproduktywnym i bezużytecznym pasożytem społecznym. </div>
<div style="text-align: justify;">
To zabawne, jaki gorzki smak ma zwycięstwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Gdzieś w szerokim świecie</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Glena w końcu była wolna. Nie krępowało jej ciało ani misja, jaką sama sobie powzięła. Dopilnowała, by Amulet trafił w ręce jej córki. Postanowiła to sobie, gdy jej plan przejęcia ciała się nie udał. Dziecko, które sama urodziła, mogło zrobić coś, by nikogo innego nie spotkał taki sam los jak ją. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy dusza opuściła studnię, mogła być wszędzie – cieszyła się ciepłem promieni, widziała rzeczy, o jakich dotąd jej się nie śniło. W swej radosnej podróży przez cuda świata spotkała czarującego chłopca, czy raczej jego esencję. Nie mogli ze sobą rozmawiać, bo przecież nie mieli ust ani strun głosowych. To jednak na poziomie astralnym nikomu nie przeszkadzało. Wyczuwała, co do niej mówił. Na imię miał Mizar, ale wolał, gdy mówiło się do niego Miz. Kiedyś był Wilkiem, a teraz nie miało to znaczenia. Z radością odkryła, że znał Weirę. Choć za życia walczyli ze sobą, a opinie wygłaszane przez niego do pozytywnych nie należały, Glena czuła, jakby uczestniczyła choć w ułamku życia swojego dziecka. Teraz wszystko musiało się już ułożyć, zatem razem z nowym towarzyszem przemierzali świat, czując, jakby w końcu udało się znaleźć im w sobie nawzajem brakujący element. Gdy byli razem, wieczność w postaci niematerialnej wydawała się bardziej przygodą niż przekleństwem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czasami Glenę nachodziła myśl, dlaczego pomimo tego, że często wpadali na dusze im podobnych, nigdy nie spotkała Erala ani nikogo, kto umarł za jej życia. Być może spotyka się tylko dusze z podobnym stażem, a ona przez swoje pozostanie w studni została oddzielona od „swojego pokolenia”. Możliwa była również teoria, iż zmarli po czasie swobodnego istnienia na tym świecie, trafiając finalnie do innego. O tym nie trzeba było myśleć. Teraz można było czuć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W sferze astralnej, trzy miesiące wcześniej</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Sfera niematerialna miała swój urok tylko wtedy, gdy można było z niej wrócić. Wymiar astralny wydawał się teraz dla Mrok nudą – niby można było wszystko, a tak naprawdę nic. Światło był podobnego zdania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po raz pierwszy od wieków rodzeństwo znów stanęło twarzą w twarz. Ona nieuchwytna, ulotna jak cień, on olśniewający, oślepiający blaskiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przyjmij moje gratulacje, Bracie. – Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie. – Wybór Kota na swoje naczynie był iście wybornym pomysłem. – Zaklaskała w dłonie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powiedziała Wielka Bogini, której dziecię postanowiło ją zniszczyć – prychnął chłopiec.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wielka Dwójka stanowiła bowiem parę rozkapryszonych dzieciaków, którym nigdy nie było dane dorosnąć. Jasność i Ciemność wygnali je, gdy byli jeszcze zbyt młodzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mrok wydęła usta, cmokając z drwiną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Coś w Kiciusia ci jednak zostało – skomentowała prychnięcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Światło przewrócił oczami, po czym uderzył w odmienny ton.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musisz przyznać, że rozegrali to fenomenalnie. – Kiwał głową z uznaniem. – Świetnie wykorzystali nasze drobne błędy, nikt wcześniej na to nie wpadł...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna zachichotała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W końcu w tym pokoleniu pojawili się nasi najmocniej wspomagani potomkowie. – Jej oczy zalśniły jak diamenty. – Ich plan był prawie doskonały.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Prawie – zgodził się z nią Światło, po kąciki jego ust uniosły się w szerokim uśmiechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co z tym zrobimy? – Ton Mrok stał się śpiewny, jak zwykle, gdy wyczuwała świetną zabawę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Damy im czas na nacieszenie się zwycięstwem. – Wzruszył ramionami. – Niech poczują się prawdziwie wolni, zrujnowanie tego ich zabawnego pomysłu na życie będzie wyborne!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna przechyliła głowę, oceniając pomysł brata.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To dobry plan. – Zaśmiała się. – Czas przywitać się z rodzicami. Może za nami tęsknili.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Rodzeństwo chwyciło się za dłonie i ruszyło na rodzinne spotkanie.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-89104960764698739752017-05-21T21:52:00.000-07:002018-07-27T19:23:17.920-07:00XII - Przysługa<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ukradłam? – powtórzyłam bezmyślnie. Oczywistym rozumieniem było to, że Hitch posiada drugi taki sam amulet. Tylko dlaczego nie powiedział o swoich podejrzeniach? I skąd u niego aż taka agresja?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Opatrzę ci skaleczenia – zaoferował się Nareb. Chyba nie podobało mu się, że plamię podłogę w jego pokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pozwoliłam mu na przemycie ran środkiem odkażającym. Używał jodyny, znałam ten zapach oraz towarzyszące zabiegom z nią pieczenie. Owijając bandażem moją rękę, mamrotał coś o kocich pazurkach, jednak nie było to nic godnego zapamiętania. Chciałam od razu iść i znaleźć Hitcha, jednak Orzeł poprosił mnie, bym zajęła się najpierw wydobyciem Mroku z umysłu Parsy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadłam naprzeciwko chłopaka i wyciągnęłam ku niemu przyozdobione czerwonymi plamami, zabandażowane ręce. Zaczęłam przyzywać wszelkie Cienie ku sobie, materializując je jako kulę w dłoni, rosnącą z każdą sekundą. Gdy już żadne pasmo Ciemności nie przybywało na moje wezwanie, pozwoliłam sferze się rozpłynąć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I jak? – Przechyliłam głowę, patrząc Parsie w oczy. – Wszystko jasne?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To było... Coś niezwykłego. Niesamowicie surrealistyczne przeżycie. – Uśmiechnął się blado. – Weiro, zrobiłaś coś przedziwnego z moim umysłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pamiętasz wszystko? – upewnił się Nareb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem. Ciężko stwierdzić, czy coś pamiętam, jeśli tego nie pamiętam. – Zaśmiał się sucho. – Nie cierpię Mroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiesz, dlaczego jest u nas ona? – nie ustępował Orzeł, wskazując gestem głowy na mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chcemy... Jak to ładnie było nazwane? „Obalić rządy Światła i Mroku”? – Uniósł środkowy i wskazujący palec u obu dłoni, kreśląc cudzysłów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, to jeszcze powiedz mi o dzisiejszym dniu – nalegał Nareb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na śniadanie zjadłem przepyszną jajecznicę – zaczął, a w jego oczach rozbłysły wesołe iskierki. – Potem umyłem kły. Wszystkie wyszczotkowałem zgodnie z ruchem wskazówek zegara...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A przed zaklęciem? – przerwałam mu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mieliśmy iść do Archiwum. To idziemy? – Obejrzał się na Nareba.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, zatem umknęło ci niewiele. A to, co tam się stało, ustalimy już u Umefa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co zrobimy z Hitchem? – Nie wiedziałam, dlaczego zadałam to pytanie. On dał jasno do zrozumienia, że nic nie obchodzi go moja osoba, a dla mnie mimo wszystko był ważny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Uspokoi się i będzie dobrze. – Parsa wzruszył ramionami. – Koty chodzą własnymi drogami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Instynktownie wyczuwałam, że nie powinniśmy bagatelizować zachowania Kota, zwłaszcza że było ono dziwne. Nawet jak na Kolca. Miałam wrażenie, że należało go złapać i umieścić w miejscu, w którym nie mógłby zrobić niczego, co nam zaszkodzi. Co komukolwiek zaszkodzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Najpierw sprawa książki. – Nareb zadecydował.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Poszliśmy do pokoju Niedźwiedzia. Parsa zastukał kilkukrotnie w drzwi, po czym, nie czekając na odzew, wszedł do pokoju z głośnym okrzykiem powitania. Samel siedział nad tomem, analizując każdą linijkę tekstu. Umef wyglądał na lekko znudzonego i to podrzucał, to łapał kulkę z papieru i taśmy klejącej, leżąc na łóżku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Macie coś? – Nareb usiadł okrakiem na najbliższym krześle tak, że opacie posłużyło mu za podpórkę do rąk, skrzyżowanych na wysokości piersi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dużo słów – mruknął Umef. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Parsa usiadł na brzuchu leżącego. Poczochrał mu włosy, co Niedźwiedź skomentował stęknięciem, po czym zrzucił kolegę na podłogę, czemu towarzyszyło przekleństwo. Lew nie przejął się tym zbytnio, kwitując wszystko śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem, na której stronie Wesołek... – Samel spojrzał znacząco na Parsę – ...znalazł coś, co chciał spalić, ale jeszcze do tego nie dotarłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ja nie pamiętam. – Chłopak przeczesał włosy palcami, uśmiechając się krzywo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Twa pomoc: nieoceniona. – Cień przewrócił oczami. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wrócił do poszukiwań, a ja podeszłam do okna. Przypominałam sobie szczegóły, jakie nastąpiły przed wybuchem Hitcha. Splecione na wysokości miednicy dłonie wyłamywały sobie nawzajem palce. Były lekko wilgotne. </div>
<div style="text-align: justify;">
Co sprowokowało wybuch Hitcha?</div>
<div style="text-align: justify;">
Był spokojny, jak zwykle, dopóki nie pokazałam amuletu Parsie. Wtedy chwycił się za serce. Czy na pewno za serce? Może miał naszyjnik, jak ja, ukryty pod koszulą? A może a tak się przeraził wisiorka, że serce odmówiło mu posłuszeństwa?</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy Parsa tylko wspomniał, że widział amulet wczoraj, Hitch się na mnie rzucił. Wczoraj w rozumieniu Lwa mogło być dowolnym dniem, nim poznał mnie. W końcu nie zajęliśmy się ustalaniem, ile wspomnień stracił przed wyrzuceniem Mroku z jego umysłu. Skoro nie znał mnie, zanik wspomnień musiał trwać minimum trzy do czterech dni. Jednak zaklęcie, które rzuciłam, nie miało na celu zrobienia krzywdy, a jedynie powstrzymanie go. Była to mała siła. Zatem „wczoraj” mogło mieć miejsce do tygodnia. Najprawdopodobniej Hitch był jeszcze w posiadaniu amuletu. Albo że nabył go niedawno. Szybko zaczęłam tracić z nim kontakt. Na początku była między nami nić porozumienia, potem wydawała mi się ona silniejsza z mojej strony, aż w końcu zniknęła w ogóle. Czy zmiana zachowania mogła mieć związek z tym właśnie amuletem? Wyciągnęłam wisiorek, obracałam go w dłoni.</div>
<div style="text-align: justify;">
„Znajdź drugi i zakończ to”. Tak powiedział głos w mojej głowie, gdy byłam jeszcze w studni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam coś. – Samel wyrwał mnie z rozmyślań. – Weiro, zobacz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Podeszłam do niego od razu. Strony otwarte były na stronie z ryciną amuletu, jaki trzymałam w ręce. Rozdział traktował o zmianie ciała przez Światło. Medalion był dawany noworodkowi, który po dorośnięciu miał stać się nowym ciałem dla niematerialnej części twórcy Kolców. Amulet miał zostać założony jedynie w czasie, gdy Światło powoli przejmował nowe ciało, następnie ponownie przez niego zostać ukrytym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jasne punkty w oczach Hitcha. Nie zauważyłam ich wcześniej, bo ich nie było. Pojawiały się nie dlatego, że on coś do mnie czuł, jak podświadomie sobie wyobrażałam, ale dlatego, że jego ciało było zajmowane przez Światło. W jakim stopniu nowy lokator zajmował Kota, gdy omawialiśmy plan wykończenia go? Jak to możliwe, że nikt nie zauważył zmian w Hitchu? Nawet jego brat?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musimy znaleźć Hitcha – powiedziałam cicho i wyraźnie. – I to teraz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czemu? – Źrenice Nareba rozszerzyły się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bo być może on już wcale Hitchem nie jest – odpowiedział za mnie Samel. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wszyscy wyczuli grozę w jego słowach i, bez zbędnych pytań czy dociekań, wypadliśmy na korytarz, poszukując chłopaka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Trzeba było przyznać Kotu, że umiał się schować. Przeszukując cały budynek kilkukrotnie, natknęliśmy się na kobietę z recepcji twierdzącą, że jest cisza nocna i że nie wolno nam biegać po korytarzu. Potraktowana wiązką Mroku odchodziła nieświadoma. Po dobrej godzinie bezowocnego marnowania energii wpadłam na pomysł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gdzie jest Miz? – zapytałam Nareba, z którego rąk sterczało kilka piór. Widać był równie zdenerwowany jak ja, bo nie kontrolował przemiany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W swoim pokoju – odpowiedział bez zastanowienia. – Jego ego jeszcze nie wróciło do siebie, nie pokazuje się publicznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musimy tam iść. – W moim głosie brzmiał upór.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pobiegliśmy do Mizara. Wciąż miałam u niego jedno życzenie, które musiał spełnić. A przecież Wilk świetnie węszy, znajdzie Kota bez problemu. Nie tak wyobrażałam sobie wykorzystanie mojej najmocniejszej karty, ale...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Drzwi do pokoju były zamknięte, a na pukanie nikt nie reagował. Umef uderzył w nie, co zadziałało zadziwiająco skutecznie. To, co zobaczyliśmy, było przerażające. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch, w połowie przemieniony w Kota, trzymał łapy na gardle Miza. Wąskie źrenice tkwily nieruchomo, z szyi Wilka ciekła krew. Choć pazurki były małe, cechowała je niemożliwa wprost ostrość. Z każdym oddechem Mizara cięły głębiej. Hitch jak w amoku syczał, mówiąc, że ma mu oddać ciało, że Kot to nie to, czego sobie życzył i co miał dostać. Na jego szyi kołysał się amulet, taki sam jak ten, który miałam w dłoni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Znajdź drugi i zakończ to”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jak mam to zakończyć? Czy mam zniszczyć amulety? Jak tak to w jaki sposób? Energią Mroku? Pięścią?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeszcze jeden krok – wysyczał Hitch. – A ten wasz najsilniejszy umrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mizar zacharczał. Miałam niepokojące przeczucie, że do jego płuc dostaje się krew. Ludzka część ciała mogła tego nie przetrzymać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bracie... – Parsa uniósł w górę ręce. – Nie chcemy nic ci zrobić... Chcemy tylko porozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie ma tu już twojego braciszka. – Oczy o pionowych źrenicach błysnęły złotym światłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel pochylił się ku mnie, co mogło wyglądać, jakby chciał mnie osłonić. Tak naprawdę jednak szepnął mi do ucha:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wykorzystaj przymus. Niech zerwie mu naszyjnik.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mój puls był tak szybki, że aż utrudniał oddychanie. Krew szumiała w uszach, przed oczami wszystko ciemniało. Nigdy w życiu nie byłam aż tak zestresowana. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zaufaj mi. – Samel dotknął swoim policzkiem mojego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam na niego. Miałam nadzieję, że Cień zrozumie, o co mi chodzi, że chcę przekazać, iż mu ufam, choć nie było między nami takiego porozumienia jak pomiędzy Izelą a Brenem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie musiałam tego wypowiadać. Klątwa połączyła mnie z Mizarem na tę jedną obietnicę. I zadziałała dobrze. Gdy tylko skoncentrowałam się na przesłaniu życzenia, zauważyłam w oczach Wilka błysk zrozumienia. Hitch wpatrywał się w nas dzikim spojrzeniem, krzycząc, że mamy wyjść, bo jak nie, to nas również zniszczy. Nie zwracał więc uwagi na to, że twarz Miza się wydłuża, że wysuwa język ku amuletowi i wciąga go do pyska. Zauważył to dopiero, gdy Mizar szarpnął, rozrywając naszyjnik. Jednocześnie przy tym ruchu pazurki rozdarły jego krtań. </div>
<div style="text-align: justify;">
Samel wykorzystał moment zaskoczenia i rzucił się na Kota, zrzucając go z Wilka. Cała niespodziewana siła Hitcha nagle się ulotniła, zmienił się całkowicie w kota, jednak nie tak dużego jak przy walce z Profesorem De, ale zwykłego, małego kota. Cień szybko go obezwładnił. Kot zawodził z bezsilności, a jego wrzask porażał bębenki uszne. Umef i Nareb od razu znaleźli się przy Mizie, starając się zatamować krwotok. Mizar krztusił się, plując krwią i coraz intensywniej bulgocząc. Parsa osunął się wzdłuż ściany na podłogę, tak blady, że niemal szary, z oczami wpatrującymi się w brata z niedowierzaniem, przerażeniem i rozpaczą. A ja stałam jak kołek. Otrząsnęłam się z szoku, w ułamku sekundy znalazłam się koło Samela, przywołując więzienie z Cieni dla Hitcha. Nie było tak wytrzymałe, jak to, które stworzyła Mrok dla Miza, jednak z Kociakiem powinno sobie poradzić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przynieś jakieś pudło, klatkę, cokolwiek! – zawołałam do Parsy, jednak ten nie reagował. Nie mogłam opuścić pomieszczenia, musiałam utrzymywać Cienie w kształcie. Jedną dłonią kontrolując mroczną zaporę, podeszłam do szafy. Samel zrozumiał, o co chodzi i gdy tylko otworzyłam jej drzwi, wrzucił zawodzącego zwierza do środka. Drzwi zablokowaliśmy krzesłem, a następnie się o nie oparliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Lepiej nie wzniecaj pożaru – rzucił Samel do Hitcha, który, prychając i sycząc, próbował się wydostać. – Ludzka część może tego nie przetrwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kot się odrobinę uspokoił. Samel skinął głową, że sobie poradzi, gdy posłałam mu pytające spojrzenie. Odgłosy wydawane przez Mizara niepokojąco się uspokajały.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy podeszłam do niego, zauważyłam, że jego oczy są matowe, brak w nich nawet nutki obłędu, która zawsze tam była. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Twoje żądanie... – wycharczał, co spowodowało kolejny wypływ krwi z jego gardła. – ...dokończyło, co zaczęłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb przełknął ślinę.<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powinniście uciekać jak najdalej – powiedział do mnie. – Wiesz, co się dzieje, gdy umiera jeden z naszych...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiem. Przepraszam, Mizar, nie tak miało być. – Głos mi drżał. – Nie tak... – Pokręciłam głową, po czym ruszyłam w stronę drzwi. Umef zastąpił Samela w utrzymywaniu Hitcha wewnątrz szafy. Gdy mijałam próg, doszło do mnie jeszcze jedno słowo Miza:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nareszcie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sensacyjnie i rzewnie, ale teraz ruchy, Mała. – Samel chwycił mnie za rękę i pociągnął korytarzem ku klatce schodowej. – Nie chcemy oberwać umierającym Kolcem, słyszałem o tym wiele różnych, bardzo bolesnych opowieści.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Biegliśmy w dół i zatrzymaliśmy się dopiero dwa piętra niżej, mając nadzieję, że siła rażenia tu nie dotrze. To, co nie szkodziło Kolcom, mogło na całe życie uszkodzić nas. Wybraliśmy najbardziej zacienione miejsce, przywołaliśmy zasłonę Mroku i czekaliśmy na to, co musiało się stać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Śmierć Wilka rozbłysła, przebijając się nawet przez naszą zasłonę. Cienie zaskwierczały jak jajko wbite na zbyt mocno rozgrzany tłuszcz. Ich zasłona stała się dziurawa, dymiąca. Blask trwał może dwie sekundy, jednak i tak zostaliśmy nim poparzeni. Gdy zniknął, uwolniliśmy Cienie, które rozpierzchły się w różne strony. Drzwi w pokojach zaczęły się otwierać, zaspane Kolce, zdezorientowane, wychodziły na korytarz, dopytując się, co się dzieje. Zostaliśmy w naszym kącie, patrząc na siebie z mieszaniną wszystkich możliwych emocji. Ja pierwsza zaczęłam się histerycznie śmiać. Samel dołączył do mnie niemal natychmiast. Potem chwycił w dłonie moją twarz i długo całował, przygryzając lekko moje wargi. A ja się temu pozwoliłam porwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Naszą chwilę wyzwolenia od emocji przerwał Bau.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co wy tu robicie? – syknął, wysuwając cienki język. – Obóz wroga jest interesujący do schadzek? – Gadzie oczka wpatrywały się w nas nienawistnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie szukamy kłopotów. – Samel nie przestał mnie przytulać. Czułam bicie jego serca. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ale one znalazły was. – Uśmiech obnażył dwa cienkie, wystające zęby. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyjął zza paska rękojeść, z której wysunęło się ostrze. Następnie zapłonęło ono Światłem. Kilka Kolców zebrało się, obserwując rozwój wypadków. Ich ręce sięgnęły po miecze. Zamachnął się, a smuga Mroku unieruchomiła jego rękę. Samel zareagował odpowiednio szybko. Ja pozwoliłabym mu pewnie na zabicie mnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Schowaj to. – Z głębi korytarza zabrzmiał głos Nareba. On również trzymał w dłoni miecz. – Ładnie proszę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To Cienie! Są na naszym terenie! – zawołał ktoś, kogo nie znałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To są nasze Cienie. – Położył nacisk na słowo „nasze”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To Ona? – zainteresowała się długowłosa dziewczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To Ona – odpowiedział Umef, wyrywając miecz z dłoni Bau. – Zaczęło się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyszliśmy z kąta. Część Kolców wyglądała na zdezorientowanych, paru uśmiechnęło się do nas porozumiewawczo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziś w nocy umarł Wilk. – Głos Nareba brzmiał wzniośle nie tylko z powodu swej głośności. Zrozumiałam w tym momencie, dlaczego to on był przewodniczącym. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zebrani wyrazili swoją dezaprobatę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ona go wykończyła? – zapytała długowłosa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. Zabił go Światło. – Parsa snuł się w dół schodów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Światło? – Bau powtórzył jego słowa jak echo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak – potwierdził Nareb. – Dziś w nocy zakończy się jego panowanie. – Wyciągnął z kieszeni amulet Hitcha. – Czy ktoś zna się na rytuałach?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ja. – Te słowa padły z ust kobiety od kwaterunku. – Moja wiedza była wystarczająco niewygodna dla zarządu, by pozbawili mnie możliwości walki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiesz, co należy zrobić z tym amuletem? – Orzeł podszedł do kobiety.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak się składa, że moja rodzina szukała sposobu na pozbycie się tego Tworu. – Skrzywiła się przy ostatnim słowie. – Od kiedy przekleństwo kradzieży ciała nas dotknęło. Pozwólcie, że nie będę udzielała informacji na forum publicznym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pomimo dezaprobaty świadków rozmowy, poszliśmy z kobietą – Odią, jak się przedstawiła, do pokoju zajmowanego przeze mnie i Samela. Pokój dziwnie się skurczył, gdy znalazło się w nim sześć osób.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Usiedliśmy, gdzie się dało, po czym uświadomiłam sobie, że jedna rzecz pozostaje niewiadomą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co z Hitchem? – zapytałam, a Samel drgnął, jakby ktoś go czymś ukłuł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Siedzi zamknięty w pojemniku na broń – odpowiedział Umef. – Sam się uparł na kocią formę, więc wcisnąłem go do metalowego pudełka. Nie wyjdzie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, że nie przejął jeszcze całej siły Światła – zauważył Nareb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy to na pewno dobry pomysł, by został bez nadzoru? – zaniepokoiłam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nastąpiła chwila refleksji, po której Niedźwiedź wstał, mówiąc, że po niego idzie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A co do amuletu... – zachęcił Orzeł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odia wzięła wdech, po czym łypnęła badawczo na mnie i Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro już rewolucja, to rewolucja. Amulet służy do przejmowania ciała, co pewnie już odkryliście. Istnieją takie dwa – jednego używa Światło, a drugiego Mrok. Bez nich, gdy ich ludzka powłoka ulegnie zniszczeniu, wrócą do sfery niematerialnej. Najstarsze podania mówią o tym, że zostali oni wygnani przez swych rodziców za ciągłe waśnie... Jednak nie to jest istotą problemu. Jak myślicie, co trzeba zrobić, by zniszczyć tak silny talizman? – zapytała, drapiąc się w nos.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wyczytaliśmy, że tylko krew Światła zabije Mrok... – rzucił Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze wyczytaliście. Moja rodzina też do tego doszła. Tylko skąd wziąć krew Mrok? Żaden z nas nie ma do niej dostępu. Amulet był czasem dostępny, czasem nie. – Odkaszlnęła. – Tylko nie było jak go zniszczyć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Myślę, że może się udać zdobyć krew Mroku. Ze Światłem nie będzie problemu – powiedziałam, czując ucisk w żołądku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I co mamy z tą krwią zrobić? – zainteresował się Nareb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zanurzyć w niej amulet – wyjaśniła Odia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Umef miał przypilnować Hitcha, w czasie gdy Samel i ja pójdziemy zdobyć krew Mrok. Nie miałam pojęcia, jak ją znaleźć, choć pamiętałam, gdy mówiła, że jeśli coś uda się osiągnąć w naszej sprawie, to mam po prostu chcieć się z nią skontaktować, a pokrewieństwo ją do mnie przywiedzie. Nie wierzyłam w rodzinną telepatię, ale cóż innego pozostawało mi uczynić? Nareb obiecał zająć się kwestią śmierci Mizara, tłumacząc to w sobie tylko znany sposób Zarządowi Akademii. Powiedział, że śmierć dzieci Światła się zdarza i ma już w tym wprawę. Nie znając panujących tu zasad, musieliśmy z Samelem na to przystać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wykorzystując najciemniejsze miejsca, wymknęliśmy się z Akademii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dokąd jedziemy, Mała? – Samel wbił bieg i ruszył czerwonym samochodzikiem. – Tylko nie przesadzaj z odległością, mamy już niewiele paliwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Może do studni? – odpowiedziałam, nie mając lepszych pomysłów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chyba odziedziczyłaś to po mamie. – Zaśmiał się i dodał gazu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W dłoni ściskałam amulet Mrok. Uznaliśmy, że w ramach wzajemnej nieufności każdy zaopiekuje się amuletem swojej rasy. Było to zdecydowanie niepraktyczne, zważywszy na to, że musieliśmy ponownie się spotkać, by wymienić się krwią naszych twórców, zamiast załatwić sprawę od razu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zastanawiałeś się kiedyś, ile Kolców zabiłeś? Ilu z nich mogło być takim Narebem? – zapytałam, opierając głowę na zagłówku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie kontynuowałam tematu. Chyba nie chciałam znać odpowiedzi. Samel musiał mieć na swoim koncie wiele zabójstw. W końcu miał zostać nowym przywódcą. Oni są najbardziej śmiercionośni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ulice były puste, więc szybko dojechaliśmy na polanę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel… – Zatrzymałam go, nim wyszedł z samochodu. – Chciałabym, byś odjechał. Najdalej, jak się da. Nie chcę, by w razie, gdy coś nie pójdzie jak powinno, odbiło się to na tobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie zostawię cię samej – zaoponował.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musisz. Weź to. – Podałam mu amulet. – Lepiej, by nie wyczuła, że go mam. Mogłaby go przechwycić i szanse na powodzenie spadłyby do zera.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie zostawię cię samej – powtórzył, tym razem bardziej stanowczo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zrób to. Tak trzeba. – Włożyłam w jego dłoń talizman. – Szkoda by było, by to wszystko poszło na marne. A w razie niepowodzenia ty będziesz planem B.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mogę... – zaczął, ale zastawiłam mu usta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Po prostu to zrób. – Odsunęłam się od niego i otworzyłam drzwi. Ruszyłam ku polanie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Myślałam już, że mnie nie posłucha, gdy do moich uszu dobiegła dźwięk odpalanego silnika. Odjechał. Zalała mnie mieszanina ulgi i samotności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaopatrzona byłam jedynie w swoje sztylety i butelkę po gazowanym napoju, którą planowałam przepłukać jeszcze raz, dla pewności, w wodzie ze studni. Gdy oczyściłam ją już trzeci raz, zdałam sobie sprawę, że jest to jedynie głupie odwlekanie tego, co jest nieuniknione. Odłożyłam naczynie, po czym stanęłam na polanie. Skoncentrowałam się, próbując wysłać myśli w przestrzeń. Nie wierzyłam w powodzenie misji. Cisza, w jakiej stałam, przypomniała mi noc, którą spędziłam w domku z Samelem. Teraz również nasłuchiwałam. I nie usłyszałam kroków.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Córko... – odezwała się, materializując przede mną. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Balansowała na granicach realności z boskością. Moja matka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiem, jak pokonać Światło. Znam skuteczny sposób. – Postanowiłam nie owijać w bawełnę i przejść do sedna sprawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jaki? – Sukienka unoszona wiązkami Cienia powiewała wokół jej nóg. Była bardzo eteryczna, a zarazem przerażająco rzeczywista.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Twoja krew go zabije. – Celowo wróciłam do pierwszego planu, jaki mieliśmy. – Użyjemy strzałek do usypiania zwierząt, by mu ją wstrzyknąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zbliżyła swoją twarz do mojej. Nie miała zapachu. Bo czy Ciemność może pachnieć? Chłód bijący od niej działał na mnie kojąco.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I mam dać ci krew? – Światło księżyca sprawiło, że uśmiech, jaki przywołała na twarz, mroził krew w żyłach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To chyba nie do pominięcia. – Zagryzłam wargi, wbijając wzrok w ziemię. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jej wzrok przewiercał mnie na wylot. Niemal czułam, jak prześwietla moje kości. Na pewno zaraz się dowie, co planujemy. Pozna każdą moją myśl...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gdybym nie znała twojej matki... – Zaczęła mnie okrążać. – ...ani nie wiedziała, że twoja krew jest moją krwią, co uniemożliwia ci knucie przeciwko mnie, byłabym pewna, przekonana o podstępie. – Mrok zatrzymała się znów przede mną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Milczałam. Nie byłam dobra w kłamaniu. Wolałam mówić tylko to, co było prawdą, pomijając nieodpowiednie jej fragmenty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jedak ten pierwiastek człowieka w tobie może być zwodniczy. – Przywołała Cienie wokół nas. – Więc pozwól, że się zabezpieczę. Moja krew ulatnia się w ciągu trzech dni. Trwa to tyle samo, co regeneracja waszych ran. Pozwolisz związać się Klątwą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ciekawa byłam, na czym miała ona polegać. Bałam się jednak zapytać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dopilnujesz, by nikt mnie nie tknął przez te sześć dni. Nikt nie może nawet drasnąć mojego ciała. Wiem, że sposób zabicia Światła jest analogiczny do sposobu zabicia mnie. Jeśli nawet zabijecie mojego brata trzeciego dnia, to pobrana od niego krew nie przetrwa więcej niż trzy dni. Sześć dób mnie zabezpieczy. I doprowadzi do ostatecznego triumfu. – Chłodną dłonią uniosła moją brodę. – Wtedy już nikt nie dotknie moich Cieni. – Jej oczy były nieskończenie ciemne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zgoda. Przyjmuję Klątwę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pamiętaj, że za złamanie obietnicy umrzesz. – Uśmiechnęła się. – Będzie mi przykro z tego powodu, więc wolałabym nie dołączać cię do cienistych dusz, które ciągle mi towarzyszą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jakby na potwierdzenie jej słów jeden z Cieni przesunął się między jej włosami. Jedna dusza.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zwiąż mnie Klątwą. Nikt cię nie dotknie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I nie zakazi mnie krwią światła. Gdybyś jednak postanowiła ponieść ciężar Klątwy, wiedz, że na te sześć dni pozostanę niematerialna. Nic mi nie zrobicie. Nie da się wprowadzić czegoś materialnego do energii astralnej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie zamierzam łamać klątwy. – Słyszałam, że mój głos brzmi, jakbym była zdecydowanie bardziej pewna siebie, niż faktycznie miało to miejsce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wybornie. – Zaśmiała się i zawirowała jak w tańcu. – Gdzie mam nalać krew? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ruszyłam ku studni, gdzie leżała butelka. Mrok nie była nią zachwycona, ale ostatecznie przecięła swój nadgarstek, pozwalając smolistej cieczy wpłynąć do naczynia. Po zakończeniu procederu pocałowała mnie w czoło, wiążąc tym samym Klątwą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Najbardziej raduje mnie to, że zginie jak zwierzę, którym w istocie jest! – Zaśmiała się, po czym zniknęła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zakręciłam butelkę, po czym ruszyłam w stronę ulicy. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do Akademii. Nawet jeśli klątwa obejmowała coś więcej niż tylko naruszanie ciała Mrok, chciałam mieć to za sobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Tuż przed miastem zauważyłam znajomy czerwony samochodzik. W środku siedział Samel, opierając czoło o kierownicę. Wschód zaczął barwić niebo na odcienie oranżu, a on wydawał się pomimo tego dziwnie blady. Nawet jak na Cienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zastukałam w szybę od strony kierowcy. Poderwał się. Zauważyłam, że ma podkrążone oczy. Ostatnie dni były męczące, a nieprzespana doba z pewnością dała nam obojgu w kość. Widząc mnie, uśmiechnął się i wyszedł z samochodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Posłuchałem cię – rzucił, po czym objął mnie, jak na mój gust zbyt mocno. Mimo to było to przyjemne. – Odjechałam najdalej, jak się dało. Tu skończyła się benzyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Szkoda. Liczyłam na przejazd do Akademii. – Wyplątałam się z jego rąk i zamachałam butelką.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czeka nas zatem przemarsz zwycięstwa! – Dotknął swoimi wargami moich.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak – odpowiedziałam, całując go ze zdecydowanie mniejszą delikatnością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Być może miał to być ostatni spacer w moim życiu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Powinniśmy byli się spieszyć. Odcinek, jaki mieliśmy do pokonania, nie wymagał aż tak długiego czasu, jednak przyjemnie było zatrzymywać się na przelotny pocałunek, droczyć czy po prostu iść wolniej, obejmując się. Zrozumiałam, dlaczego Izela i Bren tak często się dotykają. To odurzające. Gdyby jeszcze tydzień wcześniej ktoś powiedział mi, że będę uwielbiała patrzeć na Samela, a co więcej – cieszyć się z czyjegoś dotyku, uznałabym to za majaczenie chorego umysłu. Tymczasem byłam w stanie uniesienia. Być może to nie na miejscu. Mizar nie żył, Hitch prawdopodobnie też. Ciężko określić stan, gdy ktoś wyrzuca istotę ciebie samego i zajmuje twoje ciało. Wtedy nie wiesz, czy sam organizm jest tą osobą, czy tą osobą był ktoś, kto go zamieszkiwał. </div>
<div style="text-align: justify;">
Starałam się nie myśleć o Klątwie. Jeśli całą wieczność miałabym spędzić jako cień błąkający się w osłoniętych od słońca zakątkach – te chwile były tego warte. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zatrzymaliśmy się przed Akademią. Choć telefon, jaki dostaliśmy od Nareba, twierdził, że powinniśmy naładować baterię, udało się nam wykonać połączenie. Dzwonienie do Parsy okazało się bezskuteczne, zatem wybrałam numer Umefa. Zdążyłam zakomunikować, że jesteśmy pod Akademią, gdy nagle połączenie zostało zerwane, a ekran komórki zgasł. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chwilę później w naszą stronę szli Umef i Nareb. Nieśli ze sobą butelkę podobną do tej z pochłaniającą światło substancją, którą ja ściskałam w dłoni tak, że bielały mi kostki, z tą różnicą, że jej zawartość jaśniała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jak to zwykle bywa, gdy czeka się na coś, co miało być momentem niezwykłym, który zapamiętamy do końca życia, sama forma wykonania nie była heroiczna, chwila nie buchnęła fajerwerkami i nie zagrała przy tym wzniosła muzyka. Nie towarzyszył nam patos, a serca nie drżały. Po prostu TO miało się stać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Do sprawy podeszliśmy bardzo formalnie – wymieliliśmy się naczyniami, po czym w świetle słońca, na widoku, polaliśmy amulety krwią. Zniknęły z sykiem, wydzielając smród spalenizny i uwalniając gęsty, szary dym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>I wtedy się zaczęło.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-2009973179461801662017-05-14T03:02:00.005-07:002018-02-27T12:59:53.349-08:00XI - Na wygnaniu<div style="text-align: justify;">
Weira opadała w postaci zdecydowanie bardziej materialnej, niż jej się wydawało, że powinna być. Gdy skoczyła, sądziła, że... Właśnie, co właściwie sądziła? Spadając, obtarła sobie prawy bok. Pomimo wody, która odrobinę zamortyzowała upadek uderzyła stopami w twarde dno, co odczuła jako falę bólu przechodzącą przez kości niczym mrowienie przy zdrętwieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś tam? – zawołał Samel, wyraźnie zaniepokojony. – Czy ty jesteś normalna? Jak mam cię stąd wyciągnąć? Weira?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Już nie „Młoda” ani „Mała”, pomyślała z pewnym rodzajem satysfakcji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic mi nie jest! – odkrzyknęła do ciemnego zarysu głowy i ramion na tle błękitnego nieba. – Sama wyjdę! – Jakoś, dodała w myślach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Sama nie rozumiała, co ją podkusiło, by zrobić to, co zrobiła. Jednak przymus wskoczenia w ciemną dziurę był zbyt silny, logiczne myślenie nie miało z nim nic wspólnego. Tylko dlaczego?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Amulet”. Nie wiedziała, skąd ta myśl zjawiła się w jej głowie, jednak się jej poddała. Po omacku zaczęła przeszukiwać dno, jednak jedyne, co na nim znajdowała, to drobne kamyki i coś jakby szlam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro sama wyjdziesz, to wychodź. – Głos Samela zadrżał. – Czemu to zrobiłaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Weira milczała, uparcie przeszukując dno. Nagle jej palce natrafiły na coś ostrego. Nie przebiło to skóry, jednak na pewno nie było normalnym dnem studni. Wyciągnęła to. Po oględzinach w słabym świetle sączącym się z otworu u góry uznała, że to sztylet. Prawdopodobnie nie do użytku, ale sztylet. Wsadziła go za pasek. Przymus zmuszał ją, by szukała dalej. „AMULET”. To niewątpliwie nie był amulet. Dalej przeszukiwała dno, jednak bezskutecznie. „AMULET”. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ale tu go nie ma! – powiedziała dziwnie piskliwym głosem, przerażona własnym zachowaniem. Przymus nie ustępował. Starała się go zwalczyć, jednak na nic, ręce same nadal wyszukiwały uparcie przedmiotu w mule. Oddychała coraz szybciej, ogarniała ją panika.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel, wyciągnij mnie! – pisnęła z rozpaczą, nie umiejąc okiełznać ciała. Dobrze, że choć nad głosem panowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wytrzymaj chwilę – zawołał i oddalił się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Serce Weiry łomotało, poczuła napływające do oczu łzy. Coś nią władało; coś, czego nikt nie znał, coś pozazmysłowego, nienamacalnego. Została sama, nie było Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dłonie przeczesywały uparcie dno. Jedynym plusem sytuacji było to, że głębokość wody w studni nie zmuszała jej do nurkowania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel... – jęknęła, głos przestawał jej słuchać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak wrócił po jakimś czasie, którego Weira nie potrafiła ocenić. Nadal nie znalazła tego, czego szukała. Chwilę później coś u góry zadźwięczało metalicznie. Obok jej twarzy opadła końcówka zardzewiałego łańcucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chwyć go! – krzyknął Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mogę! – odpowiedziała drżącym głosem, nadal błądząc dłońmi po dnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Schodzę po ciebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak zaczął podążać w dół, trzymając się łańcucha. Nogami oraz plecami opierał się o ściany studni, uważając, by nie spaść. Miał wrażenie, że ściany się zwężają. Na szczęście tylko tak mu się wydawało. Zatrzymał się przy Weirze i wyciągnął do niej dłoń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chwyć mnie, zacznij się wspinać. Będę cię asekurował – powiedział do dziewczyny, nadal uparcie przeszukującej dno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mogę!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie pytał więcej. Stanął na dnie, chwytając Weirę w pasie. Zaczął wspinać się z wierzgającą brunetką, która za wszelką cenę starała się uwolnić. Mięśnie mu drżały, a rdza na łańcuchu wrzynała się w skórę, mieszała z jego krwią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zabierz mnie stąd! – prosiła dziewczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Próbuję – wysapał, zapierając się plecami o ścianę studni, usiłując nie spaść w dół. – Nie ułatwiasz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zabierz!!!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Energia Samela zaczęła się kończyć, a do pokonania był jeszcze większy odcinek studni. Nagle Weira się uspokoiła. Sięgnęła ręką po coś, co zaczepione było o zadzior spękanego boku studni. Był to naszyjnik. Chwyciła go, czując, jak przymus ją opuszcza. Rozparła się rękami i nogami w studni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Możesz mnie puścić, utrzymam się – powiedziała, choć jej głos nie brzmiał pewnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wolałbym nie – zaprotestował Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dam już radę. To... minęło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wspinaj się pierwsza. – Podciągnął ją drżącą ręką, by mogła chwycić się łańcucha. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Dziewczyna chwyciła naszyjnik z zęby i zaczęła wspinać się ku górze. Tuż przed wyjściem usłyszała w głowie głos, który nie znosił sprzeciwu. „Znajdź drugi i zakończ to.”</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>A potem w studni rozległo się coś w rodzaju westchnienia ulgi, czego ani Weira, ani Samel już nie usłyszeli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Usiadłam na brzegu studni, po czym wyciągnęłam z niej, najszybciej jak umiałam, nogi. Chciałam od niej uciec. Wyplułam na trawę wisiorek, pozostawił mi w ustach żelazisty smak. Nie mogłam jednak zostawić Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pochyliłam się nad studnią i omal nie zderzyliśmy się głowami. Usiadł zziajany na brzegu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co to do cholery było?! – Parzył na mnie rozszerzonymi źrenicami. – Tam na dole, czemu wskoczyłaś... Wyjaśnij mi to! – zażądał, stawiając stopy na ziemi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chodźmy stąd – powiedziałam cicho, nie potrafiąc opanować drżenia. Podniosłam z ziemi naszyjnik i złapałam Samela za dłoń, ciągnąc go byle dalej od studni. Nie protestował. Nie pytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy uznałam, że jestem wystarczająco daleko od miejsca, które mnie przerażało, spojrzałam na niego. Jego klatka piersiowa nadal unosiła się i opadała intensywniej niż zazwyczaj. Musiał przecież mnie dźwigać przez połowę drogi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mam pojęcia. Nie wiem. Coś... kazało mi tam wskoczyć. Kazało mi znaleźć to. – Wysunęłam w jego stronę wisiorek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wziął go do ręki i zaczął się przyglądać. Sama z ciekawością zerknęłam na moje znalezisko. Był to niewątpliwie stary przedmiot. Nie zardzewiał, co sugerowałoby szlachetność metalu, choć smak, który nadal czułam, był zdecydowanie smakiem żelaza. Złożony został z licznych kółek przeplatających się ze sobą, tworzących większy okrąg. Łańcuszek, na którym wisiał, nie był niczym niezwykłym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Miałam wrażenie, że Samel już nigdy się nie odezwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeśli chciałaś jakieś cacko, mogłem dać ci sto razy ładniejsze, wystarczyło poprosić. – Spojrzał w końcu na mnie. – Chyba że to była twoja alternatywa treningu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie chciałam cacka! – zaprotestowałam. – Coś kazało mi to wziąć. Coś, co w mojej głowie kazało mi znaleźć drugi i coś zakończyć...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Głosy w głowie to nic dobrego... – Obserwował mnie uważnie. – Dobry Mroku... Prowadzimy misję wariatki! – Wcisnął mi naszyjnik do rąk. – Położyłem życie na szali, straciłem pozycję i możliwość bycia Przywódcą Cieni dla majaczenia wariatki! – Zaczął się śmiać. Nie był to jednak radosny śmiech. Brzmiał bardziej jak rozpacz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel... Ja nie miałam tak nigdy. – Przełknęłam ślinę, mając nadzieję, że nie mijam się z prawdą. – Sądzę, że tam jest... było coś, co kazało mi to zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co? Duch byłego lokatora możnowładcy? – Wskazał się rozwalającą się budowlę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem... – Przypomniałam sobie o broni włożonej za pasek. – Znalazłam jeszcze to. – Wyciągnęłam znalezisko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co? – Odwrócił się do mnie i wyrwał mi drugi z przedmiotów. – Stary nożyk?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. – Pokręciłam głową. – To sztylet. Wydaje mi się, że taki jak nasz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spoglądał na zanieczyszczone ostrze. Przetarł je mokrym rękawem. Metal zalśnił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zdecydowanie nasz. – Obracał broń w dłoniach. – Starszego typu. Teraz mamy bardziej obłe rękojeści. Szybciej się je wyciąga i lepiej leżą w dłoni – dodał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przetarł całość sztyletu rękawem, skupiając się na rękojeści.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro to broń dawnego typu, to powinna mieć tu jedną rzecz. – Wyciągnął przedmiot w moją stronę. – I gdybym nie wiedział, jakie masz uzbrojenie, nie uwierzyłbym ci.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Na rękojeści widniał wyrzeźbiony, lekko roztarty od częstego użytkowania napis: „Eral”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowiliśmy napalić w piecu w kuchni, żeby wysuszyć ubrania. Słońce w całej swojej złośliwości, jak to miało w zwyczaju, postanowiło nie sprzyjać Cieniom i gdy tylko rozłożyliśmy rzeczy, by schły, ukryło się za chmurami. Nie mieliśmy zatem innego wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego imię Eral przekonało cię do tego, żeby mi uwierzyć? – zapytałam, wysuwając dłonie spod koca w stronę pieca, który zaczął już wydzielać odrobinę ciepła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlatego, że to rzecz, której nie wiesz. Nikt nie chciał ci o tym opowiadać. Chyba ja też nie powinienem. – Wyciągnął przed siebie stopy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro to mnie dotyczy, chyba powinnam o tym wiedzieć. – Nie ustępowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Westchnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Niektórych rzeczy wolimy nie wiedzieć. I tylko wydaje nam się, że chcemy poznać prawdę, a potem tego żałujemy. – Przeczesał rozpuszczone włosy palcami, by szybciej schły. Sięgały mu one troszkę za linię ramion.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mogę przyznać ci rację, gdy się dowiem. Albo być usatysfakcjonowana nową wiedzą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Patrzył na mnie badawczo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze. Powiem ci, co wiem, ale powiesz mi, co ukrywasz. Nawet przed Izelą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Już miałam się zgodzić, gdy przypomniałam sobie, że jest jedna rzecz, którą ukrywam przed współlokatorką nie bez powodu. Czy Samel powinien o tym wiedzieć? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Potarłam dłońmi twarz. Choć niedawno wstałam, czułam się okropnie zmęczona. Izela powtarzała, że podobno tajemnice męczą, dlatego mówi o wszystkim Brenowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zgoda – powiedziałam w końcu, nie będąc pewna, czy to dobry pomysł. – Mów. – Zagryzłam wargę, czekając na coś, co mogło zmienić moje życie lub zszokować mnie tak, jak moja informacja zszokuje niebieskookiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Więc, Mała – zaczął, przyjmując swoją minę wszystkowiedzącego. – Eral był twoim ojcem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Po raz pierwszy wysłuchałam historii o moich rodzicach. Tych, których uznawano za moich rodziców – poprawiłam się. Dowiedziałam się o tym, jak zginął Eral i w jaki sposób przyszłam na świat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie spodziewałem się, że to ta studnia tutaj – dodał Samel. – Szczerze pomieszało mi się to kompletnie z historią o studni w Japonii. Twoja mama zadziwiająco je lubiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Urodziłam się w studni? – Wolałam się upewnić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przytaknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Uznano, że Glena się załamała i wolała zginąć, niż urodzić dziecko, które nie pozna Erala. Bardzo go kochała, po jego śmierci zrobiła się podobno kościotrupem. Przerażała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wbiłam wzrok w jedno z brudnych okien. Czy ta historia mną wstrząsnęła? Chyba nie. Mogła być może w połowie prawdziwa. A Glena była dla mnie tylko imieniem, świadomością, że ktoś taki istniał. Nie miałam dla niej żadnych uczuć. Może odrobinę byłam jej ciekawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Twoja kolej – przypomniał Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeżeli sądziłeś, że twoja opowieść jest szokująca, posłuchaj tego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jeśli chodzi o sensacyjne wiadomości, wygrałam z Samelem. Bezsprzecznie. Początkowo wątpił w to, co mówię, jednak w miarę opowieści przyznawał, że wiele rzeczy ma sens.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Profesor De, gdy nawiązywała się rozmowa o tobie, mówił, że nie masz nic wspólnego z Eralem. Nikt nie widział ani odrobiny podobieństwa. Przede wszystkim on był bardzo dowcipny – rzucił, spoglądając na piec. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Milczeliśmy stanowczo zbyt długą chwilę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy powinienem teraz jakoś szczególnie cię traktować? – zapytał w końcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Niby dlaczego? – Spojrzałam na niego zdziwiona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro Mrok jest naszym bóstwem, to ty jesteś półboginią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Raczej nie. – Pokręciłam głową. – Jestem raczej nieudanym zabiegiem. – Wstałam, by sprawdzić, czy moje spodnie wyschły już całkowicie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś dla siebie za ostra. – Chłopak poszedł w moje ślady.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wzruszyłam ramionami, pakując broń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zajmijmy się lepiej tym. – Wskazałam amulet, leżący na podłodze między nami. – Myślę, że to coś ze studni stanowczo chciało, by ktoś zajął się amuletem. Ustalmy, co to właściwie jest. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Trzeba by przejrzeć jeszcze raz archiwa w Domu. – Samel wsunął sztylet w pochwę. – A z tym może być pewien problem, bo nie mamy już tam wstępu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Podniosłam amulet. Przejechałam palcem po kółeczkach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro to należy do Cieni, a mamy znaleźć drugie... Sądzę, że w równym stopniu owocne okażą się archiwa Kolców.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz rację, Mała. – Poklepał mnie po głowie. – Kontaktuj się ze swoim lubym. Odwiedzimy Akademię po raz kolejny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb nie wydawał się zachwycony pomysłem naszych odwiedzin, a tym bardziej szperaniem w starannie poukładanych manuskryptach i drukach znajdujących się w podziemiach Akademii Kolców. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To balansowanie na bardzo cienkiej linie. – Jego głos nie wyrażał entuzjazmu. – Mam nadzieję, że tego nie spieprzycie. Wyjdę po was przed bramę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy podjechaliśmy, faktycznie go zobaczyliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sprawa wygląda tak. Wprowadzam was do Archiwum, a wy szukacie tego, co was interesuje. Nie hałasujcie, nie zwracajcie na siebie uwagi. Nie chcę również być wyklęty. – Skrzywił się. – Przed zamknięciem po was przyjdę – poinstruował nas. – Co do noclegu, zagadam z kilkoma osobami. Myślę, że nic się nie stanie, jak skorzystacie z prysznica. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Szliśmy za nim, a Samel co jakiś czas kiwał głową lub mruczał „yhm”, sporadycznie dodając do repertuaru „dobrze”. Mieliśmy zaczekać na Nareba przed budynkiem mieszkalnym dla adeptów, bo uznał, że spokojnie możemy zatrzymać się w jakimś nieużywanym pokoju. Wyszedł po kwadransie, wręczając nam po karteczce. Mi wręczył dodatkowo kluczyk.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wasze chwilowe tożsamości. Jesteście rodzeństwem, przeczytajcie kilka faktów o sobie. – Uśmiechnął się. – I starajcie się nie wpadać na Mizara. Jest trochę rozhisteryzowany, ale już na chodzie. Pokój 314 to trzecie piętro. Przyjdę do was za chwilę, złapię tylko coś do jedzenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jako że miałam już jakieś rozeznanie w budowli, poszłam przodem. Otworzyłam drzwi. Pokoik nie dobiegał zbytnio wyglądem od tego, w którym mieszkał Hitch. Stały w nim dwa łóżka, ściany obite były boazerią, szafa pamiętająca lepsze czasy, stolik z trzema i pół krzesłami – pół, gdyż jedno zdecydowanie nie nadawało się do siedzenia, trzymało się w kupie chyba jedynie dzięki swojej własnej sile woli. Po lewej stronie pokoju, tuż przy oknie, znajdowały się drzwi, jak się domyślałam, do łazienki. Samel też na to wpadł i, rzucając sztylety na łóżko, skierował się właśnie do niej. Przyznam, że sama najchętniej wskoczyłabym przed nim pod prysznic, jednak po co wszczynać bezsensowne zatargi?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Usiadłam na jednym z łóżek. Skrzypnęło. Chyba tu wszystko musiało skrzypieć. Zaczęłam zdejmować wysokie, wiązane buty, zauważając, że stanowczo przydałoby się je wymienić. Podeszwa już odchodziła. Spodnie również potrzebowały naprawy. Bluzka była jedną wielką plamą. Postanowiłam pod prysznicem zrobić przepierkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy oswobodziłam się z obuwia, rozległo się pukanie w drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wstałam i bezszelestnie podeszłam, by otworzyć. Za nimi stał Hitch. Miał niewielkie, gojące się już rozcięcie brwi. Dolna warga również była pęknięta. Poza tym wyglądał na całkowicie zdrowego. Odetchnęłam z ulgą. Gdzieś w głębi duszy się o niego martwiłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nareb powiedział mi, że przydadzą się wam ubrania. – Wręczył mi sporych rozmiarów reklamówkę. – Nie wiem, jakiej wielkości nosicie buty... – urwał, unikając mojego wzroku. – Ale w magazynie mamy spory wybór rozmiarów. Na pewno coś dobierzecie. Umef powiedział, że reszta ubrań powinna na was pasować – skończył, po czym odwrócił się i ruszył korytarzem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch! – zawołałam za nim, rzucając na podłogę reklamówkę i idąc szybkim krokiem w jego stronę. – Chciałam ci podziękować!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To tylko ubrania – Zatrzymał się i spojrzał na mnie beznamiętnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie o to mi chodzi. Mówię o obronie przed „Zdrajcą” – przypomniałam sobie nazwę lokalu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie broniłem cię. – Zmarszczył brwi. – Zawsze rozpoczynamy walkę od mojego ataku. – Hitch wzruszył niedbale ramionami. Poszedł w swoją stronę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wymagaj od niego wyższych uczuć. – Głos Nareba zza moich pleców przyprawił mnie niemal o zawał serca. – Koty nigdy ich nie miały. Przyniosłem wam ręczniki, chemię pod prysznic, no i kilka kanapek – kontynuował, a ja nie chciałam się do niego odwrócić. Obserwowałam sylwetkę Hitcha, który właśnie skręcał. Czy on nie czuł tego porozumienia między nami?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy stanął przede mną, dopiero zareagowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziękuję Nareb. Za wszystko. – Przełknęłam ślinę, ciągle sparaliżowana szokiem, jaki wywołały we mnie słowa Hitcha. – Postaramy się za wszelką cenę nie zwracać na siebie uwagi...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeśli chcesz pozostać anonimowa, to lepiej weź prysznic. Wyglądasz jak po przegranej wojnie. – Uśmiechnął się i puścił do mnie oko. – Jak pojęcie i się ogarniecie, przyjdźcie po mnie do 612.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, przyjdziemy. – Pokiwałam głową, domyślając się, że ma na myśli numer pokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb szybkim krokiem skierował się do klatki schodowej, a ja wróciłam do pokoju. Samel nadal się mył. Uchyliłam na chwilę drzwi do łazienki i wsunęłam mu przez nie ręcznik. Położyłam się na łóżku, które uznałam już za swoje i patrzyłam bezmyślnie w sufit. Nie chciałam analizować, dlaczego czułam się tak źle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zabiegi higieniczne mojego towarzysza trwały wystarczająco długo, bym zapadła w sen. Nie omieszkał obudzić mnie, rzucając na mnie mokry ręcznik. Zauważyłam, że zdążył się już przyodziać w nowe ubrania. Przyniesione przez Hitcha. Ścisnęło mnie w żołądku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Idź się szybko myć, nie jesteśmy tu na urlopie – mruknął do mnie. – Mam nadzieję, że pozdrowiłaś ode mnie swojego kochasia? Słyszałem, jak go wołasz...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zamknij się, Samel. – Wzięłam ubrania, ręcznik i akcesoria prysznicowe, po czym weszłam do łazienki, nieco zbyt mocno zamykając drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Czysta i pachnąca wyszłam stamtąd po pewnej chwili. W ślad za mną z pomieszczenia wydobyło się nieco oparów gorącej wody. Samel siedział po turecku na drugim z łóżek, polerując jeden ze sztyletów. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jadłeś? – zapytałam. Mój głos był matowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, czekałem na ciebie. Przecież nie mogę odmówić sobie przyjemności spożywania z tobą posiłków. – Zaśmiał się, jednak jego spojrzenie było zimne. – Nawet jeśli jesteś bezczelna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bezczelna? – Uniosłam brwi, sięgając do reklamówki z kanapkami. Rzuciłam mu jedną, a on złapał ją w locie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bezczelna. Stroisz fochy, a nasza sytuacja jest nieciekawa. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie stroję fochów. – Zagryzłam wargi. – Są rzeczy, o których nie chcę rozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel ugryzł kanapkę i przeżuwał ją niespiesznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pan Idealny nie jest idealny? – rzucił między kęsami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Być może jest. Jednak nie dla mnie – ucięłam temat, zagłębiając zęby w chlebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cieszy mnie to – powiedział pod nosem. Nie zadałam sobie trudu, by odpowiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Po skończonym posiłku poszliśmy do Nareba, który razem z Parsą i Umefem siedział w pokoju 612. W piątkę zeszliśmy do Archiwów znajdujących się w podziemiach Akademii. Po drodze zgarnęliśmy po parze butów. Nie były one tak ciche, jak nasze, gdyż Kolce z natury nie są równie ciche jak Cienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy jakieś cztery godziny do zamknięcia. – Nareb zakasał rękawy. – Pomożemy wam. Powiedzcie, czego szukamy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyciągnęłam spod bluzki amulet. Uznałam, że najbezpieczniejszy będzie na mojej szyi, ukryty pod ubraniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To będzie ten dział. – Wskazał na jeden z regałów. – Widziałem tam kilka pozycji o talizmanach. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zajęliśmy się poszukiwaniem podobnego talizmanu w opasłych tomiskach, bogato zdobionych rycinami. Tumany kurzu unosiły się z książek przy każdym szybszym ruchu, zatem karty trzeba było obracać powoli. Systematycznie przerzucaliśmy strony, wyszukując choć wzmianki o zawieszce z kółek. W pewnym momencie oderwałam wzrok znad ilustracji, gdyż poczułam się nieswojo. Parsa wpatrywał się we mnie pustym wzrokiem, nie mrugając. Jego oczy były bardziej okrągłe niż zazwyczaj, a na twarzy pojawiło się kilka lwich wąsów. Zerknęłam na jego dłonie. Paznokcie były znacznie bardziej masywne niż ludzkie. Transformacja jednak nie została kontynuowana.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Parsa, co jest? – zapytałam, a głos mi zadrżał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Widziałem już kiedyś podobny amulet... – powiedział, po czym się otrząsnął. – Tylko nie wiem, co to mogłoby oznaczać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A gdzie go widziałeś? – Nareb przechylił głowę, wpatrując się w przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mogę na razie powiedzieć. – Pokręcił wolno głową. – Bo nie wiem, co to by oznaczało dla osoby, która go prawdopodobnie ma.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyczuwałam zagrożenie. Co prawda Parsa wrócił już do normalnej ludzkiej postaci, jednak nadal coś mnie w jego zachowaniu niepokoiło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powinniśmy sprawdzić w innym dziale – powiedział w końcu i zerwał się z miejsca. Niemal pobiegł do rajki zatytułowanej „Kroniki Jasności”, następnie zaczął uparcie śledzić wzrokiem grzbiety tomów manuskryptów. W końcu jego spojrzenie zatrzymało się na pozycji opisanej jako „Wybrani”. Wyciągnął księgę, a my obserwowaliśmy go z zaciekawieniem. Zauważyłam, że Samel przysunął się do mnie, a jego dłoń spoczywała na rękojeści sztyletu. Nie ufał nadal Kolcom, zresztą czemu tu się dziwić... Po reakcji Parsy nadal czułam się niepewnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak wertował strony, nie przejmując się faktem, że niektóre ze stron rozsypują się ze starości. Nareb i Umef wrócili do przeglądania talizmanów, natomiast my tylko z pozoru przeszukiwaliśmy obrazki. Obserwowaliśmy Lwa. Gdy znalazł coś, co go wyraźnie zainteresowało, wyjął miecz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Samel, a broń Parsy zapłonęła jasnością. Zamierzył się na książkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Spali ją” – przemknęło mi przez myśl. Tam musiało być coś ważnego, czego nie chciał nam ujawnić!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zerwałam się z miejsca, jednak nie miałam szans na zablokowanie ciosu w księgę. W chwili desperacji rzuciłam Mrokiem w Parsę. Jego miecz zgasł, a on zamrugał zdezorientowany. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co ja tu robię? – zapytał, rozglądając się po pomieszczeniu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb rzucił mi groźne spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Miało nie być kłopotów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Chciałam powstrzymać go...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Rozumiem. Dlatego nie wyciągam konsekwencji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb wstał od stolika i podszedł do Parsy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musimy ci trochę poprzypominać – powiedział do przyjaciela, kierując go ku wyjściu. – Posprzątajcie tutaj. – Te słowa zdecydowanie przeznaczone były dla nas.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zebrałam tomy leżące przede mną, wnosząc je na odpowiednie miejsca. W moje ślady poszli zarówno Samel, jak i Umef. Gdy uporaliśmy się z układaniem, na stoliku została tylko jedna pozycja – „Wybrani”. Niedźwiedź wziął ją w swoje duże dłonie, następnie wsunął pod koszulkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A to czytadełko pójdzie z nami do łóżka. – Uśmiechnął się do mnie, a jego oczy zalśniły.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W drodze z Archiwum dopytywałam się Umefa, gdzie jest teraz Parsa. Miałam wyrzuty sumienia z powodu rzucenia Mroku na jego umysł, jednak nic innego nie przyszło mi do głowy w tak szybkim czasie. Miałam nadzieję, że uda mi się wyciągnąć z niego zamroczenie w ten sam sposób, w jaki przywoływałam Cienisty Miecz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Szczerze to nie wiem, ale znając życie, pewnie jak zwykle wszystko, co warte uwagi, dzieje się w pokoju Nareba – odpowiedział Niedźwiedź, drapiąc się po głowie. – Pójdę do siebie i zajmę się znalezieniem tego, co Parsa chciał usunąć. To mogą być ważne informacje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pójdę z tobą. – Samel skinął na mnie. – A ty leć zrobić coś z Parsą. Taktycznie zapytaj go o naszyjnik, nim spróbujesz odwołać Mrok. Wtedy nie będzie wiedział, dlaczego ma nam o nim nie mówić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze. – Skinęłam głową i ruszyłam do pokoju Nareba.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pokonując klatkę schodową, wpadłam na lepszy pomysł niż zwyczajnie zapytanie, czy widział gdzieś ten naszyjnik. Wtedy wzbudziłabym u niego podejrzenia co do tego, po co mi ta wiedza potrzebna. Miałam nadzieję, że fortel się powiedzie, a Nareb zrozumie, o co mi chodzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W pokoju zastałam trójkę osób, nadplanowym był Hitch, którego aktualnie nie miałam ochoty oglądać. Powstrzymując się przed opuszczeniem pomieszczenia, wyciągnęłam naszyjnik.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Parsa, nie wiesz może, czy ktoś tego nie zgubił?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak spojrzał przymrużonymi oczami na błyskotkę w mojej dłoni. Hitch chwycił się za serce. Gdy na niego zerknęłam, zauważyłam, że wpatruje się stanowczo zbyt uważnie w przedmiot. Jakby go rozpoznawał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kim, do cholery, jest ta dziewczyna? – zapytał Lew, marszcząc brwi i spoglądając dla odmiany na mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dostałeś Mrokiem, to nasza przyjaciółka – wyjaśnił Nareb. – A wiesz coś o naszyjniku?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie zajmuję się bibelotami dla dziewczyn. – Skrzywił się. – Jak ona ma na imię?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jestem Weira. – Podeszłam do niego i wyciągnęłam do niego naszyjnik – Proszę cię, to ważne. Widziałeś gdzieś ten naszyjnik? – Przykucnęłam koło siedzącego na łóżku chłopaka. – To ważne...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, nie widział – odpowiedział za niego Hitch, wyraźnie zirytowany. – Daj spokój mojemu bratu, Cieniu – prychnął na mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co się z tobą dzieje? – Parsa wyglądał na zdezorientowanego. – Ona jest Cieniem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, ale spokojnie. – Nareb starał się uspokoić kolegę z amnezją. – Wszystko wyjaśnię ci później. Powiedz, co wiesz o naszyjniku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Widziałem go wczoraj, tak mi się zdaje. – Podrapał się po głowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nagle Hitch zaatakował mnie pazurami. Zaczął drapać moje ramiona, wydając z siebie wściekłe prychanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zaatakowałaś mojego braaaaaata! – Jego słowa brzmiały jak miauczenie, choć można było je zrozumieć. Wydobywały się z głębi gardła, jak u rozdrażnionego kota.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nic mu nie będzie, postaram się to cofnąć... – broniłam się, jednak cienka bluzeczka nie stanowiła dobrej osłony przeciw pazurom. Nie chciałam używać już tego dnia zaklęć. To rozdrażniłoby go jeszcze bardziej. Z pomocą przyszedł Nareb, który chwycił Hitcha za kark i odciągnął ode mnie. Przechodząc w postać kota, napastnik znacznie się zmniejszył, zatem wisiał teraz nad ziemią, wymachując na wpół kocimi łapami, sycząc, prychając i fukając. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Orzeł bezceremonialnie otworzył drzwi i zamknął za nimi wściekłego Hitcha. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie rozumiem, co się dzieje. – Parsa z niedowierzaniem kręcił głową. – Co w niego wstąpiło? Nigdy się tak nie zachowywał...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam wrażenie... – Moje ręce drżały, a głos był niepewny. Krew z przedramion brudziła podłogę, na której leżał upuszczony przeze mnie amulet. Podniosłam go z niej i wstałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jakie wrażenie? – ponaglił mnie Nareb. – Że to ma związek z amuletem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pokiwałam głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Możliwe – zgodził się Parsa. – Pewnie sądził, że mu go ukradłaś.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-37071819687929617162017-05-08T00:04:00.000-07:002018-02-27T12:57:44.867-08:00X - Dziewczę ze studni<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kolce miały zdobyć krew Światła, a Cienie – Mroku. Tą uchwałą postanowiliśmy zakończyć nasze spotkanie. Moi ludzie – czy mam prawo tak ich określać? - skierowali się do wyjścia. Planowaliśmy podrzucić Izelę i Brena do Domu, uznając zgodnie, że lepiej będzie, żebyśmy zaginęli bez śladu dla wszystkich niewtajemniczonych Cieni. Samel otwarł drzwi, a ja, wychodząc, patrzyłam na Hitcha. Przez to wpadłam na Profesora De.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– O, kogo my tu mamy. – Uśmiechnął się, choć jego oczy przekazywały zupełnie inny komunikat niż usta. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Profesorze... – Samel również był zszokowany.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zawiodłeś mnie. – Mentor pokręcił głową w rozczarowaniu. – Porozmawiamy o tym później, w Domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Do De dołączyła Reala i kilku innych mentorów, wyraźnie zdegustowani naszym zachowaniem. Było ich, jak szybko policzyłam, pięć. Czyli ucieczka nie wchodziła w grę. Cała misternie zaplanowana akcja, walka z Mizarem na nic. Teraz już nigdy nie będę mogła wykorzystać prawa zwycięstwa... </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– … i dlatego zostaniecie przykładnie ukarani – skończyła mówić Reala, choć początek jej wypowiedzi całkowicie mi umknął. – Nie tylko za upuszczanie terenu bez zgody Mentorów, ale za spoufalanie się z Ludźmi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przykładne ukaranie oznaczało u nas dwie rzeczy. Pierwszą z nich była egzekucja, co stosowano jedynie w przypadkach wyjątkowo grożących rasie, a nie sądziłam, by postanowili pozbyć się nas, zwłaszcza Samela, już na stałe. Raczej chcieliby dać nam nauczkę, nieźle w kość, czyli zastosować wariant drugi: zamknięcie w Samotni na minimum miesiąc. Znane były przypadki, gdy ktoś za wyjątkowo okrutny czyn dostawał wyrok nawet dekady w samotni. Podobno już po dwóch miesiącach Cień traci tam zmysły, gdyż nie spotyka tam innych ludzi. Nikogo. Ściany są wygłuszone, posiłki podawane przy pomocy windy, a jedynym dźwiękiem, jaki można usłyszeć, jest kapanie wody z sufitu. Mogłabym w niej posiedzieć, nie należę do osób szczególnie towarzyskich... Pomyślałam jednak o Izeli i Brenie. A nawet Samelu. Czy wytrzymaliby to?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Niewiele myśląc, przywołałam Cieniste ostrze i zaatakowałam Profesora De, który stał najbliżej mnie. Samel otrząsnął się z szoku, po czym dołączył do mnie. Krzyknęłam do Brena i Izeli, żeby uciekali jak najdalej. Nie byli tak zaangażowani w sprawy z Kolcami jak my, więc mieli szansę uniknąć Samotni. Co do mnie... Wolałam zginąć, niż wrócić do hermetycznego środowiska Cieni. Już nie potrafiłabym tam żyć, spodobało mi się podróżowanie po świecie, brak treningów, robienie rzeczy, które choć w moim odczuciu mają sens i są słuszne. Kątem oka, między jednym skrzyżowaniem broni a drugim, zobaczyłam oddalającą się parę. Gdybym miała na to czas, odetchnęłabym z ulgą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Walka z Profesorem De przypominała wyreżyserowany pojedynek. Poza jedynym zaskoczeniem, jakie mogłam zastosować, czyli mieczem z cieni, każdy wypad, atak z boku czy z góry robił się przewidywalny, w końcu sami nas tego uczyli. A zrobili to naprawdę dobrze – sytuacja pojedynku była patowa. Wyczuwałam, że niebawem jednak De zyska przewagę, bo dołączą do niego inni, a w starciu z nawet dwoma mentorami nie mam szans. Reala wyciągnęła sztylet, uderzając mnie w ramię rękojeścią. Mój Cienisty Miecz zadrżał, przez ułamek sekundy myślałam, że go stracę, odsłaniając się na kaskadę cięć. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nagle na twarz mojego przeciwnika wpadł spory jak na swój rodzaj czarny kot, miaucząc przeraźliwie. Wraz z nim obok mnie wyrósł Niedźwiedź, który machnął swoją ogromną łapą, rozbrajając De. Kot zeskoczył z sykiem z twarzy Mentora, skacząc na Realę, która nie wiedząc, co się właściwie dzieje, próbowała odsunąć zwierzę od swojej klatki piersiowej. Ostre pazurki siekały jej skórę, rozrywając lekką, letnią bluzkę i przyozdabiając ją krwawymi plamami. Gdzieś po mojej lewej zaryczał Lew, nad głową załomotały skrzydła Orła. Nareb. Mimowolnie odczułam ulgę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Reala ostatecznie złapała Kota za kark i cisnęła nim o ścianę, dysząc przy tym. Zwierzak odbił się od cegieł i spadł, lekko drżąc. Powoli przybierał swą ludzką postać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nagle Mentorzy zrobili coś, czego nikt by się po nich nie spodziewał – De krzyknął coś w ich stronę, a oni zaczęli się wycofywać, by w końcu, najprościej mówiąc, uciec. Tylko zakrwawiony Profesor zatrzymał się na sekundę, odganiając sztyletem Orła, i krzyknął:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ayla o wszystkim się dowie! – Schylił się, nie wyglądając już tak wyniośle, gdy ptak wbił mu szpony w kark, a on wydał z siebie coś pomiędzy stęknięciem a piskiem. Zrzucił z siebie napastnika, którego szpony trzymały kawałek skóry wyrwany wrogowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy zniknął ostatni Mentor, a Orzeł wrócił, siadając na płocie i zmieniając się na powrót w Nareba, pozwoliłam Mieczowi się zdematerializować, a sama podbiegłam do Hitcha, którego pierś unosiła się i opadała powoli. Parsa, jeszcze z lwią grzywą, obserwował brata uważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy… będzie z nim dobrze? – Przełknęłam ślinę, nie będąc pewna, czy chcę znać odpowiedź.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zawsze na cztery łapy – powiedział Lew, badając uważnie stopień uszkodzenia ciała poszkodowanego. – Powinno być z nim wszystko dobrze. Gdyby to w ludzkiej postaci tak oberwał, nie miałby szans przeżycia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłam nieco zdezorientowana na Parsę, nie do końca rozumiejąc, co przybrana forma ma do obrażeń. Wyjaśnił mi krótko:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Koty są przystosowane do upadków z wysokości, dlatego są lekkie. – Skinął na Umefa, już nie Niedźwiedzia, a zawołany podniósł Hitcha, bezceremonialnie przerzucając go sobie przez ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nareb stanął za mną i położył dłoń na moim ramieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W tej chwili nie możemy zaoferować wam azylu, musicie radzić sobie jakoś sami. – Jego głos był o pół tonu niższy niż zazwyczaj. – Jedyne, co mogę zaoferować, to mój telefon. Dzwońcie do któregoś z nas, postaramy się przybyć jak najszybciej. – Urwał na chwilę, a ja odwróciłam się w jego stronę. Dłoń spoczywająca na moim ramieniu opadła w dół. – Teraz naprawdę wam wierzę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nasi sojusznicy odeszli w stronę Akademii, a ja stałam razem z Samelem przed lokalem, w którym wszystko się zaczęło, w którym pierwszy raz spotkałam Hitcha, w którym on mnie uratował i przed którym o mało przeze mnie nie zginął. Samel odchrząknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zbierajmy się, musimy wymyślić, gdzie się schować. Będą nas szukać – wyrwał mnie z zamyślenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, masz rację – powiedziałam, choć wcale mnie to w tej chwili nie interesowało. Nie uratowałam Hitcha przed uderzeniem, a on był przecież Kotem... Słabym, a rzucił się z pazurami, by pomóc mi w walce, choć tak niewiele mógł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy odchodziliśmy w stronę samochodu, rzuciłam ostatnie spojrzenie na lokal. Jego szyld nosił nazwę „Zdrajca”.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ustaliliśmy, że najrozsądniejszym i najbardziej dostępnym na tę chwilę miejscem noclegowym będzie dawne więzienie Mizara. Lokalizacja była nietypowa, a mój towarzysz stwierdził, że wedle wszelkiej logiki, nawet jeśli mentorzy znali nas od podszewki, nie będą nas tam szukać. To nie my wymyśliliśmy to miejsce, a Mrok. Musieliby zatem znać jej tok rozumowania. Dojechaliśmy najbliżej, jak to było możliwe, ukrywając samochód wśród drzew. Jego kolor był wyjątkowo niezdatny do kamuflażu, zatem, mimo małych gabarytów pojazdu, zmuszeni byliśmy użyć wiele ulistnionych gałęzi do ukrycia go. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Domek był niewielki i zaniedbany. Ziejąca pustka w miejscu, w którym kiedyś było okno, wpuszczała do niego wiatr. Sama nie wiedziałam, czy bardziej przeszkadza mi przeciąg, czy wilgotny zapach pleśni i grzybów, który królował wewnątrz. Ostatecznie jednak Samel podjął decyzję o zastawieniu okna, uznając nieprzyjemny zapach za „konieczny dyskomfort”. W pokoiku, do którego wchodziło się ze starej kuchni, w której stał wyglądający na niestabilny kaflowy piec, stało nadjedzone przez korniki łóżko, rozpadająca się szafa, podłoga zaś przyozdobiona była porozrzucanymi gazetami w zaawansowanym stopniu rozpadu. W kuchni znalazłam w starym kredensie kilka słoików z owocami. Wyglądały na zdatne do jedzenia, aczkolwiek długo się zastanawialiśmy, czy dobrym pomysłem byłaby ich konsumpcja. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Koce były w fatalnym stanie, jednak po oględzinach całego domku odkryliśmy jeszcze mniejszy pokoik, w którym to zapewne nocował Mizar. Z ulgą sięgnęłam po torbę z żywnością. Noc postanowiliśmy spędzić właśnie w najmniejszym pomieszczeniu, które nie rzucało się w oczy, poza tym gołe ściany nie cuchnęły tak intensywnie, jak zbutwiała materia i rozpadające się meble. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Miz otrzymał od Mrok zestaw koców, które leżały w nieładzie na sienniku – jak podejrzewałam – całkiem świeżym, gdyż pachniał sianem, nie stęchlizną. Położyłam się na nim z lekko czerstwym rogalem w ręce, przeżuwając go dokładnie i czując smak jak nigdy dotąd. Kontemplowałam sufit. Samel położył się obok mnie, jednak on ułożył się na boku, podpierając głowę ręką, nie jak ja, na plecach. Wiedziałam, że jest zajęty jedzeniem, jednak czułam jego wzrok na sobie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powiedz mi jedną rzecz – rzucił w końcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Było to dla mnie do tego stopnia niespodziewane, że mimowolnie drgnęłam i spojrzałam na niego. Postanowiłam udawać, że wcale mnie nie wystraszył.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hm? – Uniosłam brew, przełykając.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co ty w nim widzisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zauważyłam, że niewiele zjadł. Wpatrywał się we mnie. Wyglądał na lekko zirytowanego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W kim? – Odwróciłam się na bok, odzwierciedlając jego pozycję.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W Kocie. – Zabrzmiało to, jakby wypluł słowa, a nie wypowiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mówisz o Hitchu? – To raczej nie było pytanie. – On... On jest taki jak ja.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie jest taki jak ty. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Podniósł się z siennika i odłożył niedojedzone pieczywo na rozłożoną reklamówkę. Już na mnie nie patrzył. Słusznie założył, że nic nie powiem. Kontynuował.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– On jest kimś, kto w najlepszym przypadku będzie w stanie zareagować na coś poprawnie. Czasem może zdarzy mu się zabłysnąć, jak w barze na przykład, ale... To dalej jest ktoś mierny. Ty nauczyłaś się nowego wymiaru Mroku, jesteś kimś, nawet mentorzy tak sądzą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Reala mówiła, że nie mam duszy – wtrąciłam mu się w słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Może tak się wydawać. Też uważałem cię za nie w pełni rozwiniętą, ale sporo zyskujesz przy bliższym poznaniu. Mam wrażenie, że myślisz o wiele więcej niż mówisz. Czy... to przeze mnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Również usiadłam. Czy pytał o to, jak wpłynęło na mnie gnębienie zarówno przez niego, Aylę, jak i całkiem spore grono jego znajomych? Sama nigdy nad tym się nie zastanawiałam, to było częścią naszego życia. Oni uprzykrzali mi życie, ja to ignorowałam, czasem jedynie miałam nieprzyjemne myśli na ich temat. Takie, które wyrażone doprowadzały Izelę do śmiechu. Chyba jednak nigdy nie powodowały u mnie zmiany tego, kim jestem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie – odpowiedziałam w końcu po dłuższym namyśle. – Zawsze byłam taka. Mrok mówiła, że jestem jak Glena.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skąd Mrok wie, jaka była Glena?! Twoja matka ją znała? Nie było wzmianek o jej spotkaniach z Mrok...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Cicho. Znała, ale nie drążmy tego tematu. – Zagryzłam wargi, chcąc uchronić się przed kłamaniem na temat Mrok i Gleny. – A skąd ty wiesz tyle o Hitchu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem, obserwacje. – Machnął niedbale ręką. – Chcę wiedzieć o tym, o czym ty wiesz. Widzę, że coś ukrywasz. – Oparł ciężar ciała na rękach i zbliżył się do mnie, zatrzymując swoją twarz stanowczo zbyt blisko mojej. Mogłabym policzyć jego rzęsy, gdyby miało to jakiekolwiek znaczenie. Zwróciłam nawet uwagę na to, że jego oczy były jasnoniebieskie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co ukrywam? – Przyjęłam postawę obronną. A jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak. – Czemu nie ma tu Ayli?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co tak interesuje cię Ayla? – Zmarszczył czoło. Mój wybieg zadziałał. Krew zaczęła szybciej krążyć mi w żyłach. Z gniewu? Tylko czemu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ciebie powinna interesować, przecież „piękna z was para”. – Ostatnie słowa wypowiedziałam, naśladując tak dobrze mi znaną manierę głosu dziewczyny Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ayla to Ayla. Nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia – powiedział, po czym spojrzał na mnie z konsternacją. – Już nie ma – dodał znacznie ciszej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przełknęłam ślinę. Coś niepokojącego działo się z moim ciałem; coś, co pchało mnie do mojego niegdysiejszego wroga; coś, co sprawiało, że jego twarz, oczy mnie hipnotyzowały. Jego oddech był równie płytki jak mój. Spojrzałam na lekko rozchylone usta. Poczułam, że na twarzy pojawiają mi się wypieki, jak po treningu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel... – szepnęłam, gdy patrzyliśmy sobie prosto w oczy, nienaturalnie, dziwnie przyjemnie. Czy mogłam wsunąć palce w jego długie, ciemne kosmyki, które wymknęły się spod związującej je frotki? Dlaczego chciałam to zrobić?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak? – Uśmiechnął się niepewnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– My... Znaczy ja. Ja wezmę pierwszą wartę. – Odsunęłam się od niego, wstając. Strzepnęłam z siebie okruszki pozostałe po konsumpcji rogalika, czując, że nogi mi drżą, a w żołądku pojawił się ucisk.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel tkwił chwilę w bezruchu, wyglądając, jakby był w tym samym stanie co ja, po czym, nie patrząc na mnie, skinął głową. Jego ton głosu znów nabrał arogancji, której przez całą rozmowę w nim brakowało. Dopiero teraz to do mnie dotarło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak coś, to krzycz, Młoda. – Położył się na sienniku. – Tym razem będziesz musiała zaufać wojownikowi z prawdziwego zdarzenia, bo Kotek nie przybiegnie z odsieczą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Że też nie zauważyłam, jak nasza skrytka była mała. Wyszłam z niej jak najszybciej, nagle stała się stanowczo za ciasna dla nas dwojga. Bilans zaistniałej przed chwilą sytuacji był dla mnie na plus. Ostatecznie Samel przestał wypytywać o Glenę i Mrok, co ułatwiło mi utrzymanie mojego pochodzenia w sekrecie. No i tego, że z założenia miałam być opakowaniem na Mrok, nie Cieniem. Nie podobało mi się to w ogóle. Mimo wszystko czułam się, jakbym i tak coś przegrała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Chłodne, nocne powietrze owiało mi twarz, gdy wyszłam przed domek. Usiadłam pod ścianą, ignorując nocną rosę, która wsiąkała w spodnie. Potrzebowałam ochłodzenia. Przywołałam do siebie nieco cieni, które skutecznie zamaskowały moją pozycję, pomimo że księżyc świecił zadziwiająco intensywnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Co ty w nim widzisz?” – przypomniałam sobie. Co widziałam w Hitchu? Uratował mi życie dwukrotnie. Choć nie... Wcale nie uratował. Za pierwszym razem pozostał bierny, gdy potrzebowałam pomocy w starciu z Mizarem. Po prostu mnie nie zaatakował. Skoro poradziłam sobie z Wilkiem, poradziłabym sobie z Kotem. To było samozachowawcze. Gdy powiedziałam, że idę zabić Miza, choć sądziłam, że równie dobrze to on może zabić mnie, Hitch nie przejął się tym aż tak. Dziś rzucił się na Profesora De, razem z innymi. Czy gdyby był sam, pomógłby mi?</div>
<div style="text-align: justify;">
Przeczuwałam, że nie. Gdyby było naprawdę groźnie, pewnie zostałby w lokalu. Parsa by mu nie pozwolił na nic groźniejszego. Nawet ja to wywnioskowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ciekawe, od czego zależało, jakim zwierzęciem jest Kolec.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nagle rozległ się jazgotliwy dźwięk, a kieszeń moich spodni zaświeciła. Serce niemal mi stanęło. Jeśli ktoś teraz by przechodził i nas szukał, to zdecydowanie ściągnęłoby jego uwagę na mnie. Na ekranie wyświetlał się napis „Kiciuś”. Szybko odebrałam, przyzywając jeszcze więcej Cieni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak? – zapytałam. Zadziwiający zbieg okoliczności. Czy można kogoś wywołać myślami?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hej, Weira. Tak się zastanawiam, czy udało wam się gdzieś przekimać. – W słuchawce rozbrzmiał głos Nareba. No tak. Przecież nie mógł zadzwonić z własnej komórki, którą to ja trzymałam w ręce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, daliśmy radę – odpowiedziałam, starając się mówić możliwie najciszej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Słabo cię słyszę. Chciałem w sumie jeszcze przekazać, że będę chciał, żebyście nauczyli nas przywoływać miecze. W związku z nowym zaostrzeniem regulaminu nasze są nam zabierane i rozdane będą jedynie w przypadku konieczności. – Niemal słyszałam, jak przewraca oczami. Zaostrzenie regulaminu. To ma sens. Dlatego ani jeden z Kolców nie użył dziś broni. Zwyczajnie jej nie mieli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To będzie w tych okolicznościach niezbędne – odpowiedziałam. – Przyjedźcie jutro tam, skąd zebraliście Mizara.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie ma problemu, jak uda nam się wyrwać, zadzwonię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Usłyszałam sygnał zakończonego połączenia. Spojrzałam jeszcze raz na ekran, który po chwili zgasł. Trzeba będzie wymyślić coś, by urządzenie nas nie demaskowało. Zadziwiające, że niekiedy brak kontaktu z kimkolwiek jest bezpieczniejszy...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Noc mijała spokojnie. Zbyt spokojnie. Oczy mi się zamykały. Na samym początku każdy dźwięk wydawał mi się podejrzany. Z upływem czasu nauczyłam się je rozróżniać. Szelest liści, opadające szyszki drzew iglastych, nocne zwierzęta, czasem w oddali dźwięk samochodu przejeżdżającego drogą, która wcale nie była przecież daleko od nas. Niekiedy świdrujący dźwięk skrzydełek owada, który gdzieś sobie leciał. Ziewnęłam. Byłam już bliska zaśnięcia, gdy usłyszałam, że Samel wstał. Każdy jego krok wydawał się hałasem, choć przecież jako Cienie poruszaliśmy się niemal bezszelestnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zmiana – powiedział lekko zaspanym głosem. – Chłodno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Faktycznie było chłodno. Zauważyłam to dopiero, gdy się ruszyłam. Zadrżałam. Nie uszło to uwadze mojego towarzysza.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skoro tak zmarzłaś, mogłaś obudzić mnie wcześniej. Albo wziąć koc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mogłam – zgodziłam się, po czym weszłam do domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ze spokojem położyłam się na sienniku, który teraz pachniał również Samelem. Miejsce, w którym leżał, nadal było ciepłe, tak samo jak koc, którym się przykryłam. Zasnęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kto to się obudził – usłyszałam, gdy tylko uniosłam powieki. Samel, kucając, pił wodę z zaśniedziałego kubeczka. – Już dawno świt, a ty się wylegujesz. – Zanurzył palce w kubeczku i prysnął we mnie cieczą. Była lodowata.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czemu nie trzymasz warty? – Usiadłam, ścierając z siebie wodę. Miałam ogromną ochotę wziąć prysznic, jednak było to niemożliwe w aktualnych okolicznościach. Czułam się brudna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jest widno. Poza tym skoro wcześniej nie przyszli, to teraz nie przyjdą już na pewno. – Stanął. Stawy w jego kolanach strzeliły. – Brakuje mi ruchu. Poza tym musimy zorganizować więcej jedzenia, cieplejsze ubrania. Idziemy w teren.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Skąd masz wodę? – zapytałam go, gdyż poczułam niewypowiedziane wprost pragnienie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy studnię. – Wzruszył ramionami. – Łap. – Rzucił we mnie kubkiem, którego nie zdążyłam złapać. Zawartość wylała się na moją bluzkę. Przewrócił oczami. – Refleks pierwsza klasa, Młoda. Zbieraj się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zostawił mnie samą, trzymającą puste naczynie, z ziębiącą plamą na koszulce. Odstawiłam kubek na bok siennika i zacisnęłam dłonie w pięści. Ten Cień niewypowiedzianie mnie denerwował.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Założyłam na siebie bluzę, którą musiałam w nocy z siebie ściągnąć, a czego nie pamiętałam. Wsunęłam na stopy buty, sznurując je tak, by opinały kostki, nie uciskając ich. Chwyciłam w dłoń kubek, po czym poszłam w ślady Samela. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Światło na zewnątrz raziło mnie w oczy. Słońce pokazywało całą swoją moc. Wywnioskowałam to z tego, że było zapewne coś koło południa. Ładnie mi się pospało. Mrużąc oczy, podeszłam do studni, która istotnie znajdowała się niedaleko od domku. Zardzewiałe wiadro stało na jej brzegu, uczepione długim, równie zardzewiałym łańcuchem. Było niemal pewne wody. Zanurzyłam w nim naczynie i napiłam się lodowatej wody, która aż załupała w zęby, które swoją drogą z chęcią bym wyszczotkowała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Grzywka opadła mi na oczy. Właśnie ją odgarniałam, gdy poczułam stuknięcie w ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Broń się. – Ramię owinęło się wokół mojej szyi. Właścicielem głosu był nie kto inny jak Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nadepnęłam piętą na jego śródstopie, uderzyłam napastnika kubkiem w głowę, potem oswobodziłam ręce, by chwycić obiema dłońmi trzymające mnie przedramię. Wczepiłam w nie palce, odciągając od siebie i wysuwając się z uścisku. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ty się broń – syknęłam do niego, zamierzając się na niego łokciem. Chciałam trafić w środek klatki piersiowej, by na chwilę stracił możliwość oddychania. Był jednak szybszy, zablokował mój cios. Podciął mi nogi i, nim sama wyratowałam się przed upadkiem, chwycił mnie i przechylił nad studnią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Przegrałaś, Mała. Mogę wrzucić się do studni i po tobie. – Zacmokał, po czym postawił mnie pionowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Studnia. Jakieś dziwaczne skojarzenie przemknęło mi przez myśl, zbyt szybko, bym dokładnie je zrozumiała, wystarczająco długo, by pojawił mi się w głowie pomysł nie do powstrzymania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To dobry pomysł. – Uśmiechnęłam się do niego zadziornie, po czym bez jego pomocy wskoczyłam do studni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Dom Cieni, 17 i pół roku wcześniej</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Została sama na świecie. Dziecko, które nosiła pod sercem, niebawem miało się narodzić, przybyć do tego okropnego świata walki, krwi, w którym każdy dzień to niepewność, a kolejne etapy życia wyznaczane są przez białawe blizny, które „przyozdabiają” coraz to różniejsze części ciała. I niewiele w nim chwil radości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie. Jej dziecka to nie czeka. Ona urodzi się jako powłoka dla Mrok. Nie będzie jej jako jej. Urodzi się pustą skorupą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jej dłonie wyglądały niczym kości opakowane skórą. Oczy były zapadnięte, włosy rzadkie. Z każdym ich przeczesaniem na głowie było ich coraz mniej. Glena zauważyła, że coraz bardziej przypomina szkielet, który pokazywany był adeptom w czasie nauk o anatomii. Była równie koścista i biała. Tylko jedna rzecz ją odróżniała. Właśnie skóra. Brzuch był za to w idealnym stanie. Dziecko zgarniało wszystkie składniki odżywcze, jakie próbowała przyswajać Glena. Dla niej nie zostawało nic. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pomyślała o tym, że jej rola na tym okropnym świecie zakończy się na tym, że urodzi opakowanie dla wszechmocnej twórczyni ich rasy, po czym, czego była pewna, wyzionie ducha, w samotności. Jedynie dodatkowa porcja Mroku w jej organizmie trzymała przy życiu inkubator dla płodu. Bo tym właśnie była: inkubatorem. I wcale jej nie odpowiadała wizja tego, że umrze bez Erala u boku. Z nim wszystko było łatwiejsze. Do zniesienia. Zwłaszcza w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Teraz jego nie było. Została sama na świecie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ostatnie tygodnie przed porodem Glena spędziła w bogatych zasobach bibliotecznych. Jako kobietę w ciąży, wyglądającą niczym żywy trup, wpuszczano ją niemal wszędzie. Nie była zagrożeniem, a bibliotekarzowi było jej zwyczajnie żal. Zwłaszcza że dziecko, które miało się narodzić, pozbawione było możliwości poznania Erala – własnego ojca, który przez stracenie życia w źle zaplanowanej akcji przeciw Kolcom stał się – jak i inni biorący w niej udział – bohaterem Cieni. Pogrążona w żałobie brzemienna swobodnie, wzbudzając litość, szperała w najskrytszych archiwach pod pretekstem chęci zbliżenia się do Mrok. Tak naprawdę szukała czegoś zupełnie innego. Pamiętniki Pierwszych Cieni były jej ulubioną lekturą. Współcześni przedstawiciele rasy nie mieli dość mocy, by wykonać choć jeden z zapisywanych w starych tomach rytuałów. Ona była jednak wzmocniona energią cienia. Jej mogło się to udać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zaledwie kilka dni przed porodem udało jej się znaleźć to, czego szukała. Skoro Mrok mogła przejąć inne ciało, tak samo jak pierwsi przedstawiciele, dlaczego nie mogła zrobić tego ona, Glena? Swojego drugiego życia nie zmarnowałaby tak, jak tego. Zajęłaby naczynie, które w sobie nosi i uczyniłaby wszystko, co w jej mocy, żeby żyć inaczej. By uczynić rytuał, potrzebowała jedynie ciemnego miejsca, które nie pozwoliłoby na rozproszenie się jej własnej energii, która powinna wniknąć w powłokę. I kogoś, kto przyniósłby ją z powrotem do Domu. Przecież jako noworodek sama by sobie nie poradziła. Przygotowała się do zadania. Wiedziała już, jak to rozegrać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Reala nie miała nic przeciwko spełnieniu prośby swojej koleżanki. Walczyły przecież nieraz ramię w ramię, czym złym byłoby wyjście na nocny spacer? Glena spakowała potrzebne rzeczy – amulet odrodzenia wiszący jako relikt dawnych czasów na ekspozycji w bibliotece, sztylet, na który miała rzucić zaklęcie Mroku i deskę do pływania – niewymienioną w rytuale, był to już jej własny pomysł. Zdobyć ją nie było trudno, poszła po prostu na basen, na którym najmłodsze Cienie uczyły się sztuki utrzymywania się na wodzie. Wszystko zapakowała do plecaka. To, co musiała wykonać podczas rytuału, powtarzała jak mantrę. Miała jedną, jedyną szansę, by tego dokonać. Pierwsze skurcze już były odczuwalne, gdy wychodziła wraz z Realą na nocny piknik do lasu. Miała nadzieję, że wszystko się uda. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zatrzymały się na poboczu, gdy Glena o to poprosiła. Ruszyły przed siebie. Towarzyszka radośnie opowiadała o tym, jaki to De jest cudowny i że chyba się w nim zakochała, ale ona miała misję. Zatrzymały się przed opuszczonym domkiem, w którym to kiedyś spotykała się z Mrok. Przy domku była studnia, to właśnie o nią chodziło Glenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nim Reala zdążyła się zorientować, ciężarna bez zastanowienia wskoczyła w studnię, wykorzystując ten sam motyw, jaki już raz zastosowała w Japonii. </div>
<div style="text-align: justify;">
Reala krzyczała coś do niej z otworu, jednak gdy Glena się zmaterializowała, nie miała czasu na słuchanie. Wyciągnęła deskę, założyła na siebie amulet. Skurcze się nasilały. Poród się rozpoczynał. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wyciągnęła dziecko z lodowatej wody. Nie zwracała uwagi na ból. W odrobinie światła rzucanej przez księżyc spojrzała na stworzenie, które wydała na świat, które miało stać się nowym wcieleniem Mrok. Ale stanie się jej wcieleniem. Liny, które zrzucone zostały przez Realę, De i kogoś jeszcze, kogo tak dobrze nie znała, uderzyły ją po ramionach. A ona nie przejmowała się tym zupełnie. Wyciągnęła sztylet i przywołała ostatkiem sił cienistą otoczkę. Z każdą sekundą jej serce biło wolniej, nie była pewna, które z uderzeń będzie tym ostatnim. Wbiła ostrze w swoje serce, a jej dusza wypłynęła z ciała. Straciła całą świadomość tego, co się dzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-65734511663019892672017-04-30T23:33:00.000-07:002018-02-27T12:51:38.643-08:00IX - Omówmy to przy piwie<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jedni mówią, że po śmierci rozpoczynamy nowe życie; ktoś umiera, ale w ułamki sekund jego jestestwo przechodzi w noworodka, który wraz z pierwszym wdechem pobiera duszę. Inni twierdzili, że gdy wyzioniemy ducha tutaj, budzimy się w Krainie Szczęścia, gdzie nie musimy się martwić rzeczami typu sen czy spożywanie. Przynajmniej tak mówiła Krela, nauczycielka od nauk o śmierci, czyli szkolenia, które każdy Cień odbywa podczas ostatniego roku drugiego cyklu, kiedy to oswajamy się z myślą, że nie jesteśmy wszechpotężni, że Kolce mogą wygrać z nami w walce. Ja widziałam wiele iskierek, skrzących jak drobinki brokatu na tle aksamitnej, doskonale czarnej materii, idealnego mroku. Czy był to ten nowy początek? Czy właśnie tak to jest? Bo na Krainę Szczęścia na pewno to nie wyglądało. Czułam każdą przedśmiertną ranę, przerażająco realnie, miażdżąco intensywnie. Miecz rozpłynął się, pozwalając zniewolonym cieniom rozpierzchnąć się do swoich miejsc. Dziurę, która po nim pozostała, ochoczo przejęła we władanie krew, choć ból posiadał zdecydowanie większą moc niż zwykła rana. Piekł niczym świetlisty miecz. „Krew Mizara” – uświadomiłam sobie, co doprowadziło mnie do wniosku, że jednak żyję. Bo czy martwy może mieć aż tak dobrą świadomość zdarzeń? A skoro ja nie umarłam, pewnie on też nie. Był o wiele silniejszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z całych, mocno już wyczerpanych sił, starałam się unieść powieki, by móc kontrolować, co robi i czy nie szykuje się do kolejnego ataku. Chciałam go odeprzeć, nie mógł wygrać! Jednak czułam jedynie jego ciężar, płytki oddech, słaby puls. Z każdym uderzeniem jego serca ból wzmagał się. Krew zalewała moją ranę. Po chwili ciężar zniknął, a przez moje ciało przemknęła wiązka chłodnego, delikatnego, dającego ulgę Mroku. Przeszła przez mój organizm, przyjemnie rozchodząc się po żyłach, gasząc gorąc Światła, pozwalając tkankom na rozpoczęcie procesu regeneracji. Cięcia zaczęły powoli się zasklepiać, choć najszybciej goiła się rana, którą zadałam sobie samej Cienistym Mieczem. Gdy przestałam odczuwać rozcięcie Mrokiem, intensywność dotąd przytłumionych drobniejszych cięć wybudziła mnie z letargu, w jaki wpadłam. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam nad sobą Samela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pokonałaś go – powiedział z uśmiechem. – A teraz pomyśl ze mną, jak pozbyć się Mroku z jego organizmu, zanim umrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zarzuciłam na krwawiące rany bluzę pożyczoną od Hitcha. Domyśliłam się, że w tych okolicznościach, znaczy po kompletnym zakrwawieniu jej, nie będzie życzył sobie jej zwrotu. Posoka zmieniła jej zapach z zapachu „Hitcha” na zapach „ktoś w tym umarł”. Nadając sobie najszybsze możliwe tempo, staraliśmy się dociągnąć do głównej drogi Mizara. Samel zostawił mnie na poboczu, bąkając coś o „znalezieniu transportu” i „Akademii”. Domyśliłam się, że tylko Kolce będą wiedziały, jak usunąć Mrok z organizmu Miza, tak jak Samel potrafił usunąć Światło ze mnie. Pobiegł wzdłuż drogi, znikając za zakrętem. Uświadomiłam sobie, że nieważne, jak szybko by biegł, prawdopodobnie i tak nie zdąży. Ból huczał mi w głowie, rytmicznie, wraz z uderzeniami serca, odczuwałam pulsowanie. Nagle przez niego przebił się świdrujący dźwięk, którego źródło zlokalizowałam u Miza. Czy umierające Kolce tak brzmią? </div>
<div style="text-align: justify;">
Opadłam przy nim na kolana, by zaobserwować, co właściwie się dzieje. Niepokoiłam się, że wszystko pójdzie na marne, a następny oddech będzie jego ostatnim. Zauważyłam wtedy, że kieszeń jego spodni świeci. Choć każdy ruch przyprawiał mnie o zawrót głowy, sięgnęłam po owo coś, wsuwając dłoń pod materiał. Wyciągnęłam srebrne, świecące pudełeczko z czterema guzikami. Przypominało trochę telefony komórkowe, które nosili przy sobie mentorzy, by szybko móc się między sobą komunikować. Adepci Mroku nigdy takich nie mieli. Ekran wyświetlał napis „Kiciuś” i głosił, bym wcisnęła zielony przycisk. Zrobiłam to, przykładając urządzenie do ucha, jak robiła to niejednokrotnie Reala i odezwałam się:</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Słucham?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weira? – Usłyszałam zniekształcony metalicznie głos Hitcha.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch! – zawołałam, czując ulgę. – Jak szybko możesz dostać się na drogę z Raweni numer trzydzieści trzy? – mówiłam szybko, ciesząc się, że zwracałam uwagę na to, co mijaliśmy, jadąc do Mizara i starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, gdyby przyszło mi wracać do Domu samej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Po co? W ogóle czemu masz telefon Miza? Gdzie on jest? </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tutaj, koło mnie. Potrzebuje szybkiej pomocy Kolców.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przez kilka sekund Hitch milczał, zapewne zastanawiając się, co zrobić z tą informacją.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Odsuń się od niego. Gdzie dokładnie jesteś?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Opowiedziałam mu z najdrobniejszymi szczegółami, jakie udało mi się zapamiętać, jak dojechać do naszej lokalizacji. Potem się rozłączył. Zgodnie z zaleceniem Hitcha przeszłam na drugą stronę drogi i zsunęłam się do rowu, by w razie czego wydobywające się w chwili śmierci Światło Miza nie uszkodziło mnie jeszcze bardziej. Pozostało mi tylko czekać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pierwszy pojawił się Samel jadący małym, czerwonym samochodzikiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kolce zaraz tu będą – poinformowałam go bez wstępu. – Nie wiem dokładnie kto, ale mam wrażenie, że lepiej, by nas tu nie było. Wiesz, gdy przyjadą...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zaczęło robić mi się słabo. Adrenalina opadła, a rany zadane przez Wilka nadal lekko krwawiły, choć znaczna ich część się zasklepiła. Mimo to znaczna utrata krwi bardzo mnie osłabiła. Ostatkiem sił wczołgałam się na siedzenie obok Samela, a on odjechał. Zostawiliśmy Mizara, licząc, że Kolce zdążą. Zabawne, że można aż tak dbać o życie wroga. Czyż to nie całkowicie sprzeczne z ideologią Cieni?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Oby go znaleźli”, pomyślałam, a potem odpłynęłam w zachęcającą, spokojną, nieczułą na nic ciemność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Rurki. Cienkie jak te, które w salonie Domu służyły do doprowadzania i odprowadzania wody z dużego akwarium pełnego kolorowych rybek mieniących się metalicznie przy każdym ruchu w sztucznym, świetlówkowym oświetleniu. Tyle że te przyczepione były do mojego ciała, nie do filtrów wody. Regularny dźwięk pikania przywodził na myśl rytm serca. Wsłuchałam się w swój puls. To był mój rytm. Chciałam się podnieść, by widzieć coś więcej i ze zdziwieniem zauważyłam, że bark mam unieruchomiony. Uniosłam zatem jedynie głowę. Na klatce piersiowej miałam bandaże, dalej leżała kołdra.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Leż spokojnie – usłyszałam gdzieś w głębi pomieszczenia głos Samela. – Jesteś w szpitalu – uprzedził moje pytanie. – Miejscu, gdzie ludzie się składają do kupy, a które znacznie przyspiesza nasz proces leczenia ran.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jako Cienie regenerowaliśmy się zwykle około dwóch, może trzech dni, cięższe okaleczenia wymagały mniej więcej tygodnia, zatem proces powracania do zdrowia był uzależniony od stopnia uszkodzenia ciała. Niezbędne okazywało się jednak oczyszczenie ran, a w razie potrzeby – zszycie ich, by umożliwi</div>
<div style="text-align: justify;">
tkance prawidłowe zrastanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Musimy iść, dowiedzieć się, co z Mizarem – powiedziałam, próbując podnieść się na nieunieruchomionej ręce. Samel znalazł się przy mnie w okamgnieniu, wręcz brutalnie wpychając mnie z powrotem do łóżka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Leż.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Posłałam mu gniewne spojrzenie. Grzywka zastawiała moje oko, zatem nie byłam w stanie widzieć do w trójwymiarze. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sprawdzę, co z nim. Ty leż – powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu. – I ani drgnij. – Uniósł palec. – Aż do mojego powrotu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kiwnęłam głową na znak zgody, choć wcale mi się to nie podobało. Nie mogłam pozwolić sobie na wylegiwanie się, nawet podpięta pod instalację akwariową, kiedy było tyle rzeczy, które wymagały zrobienia „teraz”, nie „jutro” czy „później”. Samel posłał mi niewyraźny uśmiech przypominający mieszaninę zadowolenia z niepewnością, po czym wyszedł z pomieszczenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy ucichły jego kroki, postanowiłam zrobić rozeznanie w stanie uszkodzeń ciała. Dłonią z podpiętą rurką usiłowałam odsunąć nieco od klatki piersiowej bandaż, jednak ktoś, kto go tam umieścił, miał w tym zapewne wprawę, gdyż trzymał mocno. Musiałam zadowolić się wnioskowaniem po plamach, które niewątpliwie pochodziły od cięć ukrytych pod nim. Nie wyglądało to zbyt pocieszająco. Ślady na materiale odpowiadały zapewne oczkom siatki, były brązowo-żółte. Miałam nadzieję, że ktoś je porządnie pozszywał, bo chciałam unikną</div>
<div style="text-align: justify;">
bolesnych zrostów ograniczających dynamikę ciała, co, jak wiadomo, obniża zdolności walki. Opuściłam głowę, opadając nią w dość twardą poduszkę, co sprawiło, że obraz, który widziałam, lekko zadrżał. Ciągle czułam się osłabiona. Uznałam, że czekanie na Samela to nie taki zły pomysł, po czym pozwoliłam powiekom opaść. Zasnęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z niespokojnej, najeżonej wspomnieniami walki z Mizem drzemki wyrwał mnie głos Samela oraz dotyk lodowatej dłoni na odsłoniętej skórze ręki. Zimna część ciała należała do Izeli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz swoją Izelę – rzucił Samel z udawaną nonszalancją. – Wilk jest wściekły i ma urażoną dumę, ale zregeneruje się i już niebawem będzie równie zajadły, co dotąd. Hitcha nie udało mi się ściągnąć, musisz to przeżyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>O co mu chodziło? Ostatnie zdanie powiało wrogością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro, moja mała Weiro, wiem już o klątwie, to było nierozsądne! – Blondynka chwyciła moją twarz w obie, nadal lodowate, dłonie. – Jesteś tak okropnie blada!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zawsze jestem blada – odpowiedziałam, ściągając brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie tak trupio – upierała się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czuję się już dość dobrze – powiedziałam, uświadamiając sobie, że to prawda.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Leży już tak drugi dzień – dodał Samel. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Drugi? – Nie mogłam opanować zaskoczenia, zrywając się z łóżka. Rurki się naprężyły.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jak to drugi? Minimum doba wypadła z mojej świadomości! Jak to możliwe, że nie zauważyłam?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Spokojnie, dokonałaś tego, co trzeba było. – Izela usiadła na skraju łóżka. – Bren zaraz przyniesie ci coś ciepłego do zjedzenia, ale jak ci powiem, co odkryłam, to i tak padniesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Już padła – zakpił Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czego się dowiedziałaś? – zignorowałam docinek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiem, jak zabić Mrok. Przynajmniej tak mi się wydaje. I sądzę, że w ten sam sposób można pozbyć się Światła. To wcale nie takie trudne, w teorii. – Uśmiechnęła się szeroko, a piegi na jej nosie lekko się rozciągnęły.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Milczałam, czekając, aż rozwinie myśl. Ponieważ mnie znała, nie czekała na słowa zachęty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jedno skutecznie zlikwiduje drugie. Mają to we krwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela opowiedziała mi o poszukiwaniach, przeszukiwaniach i analizie wszelkiego tekstu, jaki mógł okazać się przydatny przy naszym przedsięwzięciu. W kilku starych manuskryptach pojawiały się interesujące wzmianki, jednak jeden z pamiętników Pierwotnych Cieni okazał się najbardziej pomocny. Wyciągnęła ładnie poskładaną karteczkę – co mnie akurat nie zdziwiło, bo Izela zawsze dba o estetykę i porządek – na której zapisała cytat z gniewnej wypowiedzi Pierwotnego. Wprowadziła mnie w temat; według grupy badawczej było to coś w rodzaju dziennika nastolatka, który buntuje się przy zakazach matki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Napisał „Kiedyś światło, co krąży w jego żyłach, zdusi jej mrok, a my będziemy wolni” – przeczytała. – Wywnioskowaliśmy z Brenem, że jeśli wstrzykniemy Mrok krew Światła, to się wykończy. No i analogicznie, krew Mroku załatwi Światło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz małą lukę w przemyśleniach – zauważył Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak planujesz pobrać krew Światła i wstrzyknąć ją Mrok? – wtrąciłam się. – Samo okiełznanie światła wydaje się niemożliwe. Tak samo jak okiełznanie Mrok. A będziemy musieli jedno z nich unieruchomić dwukrotnie – dodałam. – A jestem pewna, że jak złapiemy jednego z wielkich, po czym utoczymy mu krwi, połapie się, o co chodzi i drugi raz nam się to nie uda. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– N... nie wiem – zająknęła się Izela. Dopiero teraz zauważyłam, że Bren stoi w progu drzwi i nas słucha, trzymając parujący i rozkosznie pachnący talerz zupy w dłoni. To ten aromat zwrócił moją uwagę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Unieszkodliwimy jedynie jedno z nich, zatem zaczną królować rządy tego drugiego, czego chcemy uniknąć, bo ustaliliśmy, że brak opozycji to najgorsze, co może się zdarzyć – poparł mnie Samel, przypominając ustalenia z zebrania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pozytywny nastrój Izeli ulotnił się. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Teoria to jedno, praktyka to drugie. – Bren podał mi posiłek, za który ochoczo się wzięłam. Nawet taki kryzys nie miał siły pokonania mojej potrzeby konsumpcji po głodówce. – Gdybyśmy mogli podejść do Światła i zagadać „Cześć, wiem, że nienawidzisz Mrok i chętnie byś się jej pozbył, to może dałbyś troszkę swojej krwi, tak na zabicie jej?”, sprawa byłaby banalna, zwłaszcza że w ten sam sposób moglibyśmy podejść do Mrok, rzucając ten sam tekst, a ona powie „Naturalnie, chętnie”, a my pobierzemy krew, po czym krew Światła wstrzykniemy w jej żyły...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Samel tymczasem przeglądał rzeczy znajdujące się w przeszklonej gablocie, mającą w miejscu zamka ewidentną działalność wiązki mroku, który zmroził go i rozsypał w pył. Dziwnie było widzieć, że Wielki Samel korzysta z mojej sztuczki formowania Mroku, a nawet ją udoskonala.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Może w tym szaleństwie jest metoda... – powiedział zamyślony, obracając w palcach strzykawkę. – W tym można przenosić krew. – Rzucił w moją stronę przedmiotem, który wylądował na mojej klatce piersiowej, już nie takiej obolałej. – Chyba czas wstać, leniwa Weiro. – Posłał mi ironiczny uśmiech, a Izela zgromiła go wzrokiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Choć poglądy, co do tego, co powinnam, a czego nie, były skrajnie różne, pozwolono mi podjąć samodzielną decyzję, która to sprawiła, że poczułam się dorosła. A postanowiłam wstać z łóżka, gdyż ostatecznie był to trzeci dzień po wydarzeniach z lokalu, w którym to miałam tego wieczora spotkać się z Narebem, by zdać sprawozdanie. To był bardzo intensywny czas, z wyłączeniem doby, którą to jakimś cudem udało mi się bezproduktywnie przeleżeć. W związku z tym, że w szpitalu mieliby problem z wypuszczeniem mnie po tak krótkim czasie, byliśmy zmuszeni zamroczyć myśli ludzi, na których znacznie łatwiej było wpłynąć niż na kolce, by zapomnieli ostatnich kilka dni. Izela miała z tego powodu okropne wyrzuty sumienia, ale summa summarum lepiej było, by nie pamiętali dziwnych osobników na ich terenie, z których jeden był zmasakrowany, ale dziwnie szybko się wyleczył, niż żeby zaczęli się bać, mając świadomość, co się obok nich rozgrywa. Samel uparł się, by ktoś mi towarzyszył, ale jedyne, na co mogłam się zgodzić, to to, by ktoś czekał na mnie w odległości kilkuset metrów w razie jakiegoś problemu. Nikt nie ufał jeszcze mojej kondycji na tyle, by zezwolić mi na samodzielne załatwienie sprawy. Bren poparł dziewczynę, gdy zaoponowała, sugerując, że ona i jej chłopak powinni pójść incognito do lokalu i obserwować; na szczęście udało mi się im to wyperswadować, gdy zasugerowałam, by używać Mroku jako komunikacji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Właściwie dlaczego nie mamy komórek? – zapytał retorycznie Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wypróbowaliśmy kilkukrotnie sztuczkę z przesyłaniem sobie wiązki Mroku na większe odległości i gdy system został dopracowany, a my zgodnie uznaliśmy, że działa jak powinien, pozwolili mi na wykonanie misji. Jedyne, w czym pozwoliłam sobie pomóc, to to, że Izela przyniosła mi całe ubrania. Mogłam nadto zwracać na siebie uwagę w dziurawych, przesiąkniętych zakrzepłą krwią szmatach noszących niegdyś wzniosłe miano spodni i bluzki. Czekałam na nią wraz z Samelem koło zepsutego płotu. Domyślaliśmy się, że nasze nagłe zjawienie się w Domu nie jest dobrym pomysłem, więc unikaliśmy spotkań z mentorami jak świetlistego miecza. Mały samochodzik służył nam teraz jako jedyny środek transportu i był znacznie mniej wygodny od poprzedniego, porzuconego gdzieś przy trasie. Nie zadałam sobie trudu, by pytać, skąd mój towarzysz go wziął. Chyba domyślałam się odpowiedzi, widząc stan zamka w drzwiach od strony kierowcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz więcej noży. – Izela wtykała mi we wszystkie możliwe szlufki kolejne pokrowce z ostrzami. – W razie czego rzucaj i uciekaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Spokojnie. – Zatrzymałam jej rękę. – To cywilizowani... ludzie. Skoro za pierwszym razem dało się z nimi porozmawiać...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Widziałam, co jeden z tych „cywilizowanych” ci zrobił. – Bezceremonialnie uniosła moją koszulkę. Cały brzuch miałam pokryty białymi bliznami odwzorowującymi oczka siatki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ten szczególnie cywilizowany nie był – mruknęłam zażenowana. Rany są przecież znakami nieudolności w walce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Lepiej by</div>
<div style="text-align: justify;">
wyposażonym. – Opiekuńczym ruchem naciągnęła na mnie obszerną bluzę, która zastawiła rękojeści. – Wierzę, że dasz sobie radę, że wrócisz w stanie, w jakim pójdziesz. – Odsunęła się o krok ode mnie. – A może to wszystko nie ma sensu? Może tak musi być? – Jej wzrok stał się nieobecny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak musi być? – Spojrzałam na nią zaniepokojona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Że Cienie i Kolce muszą walczyć... Wiesz, coś jak to, że nie mamy kontroli nad dniem i nocą. Nic nie da się z tym zrobić...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie dowiemy się tego, dokąd nie zrobimy wszystkiego, by to zakończyć. – Samel wskazał mi palcem samochód. – Wsiadaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Skinęłam na pożegnanie do Izeli i pojechaliśmy na umówione miejsce.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kiedy weszłam do pomieszczenia, Nareba jeszcze w nim nie było. Zajęłam ten sam stolik, co poprzednim razem, jednak od strony umożliwiającej mi obserwację drzwi wejściowych. „Wieczorem” nie jest wyjątkowo precyzyjnym określeniem, ciężko zatem przewidzieć, kiedy przyjdzie, choć bardziej „czy przyjdzie?” mnie nurtowało. </div>
<div style="text-align: justify;">
Samel dał mi trochę „drobniaków”, bym coś zamówiła. Wzięłam więc piwo, bo zasadniczo nie do końca wiedziałam, co tu jeszcze takiego jest. Siedziałam na odrobinę dla mnie za wysokim krzesełku, opierając łokieć o blat stołu i od czasu do czasu sącząc niespiesznie napój. Zegar nad barem informował mnie o upływie czasu. Kwadrans, pół godziny, godzina... Chyba nie przyjdzie. Płyn w kuflu stracił bąbelki, potem w ogóle się skończył, a ja nie miałam już pieniędzy na kolejny. Trzeba było chyba przyznać się przed samą sobą, że misja umarła. Nie przyjdzie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy już odnosiłam kufel do kobiety za ladą, ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się, przyjmując instynktownie pozycję obronną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Luzuj. – Nareb uniósł brew. – Nie mam w dzisiejszym grafiku mordowania Cieni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sądziłam, że już się nie zjawisz – zaczęłam, czując jak ulga zalewa moje ciało. Mięśnie się rozluźniły. Nawet nie zauważyłam, jaka dotąd byłam spięta. Postawiłam kufel na ladzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeszcze jedno? – zapytała barmanka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Już mnie nie stać. – Pokręciłam głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Na mój koszt. – Nareb położył banknot na blacie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zaopatrzeni poszliśmy do stolika, który wcześniej okupowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I jak się sprawy mają? – zapytał, unosząc kufel, ciągle obserwując każdy mój ruch.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Prawdopodobnie wiemy, jak pozbyć się Wielkiej Dwójki. – Postanowiłam nie ujawniać mu jeszcze wszystkich szczegółów. Wciąż nie wiedziałam, jak rysuje się nasze poparcie za linią wroga.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– U nas są chętni. – Uśmiechnął się, odstawiając naczynie. – Nawet nie spodziewałem się, że ogólne rozluźnienie zasad tak zaostrzy nasz apetyt na całkowitą wolność. – Zaśmiał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ilu? – zapytałam z bijącym sercem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Koło trzydziestu osób. Kilka jeszcze się zastanawia. – Oblizał piankę z górnej wargi. – Początkowo nie bardzo im się podobało, co mówiłem, sama idea wywoływała salwy śmiechu i stukanie się po czole, jednak ostatecznie zgodzili się po wystarczająco zachęcającym argumencie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jakim?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To zawdzięczasz Umefowi. On jest fanem waszych, hm... kobiecych wdzięków. Niektórzy podeszli do tego z rozbawieniem, ale jakby otworzyło to drogę dla innych argumentów. Tak czy inaczej, kilka osób się nad tym zastanawia, ale około trzydziestu, jak mówiłem, chce się w to pobawić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Trzydzieści brzmiało tak cudownie licznie! Na wspomnienie naszego poparcia w Domu aż zrobiło mi się smutno. Przecież byliśmy powiązani zasadami, nakazami w dużo większym stopniu niż Kolce. Dlaczego Cienie nie chciały być wolne?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A sytuacja u was jak wygląda? – zainteresował się. – Ile mamy głów do dyspozycji?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Licząc ze mną? Dziewięć. Może coś się zmieniło przez te trzy dni, ale nie mam pojęcia. – Chciałam napić się alkoholu, ale zamiast tego z irytacją odsunęłam od siebie kufel, aż rozlało się kilka kropli. Sięgnęłam po serwetkę ze stołu i zaczęłam wycierać płyn.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dziewięć osób? – zdziwił się. – Sądziłem, że tak skostniała społeczność będzie chciała zmian. Chociaż dobrze wyszkoleni?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak. Mamy cztery osoby z czwartego roku, dwie z piątego, również dwie z trzeciego, no i mnie z pierwszego – wyliczyłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czyli można wnioskować, że jesteś najsłabszym ogniwem. – Zaśmiał się. – Ale tak szczerze, to skoro ty jesteś na najniższym poziomie umiejętności, to sądzę, że jesteście naprawdę mocną grupą. Widziałem, jak urządziłaś Mizara. Brawo! – Zaklaskał. – Należało mu się utarcie nosa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zamrugałam kilkakrotnie. Nie takiej reakcji się spodziewałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– No co? Jesteś legendarnym Cieniem. Część cię podziwia, część się boi... Myślę, że to również zasiliło szeregi buntowników. Nie ma co, Mizar niechcący zrobił ci niezłą reklamę! – Zaśmiał się głośno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Patrzyłam na niego, nie bardzo wiedząc, co mam powiedzieć. Ostatecznie lekko się uśmiechnęłam i wbiłam wzrok w kufel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Twoja kolej. Jak zamierzasz załatwić Mamcię Mrok i Ojczulka Światło?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Metoda jest dość szalona. – Odczułam ulgę przy zmianie tematu. – Chcemy ich wziąć podstępem, choć on sam jeszcze się nie wyklarował... Samel lepiej by go wyjaśnił.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zawołaj swoich ludzi. Wiem, że są niedaleko. Moi też są w pogotowiu. Skoro układ o nieagresji działa, nie ma sensu, by chowali się po kątach – zaproponował, wyciągając komórkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wstałam od stołu, wysyłając wiązki Mroku do czekającej w pogotowiu trójki Cieni. Pierwszy przybiegł Samel, z nożami w rękach. Gdy zobaczył mnie, stojącą przed lokalem, schował je, orientując się, że nie wzywam ratunku. Chwilę później przybiegli Izela i Bren, który mieli na nogach dotrzeć do Raweni. Mrok ich przyprowadził. W tym samym momencie zauważyłam Umefa, Hitcha i Parsę, którzy szli spokojnie. No cóż, widać komunikacja za pomocą telefonii komórkowej wprowadzała mniej zamętu. Po dość sztywnym przywitaniu weszliśmy do środka. Umef szturchnął Hitcha, wskazując na pośladki Izeli, co ten drugi zbył wzruszeniem ramion. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Przy tym stoliku chyba jeszcze nigdy nie było tak tłoczno. Przynajmniej odkąd dowiedziałam się o jego istnieniu. Upchnęliśmy się czwórkami po obu stronach blatu, dzieląc się na rasy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zabawne... – Nareb zdążył wziąć kolejne piwo, a Samel przyniósł po jednym dla siebie, Izeli i Brena. – Oboje ubezpieczyliśmy się dokładnie trójką ludzi. Miałaś rację, nasze rasy są bardzo podobne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mieliśmy te same korzenie – powiedziała Izela, plącząc palce z Brenem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dotarliśmy do nie do końca przejrzystego przekazu, który mówił o tym, że Mrok jest siostrą Światła, ale on się nad nią znęcał i go znienawidziła. W skrócie – uściślił chłopak.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Znam tę historię z trochę innej strony. – Parsa uśmiechnął się, z politowaniem unosząc brew.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jakiej? – Samel się wyprostował.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wasza Mrok atakowała Światło, aż ją znienawidził – odparł zaczepnym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sądzę... – odezwałam się niepewnie – że obie historie są w równym stopniu prawdziwe, co i nieprawdziwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co masz na myśli? – Nareb pochylił się w moją stronę, przyglądając mi się uważnie, jakby faktycznie interesowało go, co mam do powiedzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kiedy Izela pokłóciła się z Brenem, obydwoje opowiadali mi tę samą sytuację. Poszło o to, że ona poszła do dziewczyny, której on nie cierpiał, bo go nagabywała, więc on zareagował krzykiem, gdy się o tym dowiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Para spojrzała na siebie, chyba nawet nie przypominając sobie sytuacji sprzed kilku lat. Kontynuowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izela przyszła do pokoju zapłakana, mówiąc, że Bren jest agresywny i nie zrobiła nic takiego, by używał w stosunku do niej krzyku. Poszłam wtedy do niego, by przeprosił Izelę. Bren powiedział, że Izela celowo go sprowokowała, gdyż doskonale wiedziała, iż tamta dziewczyna jest znienawidzona przez niego, więc chciała zrobić mu na złość. Ostatecznie, gdy przeanalizowałam sytuację z obojgiem, okazało się, że Izela po prostu nie przywiązała aż takiej wagi do konfliktu Brena z ową dziewczyną i go zbagatelizowała, w swoim mniemaniu nie robiąc nic złego, zaś Bren naskoczył na nią bezpodstawnie. Bren twierdził, że Izela nie liczy się kompletnie z jego zdaniem i chciała w ten sposób pokazać, jak niewiele znaczy dla niej zdanie Brena. To był dopiero początek ich związku i nie znali siebie tak dobrze jak teraz. Jednak z perspektywy obu z nich to to drugie zawiniło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sugerujesz, że Światło spotkał się z wrogiem Mroku? – Umef posłał mi pełne pożałowania spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Sądzę, że chodzi jej raczej o to, że prawda jest subiektywna, a osoba opowiadająca robi z siebie tego niewinnego. – Nareb uniósł kufel i stuknął nim w mój. – Czyli pewnie oboje zaszli sobie za skórę. Trafnie, Cieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro... – Izela powiedziała to powoli, wyraźnie. – Nie wiem, co się z tobą stało, ale właśnie powiedziałaś więcej niż chyba przez całe życie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ostatnie dni zrobiły z niej niezłą gadułę. – Samel zaśmiał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Poczułam się zawstydzona. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To nic złego – dodał Samel, a jego uśmiech nie miał w sobie ani cienia kpiny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie o tym mieliśmy rozmawiać. – Hitch nagle się zdenerwował, jak dla mnie zupełnie bez powodu. Może to porywista natura światła?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Racja, gawędzi się miło, jednak do rzeczy: w jaki sposób pozbyć się Wielkiej Dwójki? – Nareb skierował pytanie do Samela. – Mała mówiła, że ty wyjaśnisz to najlepiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pytany odchrząknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mamy teorię, potwierdzoną literaturą, że krew Światła może zabić Mrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak mniemam działa to w obie strony. – Bardziej stwierdził niż zapytał przewodniczący ostatniego roku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Też tak sądzimy – potaknęła żarliwie Izela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– I mamy założenie, że jak zdobędziemy krew Światła, zabijemy nią Mrok. Szkopuł w tym, że musimy zrobić to w tym samym czasie, co przeprowadzenie analogicznej działalności na Świetle. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze... A w jaki sposób zamierzacie zdobyć tą krew? – drążył Nareb.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Strzykawką – Z niepewnością odpowiedział Bren.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Yhm. Podejdziesz do Mrok i powiesz „Ej, Ciemna, dawnośmy nie gawędzili, chciałabyś dać mi trochę krwi? Robię eksperyment z erytrocytami, ciekaw jestem, czy twoje wyglądają jak moje”. – Przewrócił oczami i opadł na oparcie, odchylając głowę w tył. – Błagam, to nie przejdzie! – Zaśmiał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A gdyby tak... – Hitch przymrużył oczy, jakby coś go oślepiało. – ...powiedzieć Światłu, że chcemy ostatecznie pozbyć się Mrok i to zadziała na sto procent, bo zrobilibyśmy pistolet pneumatyczny z kilkoma nabojami z jego krwi?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wszyscy zamilkliśmy. Ani przez chwilę nie myślałam o broni palnej. Owszem, wiedziałam, że takie coś istnieje, tylko w przypadku wojen z Kolcami była ona znacznie mniej skuteczna, bo odnosiła się jedynie do „ludzkiej” części rasy, a Światło i tak uleczyłoby ranę, nim zdążyłaby faktycznie zabić osobnika. Zresztą w głowach mieliśmy siedlisko Energii, więc prawdopodobnie nabój nawet by nie dostał się do mózgu. Mówiono nam, czy raczej wzmiankowano o broni pneumatycznej... Jak na przykład usypiające strzałki, którymi można było uśpić zwierzę. Niekonwencjonalne rozwiązanie, tylko czy będzie skuteczne?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To mogłoby się udać. – Umef przygryzł policzek, a wszyscy wpatrywaliśmy się w Hitcha. – Brawo, Kiciuś.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Miewam swoje momenty. – W oczach Kolca pojawiły się jasne punkciki.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-86388250541590150762017-04-24T00:01:00.000-07:002017-04-24T00:01:01.233-07:00VIII - Krwawy połów<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Nie miałam pojęcia, czego się teraz
spodziewać. Reakcja Nareba może być dowolna. Może wyciągnąć
świetlisty miecz i mnie zabić. Może przemienić się w zwierzę i
mnie rozszarpać. Może jak Hitch – puścić mnie wolno. Albo
odpowiedzieć na to, co powiedziałam, co właśnie postanowił
zrobić. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Jak i dlaczego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Bo... Odkąd poznałam pierwszego
Kolca, chodzi mi po głowie jedna myśl: wcale aż tak się nie
różnimy. A gdy Mrok powiedziała...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Rozmawiałaś z Mrok?! –
podniósł głos.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Tak.. Jestem częścią jej
planu, którego nie zdradzę. Nie zamierzam go realizować, mam swój.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Jaki? </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Doprowadzić do obalenia ich
rządów. Mówiłam. Najpierw wyjść z ukrycia, potem pokonać
Światło i Mrok. Żyć w świecie ludzi i zapomnieć o szkoleniach.
Zjeść kanapki w świetle słońca, poza naszym terenem. Nie myśleć
o tym, czy nie zaatakuje mnie ktoś z ukrycia. Wyrzucić broń.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – To się nie uda. Nienawiść jest
zakorzeniona w nas od zawsze. Poza tym jak chcesz pokonać wielką
dwójkę? </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Pracujemy nad tym. Zbieramy
wszystkie informacje na ten temat. Nie jesteśmy sami, więcej Cieni
chce wolności i zakończenia nie naszej wojny.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – No dobrze, ale jak Cienie
pokonają Mrok, to Światło was zmiecie i znikniecie. To dość
nieprzemyślane – zabrał z moich dłoni papierosa i się nim
zaciągnął.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – I tu pojawia się powód, dla
którego jesteśmy wśród was. Robimy rekonesans, szukamy sojuszy...
Ludzi, którzy zajmą się u was tym, czym nasi ludzie u nas.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Zainteresowałaś mnie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Zgodnie z życzeniem Nareba
postanowiliśmy nie wracać do Akademii. Misja się udała –
przekazaliśmy, co mamy przekazać, a opiekun ostatniego roku obiecał
wybadać sytuacje. Opowiedziałam mu o naszych technikach rozpoznania
i ustaliliśmy, że za trzy dni, wieczorem, spotkam się z nim sam na
sam w barze, w którym dziś siedzieliśmy, a wtedy zdamy
sprawozdania z tego, jak wygląda sytuacja. Obiecał, że nie będzie
nic utrudniał, a to ogromny plus. Miałam nadzieję, że można mu
zaufać... Inaczej będzie ciężko. Wiedział, że nie zdradzę mu
tajemnic Cieni i każda z ras ma zająć się własną kwestią. Na
razie mieliśmy rozpoznać sytuację. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Na pożegnanie Hitch do mnie
pomachał, Nareb jedynie skinął głową a Umef nie był w stanie
reagować na nic, gdyż razem z Samelem wypili znacznie więcej, niż
powinni. Ten drugi zwisał smętnie uwieszony na mnie, zaś
pierwszego trzymała pozostała dwójka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Dobrym omenem było to, że Nareb
wydawał się zachwycony pomysłem pozbycia się Światła na zawsze.
Ich wolność była większa niż nasza, jednak nadal zmuszeni byli
do przebywania głównie we własnym gronie, a tereny „neutralne”
wcale takie nie były. Miz zaatakował mnie bez powodu, Cienie
atakowały Kolce. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Postanowiłam chwilowo zająć się
nieco bardziej przyziemnym problemem, mianowicie miejscem noclegowym
dla mnie i Samela. Nie mógł w tym stanie prowadzić, byłoby to
samobójstwo. Ja nie miałam pojęcia jak uruchomić auto, zatem...
Nie było szans na powrót do naszych. Przypomniałam sobie, że miał
pieniądze. Hitch pytał wcześniej Nareba, czy nie mądrzej byłoby
zostawić na noc Umefa w wynajętym pokoju. Choć oni tego nie
zrobili, by mogliśmy. Zostawiłam Samela przy fontannie, by uzyskać
nieco więcej mobilności i ruszyłam na rekonesans. W jednym z
opustoszałych już lokali wisiał neonowy napis „Noclegi”.
Wróciłam po Samela. Leżał na brzegu fontanny, na plechach, ręką
zastawiając swoją twarz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Masz pieniądze? – zapytałam
go, ale równie dobrze mogłam rozmawiać z rzeźbą, ławką czy
wodą. Zero reakcji. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Westchnęłam. Muszę sama sprawdzić.
</span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Czułam się dziwnie niezręcznie,
gdy tak dotykałam „zwłoki” wybitnego Cienia, w poszukiwaniu
pieniędzy. Znalazłam portfel, była w nim gotówka. Z braku
lepszych pomysłów, zrzuciłam śpiącego do fontanny. Lodowata woda
do obudziła, a co zadowalające – otrzeźwiła.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Chora jesteś?! – krzyknął,
podrywając się na równe nogi, ociekając wodą.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Próbowałam inaczej. Chodźmy
spać.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Pieniędzy starczyło na jeden pokój,
co nie było szczególnym problemem. Samel od razu wszedł pod
prysznic, a ja usiadłam na brzegu łóżka, ukrywając twarz w
dłoniach. Świat wirował, w ustach miałam sucho, wciąż czułam
smak papierosa. Okropne. Zrozumiałam, dlaczego tak pognał do
łazienki – sama chętnie oddałabym się we władanie ciepłych
strumieni. A co ważniejsze, napiłabym się wody.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Minęło dobrze ponad pół godziny,
gdy wyszedł. Ubrania miał w rękach, na biodrach zawiązany
ręcznik. Poinformował mnie, że w łazience jest drugi. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Zmiana warty – dodał,
uśmiechając się przy tym.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Weszłam do łazienki. Lustro
naprzeciwko poinformowało mnie, że wyglądam jak półtora
nieszczęścia. Postanowiłam nie utrzymywać z nim już kontaktu
wzrokowego i oddałam się rozkoszy ciepłego prysznica.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Idąc za przykładem Samela,owinęłam
się ręcznikiem. Uświadomiłam sobie, że nasza nieobecność na
pewno została już zauważona i zapewne Izela będzie próbowała
ratować mi skórę, bo nie ma szans, by trzymała się planu zmowy
milczenia. Położyłam ubrania na podłodze, gdyż wszystkie inne
powierzchnie płaskie pozajmowane były przez mokrą odzież mojego
towarzysza. Leżał na łóżku i nie spał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Zgaś światło – polecił –
A potem opowiedz mi, co się tam dokładnie stało.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Po wypytaniu mnie o każdy szczegół,
westchnął. Wydawał się niezadowolony.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Co zrobiłam nie tak?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Wydaje mi się, że mogą na nas
polować.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Niby dlaczego?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Jesteś okropnie naiwna –
usiadł – Ludzie nie zawsze mówią prawdę, a co więcej ci
powiem: zazwyczaj rzadko ją mówią. Jesteś na pierwszym roku.
Muszę cię podszkolić. Póki co byłaś przygotowywana do walki, na
ostatnich dwóch latach jest psychologia. Typowe przystosowanie do
interakcji z wrogiem, podstawy szukania sojuszy u ludzi...
Zdecydowanie ci się to przyda.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Było mi niedobrze. Nie chciałam
myśleć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Nie dzisiaj. Nie umiem myśleć</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – No to walcz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Rzucił się na mnie, dusząc mnie.
Jego uścisk był jak ze stali, a ruch tak błyskawiczny, że mój
lekko otępiały umysł nawet nie zarejestrował, co się dzieje.
Pozwoliłam mu się wyłączyć, by ciało reagowało instynktownie.
Wspomogłam się ciemnością, która wśliznęła się pod dłonie
Samela i je oderwała od mojej szyi.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Dobry ruch – docenił, ale ja
już w rzuciłam się na podłogę w poszukiwaniu sztyletu. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> W ułamku sekundy przydepnął moją
rękę. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Nie nie, moja panienko. Bez
zabawek.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Chwycił moje włosy i podciągnął
mnie za nie do góry, jak szmacianą lalkę. Wymierzyłam mu cios w
szczękę, po czym korzystając z tego, że mnie podniósł, kopnęłam
w żebra. Wolną ręką chwycił mnie, unieruchamiając ręce, nogą
zaś podciął moje nogi i runęliśmy na ziemię. Ugryzłam go w
ramię, bo tylko tam sięgnęłam, on uderzył głową w mój nos.
Poczułam, że zaraz pewnie poleci z niego krew. Przywołałam
ciemność, by mnie uwolniła, jednak on już wiedział, co się
święci i sam zaczął się nią bronić.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Gdybym był Kolcem, pewnie już
byś nie żyła – zadrwił ze mnie, po czym wgryzł się w moją
szyję.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Syknęłam, starając się siłą go
ze mnie zrzucić, oswobodzić choć jedną rękę...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Nagle jego ugryzienie zmieniło się
w coś innego. Znacznie delikatniejszego. Ucisk zelżał, mogłam się
wydostać, ale byłam jak sparaliżowana.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Co... Co ty robisz? –
zapytałam, a on zaczął się podnosić.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Również wstałam i obserwowałam go
zdziwiona, lekko obolała w świetle księżyca.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Poniosło mnie – odwrócił się
i poszedł do łóżka – Tego nie musisz akurat znosić z mojej
strony.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Poczułam się lekko rozczarowana,
choć w sumie nie wiem dlaczego. Przez chwile było, jak... jakbyśmy
byli Izelą i Brenem. A przecież on mnie nienawidził.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Nie muszę... – powtórzyłam,
stojąc nadal jak słup – Albo nie powinnam. Przecież jestem
Weirą.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Wstał i podszedł do mnie. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Tak, jesteś Weirą – patrzył
na mnie badawczo – I w całym tym swoim milczeniu, jesteś cudowna.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Nie myślałam, co robię. Zarzuciłam
mu ręce na szyję i się do niego przytuliłam. Jak Izela do Brena.
Po chwili zawahania on również mnie objął. Jak Bren Izelę. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Połóżmy się – zaproponował.
Gdy mnie wypuścił z objęć, ręcznik, który przez bójkę się
obluzował, omal ze mnie nie spadł. Przymocowałam go mocniej, po
czym położyłam się na swoim miejscu. Na próbę przysunęłam się
do Samela, a gdy on się nie odsunął, opadłam głowę na jego
piersi i tak zasnęłam.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Obudziłam się i z przerażeniem
odkryłam, że jestem sama, a co więcej – na pewno nie jest już
rano. Zniknęły ubrania Samela, moje za to leżały razem z bronią
i bluzą Hitcha tam, gdzie położyłam je w nocy. Ręcznik w nocy
się ze mnie zsunął, więc owinęłam się kołdrą i zebrałam
ubrania. Choć miałam wrażenie, że to bez sensu, by się ubrać
zamknęłam się w łazience. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Ubrana przeczesałam włosy palcami,
by pozbyć się kołtuna, jaki się z nich stworzył. Co ja bym dała
teraz za tę „magiczną” szczotkę Izeli, którą co rano mnie
rozczesywała. Myślę, że gdyby nie musiała walczyć, czesałaby
ludzi, a oni by za to jej płacili.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Nie wiedziałam, czy powinnam wyjść,
czy czekać na Samela, choć spodziewałam się, że mnie zostawił.
Mogłam zwyczajnie pójść do swojego pokoju i dowiedzieć się co
udało się ustalić naszym buntownikom lub wyruszyć do Mizara,
badając sytuację. Pierwszym krokiem było zdecydowanie opuszczenie
tego pokoju. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Przymocowałam broń, napiłam się
wody z kranu i odnalazłam klucz do pokoju. Kobieta, która mi go
dała, powiedziała, że mam go rano zwrócić. Cóż. Rano nie było,
ale oddam. Otworzyłam drzwi i omal nie wpadłam na Samela.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Dokąd się wymykasz? –
zapytał, a na jego twarzy zawitał ten pewny siebie uśmiech.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Nie ma czasu na rozmowy – coś
wywinęło w moim żołądku fikołka. Nie zostawił mnie. Mimowolnie
się uśmiechnęłam.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Świat nie spłonie, jeśli zjemy
śniadanie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Dopiero teraz zauważyłam, że
trzyma w ręce reklamówkę, przez którą widać bułki i jakieś
kubeczki.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Ładna cena za nocleg –
kontynuował, wymijając mnie w progu starczyło mi na aż trzy bułki
i po jogurcie. Śniadanie na pewno dietetyczne!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Co się z nim stało? Obserwowałam
go z ręką na klamce. Położył żywność na łóżku i wyciągnął
bułkę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> – Oczami się nie najesz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Otrząsnęłam
się i zamknęłam drzwi. W brzuchu mi zaburczało. Ostatnio prawie
nie jadałam. Zamarzył mi się obiad na stołówce. Bułka też
brzmiała nieźle.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Jedliśmy
w milczeniu, bo w sumie nie miałam o czym rozmawiać z Samelem.
Nawet po tej dziwacznej sytuacji z nocy. To pewnie przez alkohol,
normalnie ani on, ani ja się tak nie zachowujemy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Co do psychologii – powiedział w końcu, kończąc jedzenie –
Myślę, że mogę ci o tym poopowiadać w samochodzie – oblizał
kubeczek, z którego spływała kropla jogurtu – Jak będziemy
jechać do Mizara.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
A po co ty masz do niego jechać? – zdziwiłam się, przełykając.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Widziałem twoją cudowną walkę w nocy – uśmiechnął się – I
nie poradzisz sobie sama z Wilkiem. Muszę ci pomóc. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Od kiedy to dbasz o to, co się ze mną stanie? – uniosłam brwi.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Odkąd zauważyłem, że masz mózg, Młoda. Przestałaś być dla
mnie machającą sztyletami laleczką. O laleczki nie dbam.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Czemu mówisz do mnie Młoda? – już drugi raz użył w stosunku do
mnie tego określenia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
To Stara, jak wolisz – wrzucił pusty kubek do reklamówki.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Mam na imię Weira.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Wiem, Młoda – poczochrał dłonią moje włosy, pozostawiając w
nich okruszki.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Samel
wyglądał dobrze za kółkiem. Wydawał się też jakiś mniej
spięty, niż zazwyczaj. A usta mi się nie zamykały. Tłumaczył
mi, dlaczego ludzie kłamią, w jaki sposób rozpoznać, że ktoś
jest w relacji uczuciowej z kimś innym i jak to wykorzystać. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
A jak rozpoznać, że z kimś możesz nawiązać... Hm... Relację
uczuciową? – zapytałam, a on zaparkował na poboczu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
O co ty mnie właściwie pytasz? – spojrzał na mnie – Bo jeśli
chodzi o tematy „skąd się biorą dzieci”...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Nie o to... To wiem. Uczą nas o tym, pamiętasz? Chodzi mi o to, jak
poznać, że możesz być z kimś parą.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Postukał
palcami w kierownicę, patrząc się przed siebie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Gdybyś się tego dowiedziała, daj mi znać. Jak żyję nie
spotkałem się z nikim, kto by to wiedział. Tak po prostu... Jest.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Zauważyłam,
że chwycił mocniej kierownicę. Jego kostki zbielały. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Dlaczego stoimy? – rozejrzałam się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Dalej nie pojedziemy. Brakło benzyny.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Mrok
trzymała Mizara w niewielkim domku w lesie. Otoczyła silnym murem z
cieni podwórko, by Wilk nie uciekł. Gdy podeszliśmy do cienistej
zapory, wybiegł z domku.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Ty! Przysięgam, zabiję cię! – krzyknął na mnie. Uwięziony nie
był już taki groźny. Szaleństwo było teraz u niego dużo
bardziej widoczne...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Nie będziemy się zabijać, Miz – powiedziałam. Czułam się o
wiele silniejsza z Samelem obok. Jakbym mogła dokonać wszystkiego. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Przywołałam
do siebie miecz z Mroku. Oczy Mizara otworzyły się szeroko.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Jak widzisz jesteśmy dość dozbrojeni – Samel spojrzał na Kolca
z wyższością – Więc może porozmawiamy jak CYWILIZOWANI ludzie
– dodał, widząc, jak twarz Miza się wydłuża i przechodzi w
wilczy pysk.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Metamorfoza
się nie cofnęła, jednak nie trwała, co oznaczało, że być może
słowa mojego towarzysza trafiły do Kolca.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Zamieniam się w słuch.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Samel
skinął ręką, dając mi znak, bym zaczęła mówić.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Mam dla ciebie propozycję. Walka jeden na jeden. Do unieruchomienia.
Wszystkie chwyty dozwolone – powiedziałam, podchodząc do
falującego cienia. Był przyjemnie chłodny – Wygrany może
zażądać od przegranego czegokolwiek, co musi zostać wykonane. Dla
pewności, zwiążemy się klątwą.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Nie rób tego – syknął Samel – Nie jesteś w ogóle na to
gotowa! Ja to załatwię...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Zignorowałam
go. Wpatrywałam się w oczy Mizara. Wilczy pysk zaczął się
wsuwać, przez co jego twarz odzyskała ludzki wygląd.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Zrobisz wszystko? – jego głos niepokojąco przypominał warczenie.
</span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
I ty też zrobisz wszystko – powiedziałam spokojnie. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Cieniu, nałóż na nas klątwę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Samel
nie był zachwycony, gdy wypowiadał słowa uniwersalnej klątwy.
Wiedział, że gdy przegram, stanę się narzędziem w rękach Miza,
a co za tym idzie, będzie prawdopodobnie musiał mnie zabić.
Oczywistym byłoby, że Wilk zażyczyłby sobie czegoś, co byłoby
okrutne nie tylko dla mnie, ale i dla niezamieszanych sprawę.
Związana klątwą przekroczyłam zaporę, stając twarzą w twarz z
Mizarem. Ostatnio nasza walka wyglądała dość żałośnie –
zwyczajnie wygrał. Był pewny siebie. Mrok nie odebrała jego
miecza, co oznaczało, że będę musiała przywołać mój cienisty
oręż. Dzień nie należało do najbardziej słonecznych a
otaczające drzewa dawały wystarczająco dużo cienia, by było co
przywoływać.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Wszystkie chwyty dozwolone – powtórzył i wyciągnął miecz,
jaśniejąc światłem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Wszystkie – zmaterializowałam mroczne ostrze.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Mizar
rzucił się na mnie z taką siłą, że zablokowanie uderzenia
wywołało drętwienie w ręce. Uderzał szybko i zapalczywie, nie
dając mi szansy na przypuszczenie ataku. Odsuwałam się krok za
krokiem w tył a moja broń stawała się coraz słabsza. W końcu
zaczęłam pobierać mrok z zapory, przez co pole do popisu
doskonałej szermierki Wilka poszerzyło się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Musiałam
odejść dalej od niego, by móc w końcu wykonać zamach, by
przestać tylko blokować jego uderzenia... </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Podcięłam
jego nogi smugą cienia, co na chwilę wybiło go z rytmu i dało mi
szansę na uskoczenie w tył. Przygiął nogi, które nie wiem nawet
kiedy stały się wilcze, szykując się do skoku i ataku z
powietrza. Logika podpowiadała mi, że nie odeprę tego uderzenia.
Szybko przywołałam tarczę z cienia. Cios został zablokowany,
jednak iskry z miecza poparzyły moją szyję. Syknęłam. Miz
wyszczerzył kły. Przy kolejnym sieknięciu przykucnęłam i
uderzyłam z łydki, co wywołało wycie. Wierzgnął nogą,
wybijając mój miecz z dłoni. Poleciał gdzieś daleko, jednak nie
dotknął ziemi, dematerializując się. Nie było czasu na
przywołanie go od nowa, w przykucnięciu wyciągnęłam z buta saksę
i dałam nura między jego nogami, wbijając ją w udo, szybko
dobyłam sztylet, jednak on już zdążył sieknąć ostrzem moje
plecy. Rana nie była głęboka, za to bolesna. Zaśmierdziało moją
przypaloną skórą. Nie miałam czasu na analizowanie, podniosłam
się z ziemi z lekkim zachwianiem. Kolejny cios już miał spaść na
moją głowę, gdy uniosłam dłoń i cienie złapały ostrze w
locie, znikając po chwili. Rzuciłam sztyletem, który zostawił
jedynie rysę na ramieniu Mizara. Szybko oślepiłam go Mrokiem i
kopniakiem wytrąciłam jego miecz z dłoni. Nie miałam już oręża,
którym mogłabym walczyć ze świetlistym ostrzem, chciałam
sprowokować go do walki wręcz. Rzuciłam się w jego stronę,
kopiąc z całej siły w klatkę piersiową. Na chwilę stracił
oddech, jednak szybko zaczął zmieniać się w wilka i machać
pazurami, które cięły moje przedramiona, gdy osłaniałam twarz.
Bombardowałam go oślepieniami, co nie dawało niczego, gdyż i tak
polegał na zwierzęcych instynktach. Z całej siły uderzyłam piętą
o wilczą łapę, po czym ruszyłam w stronę domku. „Piwnica” –
uznałam. Tam było ciemno, jego energia nie będzie się odnawiała,
bo tam nie ma światła, za to ja wiele zyskam. Wpadłam do chaty i z
bijącym jak szalone sercem uświadomiłam sobie, że nie ma tu
piwnicy. Koło małego piecyka leżał pogrzebacz. Chwyciłam go w
ostatniej chwili, by z go użyć. Miz już skakał na mnie z
rozdziawioną paszczą. Kły lśniły w świetle sączącym się
przez okna. Zamachnęłam się, uderzyłam, a cios zmienił
trajektorię lotu Mizara. Uszkodził też moje ramię, w którym coś
niepokojąco chrupnęło. Zabierając ze sobą moją nową broń
wyskoczyłam przez okno domu. Pocięta odłamkami szkła, stanęłam
w cieniu rzucanym przez chatkę. Wilk nie podążył za mną.
Słyszałam jedynie szum drzew, śpiew ptaków, łomotanie mojego
serca i swój własny ciężki oddech. Rozejrzałam się. Samel stał
bez ruchu, to rozcapierzając to ściskając palce w pięść. Nie
próbował mi pomagać. Wiedział, że wtedy klątwa by mnie zabiła.
Ani śladu Miza. Trzymałam pogrzebacz w gotowości, obserwując
ziejącą jamę, która kiedyś była oknem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Wtem
spadła na mnie gruba sieć rybacka, wraz z nią przygniótł mnie
ciężar znacznie bardziej już ludzkiego Mizara.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
No to papa, Cieniu – zawarczał do mnie. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Leżałam
na ziemi, z całkowicie skrępowanym ciałem. Pogrzebacz wypadł mi z
prawej dłoni podczas upadku, leżał gdzieś niedaleko, całkiem
niepotrzebny. Ręka utknęła pod plecami, lewa zaś przysunięta do
boku, była równie nieprzydatna, co narzędzie, które straciłam.
Mizar zaczął naciągać sieć, która była wystarczająco ostra,
by porozcinać moje tkanki. Czułam, jak wrzyna się w skórę, coraz
głębiej, aż w końcu jej warstwy po kolei pękały, pozwalając
wnikać morderczym splotom coraz głębiej w moje ciało. Pewnie
zatrzymałyby się dopiero na kości, gdybym podwiniętą pod plecy
ręką nie przywołała ostrza, które przebiło moje plecy, potem
podążyło przez brzuch, by ostatecznie przebić się tuż pod
żebrami Mizara.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<i><br />
</i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"><i>Dom
Cieni, 4 lata wcześniej</i></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Masz piętnaście lat i jesteś niezwykły – Profesor De uśmiechał
się – Miłe zaskoczenie. Nie mieliśmy tak dobrego Cienia w swoich
szeregach od bardzo dawna.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Samel
schował sztylet w pochwę, a drugą ręką przejechał po mokrych od
potu włosach, by przykleić niesforne kosmyki do pozostałych. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
W nagrodę masz wolny dzień. Cała środa jest twoja – De wyszedł
przed salę treningową, odpalając papierosa tuż przed wyjściem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Dziękuję! – ucieszył się Samel, zastanawiając się, co
właściwie ma robić, gdy pozostali zajmować się będą swoimi
codziennymi czynnościami. Wziął z ławki butelkę wody, upił
kilka łyków a resztę wylał na czerwoną od wysiłku twarz. Marzył
o prysznicu. I czymś do zjedzenia. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Pożegnał
swojego mentora, po czym ruszył do swojego pokoju. Już wcześniej
uzyskał przywilej mieszkania samemu, za liczne osiągnięcia i
wybitny postęp w nauce. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Wszedłszy
do pokoju zrzucił z siebie pas z orężem, po czym poszedł pod
prysznic.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Popołudnia
w Domu były w okresie letnim dość leniwe. Po skończonych
zajęciach nikomu nie chciało się szaleć, zwłaszcza, że słońce
osłabiało każdego z nich. Większość ludzi raczej siadywała
gdzieś pod osłoną drzew, rozmawiając z przyjaciółmi lub
powtarzając wiadomości na zaliczenia. Sporadycznie zdarzał się
ktoś, kto ostrzył swój ulubiony sztylet lub polerował noże do
rzucania. Jakby lśniący wygląd podnosił skuteczność...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">Samel
miał wielu znajomych. Mógł dosiąść się do któregokolwiek z
nich, był przecież legendą. Tego dnia wybrał sobie grupkę
dziewcząt, swoich rówieśniczek, które znajdowały się na niższym
roku.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Cześć, dziewczęta – uśmiechnął się do nich zawadiacko –
Jak mija dzień?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Uroczo. Ale polepszył się o sto procent, odkąd zaszczyciłeś nas
swoją obecnością! – zaśmiała się rudowłosa Ayla. Samel
uważał, że nadawała by się na jego dziewczynę, gdyby była choć
odrobinę bardziej bardziej ambitna. Kiedy on zdobywał najlepsze
stopnie, przebiegając galopem cykl kształcenia, ona była rok do
tyłu względem innych. Ognista, zielonooka dziewczyna mogła być
najpiękniejszym Cieniem w historii, a przynajmniej była najbardziej
uroczym stworzeniem, które Samel zobaczył.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Uwodzisz – zamruczał do niej. Przez chwile zastanawiał się, co
by było, gdyby jednak zdecydował się na coś więcej w stosunku do
niej. Czy Profesor De by to poparł? Mawiał, że by stać się kimś
wyjątkowym, trzeba otaczać się ludźmi o największych
możliwościach. Cóż. Ayla miała piękny wygląd, choć było to
raczej śliczne opakowanie z otchłanią intelektualnego
rozczarowania w środku. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;">A
jednak, ta niezbyt bystra dziewczyna pojawiała się przerażająco
często w myślach przyszłego przywódcy Cieni, jak lubił o sobie
myśleć, czyniąc w nich bałagan. Jak można celować nożem, gdy
ponad celem pojawia się fala rudych loków?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Nie mniej, niż ty – zaśmiał się. Jej koleżanki nie miały
znaczenia. Ayla była jak lep na muchy, tylko, że Samel miał tego
świadomość, dlatego nie łapał się w pułapkę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Zaśmiała
się perliście, kładąc dłoń na jego dłoni.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Czym ciekawym dziś mnie zaskoczysz? – przechyliła głowę, a
kaskada włosów zakołysała się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Rzucałaś kiedyś wirującym ostrzem?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Choć
Samel spodziewał się, że dziewczyna może mieć trudności z
rzucaniem potrójnym ostrzem, to w najbardziej szalonych i
obraźliwych dla rudowłosej myślach nie przewidywał, iż jakimś
cudem uda jej się wbić je w stopę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Siedząc
u medyczki Ayla śmiała się, łzawiąc przy tym obficie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Ależ ze mnie niezdara – otarła łzy, patrząc, jak kobieta
sprawnie zszywa ziejące rozcięcie. Ostrze przeszło na wylot,
nadszarpując tkankę swym obrotowym ruchem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Imponująca – gdyby nie była tak pięknym stworzeniem, które
wywoływało w nim opiekuńcze instynkty, zapewne przeszkadzałoby mu
to. Dla niej był w stanie wybaczyć nawet taki ogromny brak
koordynacji ruchowej.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Wyszli
od medyczki. Ayla wspierała się na ramieniu Samela, dowcipkując od
niedoskonałościach mijanych osób.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Tak haczykowaty nos – głową wskazała przechodzącą blondynkę,
zniżając głos do szeptu – Pozornie niewinny, dodam, musi być
niezwykle przydatny przy walce z Kolcami.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Samel
wpatrywał się w nią bezmyślnie, gdy kontynuowała.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Może go wbić niepostrzeżenie pod żebro – zaśmiała się, już
zdecydowanie nie szeptem – A to stworzenie, jest fascynujące –
tym razem nie siliła się na dyskrecję. Przed nimi korytarzem szła
spocona, ubrudzona krwią, ciemnowłosa trzynastolatka. Jej twarz nie
wyrażała niczego, może delikatną obojętność... Nie,
zdecydowanie była martwa – Przeskoczyła rok i teraz jesteśmy na
wspólnych zajęciach teoretycznych. Zachwycają się jej technikom
walki, mówiąc, że jest konkurencją nawet dla ciebie! –
zastawiła dłonią usta, jakby było to co najmniej herezją.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Dla mnie? – Samel obserwował, jak dziewczynka wchodzi do jednego z
pokoi, spokojna, choć rany musiały sprawiać jej ból. Aż dziwne,
że nie poszła najpierw do medyczki. Przecież to byłoby całkowicie
logiczne. Każdy najpierw się „łatał” a potem szedł do
siebie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
To mój pokój, dziękuję! – Ayla zatrzymała się przed drzwiami,
całując policzek Cienia, co na chwilę rozproszyło jego myśli
względem tajemniczej ciemnowłosej – Musimy pójść kiedyś na
coś innego niż trening – zaśmiała zielonooka – Póki jeszcze
jesteś najlepszy ze wszystkich – dotknęła wskazującym palcem
jego nosa.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Samel
spojrzał na nią. Coś nie spodobało mu się w tym stwierdzeniu.
Nie, że pomysł spotkania z Aylą sam na sam, ale w stwierdzeniu
„póki jeszcze jesteś najlepszy”.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Jutro mam wolny dzień. Profesor De dał mi środę – powiedział,
choć myśl o ciemnowłosej była coraz bardziej natarczywa.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Coś czuję, że jutro też mam wolne – Ayla zakręciła loczek na
palcu, opierając się o futrynę drzwi – Przyjdź po mnie koło
dziesiątej. Zjemy razem śniadanie – uśmiechnęła się
zniewalająco.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Będę na pewno – puścił do niej oko – Piękna... Powiedz mi
jeszcze jak ona ma na imię – spojrzał wyczekująco w lśniące
oczy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Ona? – zamrugała, zdziwiona dziewczyna, zaprzestając kręcenia
loczka na palcu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Ta, co przeskoczyła rok – uściślił.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Weira... Czemu o nią pytasz? – na jej twarzy zagościła
niepewność.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Muszę wiedzieć, kto chce odebrać mi pozycję lidera – w
przypływie emocji pocałował usta Ayli, na co ona odpowiedziała z
entuzjazmem, potem zachichotała i wsunęła się do pokoju,
zamykając drzwi.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Proszę! – rozległ się głos za drzwiami, nim Samel zastukał
ostatni raz. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Przyszedł
do Profesora De mimo późnej godziny. Nie lubił być niepewny swej
pozycji. Czy, skoro rosła konkurencja, nie powinien zamiast dostawać
wolnego, zwiększyć liczby godzin ćwiczeń, by dystans między nimi
stał się nie do pokonania?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Podzielił
się obawami z De.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Słyszałem o uczennicy Reali. Zadziwiająco szybko uczy się walki,
ale tylko walki. Rea podejrzewa, że na zajęcia teoretyczne nie uczy
się wcale albo jedynie jeden raz coś przeczyta, byle tylko zaliczyć
egzaminy. Myślę, że gdyby faktycznie wzięła się za teorię,
mogłaby rosnąć konkurencja dla ciebie – starszy z Cieni usiadł
na skraju biurka, krzyżując ręce na piersi – Czemu się tak
niepokoisz? Jesteś fenomenem na skalę Domu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Chcę być najlepszy. A teoria... Teoria jest nie tak ważna jak
walka, Profesorze.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> –
Możesz się jeszcze zdziwić, Samelu – pokręcił głową –
Zobaczysz po zajęciach z psychologii. Zrozumiesz to wtedy. Ale dam
ci radę: nigdy nie lekceważ mocy umysłu i wiedzy. To, co stworzysz
w głowie może zarówno dodać ci skrzydeł jak i je podciąć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: "arial" , sans-serif;"> Noc
przed spotkaniem z Aylą Samel poświęcił na studiowanie książek
o obniżaniu morale przeciwnika. Gdy słońce zaczęło wschodzić,
wiedział już, że najskuteczniejszą metodą wyeliminowanie Weiry z
gry, było zastraszenie i zdystansowanie jej do społeczności. Jeśli
nikt nie będzie jej wspierał, jak jego, straci motywacje do
dalszych treningów. Przynajmniej w teorii.</span></div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-9019931058195009912017-04-18T04:28:00.003-07:002017-11-08T09:32:49.143-08:00VII - Cień, który za mną chodzi<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Zadziwiające, że tak jeszcze niedawno stałam pod drzwiami pokoju Hitcha. Nie minęło nawet kilka dni, a dla mnie były to lata. Istne lata. Tyle się zmieniło od czasu, gdy za tą właśnie drewnianą izolacją od korytarza prowadziłam z nim rozmowę o planowanym zabójstwie – tak, teraz zaczęłam postrzegać „sprawiedliwość” jako zbrodnię. Gdyby jeszcze tydzień temu ktoś powiedział mi, że pójdę na teren Kolców, by zawierać z nimi układy, a co więcej – znajdę z jednym z nich nić porozumienia, jakiej jeszcze z nikim dotąd nie nawiązałam, uznałabym go za mocno poturbowanego. A tymczasem nie tylko znałam Kolca, którego nie chciałam zabić, ale i był dla mnie kimś ważnym.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Uniosłam nadgarstek i zastukałam w drzwi. Izela ma tajny kod stukania do Brena, zresztą on też tak puka do naszego okna, przemknęło mi przez myśl. Usłyszałam przytłumione kroki, po czym rozległ się – już nie przytłumiony – skowyt klamki. Czy to możliwe, by skrzypiała jeszcze bardziej?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Weira... – Uniósł brwi,w jego oczach znów pojawiły się złote punkciki. – Czy Miz...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Żyje. Obeszło się bez... śmierci.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ale jak? – Wcale mu się nie dziwiłam, że tego nie rozumiał. Gdybym sama tego nie przeżyła, nie uwierzyłabym.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Możemy porozmawiać w środku? – Kiedy skinął głową, dodałam: – Do jakiego stopnia uważasz nasz konflikt za sensowny?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Siedziałam po raz kolejny na tym samym łóżku, z tym samym chłopakiem, w tej samej pozycji. Tym razem nie byłam tu jednak, bo tego wymagała ode mnie społeczność, ale dlatego, że sama zapragnęłam zmienić życie Cieni i Kolców. A, jeszcze jedno. Chciałam powstrzymać Mrok – moją matkę i twórczynię mojej rasy. Gdy starałam się ubrać w słowa to, co chciałam mu przekazać, oczy Hitcha robiły się coraz większe, choć pozornie nie widać w nich było zrozumienia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Życie bez tych chorych zasad, jak ludzie w Raweni, Hitch – skończyłam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Chłopak powoli oparł się o ścianę, pod którą stało łóżko. Do tej pory siedział sztywno, ze ściśniętymi mięśniami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Brzmi jak plan – powiedział wolno, ważąc swoje słowa. – U nas jednak to się nie uda. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Uświadomiłam sobie, że miałam nadzieję na powodzenie dopiero, gdy ją straciłam po jego słowach. Chciałam zapytać „dlaczego?”, tylko czy powód miał sens? Również oparłam plecy o ścianę. Była chłodna, przyjemnie chłodziła mnie przez cienki materiał mojej koszuli. Miłe doznanie, mocno fizyczne, przy którym nie trzeba myśleć. Zwalczyłam chęć wyłączenia uczuć, które to stosowałam przez całe swoje życie. W końcu mogło być inaczej... Nie miałam nawet pojęcia, że moje życie jest szare – było mi w nim dobrze, nie znałam innego. Gdyby nie wyjście z Izelą i Brenem, byłoby mi dobrze. Czy to ich wina? Czy powinnam być na nich zła?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Nie. Nie zrobili niczego, co mogłoby mi zaszkodzić. Sama chciałam dowiedzieć się, co jest za drugim płotem, oni mi pomogli, bo mnie lubili z jakiegoś tajemniczego powodu. Mój malutki świat zrobił się większy, potem odwiedziny na terenie Kolców i ich niewymuszone niczym interakcje ze mną... U nas tak nie było, bo tak naprawdę rozmawiałam z Izelą, Brenem i Realą. Reszta unikała interakcji ze mną, a ja za tym nie tęskniłam. Jakoś żyłam: treningi, odżywianie, sen. Spojrzałam na Hitcha. Teraz chciałam, by było inaczej. Chciałam zjeść kanapki z nim, w lesie, spokojnie, jak równi sobie, bo przecież Kolce i Cienie nie różniły się tak od siebie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Pytanie „dlaczego” nabrało sensu, więc je zadałam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nasza społeczność jest zadowolona z sytuacji. Zwłaszcza że od blisko dekady mamy luz. Jak chcemy, to możemy wyjść.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>„Kolce panoszą się w Raweni”.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Czyli to nasza wojna. Musimy walczyć o inny ustrój. – Pokiwałam głową ze zrozumieniem. – Dzięki za informacje, Hitch. Nic tu nie zdziałam. – Wstałam z łóżka, po czym ruszyłam do drzwi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro... – Jego głos zatrzymał mnie w pół kroku. – Przykro mi, że nie mogę pomóc. – Usłyszałam skrzypnięcie łóżka. Wstał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Odwróciłam się do niego. Pokój był mały, a my staliśmy blisko siebie; patrzyłam na niego, badając jego twarz. Nie wyrażała emocji, moja pewnie też.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Pomogłeś. Teraz mam więcej informacji, muszę się do nich zastosować.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Myślałem o tym, co się z tobą stanie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Też o tobie myślę. – Te słowa wypłynęły z moich ust zbyt łatwo, nie były zamierzone ani niezbędne. Zmieniałam się bardzo szybko. Czy Reala teraz też powiedziałaby, że nie mam duszy?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Lubię o tobie myśleć. – Ściągnął brwi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Izela lubi myśleć o Brenie. – Wypowiedzenie tego na głos nie miało sensu. Nie znał Izeli, Brena też nie. Czy zrozumie, co chciałam mu przekazać? I co właściwie chciałam mu przekazać?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Uniósł dłoń, odsuwając z mojej twarzy kosmyk grzywki, która – jak to miała w zwyczaju – zasłaniała moją twarz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Chcę, żebyś dokonała tego, czego pragniesz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam się i wyszłam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Samela znalazłam w dziwnych okolicznościach. Stał z kilkoma Kolcami, z których ust wydobywały się kłęby dymu. Widziałam kiedyś już takie coś – Profesor De miał w zwyczaju wieczorami wychodzić przed salę ćwiczeń i zapalać mały, biały przedmiot, potem wciągać z niego dym i go wypuszczać. Gdy pogoda była bezwietrzna, kłębił się on i sprawiał wrażenie gęstego, gdy zaś wiał wiatr, to rozpraszał jego konsystencję. Reala powiedziała kiedyś do niego, żeby rzucił to świństwo, a on odpowiedział, że palenie to jedna z niewielu przyjemności zewnętrznego świata, która jest mu dana i że papierosy zwalczają stres w niepewnych czasach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Jeden z kolców wyciągnął w stronę Samela paczkę papierosów.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jak mogłeś nigdy nie palić? - Śmiał się, a Cień sięgnął po poczęstunek.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Widzisz, w naszych rejonach nie jest to popularne. – Zaśmiał się. – Ale trzeba poszerzać horyzonty!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>W jednym z Kolców rozpoznałam Nareba, który to chciał być dla mnie pomocny podczas pierwszej wizyty w Akademii. Zauważył mnie niemal w tym samym momencie, w którym ja jego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Wera! - ucieszył się, zostawiając chłopców. Samel odpalał papierosa zgodnie z instrukcją doświadczonego znajomego. Zaczął kaszleć, a Kolce wybuchnęły śmiechem, klepiąc go po plecach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nareb... – Skinęłam do niego głową na znak powitania.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jak zakwaterowanie? Podążyłaś własną drogą? – W jego głosie pobrzmiewało rozbawienie. Zapamiętał mnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Tak, dokonałam tego. – Uśmiechnęłam się. Chciałam uderzyć w żartobliwy ton, jakim on do mnie mówił. Spodobało mi się żartowanie ze znajomym. – Palicie?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jak widać. – Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem i prowadząc do reszty. – A ty, tajemnicza Wiktorio, jesteś osobą palącą? Na marginesie – mamy kolejnego nowego, coś nasza Akademia cieszy się popularnością! Musisz go poznać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie palę. – Pokręciłam głową. Odgarnięta przez Hitcha grzywka ponownie opadła na moje oko. Dziwne, że w ogóle o tym pomyślałam. – Zawsze chciałam spróbować – wyznałam szczerze. Chciałam, naprawdę. Profesor De palił i był kimś wielkim. Może to z papierosa brała się jego niezwykłość?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nadrobisz, masz jeszcze sporo czasu. Jedenasty rok?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam na niego, nie wiedząc dokładnie, o co mu chodzi. Potaknęłam zachowawczo.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Patrzcie, kto nas zaszczyci swoim towarzystwem! – rzucił do kolegów. – Wera, nasz nowiuteńki nabytek! Ładna, co?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Samel spojrzał na mnie załzawionymi oczami, nadal cicho pokasłując przy kolejnych pociągnięciach papierosa. Pozostali rzucili swoje imiona, które starałam się zapamiętać. Bau, Parsa, Umef. Pierwszy z nich był długi. Nie wysoki, długi. Jego ręce były długie, włosy długie, korpus długi, nogi długie, palce długie... Jak wąż. Pewnie swoją drogą nim był. Oczy miały kolor bladożółty, a kosmyki wyrastające z jego głowy szaro-blond barwę. Drugi, Parsa, przywodził mi na myśl Hitcha, tylko takiego „otwartego”. Nie był może identyczny, jednak bardzo podobny. Umef, ten ostatni, miał ciemniejszą skórę niż pozostali, okrągłe, orzechowe oczy, wysuniętą lekko dolną szczękę i krótką brodę. Ogólnie był brązowy i włochaty. I zdecydowanie bardziej umięśniony niż jego koledzy, nawet Nareb, który do najmniejszych nie należał, ale wyglądał na mniej groźnego. Być może to przez jego błękitne oczy i płowe włosy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie czaruj, Blondasku! – Parsa zaśmiał się, puszczając do mnie oko. – Nie strasz dziewczyny, daj jej żyć!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ona się nie wystraszy. – Samel odkaszlnął.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Skąd wiesz? – Bau spojrzał na niego z góry.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dorastaliśmy razem – wyjaśnił Cień. – WERA rzadko się bała. Chyba to się nie zmieniło pod moją nieobecność, co? – Rzucił papierosa na ziemię i przydepnął go, by zgasić tlącą się końcówkę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Oczywiście, że nie. – Wbiłam wzrok w niedopałek. Nie wiedziałam, jak dużo mogę powiedzieć o moich relacjach z Samelem, wersje musiały się zgadzać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ładniutka chciałaby posmakować zacnych wyrobów tytoniowych. – Nareb zdawał się nie zauważyć tego dialogu. – A wiadomo, że papieros nie smakuje nigdy lepiej niż z piwem. Zapraszam was do Raweni na imprezę integracją!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Rzuciłam Samelowi spanikowanie spojrzenie. Nie tak miało być, nie mamy jak wymienić informacji. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Świetny pomysł! Idę tylko za potrzebą – rzucił Cień, po czym ruszył w stronę budynków mieszkalnych. – Będę za chwilę, zaczekajcie!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– To ja pójdę po bluzę. – Potarłam ramiona, choć nie było mi zimno. I nie miałam pojęcia, skąd wykombinować jakiś dodatkowy ciuch.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jest prawie dwadzieścia siedem stopni… - Bau uważnie mnie obserwował.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie zrozumiesz baby. – Umef wzruszył potężnymi ramionami. – Im zawsze zimno.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Posłałam mu wdzięczny uśmiech, po czym biegiem ruszyłam za Samelem, by ustalić fakty, a potem do pokoju Hitcha. Tylko jego tu znałam i mogłam poprosić o pożyczenie bluzy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wpadłam do jego pokoju bez pukania, gdyż czas naglił. Powinnam była jednak poczekać na zaproszenie, gdyż w momencie, gdy klamka drzwi dotknęła ściany, moje oczy ujrzały nagie plecy chłopaka. Szybko naciągnął na siebie koszulkę, lekko skrępowany. I tak zauważyłam. Stwierdziłam, że zapytam później.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Potrzebuję bluzy – powiedziałam bez wstępów. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jest gorąco. – Podrapał się po głowie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Idziemy do Raweni. Integrować się. – Przestępowałam z nogi na nogę. Czasu nie było zbyt dużo, a nie chciałam tu zostać bez Samela. Musieliśmy trzymać się razem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie radzisz sobie w Raweni. Zwłaszcza przy alkoholu. Idę z wami. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Samel i jego nowi znajomi czekali na mnie. Przyjemnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Kogo to wyniosło bez Miza. – Parsa pokręcił głową z niedowierzaniem, patrząc na Hitcha, który w odpowiedzi opuścił głowę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Powinieneś docenić brata. – Nareb szturchnął kumpla.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Brata? – Spojrzałam na Parsę. No tak, dlatego byli do siebie podobni.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ekipo, ruszamy! Nie chcemy przecież, żeby zajęli nasz ulubiony stolik! – zarządził Nareb, a my za nim zwyczajnie wyszliśmy z Akademii.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Było tak, jak zapamiętałam, tylko widniej. Słońce jeszcze nawet nie zamierzało chować się za horyzontem, a ja miałam nadzieję, że miejsce, w którym siądziemy, będzie miało rozproszone światło, gdyż utrzymywanie cienia przez tak długi czas było wyczerpujące. Widziałam kilka razy, że Samel miał problem z powstrzymaniem rozpływania się kształtu pod nim i starałam się choć trochę pomóc mu w kontrolowaniu ostrości, co jednak wcale nie pomagało mi. Gdyby w tej chwili przyszło mi stoczyć walkę, byłaby to raczej przegrana. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Lokal, do którego weszliśmy, miał duże okna, na których naklejone były półprzezroczyste obrazki. Odetchnęłam, widząc, że cień Kolców zaledwie majaczył, tylko gdy szczególnie się go wypatrywało, zatem mogliśmy z Samelem odrobinę odetchnąć. Usiedliśmy, a Bau, Hitch i Umef poszli po piwo. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">We wcześniejszej rozmowie sam na sam z Cieniem wyraziłam swoją obawę, że nie znajdziemy sojuszy wśród Kolców. On kazał mi się uspokoić i pozwolić działać sobie. Miał inny pomysł. Sądził, że wie, jak przekonać naszych Może-Już-Nie-Wrogów do tego, iż wolni nie są. Nie pozostało mi nic innego niż czekanie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– W końcu będziemy mieć jakąś dziewczynę w paczce. – Nareb sięgnął po jeden z kufli, które przynieśli chłopcy. Upił łyk, a pianka osadziła się na jego górnej wardze. Starł ją wierzchem dłoni.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego dotąd nie mieliście? – Obejmowałam kufel rękami, nieco zdziwiona tym stwierdzeniem. Uświadomiłam sobie, że niewiele dziewcząt-Kolców udawało mi się dotąd poznać. Na terenie Akademii można było za to nawiązać kontakt z wieloma przedstawicielami płci brzydkiej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wypada tego mówić. – Umef zaśmiał się. – Chyba tylko tego można zazdrościć Cieniom.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Tego?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Skąd wy właściwie jesteście? – Bau nie po raz pierwszy zbyt uważnie mi się przyglądał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Z południa – odpowiedział może nieco zbyt szybko Samel, jednak nie zwrócili na to szczególnej uwagi. – Nie wypada o tym mówić przy kobietach. Prawda, Wero?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Kompletnie nie miałam pojęcia, o czym mówią. Niewiele w ogóle wiedziałam o Kolcach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Gdyby nie te ograniczenia... – Umef uśmiechnął się krzywo. – Cienie mają szczęśliwe geny. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ale i tak to wrogowie. – Samel się wciął. – Nie cierpię ich.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Masz bardzo radykalne poglądy. Dogadałbyś się z Mizem. – Nareb ponownie się napił. Tym razem wziął dużego łyka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Są plagą... – kontynuował Samel.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– A przestań. – Blondyn uniósł dłoń. –My tu jesteśmy raczej entuzjastami nowych czasów, jeśli Cień nie wejdzie nam w drogę, po co zaprzątać sobie nim głowę? Gniją w tej swojej norze, unikając świata zewnętrznego... Ciemnogród. Kiedyś może wejdą w erę światła, a póki co... Są tylko psycholami, którzy rzucają się na nas bez powodu. Dzisiaj wystarczy nie łazić po ich okolicy i szansa na atak jest marna. Owszem – byłoby bez nich prościej. Gdy wyłażą z Nory, to są upierdliwi. – Nareb oparł łokieć o stół. – Dlatego trzeba się zbroić za każdym razem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– A ja lubię to w pewnym stopniu. – Powoli, niemal sycząc, Bau cedził słowa. – Szuje zabili moją siostrę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Miała pecha i zbyt małe zdolności. Każdy z nas kogoś stracił – uciął temat Nareb. – Pewnego dnia oni wybiją nas lub my ich. A teraz po co sobie zajmować czas truciem głowy? Korzystajmy z chwili! Kiedyś na pewno wybuchnie ostateczna walka. Pewnie niebawem, bo Światło się ujawnił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ta wojna jest bezsensowna – powiedziałam, zastawiając z przerażeniem usta. Niezależnie od stopnia wzburzenia, nie powinnam była tego mówić. Wkopałabym się!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Bezsensowna? Rozwiń myśl. – Nareb kończył już pić swoje piwo. Dziwne, ja ledwie upiłam kilka łyków.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Bo... Właściwie zaczęło się od tego, że to Światło i Mrok ze sobą walczyli... prawda?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Do czego zmierzasz? – Bau się wyprostował.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– No a my... Dlaczego mamy ze sobą walczyć? W sensie z Cieniami?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Mordują nasze rodziny, są krwiożerczy, kryją się w ciemnościach...! Nie da się z nimi porozumieć! - Bau uderzył pięścią w stół, aż szkło na nim postawione zadźwięczało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– My mordujemy ich – zauważył Samel. Na jego policzki zaczął wstępować gniewny rumieniec.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Nie podobał mi się rozwój sytuacji. Zaczęło robić się groźnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Samel... – upomniałam go. Ale Bau już podłapał temat.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Sprawiedliwości musi stać się zadość! Będzie pięknie, gdy zapłacą za swoje mroczne sprawki!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dość! – Nareb poderwał się z siedzenia i rzucił kuflem w ścianę za nami. Szkło rozsypało się z głośnym trzaskiem. Krople niedopitego alkoholu zrosiły nasze włosy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Zapadła cisza. Wzrok pozostałych ludzi zgromadzonych w lokalu skierował się na nas. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nic wam się nie stało? – zapytał cicho. Wyglądało na to, że czuł się niezręcznie po swoim wybuchu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Zaprzeczyliśmy kręceniem głowy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Summa summarum, wszyscy jesteśmy po jednych pieniądzach. – Nareb usiadł z powrotem na krześle, a Hitch po cichu wstał i poszedł do barmanki, która przyjęła rekompensatę pieniężną za kufel. Dziewczyna podała Kolcowi miotłę z szufelką.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Podczas gdy Hitch sprzątał szkło, Umef uśmiechnął się krzywo.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ale baby to mają klasę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Dalsza rozmowa przebiegła w luźniejszej atmosferze. W dużej mierze dlatego, że Bau otrzymał jakąś wiadomość i musiał wracać do Akademii razem z Parsą, a oczy Samela zalśniły po kolejnym piwie. Doszliśmy do kilku wniosków.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Pierwszym z nich było to, że wraz z zawartością alkoholu w organizmie język staje się bardziej skory do rozmowy, a konwenanse i sekrety tracą na sile. Kolcom podobały się kobiety-Cienie, gdyż ich same miewały bardzo często zbyt bujne owłosienie, a metamorfoza z dziewczyny w zwierzę była odstręczająca.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nasze kobiety... – Głos Umefa był głośniejszy niż dotąd. – ...mają tak, że po prostu na tle ludzi i Cieni wyglądają dziwnie. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– I to pewnie przez to, że poród przeżywają najsilniejsze... Czyli Niedźwiedzie, Wilki, Lwy... – dodał Nareb, kręcąc końcówką płynu w kuflu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie podobają mi się, odkąd poznałem ludzkie kobiety. Choć nawet one nie są tak subtelne jak Cienie. – Umefowi odbiło się głośno. – Widziałem kiedyś jedną w akcji. Szybka, precyzyjna, a przy tym lekka jak strużka dymu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Masz szczęśliwe geny – rzucił Nareb, jakby przypominając sobie o mojej obecności. – Wyglądasz jak bardzo ładna ludzka kobieta. Wręcz nawet jak Cień.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Dziękuję. – Uznałam, że to wypadałoby powiedzieć. Samel omal nie zakrztusił się pitym właśnie płynem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Gdybyśmy się pogodzili... – zaczęłam, ignorując zachowanie Cienia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– To na niebie byłaby tęcza! – Umef zaśmiał się. – Daj spokój, z nimi nie da się dogadać. Jak tylko zobaczą nasz cień, to chwytają za cokolwiek ostrego albo ciskają w nas mrokiem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– A próbowaliście? – Broniłam swojego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ciężko próbować się „dogadać” na ślepo i z nożami powbijanymi w ciało. – Nareb zgrzytnął zębami. – Mam wrażenie, że oni nie są w ogóle cywilizowani, a my podobno jesteśmy zwierzętami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– To może ich nie atakujmy? – zasugerowałam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Taa... Dajmy się pochlastać. – Umef wybuchnął śmiechem. – Pij, dziewczyno. Jesteś ładna, to się nie odzywaj.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Samel był dziko rozbawiony. Czy może być coś lepszego od poniżania mnie?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Jesteś chamem. – Nareb wystąpił w mojej obronie. – Gdyby dało się z nimi rozmawiać, to bym chętnie porozmawiał. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– O, zaprzyjaźnić się z babeczką. – Umef zarechotał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Hitch się skrzywił. Nie wiedziałam, co go tak zdegustowało. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Idę po piwo. Ktoś jeszcze chce?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ja mówię pas. – Nareb podsunął w jego stronę pusty kufel. Byliśmy ostatnimi gośćmi, którzy marudzili przy stole.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ja poproszę. – Samel podsunął banknot w stronę Hitcha. – Weź też Młodej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– A ty się nie upominasz, a ja ci coś obiecałem – przypomniał sobie Nareb. – Zapraszam panią na pierwszego papieroska! – Wstał i podszedł do mnie, chwiejnie się skłaniając. – Służę ramieniem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Zaśmiałam się, gdyż wydało mi się to komiczne. Przecież nie dlatego, że w głowie szalał alkohol. Nie do końca zgrabnie zebrałam się z krzesełka i oparłam dłoń o wyciągnięte do mnie przedramię. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie królowało ciepłe światło ulicznych latarni. W prawej dłoni trzymałam papierosa, lewą osłaniałam płomień zapalniczki Kolca, który instruował mnie. Gdy zaczął się tlić, Nareb nie zgasił zapalniczki, tylko przyglądał mi się.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>W gardle mi zaschło. Nie przywołałam mroku, nie uformowałam cienia, zauważył!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– W blasku ognia wyglądasz tak... ludzko. Jakby te migotliwe cienie idealnie z tobą były zżyte. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Gdy tak mówił, starałam się przywołać ciemność, jednak w moim stanie było to niemożliwe. Nie chciała mnie słuchać, błądziła gdzieś dookoła, nie chcąc się skupić.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Musisz wciągnąć ten dym, inaczej się to mija z celem – poinstruował mnie, przywołując moje myśli do rzeczywistości. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Pociągnęłam papierosa i zaczęłam się dusić. Kaszlałam tak, że zrobiło mi się niedobrze, z oczu ciekły łzy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Nareb był dziwnie cichy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wydam was – powiedział w końcu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Nie wyda czego?!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Co? – wyrzuciłam między jednym kaszlnięciem a drugim.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Nie powiem, że jesteście Cieniami. Ale macie zniknąć z Akademii. Właściwie to nawet do niej nie wracać. Co robicie?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>Atak kaszlu momentalnie mi przeszedł, było mi zarazem gorąco i zimno.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Ja... my... ale głównie ja...</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Do rzeczy – ponaglił mnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><span style="white-space: pre;"> </span>– Chcę obalić rządy Światła i Mroku.</span></div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-23934678341636087962017-04-10T10:21:00.000-07:002018-02-27T12:33:05.349-08:00VI - Mała Armia<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mrok... Mrok... Nikt mi w to nie uwierzy. W dużym stopniu dlatego, że nikomu nie powiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Weszłam do pokoju szybkim krokiem, po czym zatrzasnęłam drzwi, oparłam o nie plecy, zsuwając się na podłogę i ukrywając twarz w dłoniach. Nie, nie płakałam. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek płakała. Zbierałam myśli, próbując wytłumaczyć sobie, czego właściwie chciała ode mnie Mrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela stanęła przede mną. Zerknęłam na nią spomiędzy palców i włosów – jej oczy były szeroko otwarte, włosy miała zaś potargane.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Weiro... – zapytała drżącym głosem – nic ci nie jest?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wbrew temu, co powiedziała wcześniej, wcale na mnie nie czekała z pomocą „w razie nagłego wypadku”. Czy miałam jej to za złe? Nie... Jej życie było pełne, strach przed straceniem go okazywał się silniejszy niż poczucie obowiązku w stosunku do mnie. Zresztą... Nic mi się nie stało. Przynajmniej fizycznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie. Jestem cała. Muszę pomyśleć.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Powinnaś powiedzieć o tym Reali... – zaczęła, ale przerwałam jej wpół słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, nie powinnam – syknęłam, po czym wstałam i weszłam do łazienki, w której to się zamknęłam. Odkręciłam wodę pod prysznicem, choć nie było to potrzebne. Oparłam dłonie o zimną umywalkę, pozwalając mięśniom lekko się napiąć i spojrzałam w wiszące nad nią lustro, uważnie obserwując swoją twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Byłam podobna do Mrok. Ona twierdziła, że mam w sobie wiele z Gleny, a ja nie umiałam tego zweryfikować. W końcu nigdy nie widziałam swojej – jednej ze swoich, poprawiłam się w myślach – matki. Właśnie podobieństwo do spokrewnionego ze mną Cienia powodowało, że nie stałam się naczyniem na Mrok. Byłam zatem jej dzieckiem. Jak to możliwe, że nikt o tym nie wie? Moja matka-Cień nagle zaszła w ciążę. Niby jak, skoro nikt nigdy nie mówił nic o moim ojcu? A co więcej – nawet o jego istnieniu! Nagle okazuje się, że jeden z żołnierzy jest w odmiennym stanie, że w jego organizmie rozwija się mały Cień, z kolei nikt nie zadaje pytań ani nie docieka „jak”, a od zawsze wśród naszej rasy panował rygor, niemal niczego nie dało się zachować dla siebie. Mentorzy wiedzieli wszystko o szkolonych, o nich wszystko wiedzieli wyżej postawieni generałowie, tamci zaś informowali o wszystkim zarząd. W naszej społeczności nie istniały tajemnice, czasem udało się ukryć małe zauroczenie, ale nie ciążę! Zwłaszcza, że pojawiłam się ja, zdecydowanie nie będąca sekretem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W moich oczach przesunął się jakby ciemny dym. Nie... To krew Mrok, której miałam stanowczo zbyt dużo w organizmie. To czyniło mnie jedynym żyjącym Pierwotnym Cieniem – bezpośrednio z nią spokrewnionym. Pierwotni umarli wiele lat temu, tak dawno, że nie pamiętano ich nawet z nazwiska, jedynie z imienia – stali się mitycznymi postaciami, o których niewiele wiedzieliśmy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kolejną ważną kwestią był odnaleziony syn Światła i Mroku. Byliśmy czymś w rodzaju rodzeństwa, choć podobno bycie dzieckiem Mroku wcale nie jest przeszkodą do rozmnażania się z innym dzieckiem Mroku. To pokrewieństwo nie działa na tej samej płaszczyźnie co genetyka. I jak mam poradzić sobie z wyznaczonym zadaniem? To sama Mrok powinna się tym zająć. Nie... Nie mogła. Miała alergię na Światło o wiele większą niż Cienie na Kolce. Byliśmy w stanie przeżyć śmierć Kolca, ona – nie wiadomo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zrzuciłam z siebie ubrania. Weszłam pod strumień ciepłej wody. Izela mówiła kiedyś, że tu najlepiej można się skupić. A tego właśnie potrzebowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Woda spływała, a ja obserwowałam, jak wpada w wirujący ruch przy ujściu do rury. Było to dziwnie uspokajające...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Mrok dużo mówiła. Zdecydowanie swój milczący styl bycia odziedziczyłam po Glenie. Ale nie to było ważne. Pierwszą z istotnych kwestii stanowił syn Światła i Mroku. Sytuacja nadawała się na komediowe przedstawienie – dwoje najzagorzalszych wrogów ma wspólne dziecko. Nie było to jednak zabawne, bo zaistniało w prawdziwym życiu. A stało się to mniej więcej tak...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pewna piękna kobieta-Kolec spotkała na swej drodze przystojnego Cienia i się w nim zakochała, a on nie pozostawał temu obojętny. Spotykali się nocami, gdyż ani jemu, ani jej nie wolno było utrzymywać innych niż wrogich kontaktów ze sobą. Mieli świadomość, że robią coś niewłaściwego, jednak uczucie zwyciężyło. Pech chciał, że Światło upatrzył sobie tą właśnie kobietę na matkę swojego naczynia – Światło i Mrok mają tę samą technikę zyskiwania nowego ciała w razie zużycia lub uszkodzenia aktualnego. Zakochana w Cieniu bała się przyznać Światłu do swoich kontaktów z wrogiem, zatem zataiła ten fakt. Nie wiedziała, że nosi pod sercem dziecko Cienia. Krew płodu otrzymała potężną dawkę Światła i tak na świecie pojawił się nie kto inny niż Mizar – wyjątkowy i silny, choć niezrównoważony psychicznie. Możliwe, że odrobina Mroku pomieszała mu zmysły. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Moje zadanie miało na celu zwerbowanie Mizara, by stanął po stronie Mroku. Matka zasugerowała mi rozwiązanie – musiałam go pokonać, by zniszczyć jego ego i pokazać, że nasza strona jest silniejsza. Wtedy, gdy daruję mu życie, ma niby przyjść sam do nas, chcąc zasilać nasze szeregi. Podobno taki miks Mroku i Światła ma być organizmem niezwykle zdradliwym, który trzyma tylko z wygranymi. Powiedziała mi nawet, że ideałem by było, gdyby Miz się we mnie zakochał. Wtedy trzymałabym go po swojej stronie ze względu na jego uczucia. To było raczej wykluczone ze względu na mój sposób bycia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdyby Mizar zasilił nasze szeregi, moglibyśmy uodparniać się stopniowo na działanie jego świetlistego miecza, a co za tym idzie – jedyna naprawdę skuteczna broń Kolców stałaby się dla nas niczym. Moglibyśmy wszystkich wybić, a na samym końcu Miza, by Światło, pozbawiony swej rasy, nie mógł odnowić ciała i zginął z rąk Mroku. Całkowity triumf naszej strony. Wyszlibyśmy z ukrycia, świat byłby nasz... To Cienie jako rasa dominująca nad ludźmi przejęłaby rządy, zatem nasz ustrój byłby kultywowany wszędzie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mrok uważała plan za genialny, mi się nie podobał. Po pierwsze – nie chciałam zabijać Kolców, nie wszystkich w każdym razie. Będąc chwilę w Akademii, zauważyłam, że niewiele różnią się od nas, jedynie wojna istot wyższych powoduje nienawiść między nami. To nie nasza wojna. Poza tym cały świat pod kontrolą Mroku... Znikną roześmiani ludzie chwiejnie chodzący po gazowanym, gorzkim napoju, miliony zapachów w Raweni... Nie znałam jeszcze całego świata, ale chyba był dobry taki, jaki jest. Wydawał się wolny. Nie chciałam być nadal marionetką Mrok. Wszyscy zasłużyliśmy na coś więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z tą myślą zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Wyszłam z łazienki owinięta jedynie w ręcznik. Izela zerwała się z łóżka, odkładając podręcznik. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tamta kobieta była Mrokiem. Ma plan. Ale ja mam inny – powiedziałam, wpatrując się w Iz. – Będę potrzebować rozsądnych sojuszników. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W mojej Małej Armii pojawiło się zaledwie osiem osób. Izela i Bren nie byli żadnym zaskoczeniem – im od dawna już nie podobał się ustrój naszego Domu. Pozostałe zebrane Cienie, które znałam, w mniejszym lub większym stopniu nie należały do entuzjastów ciągłej kontroli, a celem ich życia nie było polowanie na Kolce. Zaskoczeniem okazał się Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam dość ciągłych ograniczeń. Nawet gdy będziemy wolni od Kolców, nadal nie będziemy „wolni”. No i zatargi z Kolcami mają ten swój smaczek. – Przymrużył oczy. – Miło czasem powalczyć... Choćby na słowa.... Z kimś skrajnie różnym. – Spojrzał na mnie, po czym drwiąco się uśmiechnął. – Poza tym Weira to zbyt nikły Cień, by stanąć na czele powstania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jego zniewaga kompletnie mnie nie obeszła. Ważne, że mieliśmy kogoś, kto zna się na fachu. Jest dobry. Cholernie dobry. I mieliśmy go po swojej stronie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Potrzebujemy też mieć podobną grupkę w Akademii Kolców – zwróciłam się do zebranych. – Zajmę się tym. Wiem, jak tam dotrzeć, byłam już w obozie wroga. Porozmawiam z Hitchem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>W głębi duszy (tak, duszy!) wiedziałam, że mój przyjaciel nie jest charyzmatyczny, jednak spodziewałam się, że jego poglądy będą podobne do moich. To jest już jakiś punkt zaczepienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ideałem by było znaleźć Mizara – dodał Samel.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dam radę, znalezienie go nie będzie dla mnie problemem. – Bo doskonale wiem, gdzie jest, pomyślałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gdybyśmy go przekonali... – Izela odezwała się po raz pierwszy podczas zebrania. – Reszta Kolców by za nim poszła. Wilk to naturalny przywódca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Samel prychnął, bąkając pod nosem coś w stylu „zwierzęta”, na szczęście uszło to uwadze niemal wszystkich. Być może tylko ja usłyszałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Z przekonaniem go może być mały problemik... W sumie to nawet całkiem spory. – Skrzyżowałam ramiona na piersi i odrzuciłam grzywkę, która zastawiała mi oczy. – Całkiem prawdopodobne, że sprawę będę musiała rozwiązać siłą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tylko go nie zabij – pouczył mnie Bren. – Martwy na nic się nie zda. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ciekawe jak to jest móc żyć za płotem dalej niż w Raweni – westchnęła szatynka. Miała na imię Sezal, o ile dobrze pamiętałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gdy byłem na misji… - zaczął Samel, ale Izela go uciszyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To nie to samo, co wolność. To... aportowanie – dodała. A ja zrozumiałam, że ona również usłyszała komentarz Samela co do Kolców. Wcale się nie różniliśmy, gdyby tak wszystko porównać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Pomruk aprobaty rozległ się wśród zebranych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dobrze, czy każdy wie, co robić? - upewniłam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Obrzędy i zaklęcia. – Sezal objęła dwóch kolegów. Jednym z nich był Bore, a drugim Pares z ostatniego formatowania. Wiedziałam o nim całkiem sporo, bo to w nim kochała się Izela, zanim zaiskrzyło między nią a Brenem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Ja z Ekipą... – Spojrzała czule na Brena, potem znacznie mniej czule na dwie dziewczyny: Seleę i Fanerę. – Wszystko, co można wyciągnąć na temat Cieni... fakty, historia, anatomia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Bez mordowania – dodał Bren, uśmiechając się do Izeli i czochrając jej włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ja i Samel... – Spojrzałam na mojego sojusznika. – Ruszamy w teren.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
* </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To jest tak głupie, że aż nie dziwię się, że działa. – Samel stał na środku nasłonecznionego deptaka na terenie Kolców. – Że też nikt wcześniej na to nie wpadł!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nauczyłam go przywoływać nowy, materialny wymiar Mroku, który, choć dla mnie jeszcze nowy, stał się prostym sposobem na dozbrojenie. Uformowaliśmy z niego pod sobą kolczaste Cienie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Niewykrywalni – powiedziałam półgłosem, dumna z własnego pomysłu. – Tylko utrzymuj ciągle najwyższe skupienie. Gdy nie ma być cienia, rozgoń go, gdy powinien być, musisz go przywołać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie jestem idiotą – syknął do mnie urażony.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Japonia, 18 lat wcześniej</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Biegła do utraty tchu. Wiedziała, że lada chwila promień słońca ją dosięgnie, czuła, że jasność za nią już podąża, niemal liże jej pięty. Ale nie mogła pozwolić jej wygrać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Osłabiona walką z Kolcami, zdeterminowana była jedną, jedyną myślą: dziecko. Dziecko, które miało już swoją pozycję, przeznaczenie, choć nie zaznało jeszcze przyjemnego chłodu mroku ani morderczego ciepła światła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Powinna była odpuścić misję i, jak każda jej podobna kobieta, ukrywać się wśród swoich. Tylko że ona tak nie umiała. Od zawsze walczyła w grupie najlepszych, kładła trupem setki Kolców, a przynajmniej dziesiątki. Jej szczególny stan nie powstrzymał misji ani celów. Na to nie mogła sobie pozwolić, nie chciała. A teraz, jako potomkini Mroku nosząca pod sercem dziecko, miała zginąć i nigdy nie zaznać wyzwolenia obiecanego przez Najmroczniejszą z Mrocznych. Mrok na nią liczyła, a ona nie zamierzała jej zawieść. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Jeszcze kilkaset metrów… Przed jej oczami, niczym najpiękniejszy ze wszystkich cudów, objawiła się studnia. Nad nią znajdował się ozdobny, masywny dach malowany w ornamenty, ozdobiony na szczycie figurką smoka. Idealnie! Izolacja przed światłem słonecznym ze wszystkich stron!</div>
<div style="text-align: justify;">
Z rozpędu wskoczyła w otwór studni, przemieniając się w wiązkę cienia, by nie uszkodzić ciała w trakcie upadku. Szczęście jej nie dopisało – woda w studni była zbyt głęboka, by zmaterializowana mogła w niej stać. Nawet dar Mroku, jaki otrzymała wraz z dzieckiem, nie mógł utrzymywać jej w formie cienia przez cały dzień. Wychłodzenie organizmu, poniekąd również i ludzkiego, mogło zaszkodzić dziecku, choć ona wyszłaby pewnie z tego co najwyżej z zapaleniem płuc. Bycie wybraną miało swoje plusy i minusy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzała się, utrzymując głowę na powierzchni wody do swoim ciasnym lokum. Kocie tęczówki lśniły w ciemności. Gdyby tak chwycić nierówne kamienie i podciągnąć się na nich...</div>
<div style="text-align: justify;">
Palcami badała powierzchnię, szukając pewnego chwytu, a gdy go znalazła, rozpoczęła poszukiwania kolejnego... Znalazła się tuż ponad wodą. W planie było jednak spore niedopatrzenie – już po chwili mięśnie dały o sobie znać lekkim drżeniem. <i>Wytrzymam</i>, pomyślała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie miała jednak okazji sprawdzić swojej wytrzymałości. Po niedługim czasie nad jej głową rozległ się znajomy głos.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Czy ty jesteś normalna? – Eral brzmiał dziwnie, zniekształcony pogłosem ciasnego, wysokiego „pomieszczenia”. Wydawał się tak nienaturalnie młody...</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Bo przecież ma dopiero siedemnaście lat</i>, przemknęło dziewczynie przez myśl. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– De! – usłyszała wołanie nad studnią. – Nie wiem, czemu tu siedzi, ale mówiłem, że wskoczyła. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie usłyszała niemal w ogóle słów De, choć starała się przecież słuchać. Wyłapała jedynie „mało czasu” i „natychmiast”, co oznaczać mogło tylko jedno – któryś z Kolców uciekł. Może nawet kilku. Należało ich złapać, zanim nabiorą sił w słońcu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weź się nie wygłupiaj, tylko wychodź! – zawołał Eral w głąb studni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie mogła mu powiedzieć o swojej tajemnicy. O Umowie. Nie mogła stąd wyjść do zmroku... Nie mogła też tu zostać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Eral?! – zawołała do chłopaka. – Nie mogę wyjść</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego? Coś ci się stało? – zaniepokoił się. – Jesteś ranna? Miecz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Westchnęła. Zamknęła oczy, przełknęła ślinę. Musiała przygotować się do kłamstwa. A kłamać to ona jeszcze nigdy nie musiała... Co najwyżej przemilczeć to czy owo, naturalnie zawsze dla wyższej sprawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, głuptasie. – Starała się zabrzmieć na możliwie radosną. – Będziesz ojcem!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wydobyli Glenę ze studni, owinęli szczelnie materiałami i zanieśli do najbliższego budynku, by umieścić ją w piwnicy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mój wampirku... – Eral zaśmiał się, patrząc na swoją dziewczynę z czułością. – Musimy chować cię przed słońcem po piwnicach. Czy zaczniesz pić krew? Służę swoją. – Pochylił się w jej stronę, gdy leżała na prowizorycznym legowisku w piwnicy, otulona kocami, by się rozgrzać, po czym pocałował ją w skroń. W odpowiedzi prychnęła na niego niczym kot.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kotku. – Zaśmiał się w odpowiedzi. – Od jak dawna wiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Kiedy spotkała Mrok i postanowiła zostać matką jej dziecka?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Około miesiąca – powiedziała spokojnie, ważąc słowa. Ciąża trwała nieco dłużej, lecz by kłamstwo było wiarygodne, musiała odrobinę zmienić fakty. Nie od razu przecież wiadomo, że będzie się miało dziecko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pominę już fakt, że mi nie powiedziałaś, ale jak mogłaś pojechać na misję?! – W jego głosie pobrzmiewała mieszanina wielu emocji, w tym odrobiny gniewu. – Od dwóch tygodni ganiamy za Kolcami po wyspach, a ty dopiero teraz mówisz...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dotąd wracaliśmy na dzień.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To i tak cud, że nic ci się nie stało. Że nic nie stało się dziecku, mam nadzieję.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>De wszedł do piwnicy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jeśli ktoś jest zainteresowany nieco bardziej komfortowymi warunkami, to pozastawiałem w domu wszystkie okna. – To powiedziawszy, zaczął wspinać się z powrotem ku górze schodów. – I, Gleno... – Zatrzymał się wpół kroku. – ...odsyłam was do domu. Im więcej Cieni, tym mniej Kolców. Dziecko jest na wagę złota. Eral będzie dbać o ciebie, o twoje bezpieczeństwo. Zregenerujcie siły, wieczorem wyruszacie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jakoś to będzie – szeptała Glena, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mówiłaś coś, Mamusiu? – Eral położył dłoń na przegubie ręki swojej partnerki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie, nie... – Otrząsnęła się z zamyślenia. – Będziesz wspaniałym ojcem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– A ty wspaniałą matką. – Zerknął na jej pokaźnych rozmiarów brzuch. – Nie mogę doczekać się naszego synka! – Uśmiechnął się i pocałował Glenę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Syna? – Uniosła brew, spoglądając na niego zdziwiona. – Skąd wiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Siedzieli w salonie przydzielonego im mieszkania. Eral wyjął z rąk dziewczyny książkę, po czym odłożył ją na podłokietniku sofy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Tak czuję. – Pocałował brzuch i przyciągnął Glenę do siebie, by otoczyć ją ramionami. – Moja krew. – Tulił ukochaną. – Nazwiemy go po twoim ojcu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ciemnowłosa potrząsnęła głową. Podczas ciąży jej włosy przerzedły, policzki się zapadły i choć Eral twierdził, że wygląda pięknie, wiedziała, że ciąża jej nie służy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie... nazwiemy go po twoim bracie. – Eral nie miał więcej rodzeństwa. Jedynie zmarłego przed dwoma laty starszego brata, za którym ogromnie tęsknił. Spojrzała na partnera smutnym wzrokiem, gładząc nieświadomie brzuch. Chociaż tyle mogła zaoferować mężczyźnie, którego tak okrutnie oszukiwała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiron? – Ucieszył się. W kąciku jego oka zalśniła pojedyncza łza. – Weiron – powtórzył, po czym żarliwie pocałował ukochaną.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>„Eral nie żyje.”</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Te słowa zmroziły jej krew w żyłach. Mówiła mu, żeby nie szedł, że akcja jest bezsensowna. Kolców miało być kilkakrotnie więcej. Była to raczej zwykła egzekucja, nie walka. Okolice Raweni, czy raczej lasy dookoła niej, spłynęły tego dnia krwawym cieniem. Nikt nie przeżył.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Och, Weironie. - Objęła rękami brzuch. – Nigdy go nie poznasz! A kochalibyście się... zasługiwaliście na to. – Opadła kolanami na podłogę, a łzy moczyły jej ubrania.</div>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">
</span></div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-29973901485497956782017-04-03T12:47:00.002-07:002017-07-27T10:28:30.775-07:00V - Syn Światła i Mroku<div class="tr_bq" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Świadomość
nadciągającego ataku na mnie sprawiła, że krew w moich żyłach
zaczęła szybciej krążyć. Jakby pojawiła się w nich energia,
niosąca ze sobą miliardy egzogenicznych mikrowybuchów, dających
mięśniom więcej siły, uszom lepszy słuch a oczom zdolność
niespotykanie szybkiej reakcji, dostrzeżenia ruchu z wielu
kilometrów... Choć to może tylko wrażenie. Najważniejsze, że
dawała kopa, którego w walce każdy potrzebuje.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Mała
dziewczynka, Cień, który czyhał na moje życie. Sądził, ze mnie
pokona, mnie! Aż na usta cisnął się uśmiech. Mógłbym zniszczyć
ją od razu, tylko... nie w tym tkwi zabawa.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Pokonałem
ją, co nie było szczególnym osiągnięciem. Nie dla Wilka.
Ogłuszoną przerzuciłem przez ramię i zaniosłem na środek parku.
Gdy rzuciłem dziewczynę na ziemię, otaczająca nas ciemność
szybko opłynęła jej ciało, robiąc ją niemalże niewidzialną.
Niemalże, bo dla mnie już zawsze będzie widoczna. Zaatakowała
mnie i zamąciła w głowie. Ścierwo. Nawet nie zdawała sobie
sprawy, iż jej śmieszny atak jedynie mnie wzmocni.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Potrąciłem
ją butem. Oddychała, choć była nieprzytomna. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Westchnąłem.
Żałosne. ŻAŁOSNE! Ani jeden z naszych nie był aż tak słaby jak
te stwory. Wielcy potomkowie Ciemności... Też mi coś.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Plan
był genialny w swej prostocie. Cień się ocknie i dostanie fory –
niech myśli, że jest sam. Oddałem calutki ekwipunek, niech czuje
się bezpieczna, będzie jeszcze zabawniej... Niech ucieka do swoich,
myśląc, że nic jej nie grozi, a wtedy rozszarpię jej gardło z
zaskoczenia. Wybornie!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Z
trudem powstrzymałem chęć zaklaskania w dłonie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Ciekawe,
czy krew samic tego gatunku smakuje jak krew samców?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Noc
na dobre zajęła się światem. Była też jakoś dziwnie,
aksamitnie ciemna. Aż dziwne, że Cieniojad nie wyczuł jej i nie
wyszedł z drzemki. Bo to już musiała być drzemka, nawet to tak
wolno się nie regeneruje. Wyciągnąłem miecz. Zapłonął ogniem,
oświetlając sylwetkę na ziemi. Pierś miarowo unosiła się i
opadała. A gdyby ją tak troszkę... przypalić?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Podszedłem
do Cienia w trawie i zacząłem przejeżdżać ostrzem wzdłuż jej
ciała, delikatnie, by skóra lekko okopciła się, a nie by
przecinać tkanki. Nie na to miałem ochotę tej nocy. Przejeżdżając
nad twarzą Cieniokryjcy zauważyłem, że wygląda podobnie do
naszych. Jakże złudne te niższe rasy... I pomyśleć, że ktoś
nieopatrznie może oceniać to ścierwo jako coś takiego jak my. Ten
idiota Hitch na przykład. Ale co się dziwić?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Nie
udało mi się powstrzymać chichotu. Kociak! Kiedyś wołałem na
nich Hitchi-Kici, jednak wychowawca zakazał mi tego. Myśleć nie
mógł mi zakazać, więc nadal w myślach mogłem go tak nazywać. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> „Każde
zwierzę ma swoje zalety” – słyszałem niejednokrotnie. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Ale
nikt nie może się równać z Wilkiem. I to Wilkiem naznaczonym już
Cieniem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Do
tego stopnia zagubiłem się we wspomnieniach, że nie zauważyłem,
iż włosy Cienioroda zaczęły się palić. Przydeptałem je szybko.
Nadal bez efektu. Śpi.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Znudzony
schowałem miecz i odpaliłem papierosa. Postanowiłem pospacerować.
Nawet, jak teraz ucieknie, to i tak to wytropię. Mam niezawodny nos.
</span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Zaciągnąłem
się głęboko dymem, po czym powoli wypuściłem go, próbując
dostrzec dokładne kształty obłoków, wydobywających się z moich
ust.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Szelest.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Odwróciłem
się. Cień nadal leżał na ziemi. Pewnie zaczyna wracać mu
świadomość. Zaraz się zacznie!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Rzuciłem
niedopałek na trawę i przydeptałem. Zacząłem rozciągać palce,
szykując się do transformacji. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Szelest
się powtórzył i to bliżej. To nie był Cień. Przynajmniej nie
ten. Co mi tam, tamtego drugiego też zniszczę. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Wyjąłem
ponownie miecz. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Odwróciłem
się. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Pomimo
mojej nowo nabytej, niezwykle cennej zdolności lepszego widzenia w
mroku, nadal byłem Światłem i moje oczy wolały blask miecza.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Niczego
nie zobaczyłem. Dziwne. Może intruz gdzieś się schował?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Ruszyłem
na obchód, niby mimochodem. Oparłem miecz o ramię i niespiesznym
krokiem przemierzałem park.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Jaki czujny – usłyszałem chrapliwy głos –
A tak łatwy do zaskoczenia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Odwróciłem
się natychmiast i zamachnąłem mieczem. Moje świetliste ostrze
zatrzymało się na aksamitnie ciemnej, kobiecej dłoni.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Ułamek
sekundy później broń została mi wyrwana i wyrzucona daleko za
mnie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Rozpocząłem
transformację, szykując się do walki z wrogiem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Nie ośmieszaj się, dziecko. Wsuń tę swoją wilczą paszczę z
powrotem. Gdybym chciała, byś nie żył, już byś nie żył.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Co jest?! – choć wiedziałem, ze ktoś przede mną jest, widziałem
tylko ciemność, nic więcej. Żadnego konkretnego zarysu, sylwetki,
czegokolwiek.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Wtedy
coś przede mną się zmaterializowało, choć możliwe, że jedynie
nabrało wyraźnych konturów. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Wtedy
to zrozumiałem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Mrok.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Bardziej
to wysyczałem niż powiedziałem. Zobaczyłem ją tylko dlatego, że
tego chciała. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Słyszałeś zatem o mnie? – stała się wyraźniejsza. Zauważyłem,
że księżyc świeci na niebie będąc niemalże w pełni. Ta
ciemność była jej sprawką.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Jak mógłbym nie słyszeć? Jesteś matką tego Ścierwa! –
wskazałem ruchem na dziewczynę – Odwiecznym wrogiem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Zabawne, że to mówisz, bo ja mam dokładnie takie samo mniemanie o
Świetle – zaśmiała się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Zacząłem
rozróżniać jej rysy. Była zadziwiająco młoda, jak na coś, co
powstało tak dawno temu. Jedynie jej głos był starczy. Oczy Mroku
były niczym dwie Czarne Dziury, jej uśmiech krzywił się w
grymasie ni to rozbawienia, ni zdegustowania.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Czego chcesz? – zapytałem, czując, że w tej sytuacji mogę
być... znaczy istnieje szansa, że mógłbym być na przegranej
pozycji.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Ciebie – ukazała mi szereg zaostrzonych zębów.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
To nie dostaniesz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Będę chciała, to sobie sama wezmę. Jakoś Światło nie kwapi
się, by ci pomóc. A ja zjawiłam się, gdy Weira, moje przyszłe
wcielenie mnie potrzebowała. Nie jesteś jego ulubieńcem, Mizarze –
przechyliła po ptasiemu głowę na bok.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Jestem! Dał mi wilka!– zaprotestowałem, przekształcając dłonie
w wilcze łapy – Widzisz?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Może niegdyś. Teraz jesteś przebiegły. Będzie z ciebie doskonała
broń. Tylko najpierw wygnamy idee głupich dzieci światła z twojej
ograniczonej świadomości – uniosła dłoń, a ja zaatakowałem ją
pazurami. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Jednym
gestem palca przywołała materialną smugę cienia, która
skrępowała moje ręce. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Zacząłem
się bać. Bardzo bać. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Spokojnym
ruchem przysunęła dłoń do mojego czoła, po czym zamknęła oczy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>"Światło,
znienawidzony Bracie!</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i> Pewnie
przyzwyczaiłeś się już do tego, że nigdy się nie spotykamy. Ty
masz swoich czcicieli, ja moich wyznawców. Wszystko byłoby dobrze,
gdyby nie Twój nieczysty postępek, wieki temu. Choć wiem, że mój
gatunek jest silniejszy od Twojego sam w sobie, bardzo nieładnie
postąpiłeś, dając broń ze swą własną mocą w jego ręce.
Dokąd działaliśmy na tych samych zasadach, nie miałam wątpliwości
co do podziału Dnia i Nocy. Odkąd dałeś miecze, mam.</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i> </i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i> Wydaje
Ci się pewnie, że to bardzo pomysłowe posunięcie, mające na celu
szkodzenie mi i moim Cieniom? Masz rację. Choć komicznym jest, że
latami, mimo Twojej broni, moi wyznawcy byli w stanie stawiać Ci
opór. Dałeś im teraz więcej siły – nie pozostawiłeś mi
wyboru. Licz się ze sporymi stratami w swoich ludziach. Tym razem to
ja, Twoja siostra, wypowiadam wojnę wam, rozbudowując oręż mych
Dzieci.</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i> Ostrzegam
Cię tylko z jednego względu. Choć nienawidzę Cię najmocniejszym
z uczuć, szkoda mi Twoich Świetlików. W końcu nie wszyscy są
zapatrzeni w Ciebie, wiele z nich ma wątpliwości co do sensu
atakowania Cieni. Czy to nie zabawne? Daj im jasny znak, by przestali
się rozprzestrzeniać i żyli jak dotąd, z dala od reszty świata,
jako i my do tej pory. Póki co wysyłam Cienie na patrole. Z bronią,
którą Ty dałeś Swoim oraz nową, której nie będzie się dało
pokonać tak łatwo.</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>Czyżby
nadszedł Dzień Zagłady?</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>Twój
wróg na zawsze, </i></span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>Mrok"</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>"Znienawidzona
Siostro!</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>Bawi
mnie Twa pewność siebie. Zniszczę ich, potem Ciebie. I nastaną
czasy bez Cieni. Wieki jasne. Możesz schować swe czcze pogróżki w
najciemniejszą jamę. Tak jak Cienie, które żyją w ukryciu, bo
wstyd je światu pokazać. Miejcie się na baczności.</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>Dziękuję
za wyborną rozrywkę.</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>Jak
zawsze nienawidzący,</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"><span style="font-size: small;"><i>Światło"</i></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Hitch
wpatrywał się w księżyc. Mizar nie wrócił, nie widział też
Weiry. Nie wszczęto też alarmu, co mogło oznaczać... Dokładnie
wszystko. Choć zdecydowanie dwa z nich miały największe szanse
powodzenia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Pierwszy
zakładał, że Weirze udało się zabić niepostrzeżenie Miza.
Mogła to zrobić, widział ją w akcji. Była tym razem uzbrojona i
to Mizar byłby na przegranej pozycji – zaskoczyłaby go. Choć
przyjaciel... Nie, nie przyjaciel – poprawił się w myślach –
kolega, był raczej typem niezrównoważonego psychicznie,
skutecznego zbójcy, dziwnie było myśleć o nim w charakterze
denata. Przyzwyczaił się do jego niekiedy dość irytującego, a
zwykle dość uciążliwego towarzystwa, do ojcowania mu, choć Miz
nigdy nie odpłacał się ani drobiną przyjaznych zachowań w
stosunku do niego. Niesprawiedliwością byłoby twierdzić, że nic
pozytywnego osobnik ten do jego życia nie wnosił. Była w nim
iskra, której od zawsze brakowało Hitchowi – łatwość
nawiązywania kontaktów, spontaniczność, beztroska. „Chwytał
dzień” i wciągał w wir wydarzeń spokojnego kolegę... Chyba
właśnie dzięki niemu Hitch miał jakiekolwiek wspomnienia.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Śmierć
Mizara była za razem jego osobistą tragedią, jak i ulgą.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Drugi
scenariusz wyglądał również dziwnie. Weira zginęła z rąk Miza.
Była w życiu Hitcha zaledwie od chwili, a udało im się nawiązać
nić porozumienia , której nigdy z nikim innym nie poczuł. Wyszło
to samo z siebie, było jak... Wschód słońca? Tylko takie
porównanie przyszło mu w tej chwili do głowy. Było co prawda
kompletnie irracjonalne, w końcu była Cieniem, nocnym stworzeniem,
wrogiem...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">A
jednak myśl o jej unicestwieniu łapała gdzieś za żołądek,
uparcie go ściskała, powodowała nieznośne, nie dające się uśpić
uczucie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Położył
się do łóżka, naciągnął kołdrę na głowę i starał się
oczyścić myśli. Sen na pewno dałby możliwość uspokojenia się
emocjom. Na spokojnie łatwiej przyjdzie rozstrzygnąć właściwość
postrzegana niepewnej sytuacji. Tak uczyli w szkole. A tam mówili
prawdę... Choć czy na pewno?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Z
tą niepewnością zapadł w sen.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">*</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Postać
stojąca przed nami wyglądała zbyt młodo, jak na swój głos.
Przynajmniej tak oceniałam sytuację. Choć pewnie się myliłam –
nie znam się na ludziach. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Zastanawiasz się pewnie kim jestem? – kobieta zdawała się
całkowicie ignorować Izelę. Ja również zauważałam ją w
mniejszym stopniu, niż zazwyczaj. Aksamitna ciemność w oczach
kobiety mnie wciągała...</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Nie
odpowiedziałam jej. Przecież i tak WIEDZIAŁA, co myślę. Stojąc
nieruchomo, wpatrywałam się w nią.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Taka jak Glena – uśmiechnęła się – Oszczędna w słowach.
Choć więcej masz po mnie, dziecko – uśmiechnęła się,
wyciągając do mnie rękę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Znałaś moją mamę – powiedziałam matowo. „Mama” od zawsze
jawiła mi się jako puste określenie, nic za nim nie stało. To coś
jak z tym, że Ziemia się obraca – każdy przyjmuje ten fakt i
raczej tego nie analizuje. Nie pamiętam mamy, bo nie dane mi było
jej zapamiętać. I w sumie poza jej imieniem nie potrafiłam
przytoczyć o niej żadnego faktu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Znałam. I była mi przez chwilę bliska – kobieta spojrzała na
Izelę, która zdezorientowana, blada jak nigdy, skupiała na niej
wzrok – Idź stąd. Weirze nic nie grozi. Chcę być z nią sama.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Weiro... – blondynka spojrzała na mnie niepewnie. </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Idź – skinęłam głową. Instynktownie czułam, że nic mi się
nie stanie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Wrócę z Brenem – rzuciła do mnie, wycofując się w stronę
zabudowań – I Samelem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Nie trzeba – zdobyłam się na półuśmiech.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Kobieta
przyglądała się mi z rozbawieniem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Jaką masz groźną przyjaciółkę! – zaśmiała się –
A teraz pora na wyjaśnienie. Należy ci się ono.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Przechyliłam
głowę i czekałam na jej dalsze słowa.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> Ruszyła
powolnym krokiem w stronę płotu, a ja szłam za nią, w
zachowawczym odstępie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Jestem Mrokiem – przeczesała palcami długie włosy, leniwie
stawiając bose stopy na trawie – Tym Mrokiem, który dał początek
waszej rasie- kontynuowała, słusznie nie oczekując ode mnie
odpowiedzi – A zarazem twoim ojcem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Ojcem?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Jakoś tak byłoby to nazwane w tutejszym nazewnictwie – rzuciła
mim spojrzenie spod przymkniętych powiek –
Jesteś dzieckiem moim i Gleny. Zawarłam z nią pakt, na mocy
którego miałaś stać się naczyniem dla mnie. Zawsze mam jakieś
ciało w zanadrzu, jednak nigdy nie biorę go wbrew wszystkim. Bym
mogła się w kogoś wcielić, potrzebuję zgody matki. Wtedy daję
jej zarodek Mroku, który w sobie nosi aż do porodu. A ja mogę
opanować ciało narodzonego dziecka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Chcesz się we mnie wcielić? – to miało sens. Dlatego byłam
taka dziwna, dlatego nie miałam duszy. Czekałam na nią, bo byłam
tylko opakowaniem, do którego przelać miał się Mrok.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Chciałam. Tylko nie zawsze wszystko idzie tak, jak powinno. Glena
nie wywiązała się do końca z umowy i stałaś się czymś, co
miało miejsce tylko raz wcześniej – zatrzymała się, po czym
położyła dłoń na moim ramieniu, spoglądając na mnie z
czułością.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Czym? </span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Pytanie brzmi nie czym, a kim. A odpowiedź już chyba sama znasz-
uśmiechnęła się do mnie, tym półuśmiechem, który ostatnio u
siebie samej odkryłam.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Jestem twoją córką – nagle odpowiedź stała się dla mnie
oczywista i tak prosta, jak nigdy. Reala się myliła, miałam
duszę, tylko nikt nie mógł jej we mnie znaleźć. Skryta była pod
nieprzeniknioną, ogromną dawką Morku. Nikt inny nie mógł jej
tyle posiadać. No, może tylko pierwszy Cień.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;"> –
Mam co do ciebie wielkie plany – zdjęła dłoń z mojego ramienia,
a wszytko dookoła zrobiło się jeszcze ciemniejsze.</span></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-55293229466889365882017-02-24T06:56:00.000-08:002018-02-27T12:26:16.052-08:00IV - Odkrycie<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Hitch miał w pokoju zasłonięte zasłony. Wiedziałam, że Kolce uwielbiają światło słoneczne tak mocno, jak my nienawidzimy. Tak po prostu było. Nie analizowałam tego dłużej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Burza – powtórzyłam po nim. Minęła już dłuższa chwila od ostatniego wypowiedzianego przez niego zdania. Zapewne myślał o konsekwencjach lub potępiał moje działanie. W końcu on pozwolił mi żyć, a Miz i tak nie pamiętał nic z naszego spotkania. Czy ja sama chciałam zemsty? Zasadniczo było mi to obojętne. Kazali mi go zabić, więc powinnam to zrobić. Prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Burze są groźne, Weiro. – Westchnął. – A Mizar jest młodym kretynem obdarzonym siłą. Jeśli założymy, że go pokonasz, zginiesz w ciągu kilku sekund. Moi cię zabiją. – Spojrzał na mnie, marszcząc brwi. – Nie chcesz umierać, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wcale nie muszę umierać – zauważyłam, obserwując jasne plamki w jego tęczówkach. Wcześniej ich nie zauważyłam, ale tworzyły one swojego rodzaju mozaikę o niesprecyzowanym deseniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Właśnie wyjaśniłem ci, że jeśli nie Mizar cię zabije, wykończą cię nasi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Być może nikt nie zauważy. – Powieka mi drgnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To niemożliwe. Gdy ktoś z nas umiera, widać intensywny błysk jasności. Każdy zobaczy to w nocy. W dzień może mogłoby być zignorowane, gdyż różnica w natężeniu światła nie jest tak mocna. Poza tym nigdy nie wiadomo, gdzie Mizar będzie, szczególnie po zmroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mogę zabić go w dzień. – Niewyraźnie się uśmiechnęłam, testując ten grymas. Był niezręczny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W dzień wszyscy zauważą, że jesteś inna. – Pokręcił głową. – Wyprowadzę cię po zmroku i nigdy nie wracaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Tak. Mam nigdy nie wrócić, nie wykonując misji. Samel do końca życia by mi to wytykał, że nie wspomnę o tym, że nie wiem, jak miałabym być dobrym żołnierzem, zawalając swoją pierwszą misję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowiłam przemilczeć swoje myśli. Jeśli nie będzie o tym wiedział, nie udaremni mojego planu. O ile jakiś wymyślę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Klamka w drzwiach przechyliła się z głośnym odgłosem naciąganej sprężyny, po czym za uchylonymi drzwiami pojawił się Miz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Hitch, dziś wypad do Raweni. Lata tam nie byliśmy. O.... – Zauważył mnie w końcu. – A kogo my tu mamy? No, no... świeży nabytek? – Uśmiechnął się i zwinnie wsunął do pokoju, zamykając za sobą drzwi. – Powinienem wiedzieć o tak uroczej osóbce. Przedstaw mnie – rzucił do Hitcha stanowczo zbyt władczym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mizar, Weira. – Jakiekolwiek ślady emocji zniknęły z twarzy i oczu Hitcha. Plamki w jego oczach też przyblakły. Nie dziwię się, że za pierwszym razem nie zauważyłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mi Amore, czy jesteś dziewczyną tego tu młodzieńca? – Usta Miza wykrzywiły się w lekko kpiącym uśmieszku. – A może dasz mi się porwać na małe tête-à-tête?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie – odpowiedziałam, próbując wyobrazić sobie siebie jako czyjąś dziewczynę. Dziewczynę Hitcha. Szybko jednak wyrzuciłam to z myśli. Miałam idealną sposobność ku temu, by pozbyć się Mizara bez świadków.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniósł brwi, aż na jego czole pojawiły się poziome bruzdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Odmawiasz spotkania ze mną? - spytał lekko zdziwiony. – Wiesz, jestem prawdziwym Wilkiem Alfa. – Mrugnął do mnie okiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mówię, że nie jestem partnerką tego mężczyzny – wyjaśniłam. – Dokąd mamy iść?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zobaczysz, słodziutka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Objął mnie ramieniem, po czym wyszliśmy z pokoju, nie patrząc na Hitcha. Na korytarzu słychać było jedynie pogłos zdecydowanie nadającej się do wymiany sprężyny klamki i nasze kroki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Prowadził mnie schodami, których wcześniej nie zauważyłam. Wspięliśmy się o piętro wyżej, niż szacowałam po ilości pięter widocznych z zewnątrz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po gabarytach pomieszczenia wywnioskowałam, iż jesteśmy na czymś w rodzaju maleńkiej, jednopiętrowej wieżyczki wychodzącej na dach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszliśmy na zewnątrz w momencie, gdy ostatnie promienie słońca chowały się za horyzontem. W duchu trzymałam kciuki, by w tej chwili ostrego cienia nie zauważył braku mojego. On jednak podszedł do barierki, oparł na niej obie ręce i podziwiał majestat ostatnich centymetrów czerwonej kuli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– W takich chwilach... – odezwał się tak nagle, że aż drgnęłam. Dotąd stałam nieco za nim, nie bardzo wiedząc, czy pora na atak jest idealna, czy może powinnam chwilę poczekać. – ...czuję się władcą dnia i nocy. – Wyczułam, że jest uśmiechnięty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyczułam też, że oczekuje ode mnie odpowiedzi. Nie miałam na nią pomysłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęłam szukać dłonią mojego noża. To był idealny moment. Blask słońca stał się bardzo intensywny, może ktoś uznałby rozbłysk za przywidzenie i nie zareagował na niego wcale, dzięki czemu dopiero zwłoki Miza będą dowodem zbrodni, jakiej dokonam? W tym czasie powinnam być już daleko, bezpieczna w samochodzie z Samelem lub w swoim pokoju z Izelą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dłonie zacisnęły się na gładkiej, chłodnej rękojeści. Jeszcze chwilkę... Zaczęłam się do niego powoli zbliżać, chcąc zadać szybki, skuteczny cios w plecy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pamiętam cię, mały Cieniu. – Odwrócił się błyskawicznie, chwytając moją rękę i zatrzaskując ją w stalowym uścisku. Przez zaskoczenie i nagły ból moja dłoń wypuściła ostrze, które z brzękiem upadło na betonową podłogę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słońce zaszło na dobre..</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wpatrywałam się w postać Miza, jego głowę będącą ciemnym kształtem na różowo-pomarańczowym niebie, które z każdą sekundą robiło się jaśniejsze. Chwilowe odrętwienie mi przeszło. Chwyciłam lewą ręką za przegub trzymającej mnie dłoni i szybko ją wykręciłam. Miałam bardzo elastyczne kończyny po niezliczonych treningach uwalniania się z pęt. Mizar wydał z siebie jęk, jego uścisk lekko zelżał, a to mi wystarczyło. Wyrwałam dłoń, od razu rzucając na niego Mrok. Liczyłam, że gdy oślepnie, uda mi się podnieść nóż oraz wydobyć drugi, którego może się nie spodziewać. Efekt wywołany zaklęciem trwał u niego jednak absurdalnie krótko, nie dając mi więcej niż sekundy na zadziałanie. Nie zdążyłam jeszcze do końca wyjąć zapasowego noża, gdy on już przyciskał mnie do ściany, unieruchamiając skutecznie. Próbowałam zbombardować go atakami Mroku, coraz silniejszego, jednak on w trybie natychmiastowym odganiał od siebie zaklęcia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak? – wycharczałam, gdy zaczął mnie dusić.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Każde zaklęcie nas uodparnia na wasze czary. Musiałem nieźle oberwać od ciebie, mały Cieniu, w ciągu ostatnich dni, które to są dla mnie plamą w pamięci. Jestem niemal odporny na twój Mrok. – Zaśmiał się kpiąco. – Zabawne, że pamiętałem tylko tę twoją przydługą grzywkę. Nawiedzała mnie co kilka minut, może nawet sekund... A gdy zobaczyłem w pokoju Hitcha, że nie masz cienia, wiedziałem, że to ty. – Przysunął usta do mojego ucha. – Nie zginiesz tutaj, mały Cieniu. Zabawimy się w polowanie! – Jego śmiech był w moich uszach nieco obłąkańczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Walczyłam o każdy kolejny oddech, w mojej głowie robiło się coraz jaśniej, jakby moje myśli zalewała biała farba, blokując im swobodny przepływ. W pewnym momencie biel wygrała i mnie pochłonęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Gdy otworzyłam oczy, nikt nie krępował moich ruchów. Dookoła panowała ciemność, wiał lekki, nocny wietrzyk. Drzewa szeleściły leniwie. Usiadłam na trawie, rozglądając się dookoła, zaniepokojona. Co się właściwie stało...?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Obraz z chwili przed utratą przytomności aż zaiskrzył. Od razu skierowałam dłonie ku nożom, które były przymocowane do mojego paska. I je tam znalazłam. Zdezorientowana wstałam, rozglądając się niepewnie dookoła. Nikogo nie widziałam, choć... czy ten krzak nie miał kolczastego cienia?</div>
<div style="text-align: justify;">
Upewniłam się, że mam przy sobie wszystkie rzeczy, które mieć powinnam. Z niemałym zdziwieniem zauważyłam, że faktycznie wszystko jest na swoim miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mizar?! – zawołałam, choć mój głos zadrżał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Czy byłam martwa? Czy tak jest po śmierci? Ciało miałam lekko obolałe. W szczególności szyję. Czy po śmierci czuje się ból?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mizar? Hitch?! – spróbowałam głośniej, jednak bardziej to wychrypiałam, niż wykrzyczałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Odpowiedziała mi cisza. Kompletna cisza. W dodatku nie miałam pojęcia, gdzie jestem. To było przerażające. Nie rozumiałam całej tej sytuacji. Wyciągnęłam noże i ruszyłam przeszukać zarośla.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Z właściwą dla swojej rasy zwinnością dopasowywałam się do plam cienia tworzących się od blasku księżyca pod drzewami. Nikogo nie znalazłam. Tylko drzewa, krzewy, trawa i gdzieś w oddali sowa. Cała polana, na której się znajdowałam, była bezpieczna. Ruszyłam więc w stronę księżyca, przesuwając się jak cień. Gdyby nawet ktoś próbował mnie śledzić, to mogłoby udać się to jedynie innemu cieniowi. Ani jednemu Kolcowi. Dla nich w nocy byłam niewidoczna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przemknęłam w ten sposób odległość około dwóch kilometrów, tak mówiła mi intuicja. Wtedy nacisnęłam czerwony guzik na pasku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ku mojej zgrozie zaczął on pulsować lekkim, czerwonym światłem. Cudownie, teraz na pewno zostanę zauważona. Przycisnęłam do niego dłoń, starając się ukryć w ciemności i jego, choć w sumie nie miałam pojęcia przed kim.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedziałam, ile czasu siedziałam ukryta w ciemności, ale gdy Samel mnie znalazł, moja dłoń była poważnie zdrętwiała od ukrywania światła, a na niebie pojawiła się pierwsza szarość poranka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jaśnie pani dalej wynieść nie mogło?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zignorowałam jego pytanie i ruszyłam w kierunku, z którego przyszedł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Pokonałaś chociaż Wilka? - kontynuował przesłuchanie. – Czy spaprałaś to całkiem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Zatrzymałam się i posłałam mu obojętne spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem, co stało się w nocy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– To zastanawiające, bo musiałaś tu iść ładne godziny. Wytłumaczysz mi właściwie po co? Miałaś załatwić go w siedzibie ścierw i wracać. A jest poniedziałek. W sumie już wtorek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zatrzymałam się. Gdzie zniknął cały dzień? Jak mogłam go przegapić? To wręcz niemożliwe, bym tak długo leżała nieprzytomna...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Co zadziwiające, nie odczuwałam głodu ani pragnienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Samel, jest poniedziałek – rzuciłam do niego przez ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie. Doskonale wiem, ile na ciebie czekam. Gdy wrócimy, będziemy mieć przesrane. Głównie ty. – Wyprzedził mnie, trącając barkiem, gdy mnie wymijał. – Oby Mrok miał cię w opiece, jeśli również zostanę ukarany. Będziesz się spowiadać w samochodzie. Mamy do niego z trzy kilometry, więc postaraj się iść szybko. I na przyszłość, o ile ona nastanie, ściągaj mnie w miejsca, do których da się dojechać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Stłumiłam w sobie chęć uderzenia go w szczękę, by zatracił ten swój arogancki ton. Zaczęłam myśleć nad tym, co czeka mnie w domu...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Myślałam, że nie żyjesz! – Izela nie chciała mnie puścić. Tuliła mnie, jakby to było coś normalnego. Jakby tęskniła, martwiła się... Bo pewnie tak było. To w jej stylu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Właściwie to nie wiem, czy żyję. – Spojrzałam na nią, mówiąc do niej powolnym, wyważonym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Zdecydowanie żyjesz, Weiro. Uwierz mi, że żyjesz. Ale nie wiem, co będzie, gdy spotka cię Reala.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Szłam korytarzem, z każdym krokiem coraz wolniej. Wiedziałam, że konsekwencje mnie nie ominą. Nie było w tym nic dziwnego. Nie to odwlekałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pomimo intensywnych wydarzeń ostatnich dni nadal gdzieś mnie kłuło, że powiedziała o mnie, iż nie mam duszy. Sama przed sobą musiałam przyznać, że to nic poważnego w skali niepamiętania całego dnia z życia czy uniknięcia śmierci, i to dwukrotnie, w dodatku poza murami Akademii. Nawet najwolniejsze tempo musiało w końcu doprowadzić mnie do gabinetu mentorki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Uniosłam dłoń i zastukałam w drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wejść – usłyszałam głos Reali.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ton mentorki nie brzmiał zachęcająco. Suchy, zimny. To samo mówiła jej twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mentorko... – Schyliłam głowę na znak szacunku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Spodziewałam się tego po każdym, jednak nie po tobie. Wiedzieliśmy, że Izela i jej znajomi wychodzą na zewnątrz. Zresztą to nie pierwszy raz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Te słowa mnie zdziwiły. Wyjścia nie były tajne. Jak to możliwe, że zgadzali się na takie precedensy? Spojrzałam na nią uważnie, przechylając głowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie dziw się, wiemy o wszystkim. Pozwalamy wam na wyjście na zewnątrz, byście nauczyli się, jak to jest z ludźmi. – Westchnęła. – Oficjalnie takie coś nie może mieć miejsca. Nie jesteście przygotowywani. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Kolce panoszą się w Raweni – powiedziałam, gdy tylko na chwilkę zamilkła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Wiem, Weiro. Powiedz mi, co stało się na zewnątrz, że zniknęłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Milczałam, wbijając wzrok w podłogę. Nie istniał żaden powód, by nie powiedzieć prawdy Reali. Skoro wyjście Izeli i Brena było zauważone, a co najważniejsze – akceptowane, mogłam zaszkodzić jedynie Samelowi, którym nie przejmowałam się wcale mimo jego pogróżek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jednak nie chciałam mówić Reali, co się stało.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Piłam gorzki, musujący płyn, potem zasnęłam i źle się czułam – powiedziałam w końcu. Kłamstwo było marne, jednak nigdy dotąd nie kłamałam. Miałam nadzieję, że moje tłumaczenie zostanie przez nią zaakceptowane.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Gorzki, musujący napój. – Mentorka powtórzyła, patrząc na mnie badawczo. – Wiedziałam, że wychodzicie, jednak nie spodziewałam się, że spożywacie alkohol. To może zachwiać wasze zdolności. Porozmawiam o tym z Profesorem De. – Na jej czole pojawiły się bruzdy. – Jesteś ostatnią osobą, po której bym się tego spodziewała. Idź spać. Chcę cię widzieć na treningu z samego rana. Popołudnia będziesz spędzać w zbrojowni. Ktoś musi naprawiać broń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Opuściłam pokój Raeli z uczuciem ciężkości w żołądku. Z jednej strony spodziewałam się kary, która będzie straszna, a czyszczenie i naprawianie broni było czymś przyjemnym w moim odczuciu. Z drugiej strony... To dziwne, gdy nie mówi się prawdy. Najpierw skłamałam, podając moje imię, teraz odnośnie wydarzeń poza Akademią... Nigdy dotąd nie rozumiałam, po co nie mówić o tym, co miało miejsce. Przecież to najprostsza metoda przekazania informacji, nie wdzierają się wtedy w nią szumy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nagle doznałam poczucia triumfu. Czy bezduszna osoba może nakładać prawdę?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęłam biec do pokoju, odczuwać pracę mięśni i ból ran jak nigdy dotąd. Jakbym zaczęła żyć... Jakby ciągle czegoś w moim życiu brakowało. Mroczna energia we mnie buzowała, a ja... mogłam wszystko. Tak mi się przynajmniej w tamtej chwili wydawało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wbiegając do pokoju, zamknęłam zamaszyście drzwi, co spowodowało ich trzaśnięcie. Izela siedząca na moim łóżku podskoczyła, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Jej białka były zaróżowione.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Weiro? Co się stało? – zapytała, zrywając się na równe nogi i posyłając mi wyczekujące spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam zająć się bronią. – Wzruszyłam ramionami, po czym poszłam do łazienki, a konkretnie do lusterka i zaczęłam analizować mój wygląd. Byłam sobą. Weirą. Taką, jaką widziałam od zawsze. Czy coś się we mnie zmieniło?</div>
<div style="text-align: justify;">
Sięgnęłam do spinki, która utrzymywała moje włosy. Opadły mi one na plecy, kończąc się już za linią pośladków. Przeczesałam włosy palcami. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moje oczy... były inne. Tlił się w nich jakby maleńki ognik. W pierwszej chwili wystraszyłam się, uznając to za zainfekowanie Światłem, jednak niejednokrotnie widywałam takie ogniki w oczach Izeli. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Spojrzałam na siebie inaczej niż dotąd. Jak na istotę, która może żyć w społeczności, może mieć przyjaciół, a może i nawet się zakochać. Równą Izeli, Brenowi, Reali. Niewiele się od nich różniłam. Miałam oczy, nos, usta, włosy, ręce, nogi, korpus, uszy... Byłam jak oni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyczułam obecność współlokatorki w progu drzwi do łazienki. Odwróciłam się do niej i lekko uśmiechnęłam, gdy wpatrywała się we mnie badawczo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Miałaś rację, Izelo. Żyję i chyba nigdy wcześniej nie byłam równie żywa – powiedziałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co tam się stało, Weiro?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela przekazała Brenowi informację, że zostaje dziś na cały dzień ze mną w pokoju. Kazała mu wytłumaczyć swojemu mentorowi, że źle się czuje. Wiedziała, że może na niego liczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Usiadłyśmy na wykładzinie, pomiędzy naszymi łóżkami. Podwinęłam nogi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Masz mi wszystko opowiedzieć. – Izela wydawała się niepewna w stosunku do mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Bawiąc się końcówkami włosów, zaczęłam opowiadać. Zdałam jej raport.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dotarłam do Akademii razem z Samelem. On został i na mnie czekał. Mimo drobnych problemów spowodowanych słońcem udało mi się dotrzeć do ich siedzib. Znalazłam tam pokój Hitcha. On w nim był i zatrzymał mnie, odradzając zabicie Mizara. Mizar przyszedł. Zaprosił mnie na dach i chciałam tam go zabić. Pamiętał mnie. Wytrącił mi broń, po czym mnie dusił. Straciłam przytomność, ocknęłam się w lesie... Po znacznie dłuższym czasie, niż sądziłam. Całkiem sama. Nic mi nie zginęło, stan fizyczny uważam za zadowalający. Wróciłam do domu. Zawiodłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Izela przechyliła głowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wmówisz mi, że zawalenie misji wywołało u ciebie tę... – Szukała odpowiedniego słowa. – ...iskrę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ponownie się do niej uśmiechnęłam. Z każdym kolejnym wyszczerzem mięśnie działały chętniej i stawał się on szerszy. Ponadto ciężko było ten grymas opanować – sam się wciskał na usta.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Okłamałam Realę. - Zagryzłam wargi, tłumiąc radosne wykrzywienie ust. – I jest mi z tym dobrze. Czuję się taka silna, Izelo! – Mój głos zabrzmiał zaskakująco głośno. – Pokonałabym teraz nawet Wilka. Muszę tam wrócić i skończyć, co zaczęłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Energia we mnie buzowała. Zobaczyłam, że z mojego ciała zaczyna wydobywać się cień. Z całego ciała, nie tylko z dłoni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co ty robisz?! – Izela była zaniepokojona, powoli zaczęła się ode mnie odsuwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie kontroluję tego, samo się dzieje. – Obserwowałam, jak moje włosy się unoszą, przeplatają ze smugami cienia. Jakby były żywe.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Spróbuj przestać!</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Nie wiedziałam jak. Moja moc... była cudowna. Czułam energię Mroku niemal jako ból. Musiałam znaleźć dla niej upust. </div>
<div style="text-align: justify;">
Skoncentrowałam się na lewej dłoni. Zaczęła się na niej tworzyć kula ciemności, wszystkie wiązki cienia dołączały do niej niczym węże. Starając się opanować niesforne nitki Mroku, powoli podniosłam się z podłogi i podeszłam do okna. Gdy chciałam je otworzyć, uprzedziły mnie mroczne kłącza. Cisnęłam nimi przez otwarte okno. W zetknięciu z ostrym, przedpołudniowym słońcem zaczęły syczeć i znikać. Izela obserwowała wydarzenie zza moich pleców.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Co to było? – zapytała drżącym głosem. – CO TO BYŁO? – powtórzyła, tym razem już krzycząc.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie wiem. Ale pochodziło ze mnie. – Odwróciłam się do niej, położyłam dłonie na niej ramionach i wyszeptałam: – Nie mów o tym na razie nikomu. Nauczę się to wykorzystywać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Teraz to ja czułam się starszą osobą. Izela sprawiała wrażenie małej dziewczynki.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wieczorem po kolacji wyszłyśmy do zagajnika, w którym zawsze ćwiczyliśmy walkę w warunkach o ograniczonej przestrzeni. O tej porze zwykle nikt tam nie ćwiczył – zajmowaliśmy się wtedy czytaniem książek lub grami. Upewniłam się, że na pewno nikogo nie ma.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Powinnam spróbować to wykorzystać – powiedziałam do Izeli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jak to robisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Próbuję to ustalić, Iz. – Po raz pierwszy zwróciłam się do niej zdrobnieniem. Aż zabawne, że ją to zdziwiło. W skali dziwności dzisiejszego dnia to nie zasługiwało nawet na uwagę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wyciągnęłam przed siebie ręce. Skupiłam się na nich, przesłałam całą energię Mroku w śródręcze. Aż zamrowiły. Wokół dłoni zaczęła kotłować się ciemność. Wypływała z najciemniejszych miejsc, oplątywała moje palce. Stała się materialna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Możesz... nią czegoś dotknąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Słysząc głos współlokatorki, niepewnie pokiwałam głową. Miałam już spróbować złapać nią liść, gdy wpadłam na inny pomysł.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyobraziłam sobie miecz na kształt mieczy Kolców.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cienie zaczęły się ze sobą przeplatać, po chwili powstał z nich nieco zdeformowany kształt ostrza. Nie można było nim nic przeciąć, jednak miałby szansę na stanie się równym z mieczami Kolców. Czy powstrzymałby uderzenie Miza?</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Izelo... – Przysunęłam do niej miecz. Dziewczyna niepewnie wyciągnęła po niego rękę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Jest taki chłodny – powiedziała, gdy jej palce dotknęły ostrza. – Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Nie czytałam. Nie wiedziałam, że się da...</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Ujęła rękojeść. Cienie lekko zadrżały, jednak ogólna forma miecza została utrzymana.</div>
<div style="text-align: justify;">
Patrzyłyśmy na broń. Broń, która wydawała się dla nas stworzona, gdyż w istocie mogła być tworzona przez nas. Skoro ja to potrafiłam, Izela też powinna móc, zwłaszcza że umiała utrzymać miecz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Dlaczego nigdy nie walczyliśmy mieczami? – zapytałam ją, wpatrując się w cienie, które zaczęły powoli uwalniać się z niewoli.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie mam pojęcia. Musimy poszperać na ten temat.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>Wpatrywała się w ostrze intensywnie, a miecz zaprzestał rozpływania się w powietrzu. Gdy oplotła go kolejna wiązka cienia, dziewczyna wypuściła broń z ręki. Bezszelestnie rozpłynęła się, nim dotknęła ziemi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Mam wrażenie, że nie o wszystkim nam mówią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="white-space: pre;"> </span>– Nie było o czym mówić, nim się tobą zaopiekowałam, Córeczko – rozległ się za nami obcy, zachrypnięty głos.</div>
Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-844942632150186971.post-54254486463110089392017-02-10T14:41:00.001-08:002017-02-10T14:41:29.148-08:00Podziękowania<span style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; display: inline !important; float: none; font-family: "Times New Roman"; font-size: small; font-style: normal; font-variant-caps: normal; font-variant-ligatures: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; orphans: 2; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 2; word-spacing: 0px;">Piękny szablon, który tutaj widzicie, zawdzięczam najzdolniejszej z szabloniarek w historii.</span><br />
<blockquote class="tr_bq" style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: "Times New Roman"; font-size: medium; font-style: normal; font-variant-caps: normal; font-variant-ligatures: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; orphans: 2; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 2; word-spacing: 0px;">
Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.</blockquote>
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: "Times New Roman"; font-size: medium; font-style: normal; font-variant-caps: normal; font-variant-ligatures: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; margin: 0px; orphans: 2; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 2; word-spacing: 0px;">
<br /></div>
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: "Times New Roman"; font-size: medium; font-style: normal; font-variant-caps: normal; font-variant-ligatures: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; margin: 0px; orphans: 2; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 2; word-spacing: 0px;">
Organizacja:</div>
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: "Times New Roman"; font-size: medium; font-style: normal; font-variant-caps: normal; font-variant-ligatures: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; margin: 0px; orphans: 2; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 2; word-spacing: 0px;">
Następny post piątek ;) Muszę dopisać końcówkę a jak na razie nie mam czasu.</div>
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: "Times New Roman"; font-size: medium; font-style: normal; font-variant-caps: normal; font-variant-ligatures: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; margin: 0px; orphans: 2; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 2; word-spacing: 0px;">
<br /></div>
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: "Times New Roman"; font-size: medium; font-style: normal; font-variant-caps: normal; font-variant-ligatures: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; margin: 0px; orphans: 2; text-align: start; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: 2; word-spacing: 0px;">
Pozdrawiam!</div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike><br />Kaoliahttp://www.blogger.com/profile/06417886289587015413noreply@blogger.com0